Nie K2 a Alaska na Pilsku z bonusem w postaci niesamowitego niewschódu słońca

Gdy w listopadzie udało mi się zimę przywitać w górach, nie spodziewałem się, że kolejne spotkanie z nią będzie prawie dwa miesiące później. Ale tradycji musi stać się zadość - jak jest ładna pogoda - pracuję lub mam inne obowiązki. Gdy mogę jechać to prognozy nie dają żadnych szans na słońce, ładną pogodę. I tak zleciał grudzień i prawie cały styczeń, ale na samo koniec miesiąca jednak się ruszyłem, choć znów tradycja dała o sobie znać. Dzień przed wyjazdem prognozy nieco się popsuły...co jednak wyszło na plus!
Wschód na Pilsku był jednym z niewielu planów jakie robiłem jesienią na nowy rok. Więc od początku zimy w górach, czyli końca listopada obserwowałem prognozy, by plan zrealizować. Pogoda jednak co weekend się powtarzała - chmury, zerowa widoczność, ewentualnie w tygodniu było pięknie, czasem nawet na weekend prognozy dawały jakieś przebłyski nadziei by przed samy wolnym się popsuć. A ja siedziałem w domu i się coraz bardziej frustrowałem. 
A już jedna niedziela w połowie grudnia, mnie całkowicie dobiła - w sobotę prognoza oczywiście się chrzani - pokazuję mgłę i całkowite zachmurzenie, więc odpuszczam szykowanie się, a wstając rano za oknem ujrzałem błękitne niebo. Zerkam na kamerkę z widokiem z Miziowej na stoki Pilska - błękit na niebie i nieco chmur...tu trzeba by wstawić komiksowy dymek zastępujący pewne soczyście użyte słowa 😂😉 :
%#$&$#%% 

Święta minęły, minął nowy rok, Trzech Króli a pogoda dogadana z tradycją po swojemu.
Ja jednak od samego początku roku oglądałem uważnie prognozę na wolne, nie zrażając się, piękną pogodą w środku tygodnia i dupówą w weekendy. Już prawie się udało...ale znów w sobotę prognozy się popsuły - na szczęście (dla mnie) tym razem sprawdziły się. Ale już dwa dni po weekendzie piszę znowu do chłopaków - niedziela-Pilsko! Teraz pozostało z niepokojem czekać co zrobi pogoda. W piątek wieczorem zaczyna się nieco psuć - pokazuje, że rano w niedzielę jednak będą chmury. Liczę, że jak wielokrotnie prognoza się zmieni. Na plus oczywiście. 
Nie zmieniła się, tym razem się sprawdziła, ale w sobotę popołudniu podejmuję decyzję, że jedziemy. 
Wstaję o 2giej, śniadanie, herbata do termosu, kanapki do plecaka i czas ruszyć w drogę.
Ta przebiega spokojnie aż do Korbielowa, gdzie z bocznej uliczki między domami wybiega sarna - odbijam w lewo, hamując ale i tak ją uderzam. Zatrzymuję się - na aucie nie ma śladu, sarny brak więc z Markiem uznajemy, że obtarła się o bok i o dziwo nie uszkodziła auta, co za fuks. Na szczęście prędkość przepisowa więc zdążyłem uniknąć rozbicia auta i końca wycieczki. Ruszamy ku celowi,  jadę jeszcze wolniej na całe szczęście, bo w lesie już za wsią spotykamy na drodze kilka jeleni, obie te sytuację nagrała kamerka w aucie:

Bestie dopiero po ponagleniu klaksonem schodzą z drogi, a my po chwili parkujemy obok przejścia granicznego. Krótka walka ze stuptupami, czołówki na głowy i ruszamy mijając auto straży granicznej, które rozjaśnia migającymi kogutami ciemność, kiwamy pogranicznikowi dzień dobry i zanurzamy się w ciemny las. 
Początek idzie nam sprawnie, ale gdy szlak zaczyna się wspinać, ja zaczynam łapać tyły. Na jednym z pierwszych postoi dogania nas pan z Tychów, który podłącza się pod nas, bo zapomniał zabrać czołówki a z latarką w ręce idzie się ciężko. Z początku przyjmuję starą tradycję by jakoś wybronić coraz częstsze przerwy - robię zdjęcia, no ale ileż można w ciemności ich zrobić? 😁

