Wschód na Magurze i kilka tysięczników w Beskidzie Śląskim.
Co zrobić, gdy ma się niespodziewanie jeden wolnego więcej?
Różne rzeczy, mnie od razu wpadł pomysł by skoczyć w góry. Tylko, że tak dokładnie to miałem pół dnia wolnego. Dojazd godzina, powrót godzina, co ja zobaczę, góry z dołu? A może by tak wejść na jakiś szczyt na wschód? O to jest pomysł. Tylko gdzie?
Piszę do kolegi z forum, wymyśl coś. Ale, że cisza w eterze ;) to zaczynam sam coś kombinować. Musi być blisko, bo jednak przy okazji chcę się trochę przejść po szlakach, blisko, to też choć kilka godzin snu. No bo można by w Tatry pojechać, można na Babią Górę, ale to noc zarwana, dłuższy powrót. To może Potrójna, Leskowiec? No ale tam byłem ostatnio, na Potrójnej nawet dwa razy... Oczywistym miejscem wydaje się Skrzyczne. Ale oklepane. Przeglądając mapę, przypominam sobie widok jaki parę lat temu otworzył się na Magurze:
Więc szybko po mapie kroczę palcem. Wymyślam szybką pętle. Zapodaje temat, tu jednak, na całe szczęście dostaje odpowiedź zwrotną, że to za mało i po kilku wiadomościach dochodzimy do wniosku z Sokołem, że Skrzyczne odpada, Szyndzielnia na samym początku, ale robimy...
Co zrobimy to się później dowiecie. Jeśli będziecie dalej czytać ;)
Pobudka o 2giej. O 3 ruszam z pod bloku. Nad Brynicą dopada mgła, muszę zwolnić, dopiero w okolicach Pszczyny ustaje (Tychy to już bardzo gęsta). 4ta. Parkuje za autem ekipy. Szybkim krokiem idziemy, by rozgrzać się w kierunku naszego celu. W Szczyrku już panują święta :
My tymczasem dość szybo nabieramy wysokości, pojawiają się widoki. Na Skrzyczne, na górze którego świeci czerwone światło na maszcie. Na miejscowości w Kotlinie Żywieckiej:
Krok po kroku coraz wyżej, by w końcu odbić na ścieżkę rowerową, dość mocno kamienistą...oraz zarośniętą :))
Po wejściu do lasu, znajdujemy fajne ławki, na których pochłaniamy pierwsze kanapki, popijamy piwem. W pewnym momencie, widzę za konturami drzew, że niebo zaczyna się różowić, podkreślając szczyty. Chłopaki dopiero po chwili zwracają na to uwagę. Gdy jednak Sokół mówi, że jest pięknie bo widać Tatry, to po chwili niedowierzania (że tak nisko i już je widać), sprawdzania, czy rzeczywiście to one, zaczyna się. Dostajemy nagłych sił. Kolejne metry drogi leśnej, szlaku mijają pędem. Dochodzimy do połączenia się szlaków żółtego (którym kilkanaście metrów już podążamy), oraz czerwonego. Od tej chwili zaczyna się bieg do góry, z oglądaniem się za siebie, oraz rozglądaniem za najlepszą miejscówką do sesji. Już nabieram obaw, że trzeba będzie się wrócić, bo wchodzimy w niewysoki, ale jednak las. Jednak przypominam sobie, że rzeczywiście wyżej nad nim, drzew było niewiele. W końcu znajduje moim zdaniem dobre miejsce, chłopaki dołączają, więc złe nie jest ;) i każdy zaczyna rozkładać sprzęt.
A to powód tego biegu:
Rozchodzimy się, każdy szuka odpowiedniego miejsca dla siebie. Migawki pracują na pełnych obrotach.
I widok, który spowodował, na pewno u mnie, przyśpieszenie tempa wchodzenia :) :
Tu widok na Jezioro Żywieckie:
Trochę konturów:
Godzina dość szybko nam zleciała. Zbliża się godzina wschodu.
