Beskid Makowski - widokowy szlak

Co zrobić, gdy dawno nie było się w górach? 
Po prostu w nie pojechać. O ile jest wolne, dobra pogoda i doborowe towarzystwo.
Pogoda dobra jest ponoć zawsze, z wolnym to już różnie, a najlepsze towarzystwo to najbliższa rodzina.
Nam trafił się wolny weekend z piękną pogodą, więc ruszamy na szlak.

Minął bury marzec. Zaczął się kwiecień od wylotu do Hiszpanii, gdzie wbrew ogólnej opinii było chłodniej niż w kraju, potem przyszły święta. Były spacery w przyrodzie, był spacer po Katowicach (z którego to spaceru zdjęcia przez pomyłkę usunąłem), w końcu przyszedł ten moment, gdy przeszła mi niechęć do gór. Dość szybko niechęć zmieniła się w coraz większe pragnienie, więc gdy tylko nadszedł wolny weekend zażyczyłem sobie rodzinnej wycieczki. Pierwotnie miał być rejon Pogórza, ale w sobotę musiałem być na miejscu, więc na niedzielę wymyśliłem coś bardziej górskiego. Nie dlatego, że Pogórze w niedzielę to zły pomysł, a głównie z powodu, że późny powrót przez obwodnicę Krakowa wpakowałby nas w korki (miało być nieco dalej niż bliżej). Gdzie więc pojechaliśmy?
Rano z domu wyjeżdżamy dość późno, bo trochę po 9, ale drogę mamy niedaleką, jakieś półtorej, może niecałe dwie godziny jazdy. Ta nam mija, na słuchaniu ulubionych utworów naszej trójki. Przeplatamy polską wersję Alicji (Would) czy ballady Metallici, leci Kwiat Jabłoni, Janusz Radek oraz...Stray Kids...
Przed 11 jesteśmy u celu - w Pcimiu. Pusto. 
Skoro Pcim, to dziś będziemy wędrować po Beskidzie Makowskim. Całkiem bliskie mi pasmo, a jest jedno z ostatnich do planowania...choć jest jeden szlak, który mi chodził po głowie od kilku lat - odkładany właśnie na taką wiosenną porę. 
Beskid Makowski to pasmo górskie dość mocno zurbanizowane, z wieloma przysiółkami leżącymi pod samymi szczytami. I to właśnie ta cecha powoduje, że jakoś mnie tu mniej ciągnie. Pomijając lubiane przeze mnie pasmo Pewelsko-Krzeszowskie, byłem w nim dwukrotnie - na Koskowej Górze, oraz na Lubomirze
Beskid ten rozciąga się od rzeki Skawy na zachodzie, aż za Lubomir, od północy graniczący z Pogórzem Wielickim, na południu graniczy z Beskidem Wyspowym, choć z wyznaczeniem jego granic to zależy do jakiego opracowania trafimy, bo nawet Kondracki różnie je wytycza. 
Ale ważniejsze jest to, że ruszamy na szlak.
Jest nieco chłodno, lecz marsz uliczkami wsi dość szybko rozgrzewa, więc jeszcze zanim zeszliśmy z asfaltu rozbieram się do polara. Mijamy kapliczkę, pod którą robimy pamiątkowe zdjęcie:


Kapliczka jest otwarta, więc podziwiamy jej wnętrze. Jeden z obrazów wygląda staro:

Czas wyjść ze wsi. Powoli nabieramy wysokości. Wokół wiosna szaleje na całego!

Zieleń wokół, na drodze mrówki pracują. A my idziemy o tam:

To przed nami, a za nami pojawiają się widoki. Nad szczytami Beskidu Makowskiego wyłania się Szczebel zza którego widać Gorce. Pięknie!

Nieco bardziej z lewej oglądamy Pasmo Lubomira i Łysicy. wystające zza Bani, którą to wchodziłem pięć lat temu z żoną:

Jak na zalesiony i zaasfaltowany oraz zabudowany Beskid Makowski to widoki są wyborne. 
To co nieco psuje nastrój, to odgłosy pędzących aut po zakopiance. Może jak wejdziemy w las to on wyciszy dźwięki cywilizacji. A las pięknie się prezentuje, szczególnie, gdy łany majów żółcieją pod ścianą zieleni.
Ach jak pięknie jest wiosną!

