Promem do Kazimierza.

To co nam się nie udało felernym poniedziałkowym popołudniem, zamierzamy zrealizować przy okazji powrotu. Więc znów pokonujemy drogę do Magicznych Ogrodów. A potem, w drogę!


Żegnamy się z właścicielami sklepu ze wszystkim/kempingu i pensjonatu U Kraka i jedziemy po telefon. Następnie, skręcamy z głównej drogi, bo naszym celem jest przepłynąć Wisłę promem. Ostatnie metry jedziemy po drodze z betonowych płyt, autem trzęsie okropnie, ale dojeżdżamy. Prom pływa, właśnie jest w połowie rzeki:

Chwilę czekamy, ja w między czasie odblokowuje telefon. Za nami podjeżdża auto, z...kolejną rodziną z pensjonatu 😀. Prom dopływa z powrotem, więc wjeżdżamy na niego i prom rusza, nas przeprawić.
Wysiadamy i zaczynamy rozmowę, która się bardzo miło zaczyna, bo pan się pyta ile dziecko ma lat? Mówię, że jest o rok starsze i trzeba ją policzyć, a facet się śmieje, oj nie umiesz pan kłamać. I nie bierze opłaty za młodą, również i drugie auto dostaje taką promocję. I tak sobie płyniemy i rozmawiamy. 

Chwil parę później dojeżdżając do Kazimierza. Parkujemy na terenie Straży Pożarnej, bierzemy bilet całodniowy i pan śmieje się, że do następnego dnia, do 6tej możemy tu stać 😂. 
Ruszamy na zwiedzanie. Humory nam dziś dopisują. Dopada nas głupawka, robimy śmieszne pozy do zdjęć (nie na publikację 😜 ).
Wpierw skręcamy ku klasztorowi, wdrapujemy się po schodach i zaglądamy do środka.

Z murów kościoła jest ładna panorama na miasto:

No to teraz czas na rynek. Wchodzimy, a tam...cały zastawiony autami, targ się tu odbywa. Szkoda, bo to psuje cały urok. Ludzi sporo, jeżdżą auta. Podbija do nas stara cyganka, do żony coś zaczyna gadać, ta dziękuje, a ona, że nie, nie będzie wróżyć i zaczyna coś gadać...warczę, niby do dziewczyn, a tak na prawdę do starej, patrząc jej w oczy; chodźcie! i wtedy daje nam spokój. Jeszcze potem widzimy kilka cyganek, jedna jeszcze będzie próbować podejść.
Stwierdzamy, że czas na kawę. Siadamy w knajpce i do kawy, zamawiamy jeszcze coś do zjedzenia. Ja zamawiam podłpomyka, z szynką. Dziewczyny coś słodkiego, córa gofra. Gofr jest przepyszny, podpłomyk również. I na koniec przepijamy to kawą, mmmmm. Pychota! 
Więc jak będziecie w Sandomierzu, to te podpłomyki tam sprzedawane nie ma sensu kupować. Jedźcie na te do Kazimierza!
W między czasie, targowisko się kończy. Resztki roślin, kwiatów, owoców sprzedawcy pakują na auta i powoli się rozjeżdżają. Zostają śmieci, ale wkracza ekipa sprzątająca i zamiata, potem wjeżdżają auta myjące bruk. My tymczasem ruszamy na wzgórze Trzech Krzyży. Córa liczy schody, bodajże 108 ich jest. A za lasem, buda stoi i opłatę trzeba uiścić, wprawdzie to 4złote za osobę, ale dość specyficzne to jest. Oglądamy panoramę miasta i przełomu Wisły:


No to czas na zwiedzenie zamku. Schodzimy i ku niemu podążamy. Pod zamkiem stwierdzamy, że nie będziemy wchodzić, ale córka się upiera, że chcę go zwiedzić, więc...zwiedzam go z córką. Obchodzimy dziedziniec, wchodzimy do jakiś komnat, do małej ekspozycji w jednej komnacie, nad którą też można wejść. Córka kilka razy pyta się, choć to pytanie retoryczne, 'a nie mówiłam, że warto było zwiedzić ten zamek?' Odpowiadam, jasne, że tak! 

Wystawa na zamku:


Widok z zamku jest równie ładny, jak z wzgórza Trzech Krzyży. Idziemy jeszcze na wieżę, oczywiście, muszę z młodym turystą wejść na samą górę. Oglądamy widok na miast, z zamkiem w kadrze:

Pod wieżą:

Schodzimy na rynek, który teraz jest pusty:


To dobrze, bo robimy sobie pamiątkowe zdjęcie:

Idziemy na zakupy pamiątkowe, ktoś tu je ma oczywiście obiecane 😁, a następnie do restauracji na obiad. W tle widok na ową restaurację:

Po obiedzie czas na powrót do domu. Przy straży, stoi sobie dom, jakiś zaczarowany chyba, no bo widzieliście kiedyś takie cudo?
😉
Jakie wrażenia mamy z Kazimierza? Wielokroć, żona mi "marudziła" o weekendzie w tym mieście, mnie jakoś nie za bardzo tu ciągło. Modne miasto, daleko, daleko od gór, cóż może być ciekawe. A tu zaskoczenie i to na duży plus. Sądzę, że jeszcze tu wrócimy...
Droga powrotna, wiedzie nas przez Wąchock, ale że córce się przysnęło, to nie zatrzymujemy się, tylko mkniemy dalej. Przejazd S7 przez góry Świętokrzyskie zrobił fajne wrażenie, córa oczywiście powiedziała, że chce tu przyjechać. 
Oto ten widok. 
Aby nie narażać dziewczyny na chorobę lokomocyjną, postanawiam pojechać drogą krajową, co omal się źle nie kończy, bo przy wyprzedzaniu, auto wyprzedzane, również postanawia zrobić ten sam manewr. Na szczęście poza sekundą strachu, nic się nie dzieje. 

I to koniec wojaży wakacyjnych. Tych po płaskim 😉.

Komentarze