Szydercze okno pogodowe w górach

Na trzecią wycieczkę górską w tym roku jadę tym razem z kolegami, Markiem oraz Marcinem. 
Po ponad miesiącu śledzenia prognoz, te przez ostatni są dla nas łaskawe - ma być w niedzielę okno pogodowe, więc czas w góry!
Markowi po jesiennej wycieczce na Babią Górę, tym razem chce pokazać jak wyglądają góry w zimie, zaś z Marcinem lata temu niejeden szlak przeszliśmy w górach i znów udaje się zgadać na kolejny, więc nie mogę się doczekać niedzieli.  
Prognoza pogody pokazywała niewielkie opady śniegu w nocy, więc zastanawiałem się czy iść zielonym, czy też czarnym szlakiem. Czarny na pewno będzie przetarty...jednak ja wolę podchodzić na Rysiankę zielonym, więc to nim ruszamy, wpierw drogą ku ostatniemu przystankowi w Żabnicy.
Przystanek mijamy i zamiast zejść na szlak, idziemy zagadani dalej drogą. Na szczęście dość szybko odkrywam, że coś mi tu nie pasuje. Nie pasują mi domy a dokładnie to brakuje dwóch domów z drewnianymi rzeźbami. Wracamy się i po chwili mijamy te domostwa. Oto jeden z nich:

Śniegu przy drodze było sporo już od Węgierskiej Górki, tu jest go na prawdę sporo. I właśnie gdy po chwili dochodzimy do mostku, którym szlak przekracza potok widzimy ileż go tu jest. Most jest cały zasypany, jest go tu z metr jak nic i z daleka wygląda, że zacznie się torowania w śniegu po jaja... chłopaki mają nietęgie miny 😁:

Na szczęście śnieg jest twardy, zbity, włazimy na te zaspy na moście i przechodzimy. Po drugiej stronie widać wydeptaną w śniegu ścieżkę, więc torowania nie będzie 😉 
Po kilku krokach Marcin stwierdza, że pójdzie szybciej i tyle go dziś widzieliśmy 😉 a nam wmawiał, że formy nie ma! 
Pogoda jest bardzo dynamiczna. Przed nami co chwilę niebo jaśnieje, by dosłownie po minucie znów zaciągnąć się szarością, a za nami jest ciemność... 
Prognoza pokazywała, że przed południem na kilka godzin zachmurzenie ma ustąpić, więc powoli pniemy się ku górze mając nadzieję, że nim dojdziemy na górę, wszystko się wyklaruje.
Romanka praktycznie cały czas w chmurze, nie czuć dziś jest potęgi...

Śniegu jest coraz więcej, pojawiają się śnieżne czapy na 'choinkach':

a jeszcze wyżej szadź na pniach i gałęziach; jest pięknie!

Marek jest zachwycony, ja zresztą też. Właśnie taka ma być zima!
Im wyżej podchodzimy, tym jesteśmy bliżej chmury, w końcu w nią wchodzimy i robi się zimno, a gdy jeszcze zawieje to już w ogóle... 
Śniegu jest coraz więcej, nawet jak kawałek po płaskim idziemy, to nie jest to odpoczynek. Idzie się jak po plaży...a jeszcze wyżej przełazimy przez zasypanego młodego świerka aż po czubek, to ta kupka na zdjęciu poniżej, jest mojego wzrostu; tu śniegu jest kupa:

Ciekawie będzie na Pawlusiej... W 2008 roku, gdy z Przemkiem szliśmy na Rysiankę, to na Pawlusiej zapadaliśmy się po pas.
Gdy wchodzimy w las, dostaję smsa od Marcina, że jest już w schronisku...my tymczasem przechodzimy las:

Źle nie jest, śnieg jest ubity, te lata temu, to były pierwsze opady. Choć czasem noga się zapadnie.
Ech, czemuż nie ma tu błękitnego nieba i słońca??
Choć wyżej widzimy upragnione przebłyski:

a gdy dosłownie na minutę nad nami przejaśnia się, to świat wokół jeszcze bardziej pięknieje!

jednak już chwilę później znów nadciąga chmura:

Niżej wydawało mi się, że mamy straszną obsuwę czasową. Więc mijamy zaspy śniegu, koło szlakowskazu to chyba zaspa ma powyżej 1,5 metra! Ruszamy w stronę schroniska. Jesteśmy głodni, zmęczeni i trochę rozdrażnieni, że Marcinowi uwierzyliśmy, że formy nie ma, a tu nam pokazał.
Czasem jednak za nami się przejaśnia, więc grzechem by nie było podziwiać takiego widowiska:

a że i można odsapnąć trochę, to korzystamy. Bo końcowe metry, to już męka. Co trzeci, drugi krok się zapadamy po kolana. Na szczęście do celu już blisko...
Tyle śniegu jest, zaspy metrowe i więcej:

Do celu docieramy po 3 godzinach, a więc nie tak źle, bo mamy tylko 15 minut obsuwy w stosunku do czasu z map.
W schronisku spotykamy...Marcina 😁, siadamy przy wolnym stole i teraz czas na posilenie się oraz odpoczynek. 
(Ceny. Piwo 15, schabowy 42, bigos 25, herbata 5, kawa 8 złotych...kurtyna...)