I w końcu jest. Wyłania się zza Babiej Góry:
Zmieniam kadr :)
Po dosłownie 2-3 minutach moment pobudki naszej gwiazdy jest już przeszłością:
Jeszcze tylko postanawiam spojrzeć bliżej:
Pora się zbierać, przez godzinę człowiek trochę zmarzł ;) Ale nim ruszymy, jeszcze kilka spojrzeń, w innym kierunku, w jakim dziś obiektywy były skierowane:
edit: wrzucam zdjęcie mnie:
Chłopaki ruszyli już dalej, więc i ja się zbieram. Tym bardziej, że sam wschód, nie dość, że bardzo krótki, to za specjalny nie był.
Choć te chwile przed wschodem już jak najbardziej, spełniły moje oczekiwania. Zresztą moim zdaniem dużo to było ciekawsze niż ceremonia wschodzącego słońca.
Za chwile Sokół pokazuję z daleka ręką w kierunku północy. Mijam odrastające sosny i otwiera się widok na Bielsko:
Na tym zaś widać w lewym rogu schronisko na Szyndzielni, oraz wstępną trasę, jaką planowałem:
Spoglądając w kierunku północnego wschodu obejrzeć można Beskid Mały, a dokładnie północną część ramienia Grupy Magurki Wilkowickiej, jak zakręca na wschód:
Chłopaki ciągle przede mną, jak i...Klimczok.
W kolejnym prześwicie, oglądam Skrzyczne:
I mijając kikuty drzew powoli idziemy dalej.
By po chwili widok otworzył się na zachód.
Mijamy, jeszcze spokojne, ciche schronisko pod Klimczokiem (leżące na stokach Magury ;) ), i schodzimy na siodło, noszące nazwę, a jakże, Siodło pod Klimczokiem. Tu jesteśmy wszyscy mocno zdziwieni, bo jeszcze rok temu rosły tu drzewa ( ja byłem kilka lat temu - w 2013, ale Sokół był rok temu). Kiedyś to wyglądało tak:
Podchodzimy do obciachowej chatki pod szczytem Klimczoka, gdzie zjadamy śniadanie.
Oczywiście robimy masę zdjęć z widokami, jakie się teraz pojawiły (jeden z plusów wycinki):
Stwierdzamy, że trzeba było tu przyjść na wschód. Również daleko widać:
Po chwili, jednak stwierdzamy, że mieliśmy lepszą miejscówkę. Robimy więc pierwsze zdjęcie grupowe:
Kolejne grupowe zdjęcie:
Mijamy las, który ja pamiętam jako ponury, dziś jak cały Beskid Śląski, mocno przetrzebiony i...kolejny szok.
Tu jeszcze wstępnie nasz cel:
- w prawo szlakiem,
to wybieramy nie planowaną wersje ścieżką, która zresztą najmocniej się pnie w górę, nie szlak, który od początku był skreślony, a wygodną drogę. Widać zmęczenie, znużenie dochodzi do głosu!
Po drodze jeszcze podziwiamy widok na dolinę, w której leży Brenna:
Ja odbijam jeszcze do miejsca pamięci:
Sokół z Sebastianem rozważają co dalej.
W końcu zapada decyzja. Wracamy wszyscy. Ja i tak miałem zaraz schodzić do Szczyrku.
Odbijamy z drogi i ścieżką zaczynamy powrót. Po drodze mijamy domek w bardzo widokowym miejscu:
Szybko zniżamy się ku dolinie, gdy pada propozycja, żeby jeszcze posiedzieć, bo zapas czasu mamy.
No i niestety stało się, widać już Szczyrk, ale widać też i widoki, choć już kiepskie światło jest, słońce za chmurami się schowało, widać też i siodło Skalite:
Zostaje uwiecznić ostatnie widoki, i zejść po ostrym stoku. Urządzamy nawet konkurs, kto pierwszy zjedzie na czterech literach, bo trawa jest śliska, mokra, pod nią błoto.
Zaczynam układać twierdzenie, że ten kto jest na samej górze, ma największe szanse na taki zjazd, po chwili dochodzę do wniosku, że szanse równie duże mają, też Ci co są najniżej (czyli ja i Sokół), bo zawsze na końcu człowiek się dekoncentruje. Jednak ostatni Vision zaczyna robić zakosy i koniec końców nikt nie zalicza glebę.