Pierwsze widoki pojawiają się już po rozejściu się szlaków GSB odbija ku schronisku, a my ruszamy do góry dalej granicznym niebieskim. Gdzieś za nami między drzewami coś się wyłania. 
To Babia Góra, którą ledwo co widać wśród chmur:

Dogania nas kolejna para turystów:

Wyprzedają mnie a ja coraz bardziej słabnę. Nie pomaga też pogoda, liczyłem iż po wyjściu z lasu zacznie się dziać coś na niebie a tu nad nami wisi ciężka ciemna chmura - no musiała się prognoza sprawdzić, niestety ale wcale to nie mobilizuje. Ale gdy wdrapuję się na kolejny garb i odwracam się to mi kopara opada na sam śnieg:
Babia zapomniała szalika, otulona jest od dołu, oraz sam czubek...

Jest siódma, na wschód nie ma co liczyć mimo, że robi się coraz jaśniej. Na szczyt nad nami napływają chmury więc nie ma sensu iść wyżej, spotkany kolega podłącza się do pary znikając wyżej we mgle. My postanawiamy się zatrzymać w tym miejscu i pooglądać to co widać. 
A jest co! Takich chmur jeszcze na swoje oczy nie oglądałem!
Babia Góra otulona pięknymi chmurami ze szczytem w chmurach. Mała Babia zmieściła się między dwoma warstwami chmur. Jałowiec również wystaje nad dolne chmurki: 

Ależ żałuje, że statyw i filtry zostawiłem w aucie:
Mała Babia i z lewej za nią Polica

Były szersze widoki to czas na podglądnięcie ich z bliska. Chmurzasta wata na stokach Babiej Góry: 

Oraz w rejonie między Piskiem a Babią Górą:



Jest pięknie!!! Oboje z Markiem nie żałujemy braku pojawienia się tarczy słońca. 
Powoli jednak zaczynamy marznąć, od wyjścia z lasu czuć mróz na szczęście nie było dotychczas wiatru ale teraz zaczynają się małe podmuchy, a jak zimą wieje to jest zimno jak rzece klasyk. Wiatr oznacza też, że...są szanse (może - na to liczymy), na przewianie chmur. Na dole mgiełki zaczynają łapać kolory:

Stwierdzamy, że czas się ruszyć, a jeśli na górze będzie mgła to trudno zejdziemy do schroniska. Ruszając widzę jak na styku chmur i grzbietu Pilska wybucha pożar dość szybko przykryty nadciągającą chmurą. Więc jednak nici z obejrzenia wschodu...
Wkraczamy w tą chmurę, w tą szarobiel jaka otula kopułę sczytową:

Jednak od wschodu ta szarość zaczyna być przełamywana lekkim różem. 
Górskie stwory na tle, nabierającego lekkich kolorów nieba:

I nagle w ciągu minuty, dwóch świat wokół się zmienia. Szarość zastępuje pudrowy róż:

by po minucie zaczęło prześwitywać słońce, co oznacza dawkę kolorów łososiowych, przechodzących w coraz intensywniejsze pomarańczowe barwy:



Z ponurego, szarego świtu nagle wiat nabiera życia, a wokół oglądamy całą paletę barw! 
Coś niesamowitego oglądać to na żywo, gdy co chwila wokół wszystko się zmienia. 
Nawet nad chmurami pojawiają się na chwilę szczyty Tatr Zachodnich nad czającymi się beskidzkimi stworami:

Na Pilsku zaś zaczyna panować błękit w kontrze do pomarańczowego orawskiego świata:



Osiągamy Polski szczyt i skoro coraz bardziej się rozjaśnia uderzamy na słowacki szczyt, idąc w lekkiej zadymce:


by po chwili obok krzyża i ołtarza zrzucić plecaki i zająć się podziwianiem widoków.


