Beskid Mały na zakończenie roku 2017, 30 grudnia.

Koniec roku, a początek bloga...

Dawniej często jeździłem obok pustego jeszcze zbiornika, w Świnnej Porębie, w wyższe góry. Zastanawiałem się jak będzie most wyglądał, gdy pod nim w końcu pojawi się woda. Aż w końcu zbiornik napełnił się wodą, pogoda w końcu po długim czasie miała dopisać, więc innej możliwości nie mogło być, jak decyzja, jedziemy.
Dojeżdżamy chwilę przed świtem, w mroźny poranek zabieramy plecaki i ruszamy.
Widok na miejsce startu, jak i ulubiony most :)

Dość szybko nabieramy wysokość, z coraz fajniejszym widokiem na zbiornik, otulony szczytami.
Zza gór wstaje słońce, choć my jeszcze go nie widzimy:

Po kolejnych kilku krokach, kilku minutach w końcu go widzimy:

Mieszkać z takim widokiem, któż by nie chciał?

Wchodzimy w las. Jest na prawdę rześko, wiatr chłoszcze nas drobnymi igiełkami śniegu, mam siny nos :) Śniegu coraz więcej, choć jeszcze nie po kolana, więc idzie się przyjemnie. Tylko te zawieje...

Zielonym szlakiem dochodzimy do kolejnego żółtego, który ma nas do schroniska doprowadzić.

Tu już muszę torować w śniegu zza kostki, a że to pierwszy śnieg tej zimy, to do schroniska dochodzimy lekko zmęczeni.

Schronisko Leskowiec, położone pod szczytem Jaworzyny powstało w 1932, a już dwa lata później się rozbudowało. Dziś to popularne miejsce odwiedzin, szczególnie niedzielą...
Jedzenie całkiem dobre. Ja zjadam tradycyjnie pierogi z mięsem, żona ciasto. Jeszcze czuć święta, czuć też szykowanie się na zabawę sylwestrową. O ile atmosfera świąt poprzez wystrój, to z kuchni zapachy jadła, oraz rozmowy kiedy pierwsze grupy dotrą na weekend już dobitnie świadczą, że zabawa będzie przednia.
Po posiłku, oraz ciachu ruszamy na szczyt noszący nazwę schroniska. Czy też odwrotnie, na szczyt noszący nazwę schroniska? Czemu zatem schronisko leżące pod szczytem Jaworzyny (lub bardziej popularnej nazwie Gronia Jana Pawła II), nazywa się jak pobliski szczyt? Cóż błędy kartografów, spowodowały, że dawny Leskowiec, to obecnie Jaworzyna, a obecny Leskowiec to dawny Beskid :)

Pod szczytem. Pogoda przepiękna, taką zimę w górach to lubimy :)

Widok:
i wracamy, do schroniska już nie zaglądamy.
Po drodze mijamy grupki zdążające na wspomnianą imprezę, a my zanim jeszcze zejdziemy do naszego krążownika szos, odwiedzamy jedno miejsce:
Jaśkowa arka.

Potem szybko w dół, idzie się już całkiem przyjemnie. 

Oglądając Jezioro/zbiornik Świnna

i tak kończymy naszą ostatnią, tego roku wycieczkę.

Trochę cyfr.
kilometrów 15, około
podejść 700, około metrów
czas 8 godzin
zdjęcia link

dziękuje :)

Komentarze