Siedzimy ponad godzinę, czekając na okno pogodowe. Jednak w końcu, mimo braku wyczekiwanego okna, chwilę po dwunastej zbieramy się - mamy nadzieję, że może na kolejnych halach uda się coś ujrzeć, bo nasza droga wiedzie przez Lipowską, Boraczą. Póki co pod Rysianką widoki są takie, Marcin na tle ławek:

oraz panele słoneczne na łąkach pod schroniskiem:

Szkoda braku widoków...
Ruszamy ku hali Lipowskiej, na której jest kolejne schronisko. Jakże piękna ta droga:


Schroniskiem na Lipowskiej jak dla mnie straciło ten klimat, który kiedyś miało, do tego słynne noclegi w cenie ze śniadaniem - może to już hotel górski? Z kioskiem pod narciarzy...


Mijamy więc je i dopiero nieco obok robimy postój.
Odpalam drona, robiąc kilka przelotów:

Czas na zejście. Jednak wcześniej jeszcze trochę trasy mamy do przejścia, więc robię zdjęcie ośnieżonego lasu (bo pięknie się ten las prezentuje!):

i ruszamy w dół. Znów mi się obrywa, bo to "w dół" nie do końca oznacza tylko schodzenie 😉 Chłopaki coś marudzą na moje przewodnictwo, zapominając jak mnie rano namawiali na zawodowstwo 😂
Kolejne hale mijamy w coraz gorszej widoczności. Mgła, chmury coraz bardziej nas otulają.

Marcina znów nam wcięło. Na szczęście na Hali Redykalnej na nas czekał, bo bałem się, że zlezie do Rajczy 😁. Robimy tu przerwę, stwierdzając, że trzeba by trochę zejść z wagi plecaków. Kanapki i herbata po części znika.  
Przerwa trwa dłuższą chwilę, dzięki czemu możemy oglądać jak się zmienia widoczność. Chmury nawet na chwilę odsłoniły cały horyzont gór, grań graniczną pokazując, ba nawet Wielkiego Rozsutca przez moment widziałem.


Po tej przerwie, pełnej żartów i wzajemnej szydery, ruszamy dalej. Po kilku krokach noga wpada mi aż po udo, po mojej minie widać jak jesteśmy rozbawieni:
wpadła lewa noga 😉

Kolejnym widokowym miejscem są łąki nad Halą Boraczą, z widokiem na schronisko na Boraczej, mała uwaga, od mojej ostatniej wizyty (prawie dziesięć lat temu) zmieniono kawałek szlaku - obecnie schodzi on ku zielonemu szlakowi, przez co omija się starą chatkę, to ona, tu za nami:

 Poniżej widoczne schronisko na hali:

Oraz Beskid Śląski, szczyt Baraniej Góry w chmurach:

i Ochodzita:

to ten kopiec z lewej:

Schronisko na Boraczej pomijamy, ruszając do auta. Ścieżka robi się śliska, całe szczęście, że mamy raczki. W plecaku 😂. Więc ślizgając się, zjeżdżamy/schodzimy do drogi, którą szybko docieramy pod Alaskę.
Droga na halę Boraczą, którą wiedzie też z początku czarny szlak.

I tak oto pierwszy raz od paru lat, prognoza się nie sprawdziła. Trochę z nas zadrwiła, niemniej wycieczka była super. Widok prawdziwej zimy, kupa śniegu, żarty chłopaków...warto było jechać!
Dzięki chłopy 😃

Komentarze

  1. Warunek przepiękny. Z Żabnicy podchodziłem raz w życiu, którejś jesieni. Było deszczowo, ale zielony szlak w pamięci mam jako urokliwy. Byliście może w terminie zbliżonym do mojej wizyty w Beskidzie Niskim?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świeżyzna, z niedzieli.
      Rysianka, a wcześniej Żabnica Skałka i pewien pensjonat na Boraczej to dla mnie, w odniesieniu do gór, miejsca szczególne. Żabnica wyjątkowo górsko się prezentuje, więc pierwsze wycieczki i widoki mnie ujęły i później powielokroć na (już) Rysiankę wracałem, praktycznie każdym szlakiem i ten zielony dla mnie jest najfajniejszy. Choć mocno przerzedzony...

      Usuń
  2. Ajajaj ile śniegu, ideolo na narty! Marzy mi się zimowa wizytacja w Beskidach, właśnie na nartach. A Wam polecam spróbowanie właśnie nart (chociażby biegowych), macie świetne tereny i śniegu często więcej niż w Sudetach! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś trzeba będzie spróbować, w sumie nawet mi chodzą po głowie deski ;)

      Usuń
  3. Fajne warunki. Nie było tak źle pogodowe, może to było po prostu okno w opadach? ;)

    Na mnie schronisko na Hali Liptowskiej również mocno straciło, jest po prostu brzydkie. A ceny, to obecnie chyba wszędzie są strasznie wysokie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod jednym z wpisów Pudelka już kiedyś pisałem, że rodzinny wyjazd do schroniska (np 3 osoby) plus kupno śniadania, to wychodzi podobnie do cen w hotelu - porównałem np Turbacz do pewnego hotelu w Beskidzie Makowskim, na szczycie z basenem - różnica niewielka, nie porównując do opcji spania w dolinach w jakimś pensjonacie. Schroniska zaczynają być po prostu za drogie w stosunku do tego co oferują, a porównuje to, bo sam raczej ze schronisk już korzystać nie będę (co innego chatki), zmieniam to na rzecz namiotu, ale z moimi dziewczynami namiot odpada...
      Pogodowo nie było źle, ale prognoza pokazywała od ok 9tej brak chmur...co w połączeniu z tym jak było...no po prostu nieźle nas zrobiły te prognozy. A koledze chciałem pokazać Rysiankę i to co z niej widać. Cóż, przynajmniej jeszcze raz się pewnie tam wybierzemy...może już rodzinnie.

      Usuń

Prześlij komentarz