Na koniec, to podobny widok, na początku myślałem, że to na tym stoku zaliczałem praktyki:
Trasa ok 13km, ok 980m podejść, czas to 8,5 h, 3 szczyty ponad 1000m, jeden niższy.
Przy okazji, w tym roku jedyne jakie szczyty zdobywałem ponad tysiąc metrowe, to te, które były przy okazji wschodów.
Jeśli ktoś chcę przeczytać relację słowami sokoła , to niech klika w linka. Do tego zdjęcia do obejrzenia, pozostałych chłopaków.
Dziękuje :)
Różne rzeczy, mnie od razu wpadł pomysł by skoczyć w góry. Tylko, że tak dokładnie to miałem pół dnia wolnego. Dojazd godzina, powrót godzina, co ja zobaczę, góry z dołu? A może by tak wejść na jakiś szczyt na wschód? O to jest pomysł. Tylko gdzie?
Piszę do kolegi z forum, wymyśl coś. Ale, że cisza w eterze ;) to zaczynam sam coś kombinować. Musi być blisko, bo jednak przy okazji chcę się trochę przejść po szlakach, blisko, to też choć kilka godzin snu. No bo można by w Tatry pojechać, można na Babią Górę, ale to noc zarwana, dłuższy powrót. To może Potrójna, Leskowiec? No ale tam byłem ostatnio, na Potrójnej nawet dwa razy... Oczywistym miejscem wydaje się Skrzyczne. Ale oklepane. Przeglądając mapę, przypominam sobie widok jaki parę lat temu otworzył się na Magurze:
Więc szybko po mapie kroczę palcem. Wymyślam szybką pętle. Zapodaje temat, tu jednak, na całe szczęście dostaje odpowiedź zwrotną, że to za mało i po kilku wiadomościach dochodzimy do wniosku z Sokołem, że Skrzyczne odpada, Szyndzielnia na samym początku, ale robimy...
Co zrobimy to się później dowiecie. Jeśli będziecie dalej czytać ;)
Pobudka o 2giej. O 3 ruszam z pod bloku. Nad Brynicą dopada mgła, muszę zwolnić, dopiero w okolicach Pszczyny ustaje (Tychy to już bardzo gęsta). 4ta. Parkuje za autem ekipy. Szybkim krokiem idziemy, by rozgrzać się w kierunku naszego celu. W Szczyrku już panują święta :
:)
My tymczasem dość szybo nabieramy wysokości, pojawiają się widoki. Na Skrzyczne, na górze którego świeci czerwone światło na maszcie. Na miejscowości w Kotlinie Żywieckiej:
Zdjęcie nieostre, ale z ręki robione-wybaczcie ;)
Krok po kroku coraz wyżej, by w końcu odbić na ścieżkę rowerową, dość mocno kamienistą...oraz zarośniętą :))
Po wejściu do lasu, znajdujemy fajne ławki, na których pochłaniamy pierwsze kanapki, popijamy piwem. W pewnym momencie, widzę za konturami drzew, że niebo zaczyna się różowić, podkreślając szczyty. Chłopaki dopiero po chwili zwracają na to uwagę. Gdy jednak Sokół mówi, że jest pięknie bo widać Tatry, to po chwili niedowierzania (że tak nisko i już je widać), sprawdzania, czy rzeczywiście to one, zaczyna się. Dostajemy nagłych sił. Kolejne metry drogi leśnej, szlaku mijają pędem. Dochodzimy do połączenia się szlaków żółtego (którym kilkanaście metrów już podążamy), oraz czerwonego. Od tej chwili zaczyna się bieg do góry, z oglądaniem się za siebie, oraz rozglądaniem za najlepszą miejscówką do sesji. Już nabieram obaw, że trzeba będzie się wrócić, bo wchodzimy w niewysoki, ale jednak las. Jednak przypominam sobie, że rzeczywiście wyżej nad nim, drzew było niewiele. W końcu znajduje moim zdaniem dobre miejsce, chłopaki dołączają, więc złe nie jest ;) i każdy zaczyna rozkładać sprzęt.
