Jak prawie na Rysy weszliśmy w 2010 roku.
Na prośbę teraz, letnie, prawie letnie wspomnienia. Wracam z pracy, na niebie sam błękit, mam ochotę na piwo. Piszę sms'a do Marcina, czy nie wyjdzie na jedno. Odpisuje mi, że myśli czy by z rana w Tatry nie pojechać, więc mimo chęci...liczę ilość miedziaków w portfelu, wypłata za kilka dni, w lodówce świeci i owszem światło, ale nic poza tym nie ma. Ot czasy, prawie, że jeszcze studenckie, mieszkałem wtedy w akademiku, więc trzeba się dostosować ;) Dzwonię, na ile te myśli są zaawansowane, po telefonie zaglądam po drodze do sklepu i umawiamy się na rano...jedziemy. Na piwo...jeszcze się pójdzie ;)