Co widać? Początkowo oglądamy walkę chmur, które co chwila zasłaniają nam widoki, ale już po kilku minutach chmury znikają, a widoczność się poprawia.
Mechy: 

Tatry zasłonięte chmurami i pod słońcem powodowały, że to widok na południe rzucał najbardziej w oczy. Przede wszystkim Mała Fatra rozcięta chmurami:
między 36,5km (W. Rozstucec)  a 43km w linii prostej (Wielki Krywań)

Wielki Chocz dymił, za nim widać grzbiet Wielkiej Chochuli w Niżnich Tatrach, a za Choczem Salatin:
Wielki Chocz - 41,8km; Wielka Chochula - 70,5km, Salatyn - 61km

Dalej oglądając w lewo wyróżnia się w Górach Choczańskich Łomne (Lomné) i oddzielone Doliną Prosiecką Prosieczne (Prosečné), a za nimi widać mur Tatr Niżnich z Chopokiem (po prawej) oraz (nad Prosiecznym) Dziumbierem najwyższym szczytem TN.
Prosieczne - 41,7km; Dumbier - 69,9km; Chopok - 67,8 - najdalej widoczne z lewej od Dziumbiera Szczawnica 70,1km.

Magurę Orawską z widoczną wieżą na Magurce za którą rozpoczyna się tatrzański mur:
Magurka - 21,7km; najwyższe szczyty na środku to Banikow i Pachola na której byłem jesienią 2020go roku; ok 46km.

No i w końcu same Tatry nad zbiornikiem Orawskim, który się błyszczy w promieniach słońca:

Widok na Tatry Wysokie i Bielskie:
Do najwyższych szczytów tatrzańskich to ok 74km.

Robi się nam zimno. W narciarskich rękawicach ciężko obsługiwać aparat, więc stwierdzamy, że czas na ostatnie podziwianie widoków i ruszamy w drogę powrotną. Mała Fatra coraz mniej zasłonięta:

Teraz oglądamy dymiącego Diablaka:

W okolicy granicy oglądamy się jeszcze za siebie żegnani gwiazdą

i ruszamy powoli w dół. 

Mijają nas narciarze, na których zerkamy z zazdrością, bo schodzenie w kierunku schroniska jest...strome a oni w mig są na dole. Podziwiając widok na zachód, powoli schodzimy. 

Mijamy wyciągi, które właśnie rozpoczynają pracę i docieramy do Hali Miziowej, gdzie w mroku cienia stoi moloch:

Tu znów nas dogania para, która nas wyprzedziła na podejściu, chłopak mówi, że na górze było -14. Brrr, dobrze, że w schronisku będzie się można ogrzać. W ogóle, to on mijając mnie zaczyna mówić jak do znajomego ja na niego patrzę się z niedowierzaniem, dopiero Marek mówi mi, kto to był - przepraszam Was, ale byłem zbyt skupiony na przeżyciu 😉 i po prostu nie poznałem Was 😀
Rzeczywiście przy wejściu do sali barowej czujemy ciepło, które jednak po jakimś czasie zamienia się w lekki chłód, więc gdy napojeni i najedzeni zbieramy się do wyjścia, to mnie jest zimno, na pewno nie pomaga chłód jaki panuje na hali, w cieniu Pilska:

Teraz pozostało tylko dojść do auta. Początkowo nie umiemy znaleźć szlaku i chwilę idziemy skrajem lasu. W nim mijamy raz odbicie ścieżki na szczęście dość szybko się cofamy na właściwą drogę.


Mimo cienia gdy się idzie robi się nam w końcu ciepło. Później wkraczamy na szlak wzdłuż granicy i to tu widok Babiej Góry między drzewami przypomina nam pejzaże Alaski 😉 :

Na koniec znów widzimy pogranicznika, a raczej pograniczniczkę:

i kończymy.
Oglądamy auto - dalej śladów brak. Dopiero w domu po obejrzeniu filmu, uświadamiam sobie, że jednak z przodu doszło do uderzenia i następnego dnia odkrywam pęknięty zderzak. Dziś dociera do mnie ile miałem szczęścia - szkody niewielkie, wycieczka się nie tylko odbyła, ale i udała...a że nie na K2 a Alaskę...😉
Marku jak zwykle było super!