Teraz czeka nas kawałek trasy do przejścia lasem. Czasem jakąś polankę miniemy, ale już bez widoków. Rzeczywiście z każdym krokiem odgłosy z drogi cichną. Las jest piękny.


Docieramy do kolejnej polanki, gdzie postanawiamy zrobić przerwę. Siadamy, zajadamy kanapki, coś słodkiego, popijamy herbatę. Po chwili ruszamy dalej. Mijamy kolejną polanę, potem zaorane poletko, z którego dostrzegamy nad lasami Luboń Wielki, wraz z bliższym Szczeblem (na które zawędrowałem w marcu 2017 roku):

Podziwiając szczyty obserwujemy przepiękne wiosenne kolory lasów:
Szczebel i Gorce

Zza polem otwiera się widok na przysiółek Figuły:

Sielsko. 
To właśnie niedaleko tego miejsca, jest jedna miejscówka, która powodowała, że chciałem tu trafić. No dobra, będę uczciwym - to wraz z widokami było magnesem, który mnie tu przyciągnął. To Diabelski Kamień w Stróży. Choć początkowo wrażenia nie robi:

to dopiero jego obejście pokazuje jego gabaryty:


widok od dołu

Czas wrócić na szlak i ruszyć dalej. 
Na skraju kolejnej polany wychodzi pierwsze wyjście górskie. Szlak od początku praktycznie cały czas wiedzie do góry powodując znużenie i zmęczenie. I tu niestety daje znać zmęczenie. Pierwsze nerwy. Widzę, że wyżej na skraju lasu jest miejsce, w którym będzie dziś nasz szczyt. Ruszam pierwszy. Po chwili zerkam przez ramię gdzie są dziewczyny i dostrzegam, że jest stąd piękna panorama:

Ale to co przykuło moją uwagę to coś widoczne nad grzbietem Lubonia:
Tatry!

Luboń Wielki i Tatry (ta piramida to Lodowy Szczyt):

Jest i Krywań:

Docieram na szczyt polany. 

Jest to czego szukałem. Miejsce na ognisko. Zrzucam plecak i torbę, i ruszam po drzewo na rozpałkę. 
Strugam kijki na kiełbasę i chwilę później humory znów nam dopisują. No jak w takich okolicznościach przyrody można marudzić?

Szczególnie, jak tata mówi, że to już koniec wspinania. Choć sam po zjedzeniu rusza zdobyć szczyt. Wpierw jednak jeszcze zbliżenie na widoczne szczyty Beskidu Wyspowego.
Między długim grzbietem Lubogoszcza a Śnieżnicą wystaje najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego - Mogielica: 

Widać stąd też Gorce, jak niżej, gdy za Szczeblem po prawej wystaje Czoło Turbacza oraz za małym wcięciem sam Turbacz:

Widok w kierunku Gorców nad Mszaną:
Od lewej Gorc, w środku zdjęcia Gorc Troszacki i Kudłoń.

Ruszam szybkim krokiem by wejść na Pękalówkę. Chciałem zobaczyć czy jest tam polanka. Przy samym szczycie wszystko jest zalesione, więc wracam, innym razem zrobię planowaną pętle.
Gdy wracam, ognisko jest wygaszone, oraz wyczyszczone. Zbieramy się w drogę powrotną. Ostatnie widoki na nieco lepiej widoczne Tatry:

I zaczynamy schodzenie.
Lasem w dół. Mijamy rodziny z małymi dziećmi, które podchodzą do góry, dzień dobry, dzień dobry rozlega się, gdy dorosły pyta je - co się mówi? 😉
Po wyjściu na łąki znów witają nas piękne widoki:

i kolejne:

aż w końcu schodzimy w dół, do wsi i do auta...

Do domu wracamy przewiani, opaleni oraz odymieni. I świetnie! 

Komentarze

  1. Kapitalnie, faktycznie sielsko. Beskid Makowski ma w sobie to coś. Jak widzę już "buchnęło". Muszę jeszcze trochę wytrzymać z wyjazdem :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wiosną to nam siadło. Fajne te tereny, jedne z bardziej pustych. Wytrzymasz! :)

      Usuń

Prześlij komentarz