Beskid Śląski - klasyk klasyczny.
Gdyby nie wirus, koronowirus, pisałbym relację z mało znanych szlaków. Niestety z wycieczki nic nie wyszło, a pogoda dopisała jak nigdy, więc trudno, znowu wrócę do czasów ciut, minionych.
Pod koniec maja miała być świetna pogoda. I była. Od razu uprzedzę, pamiętam, że nas spiekło...
Wycieczkę rozpoczęliśmy od herbaty/kawy na stacji benzynowej. Ale było to święto, więc pewnie o tej rannej porze jedyne miejsce, gdzie można się było czegoś napić. Następnie autobusem jedziemy za szpital w Bielsku, pod stację kolei gondolowej na Szyndzielnie.
Jednak mijamy ją i ruszamy zielonym szlakiem. Mijamy schronisko, a raczej gospodę Dębowiec i powoli pniemy się do góry.
Szlak wiedzie przyjemnym bukowym lasem:
W pewnym momencie, jak to w górach bywa, robi się stromiej. No cóż góry. Na drzewie wisi termometr, jest przyjemnie coś około 17 stopni. Do schroniska już niedaleko, jednak po drodze mijamy górną stację kolei. Tu wypijamy po piwie i po chwili ruszamy dalej.
Dochodzimy do schroniska, chwila odpoczynku i ruszamy dalej.
Schronisko na Szyndzielni stoi na wysokości 1001m npm, oddane do użytku w 1897 roku, przez Beskidenverein, czyli niemiecką organizacją turystyki, która działa w będących dziś w Polsce Beskidach. Schronisko zbudowane na wzór alpejskich, jako drewniano-murowane. W czasie II WŚ trafione przez pociski artyleryjskie. Obok schroniska jest alpinarium, którego wówczas nie zwiedziliśmy, więc jest po co tam wrócić. Ale to kiedyś...
Nasz cel, to jakaś łąka, na której można by się wyłożyć i pobyczyć. Kierunek - Klimczok. Tu droga to płaska trasa. Mijamy szczyt Szyndzielni. Po drodze pojawia się prześwit na dolinę Wapiennicy. W końcu docieramy pod maszt, a to oznacza, że kolejny szczyt dziś padł naszym łupem ;) Teraz i my możemy paść ;)
Szlak między Szyndzielnią a Klimczokiem. Praktycznie po płaskim:
Na południu widać Skrzyczne. Powoli robi się upał.
Zdobywamy trzeci szczyt, Magurę. Tu witają nas hale...ściętych drzew.
Pod koniec maja miała być świetna pogoda. I była. Od razu uprzedzę, pamiętam, że nas spiekło...
Wycieczkę rozpoczęliśmy od herbaty/kawy na stacji benzynowej. Ale było to święto, więc pewnie o tej rannej porze jedyne miejsce, gdzie można się było czegoś napić. Następnie autobusem jedziemy za szpital w Bielsku, pod stację kolei gondolowej na Szyndzielnie.
Jednak mijamy ją i ruszamy zielonym szlakiem. Mijamy schronisko, a raczej gospodę Dębowiec i powoli pniemy się do góry.
Szlak wiedzie przyjemnym bukowym lasem:
W pewnym momencie, jak to w górach bywa, robi się stromiej. No cóż góry. Na drzewie wisi termometr, jest przyjemnie coś około 17 stopni. Do schroniska już niedaleko, jednak po drodze mijamy górną stację kolei. Tu wypijamy po piwie i po chwili ruszamy dalej.
Dochodzimy do schroniska, chwila odpoczynku i ruszamy dalej.
Schronisko na Szyndzielni stoi na wysokości 1001m npm, oddane do użytku w 1897 roku, przez Beskidenverein, czyli niemiecką organizacją turystyki, która działa w będących dziś w Polsce Beskidach. Schronisko zbudowane na wzór alpejskich, jako drewniano-murowane. W czasie II WŚ trafione przez pociski artyleryjskie. Obok schroniska jest alpinarium, którego wówczas nie zwiedziliśmy, więc jest po co tam wrócić. Ale to kiedyś...
Nasz cel, to jakaś łąka, na której można by się wyłożyć i pobyczyć. Kierunek - Klimczok. Tu droga to płaska trasa. Mijamy szczyt Szyndzielni. Po drodze pojawia się prześwit na dolinę Wapiennicy. W końcu docieramy pod maszt, a to oznacza, że kolejny szczyt dziś padł naszym łupem ;) Teraz i my możemy paść ;)
Szlak między Szyndzielnią a Klimczokiem. Praktycznie po płaskim:
Drzemka...
Tu leżymy trochę czasu, podziwiając widoki. Słońce nam przygrzewa nam, leży się super...ale czas w końcu się ruszyć. Na szczęście widać blisko kolejne schronisko, leżące pod Magurą, choć nazywa się, Sch. pod Klimczokiem...
Klimczok widziany z siodła pod Klimczokem.
Schronisko pod Klimczokiem, leżące na zboczach Magury...
Schronisko zbudowane pod koniec XIX w, początkowo drewniany, ale jako, że spłonął trzykrotnie, w tym podczas otwarcia, dlatego w 1914roku zbudowano murowany z kamienia. To schronisko nie ucierpiało w czasie II WŚ. Jednak po niej zostało rozszabrowane...
Od kilku lat obok schroniska jest basen. Tu kupujemy po piwie i znów oddajemy się lenistwu. Jako, że jest święto, ludzi sporo.
Ruszamy. Proponuje zejście przez Magurę i następnie Równie powrót do Bielska. Mijamy goprówkę.
Na południu widać Skrzyczne. Powoli robi się upał.
Zdobywamy trzeci szczyt, Magurę. Tu witają nas hale...ściętych drzew.
To dlatego parę lat później wpadam na pomysł by iść na wschód słońca na Magurze .
Tymczasem słońce zaczyna nam wypalać wszelkie siły.
Chce się pić, marzymy o cieniu, a tu tak trasa wygląda:
Mijamy krzyżówkę szlaków, wiem, że nikogo nie namówię na wspinanie się. Przez to słońce, temperaturę ledwo człapiemy...
Widok na Beskid Mały.
Gdy w listopadzie 2018 roku lecimy w górę na wschód, to mijamy to miejsce wśród sporych młodych drzew...
Mijamy ruiny basenu, który został wybudowany w latach 30tych XX w, obok schroniska, które jednak spłonęło podczas ostrzału wojsk radzieckich w czasie II WŚ. Podziwiamy też panoramę Kotliny Żywieckiej z budowaną wtedy S1ką.
Mijamy też pierwsze zabudowania, jednemu domostwu chcę robić zdjęcie, lecz rezygnuję, na prośbę, pani, której nie zauważam, by jak to powiedziała, nie robić z nich małp w zoo.
Robię zdjęcie stoku, gdzie musielibyśmy się wspiąć i nawet ja nie mam siły myśleć o wędrówce tam...
Dochodzimy do Bystrej, i pozostaje nam dojść do stacji kolejowej. Pamiętam, że przejść przez budowę drogi w upale, gdy cały kurz unosił się wokół, to był spory wysiłek. A później już pozostała podróż do domu...
Trasa to 13km i nieco ponad 750m przewyższeń.
Komentarze
Prześlij komentarz