Beskid Wyspowy po raz I. 2016r.

Kolejna porcja wspomnień, tym razem z końca zimy 2016r.

Po zdobyciu Skrzycznego i Baraniej w styczniu, oraz małym spacerze poza szlakami, postanawiam poznać jakieś nowe pasmo. Pada na Beskid Wyspowy.

Tylko gdzie podjechać? Jaką pętle zrobić (wada jazdy autem w góry...)?
Wtedy jeszcze zależało mi na zdobyciu najwyższych, czy najciekawszych (choć to nie do końca dobre słowo, bo dziś co innego jest dla mnie najciekawsze, niż te parę lat temu), więc z automatu myślę nad Mogielicą. Pada propozycja pętli z Mszany przez Mogielicę i Ćwilin, to jest 40km i prawie 2km przewyższeń. Jednak chłopaki z pracy i forum odpadają, dzień przed wyjazdem odchodzi  na zawsze dobry kolega z pracy, ja mam tylko ten dzień wolny z weekendów marcowych. Pada decyzja, jadę sam, jest mi to nawet na rękę.
Modyfikuje trasę i parkuję auto w Półrzeczkach i zielonym szlakiem wdrapuję się na przełęcz pod Krzystonowem:

Mijam dwa szczyty Krzystonów, Duży i Mały, i zaczynam zejście na przełęcz pod M. Krzystonowem:


Po chwili regeneracji, ruszam dalej. Pod górę oczywiście ;)

Mijam pierwszą polanę, wchodzę w las:

By po chwili widzieć, że zaraz wyjdę na polanę:

No i jestem, na polanie Stumorgowej:

Rano, gdy wyruszałem z auta, było mgliście, ponuro, lecz teraz słońce przebija się przez chmury:

a nawet pojawia się i błękit.
Muszę jeszcze podejść, do widocznej kopuły szczytowej, na której znajduje się wieża:

Im wyżej, tym lepsze widoki, tu na Ćwilin:
Ćwilin po lewej, z prawej Śnieżnica.
Widać już ławki pod drzewami okalającymi kopułę szczytową:

Z samej góry polany, taki widok jest na całą Stumorgową Polanę, to nią się wdrapywałem:

Przechodzę przez dość gęsty lasek, ze sporą ilością zmrożonego śniegu:

I w końcu jestem:

O ile dobrze pamiętam, to zjadam śniadanie i się zamierzam zmierzyć z wieżą:

Wchodzę po zmrożonych schodach i oglądam piękną panoramę:
Widok na polanę Stumorgową. 

Tu zaś widok na zachód. Widok na Luboń Wielki i Szczebel (w centrum kadru).

Na wprost Ćwilin, z lewej Lubogoszcz, z prawej Śnieżyca.
Oraz widok na północ, spory garb, to Łopienie.
Teraz muszę zejść, sporo metrów, które człowiek zdobył, teraz wytraca. Cóż nazwa "Wyspowy" zobowiązuje, tu praktycznie większość szczytów, to właśnie osobne wyspy, odosobnione szczyty od innych. Jedynie trzy pasma wyróżniają się inną budową.
To też powoduje, że porównywalne trasy jeśli chodzi o długość, będą się wyróżniały w Wyspowym, dużo większą ilością przewyższeń.
Idę teraz w lesie. Nic specjalnego, mijam kapliczkę, a chwilę później na chwilę przystaję na polanie Cyrla:

Mijam pierwsze domostwa Jurkowa:

I zaczynam mozolne podejście na Ćwilin. Nie wiem jak Was, ale mnie zawsze wykańcza zejście w dół o wiele mocniej niż podchodzenie, więc po zejściu z Mogielicy jestem nieźle zmęczony. Na podejściu nie ma długo czas śniegu, to dobrze, bo gdy już się pojawia, to tempo i tak już powolne, spada...
Ale w końcu ostatnia prosta...i jestem na szczycie.
Uff, koniec podejścia to walka ze skurczami, więc widząc ławki czym prędzej z nich korzystam.
Mam też niezły widok:


Luboń Wielki. Za rok go zdobędę :) (od dnia wycieczki).

Zjadam resztki kanapek, odpoczywam i zastanawiam się nad powrotną drogą. Albo wracać szlakiem do Jurkowa i kawałek asfaltem, albo zejść na azymut. Jednak zmęczenie, brejowaty śnieg powodują, że wracam szlakiem.
Ostatni rzut oka, na Gorce i jazda w dół.

O dziwo asfaltem idzie się mi dość szybko.



no i wtedy wkurzyłem się na gugla, bo zakończył picasse web, a po trzech latach wracam znów na niego :)

Komentarze