Zrobione 12km i 750m przewyższenia. Krótka wycieczka a jakże treściwa, ileż widoków i zmian kolorystycznych obejrzeliśmy! Było super, a kto nie pojechał niech żałuje 😉

Komentarze

  1. Faktycznie warunki wyszły zacnie, teraz będziesz musiał mieć kilka wycieczek kiepskich, aby to wyrównać :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że pół forum było na wschodzie słońca tej zimy na Pilsku 🤣Chyba muszę też się tam wybrać.
    Piękne widoki i zdjęcia mimo, że bez wschodu!
    A ten wschód, niewschód to też miałem okazję oglądać w Beskidach, tyle, że ze Stożka w Śląskim. Gdy rano zerknąłem przez okno miałem już nie wychodzić z ciepłego pokoju, ale coś mnie tknęło... no i potem był fajny spektakl światła. Z widokiem na Pilsko (może Cię złapałem? 😂).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To czekam na relację, choć z Twoim szwendaniem to może będzie za parę lat ;P (żartuje - oczywiście łaź ile się da).
      Ja byłem na wschodzie już, na pierwszy dzień wiosny w 2010ty roku z GSami. Było o wiele gorzej (właśnie się kapnąłem, że nie przepisałem jej na bloga z forum). Więc w planach Pilsko już się zeszłej zimy pojawiało, ale wtedy nie wyszło, to teraz się udało.

      Usuń
  3. O panie, takie "nieudane" wschody to można mieć, nawet więcej niż raz 😁
    Świetne warunki o foty !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękować, dziękować.
      Ciekawe za ile wyjść znów uda się trafić na równie piękne?

      Usuń
  4. Fantastyczny tegoroczny debiut, nawet jeśli Pilsko pokazało swe inne oblicze, bez wschodu, ale z chmurami i pięknym światłem. Widzę, że stałeś się ekspertem od kolorów (pudrowy róż, łososiowy i te sprawy...). A ponoć faceci ich za bardzo nie odróżniają... ;)
    Jakim programem sprawdzasz te panoramy, nazwy szczytów i odległości?
    Kiedyś też uderzyliśmy w taki sposób w sarnę. Uciekła, więc chyba tylko ją musnęliśmy, na aucie nie było śladów, na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Ale miałyśmy na babskim wyjeździe i gorszą stłuczkę, gdy zderzak ledwo trzymał się auta, a my byłyśmy nocą na Słowacji.
    Teraz też często, jak jeździmy nocą czy nad ranem, rogasie są widoczne przy drodze. Trzeba uważać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto było czekać na takie warunki, prawda? :)
      Kolory, to z pracy, no i w domu mam dwie dziewczyny ;)
      Program: https://www.udeuschle.de/panoramas/makepanoramas_en.htm
      choć do znanych punktów korzystam z funkcji mierzenia odległości w mapach googla. Nieraz mijałem nocą jelenie, sarny, ale nigdy nie w terenie zabudowanym. No i jeszcze mi nie wyskoczyły pod koła, zawsze musi być ten pierwszy raz. Na szczęście jest AC.

      Usuń
  5. I co z tego, że tylko 12 km? Wycieczka pierwsza klasa, pomimo "nieudanego" wschodu. Każdy wschód to trochę loteria.Te chmurki poranne zachwycające. Tylko jak można iść na wschód bez statywu, wstydź się! Mimo to zdjęcia bardzo fajne. Też kiedyś miałem styczność z sarną nocą, wracałem do Bukowiny Tatrzańskiej z nocnych zdjęć na Głodówce i mi wyskoczyła przed auto, gdybym jechał szybciej niż 50 km/h, to pewnie bym się z nią zderzył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za potwierdzenie klasy wycieczki :)
      Statyw to waga, po prostu spodziewałem się, że będzie ciężko (niewyspanie i zmęczenie kilku dniowe) stąd odchudzanie plecaka.
      Ja miałem pierwszy raz taką sytuację - zawsze musi jednak być ten pierwszy raz :)

      Usuń
  6. Dla takich chwil się żyje. Czad!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ładny ten nieudany wschód ;) Warunki bardzo fajne, można by takie mieć na każdym zimowym wyjeździe ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogą być, choć czasem obejrzeć moment wyjścia słońca zza horyzontu też by można ;)

      Usuń

Prześlij komentarz