A to powód tego biegu:
Z lewej Babia Góra, w środku Tatry, z prawej widać wijącą się linie świateł, to droga do Korbielowa.
Ten sam widok, ale nieco szerzej, z prawej Beskid Żywiecki, na środku Pilsko.
I widok, który spowodował, na pewno u mnie, przyśpieszenie tempa wchodzenia :) :
Tatry. W lini prostej 85km.
Tu widok na Jezioro Żywieckie:
Trochę konturów:
Godzina dość szybko nam zleciała. Zbliża się godzina wschodu.
I w końcu jest. Wyłania się zza Babiej Góry:
Zmieniam kadr :)
Po dosłownie 2-3 minutach moment pobudki naszej gwiazdy jest już przeszłością:
Jeszcze tylko postanawiam spojrzeć bliżej:
Pora się zbierać, przez godzinę człowiek trochę zmarzł ;) Ale nim ruszymy, jeszcze kilka spojrzeń, w innym kierunku, w jakim dziś obiektywy były skierowane:
Pierwszy z lewej u dołu to Skalite (863), garb opadający od lewej, to Grupa Lipowskiego Wierchu by na samym krańcu było widać Niżne Tatry, a piramida to Wielki Chocz (ok 69km).
Bliżej:
edit: wrzucam zdjęcie mnie:
Zdjęcie autorstwa Visiona :)
Chłopaki ruszyli już dalej, więc i ja się zbieram. Tym bardziej, że sam wschód, nie dość, że bardzo krótki, to za specjalny nie był.
Choć te chwile przed wschodem już jak najbardziej, spełniły moje oczekiwania. Zresztą moim zdaniem dużo to było ciekawsze niż ceremonia wschodzącego słońca.
Za chwile Sokół pokazuję z daleka ręką w kierunku północy. Mijam odrastające sosny i otwiera się widok na Bielsko:
Na tym zaś widać w lewym rogu schronisko na Szyndzielni, oraz wstępną trasę, jaką planowałem:
Spoglądając w kierunku północnego wschodu obejrzeć można Beskid Mały, a dokładnie północną część ramienia Grupy Magurki Wilkowickiej, jak zakręca na wschód:
Chłopaki ciągle przede mną, jak i...Klimczok.
W kolejnym prześwicie, oglądam Skrzyczne:
I mijając kikuty drzew powoli idziemy dalej.
Tu lekko na lewo od centrum kadru, to Lysa Hora, najwyższy szczyt Beskidu Śląsko-Morawskiego (to ok 45km).
Mijamy, jeszcze spokojne, ciche schronisko pod Klimczokiem (leżące na stokach Magury ;) ), i schodzimy na siodło, noszące nazwę, a jakże, Siodło pod Klimczokiem. Tu jesteśmy wszyscy mocno zdziwieni, bo jeszcze rok temu rosły tu drzewa ( ja byłem kilka lat temu - w 2013, ale Sokół był rok temu). Kiedyś to wyglądało tak:
Widać drzewa po prawej, gdy dziś to prezentuje się o tak:
Oczywiście robimy masę zdjęć z widokami, jakie się teraz pojawiły (jeden z plusów wycinki):
Stwierdzamy, że trzeba było tu przyjść na wschód. Również daleko widać:
Po chwili, jednak stwierdzamy, że mieliśmy lepszą miejscówkę. Robimy więc pierwsze zdjęcie grupowe:
Ekipa forumowa :)
I wyłazimy, w końcu na szczyt. Robiąc oczywiście kolejne zdjęcia:Kolejne grupowe zdjęcie:
Mijamy las, który ja pamiętam jako ponury, dziś jak cały Beskid Śląski, mocno przetrzebiony i...kolejny szok.
Trzy Kopce.
A to Klimczok początek września 2016:
i Klimczok 2018:
Słońce zaczyna dogrzewać. Ja się rozbieram do podkoszulka i zaczynamy schodzić. Zeszliśmy też ze szlaku. Po drodze, gdyby nie kikuty gołe drzew, można by pomyśleć, że to wiosna:
Choć, parę kroków i po kolorach widać, jaka to pora roku:
To małe drzewo na polanie, to hala Jaworowa.
Ja z Sebastianem odwiedzamy jeszcze jaskinię w Trzech Kopcach, gdy jednak okazuję, że połowa ekipy idzie dalej, ruszamy za nimi. Tu nachylenie stoku:
W końcu docieramy do Chaty Wuja Toma, którą nazwę można szybko przeinaczyć ;) , tu zjadamy kanapki, popijamy piwem (ja bez alkoholowym, które o dziwo smakuje bardzo dobrze jak na taki rodzaj trunku). Po prawie godzinie, gdy niektórzy zaczynają przysypiać (po nocy nie przespanej), ruszamy nasze dupska dalej.
Mnie się powoli zaczyna kurczyć czas, do tego zejście zmasakrowało moje mięśnie, tak że zaczynają łapać mnie skurcze. Więc zaczyna się liczenie czasu, patrzenie na mapę...a tu jeszcze południa nie ma!
Gdy dochodzimy do rozstajów i mamy do wyboru iść:
- w lewo szutrową drogą rowerową,
- na wprost ścieżką,- w prawo szlakiem,
to wybieramy nie planowaną wersje ścieżką, która zresztą najmocniej się pnie w górę, nie szlak, który od początku był skreślony, a wygodną drogę. Widać zmęczenie, znużenie dochodzi do głosu!
Po drodze jeszcze podziwiamy widok na dolinę, w której leży Brenna:
Vision.
Nasza droga. Za drzewami z prawej Klimczok.
"W tym miejscu 23.1.1945 została spalona przez hitlerowców Maria Paluch z wnuczką Marią i wnukiem Józefem"
Sokół z Sebastianem rozważają co dalej.
W końcu zapada decyzja. Wracamy wszyscy. Ja i tak miałem zaraz schodzić do Szczyrku.
Odbijamy z drogi i ścieżką zaczynamy powrót. Po drodze mijamy domek w bardzo widokowym miejscu:
Szybko zniżamy się ku dolinie, gdy pada propozycja, żeby jeszcze posiedzieć, bo zapas czasu mamy.
No i niestety stało się, widać już Szczyrk, ale widać też i widoki, choć już kiepskie światło jest, słońce za chmurami się schowało, widać też i siodło Skalite:
Zostaje uwiecznić ostatnie widoki, i zejść po ostrym stoku. Urządzamy nawet konkurs, kto pierwszy zjedzie na czterech literach, bo trawa jest śliska, mokra, pod nią błoto.
Zaczynam układać twierdzenie, że ten kto jest na samej górze, ma największe szanse na taki zjazd, po chwili dochodzę do wniosku, że szanse równie duże mają, też Ci co są najniżej (czyli ja i Sokół), bo zawsze na końcu człowiek się dekoncentruje. Jednak ostatni Vision zaczyna robić zakosy i koniec końców nikt nie zalicza glebę.
Na koniec, to podobny widok, na początku myślałem, że to na tym stoku zaliczałem praktyki:
Stok, którym obecnie schodziliśmy, widać po prawej za drzewami.
No i pozostał powrót do domu...
cyfraki i inne linki:
Link do galerii.Trasa ok 13km, ok 980m podejść, czas to 8,5 h, 3 szczyty ponad 1000m, jeden niższy.
Przy okazji, w tym roku jedyne jakie szczyty zdobywałem ponad tysiąc metrowe, to te, które były przy okazji wschodów.
Jeśli ktoś chcę przeczytać relację słowami sokoła , to niech klika w linka. Do tego zdjęcia do obejrzenia, pozostałych chłopaków.
Dziękuje :)
� Bardzo, bardzo fajne sprawozdanie z super wycieczki. Fajno się czytało, fotki tyż zacne👌😀! Pozdrawiam��.
OdpowiedzUsuńDzięki, miło mi :)
Usuń