Kotor podczas powrotu do domu

Generalnie nie lubię jeździć w miejsca bardzo znane i polecane, szczególnie w sezonie, ale z drugiej strony jak się jest blisko to czemu nie odwiedzić takiej atrakcji?
W Czarnogórze jednym z takich miejsc jest Kotor.

Już na miejscu stwierdziliśmy, że Kotor odwiedzimy jednak podczas drogi powrotnej. Dojazd po krętych drogach między Serbią a Czarnogórą dał nam nieco popalić i stwierdziliśmy, że wracamy przez Chorwację. Dłużej ale wygodniej bo dołu Chorwacji autostradą. Więc Kotor jest na naszej trasie.

Nasz wyjazd powoli się kończy. Zanim ruszymy w drogę kilka słów o naszej miejscówce.
Mieszkaliśmy we wsi Donji Štoj. Wieś leży między solankami, do których poza jednym nocnym spacerem nie dotarliśmy, a morzem. Morze ciepłe, plaża fajna, choć nieco zaśmiecona. Poza plażowaniem byliśmy na niej również, na dwóch zachodach słońca.

z moimi najpiękniejszymi dziewczynami  😍

Szkoda tych śmieci, bo widoki na okoliczne góry są na prawdę ładne:



Na plaży podeszła do mnie trójka młodych ludzi, pytając 'how many photo' a chwilę później o to samo pytali inni chłopaki, więc lustrzanka dalej robi wrażenie, mimo bardzo dużej ilości dziewczyn robiących niesamowite pozy i miny do telefonów.
Niestety na plaży podczas pierwszego zachodu, okazało się, że pokrętło, którym ustawiam wszystkie podstawowe parametry (ISO, przesłona czy nawet powiększanie zdjęcia) przestało działać. Próba resetu nic nie dała, więc cały urlop robiłem zdjęcia w trybie automatycznym. Af szalał, przesłony nie takie jak chciałem itd. Czekam na wycenę naprawy.  
Poza śmieciami problem w tym kraju są drogi, która przy dużym natężeniem się korkują. Oczywiście piszę tu o sezonie. Styl jazdy jak dla mnie na prawdę spoko, wjeżdżasz (u nas to się nazywa wymuszasz pierwszeństwo) i nikt na Ciebie nie trąbi, nikt nie macha łapami, a jak słyszysz trąbnięcie to oznacza to, że ktoś dziękuje za wpuszczenie. Owszem zdarzały się jakieś dłuższe trąbienia, raz mijaliśmy rozbite auto - uderzone w tylny bok na wysokości tylnego koła, więc ktoś tu kogoś nie wpuścił, ale generalnie, oprócz korków jeździ się dość dobrze. 
Jest tu sporo drogich aut. To pokłosie zapewne turystów, ale i Albańczyków. Widzieliśmy również kilkanaście aut na rejestracjach ze stanów:

Taki wygląd drogi ta tam norma - przy okazji to główna ulica we wsi, ze sklepami, restauracjami, kasynem, apteką, lekarzem itd: 

jedyne auto sportowe, które mnie jara - 911

Kolejnym problemem był notoryczny brak prądu wieczorami/nocami. Już trzeciego wieczoru klimatyzacja przestała działać - pytamy właściciela czemu - odpowiedź brak fazy, awaria. Od tego dnia było tak codziennie a jednej nocy prądu nie było aż do rana, dopiero ok 7,30 się załączył. Nam się klimatyzacja włączała co chwilę, ale nie mieliśmy prądu w lodówce i całe jedzenie trzeba było wywalić do kosza, ale nasi znajomi nie mieli klimatyzacji całą noc i wstali umordowani. Nocą temperatura oscylowała wtedy ok 30 stopni i ciężko mówić o spaniu.
Pierwszy raz mieszkaliśmy na kwaterach, gdzie kuchnie były na tarasie:

Właściciel nas przepraszał, że to jego drugi rok działalności i za rok kupi generator na paliwo. 
Wokół te generatory działały i to też nie było fajne. Kit, że głośne, ale przez nie powietrze śmierdziało spalinami. 
Prądu brakowało ponoć przez pożar jaki wybuchł na zboczach między Sutomore a Petrovacem. 
Raz jadąc do Ulcnij widzieliśmy słup dymu, który się wyłaniał za wzgórzami a tego dnia było niebo jakieś zamglone, o takim lekko różowym zabarwieniu, więc kto wie czy nie był to efekt pożarów. 
Również, podczas powrotu z Albanii, zaraz za Szkodrą znajomi widzieli na jeden z gór płomienie, my tego akurat nie zauważyliśmy.
Kwatera bardzo fajna, czysta, z wygodnymi łóżkami, małą lodówką, płytą na dwa palniki elektryczne. Gdyby nie te generatory, to było cicho i spokojnie. Mieliśmy też możliwość zrobić raz pranie w cenie (kolejne 5euro) i to właśnie to spowodowało nas późniejszy wyjazd do Albanii. 
Właściciel zwrócił nam też koszt jednego noclegu w ramach rekompensaty za problemy z prądem. 
Widoki spod kwatery:



Czas na powrót. Wieczorem dostajemy pytanie, o której jedziemy, oraz poradę by wyjechać o 6 rano, dzięki czemu powinniśmy ominąć korki. Stwierdzamy, że jednak ruszmy godzinę później - finalnie wyjeżdżamy z obsuwą kwadransa. Aż do Budvy jakoś nam idzie, korków brak, choć nawigacja zaczyna wydłużać dojazd do Kotoru, ale za to widoki robią się coraz piękniejsze. Mijając Petrovac nad Moru nawet żałujemy, że nie wybraliśmy tej miejscowości na wakacje, a rok temu to właśnie na tą miejscowość zwróciliśmy uwagę. 
Skoro czas się wydłuża, to gdy navi pokazuje nam szybszą drogę to skręcamy w nią.
Droga wiedzie nas jakimiś poprzez małe wioski, jest wąska, z kiepską nawierzchnią, która zmienia się na kamienną - jest tu w remoncie. Tempo spada drastycznie i mimo, że nie stoimy w korku, jak na głównej drodze, to do celu dojeżdżamy o tej samej porze. Marek mówi, że kawy nie potrzebuje 😁
Do Kotoru wjeżdżamy przez tunel, w którym śmierdzi spalinami i coś huczy, ryczy. Uczucie dość dziwne, i każdy ucieszył się gdy z niego wyjechaliśmy. A to wyły wentylatory...
Kotor wita nas przepięknymi widokami i...korkiem. Hallo Wiktorze - to Czarnogóra, kraj-korek 😁
Przejazd na parking zajmuje nam pół godziny a tam nie ma miejsca - stoi kolejka aut do wjazdu na parking. Nic się nie rusza, więc proponuję wrócić pod cmentarz do Škaljari bo tam widziałem jakieś miejsca wolne. Znów 20 minut w korku i...miejsc brak. Wkurzony skręcam z głównej drogi (w drogę ku serpentynom ze świetnym widokiem na zatokę) i po chwili widzimy plac, na którym stoi kilka aut i kamper. Stajemy i ruszamy piechotą do miasta. 
pierwszy widok na zatokę Kotorską

Mijamy cmentarz:


i bloki, z widokiem na stadion, oraz port i co oczywiste, na góry. 


Idąc ulicą widoki powalają. No cóż więcej mówić:

na końcu tej ulicy jest rondo - skręcając w prawo wchodzi/wjeżdża się do Kotoru

W końcu widać z lewej marinę, a na wprost mury starego miasta.

Pierwszą osadę założyli Ilirowie w III w. p.n.e. Miasto później przechodziło pod panowanie Grecji, Rzymu, Pierwszego Carstwa Bułgarów, Serbów a nawet chwilę było samodzielną republiką ale przez zagrożenie ze strony Turków poddali się pod protektorat Republiki Weneckiej. I z tych lat pochodzi jego architektura miasta oraz mury obronne (dzięki którym mimo dwukrotnego obleganie przez Imperium Osmańskie nie zostało zdobyte), choć te zaczęto budować już IX wieku.
Miasto ma kształt trójkąta otoczone murami. 
Mijamy Bramę Południową (Južna Vrata) zwaną też Bramą Gurdica (Vrata od Gurdića) ufortyfikowana Bastionem Gurdica - pochodzi z IX wieku:

Nad nią widać wspinające się mury wysoko do góry: 

Zaglądam w jedno podwórze, potem robimy spacer wśród straganów, gdzie kupujemy magnesy, ja wino z granatów.

Następnie podchodzimy pod mury od strony mariny, gdzie znajduje się Brama Morska (Morska Vrata) z 1555 roku. To główna brama do miasta i przez nią wchodzimy do starego miasta:

i padamy z wrażenia. Budynki są piękne a w połączeniu z otaczającymi miasto szczytami robią niesamowite wrażenie.



Ludzi bardzo dużo. Gwarno. Ciepło.
Ruszamy na krótki spacer po wąskich uliczkach.



Szkoda, że mamy mało czasu...przez te korki musimy się powoli zbierać. Postanawiamy z Markiem iść po auta i podjechać tu po rodziny. Umawiamy się, że podjedziemy za ok pół godziny pod ten parking i stamtąd ich zgarniemy. Podprowadzam i pokazuję gdzie to jest, przy okazji mogąc podziwiać mury i bastiony od strony północnej:


Idąc po auta podziwiamy też wielki wycieczkowiec jaki stoi w marinie i który widzieliśmy już wcześniej:



To MSC Opera, zbudowany w 2004 roku, o długości 275 metrów, 13 pokładach, na które może zabrać 2180 pasażerów. Ponoć najmniejszy statek linii MSC...robi wrażenie z bliska!

Przez problemy z zasięgiem okazuje się, że wracając po rodziny musielibyśmy wracać znów przez te korki by dojechać na prom, czasowo wyjdzie tak samo objazd zatoki i aby już nie stać to tę drogę wybieramy. 
Piękna widokowa trasa pokazuje nam, że zdecydowanie tu trzeba wrócić. Mijamy kierunek na Bośnię i lecimy dalej wzdłuż zatoki ku Chorwacji.
We wsi Kumbor znów mamy korek. Nawigacja kieruje nas w dół, w kierunku morza. A następnie pod prąd. Nie tylko nas bo zarówno Niemcy przede mną, jak i auta za nami też tak pokierowało więc szybko uciekam w boczną drogę, tak wąską, że pierwszy raz miałem obawy czy przejadę zakręt. Marek mi mówi, że drugą kawę już nie musi pić po tej ulicy 😁
Niestety korka nie ominiemy. Znów jedziemy wolniej od idącego człowieka...3,5km korka...aż do ronda przy wjeździe do Herceg Novi. Ciekawe widoki na wieżowce o architekturze przypominającą nasze bloki na tle wód zatoki, z palmami obok:

Pozostała nam jeszcze do przejechania miejscowość Igalo i dojeżdżamy do granicy. Znów strona Czarnogórska mija szybko, nieco dłużej spędzamy na części Chorwackiej.
We wsi Čilipi tankujemy auta, kupujemy kawę i chwilę odpoczywamy. Następnie ruszamy. Mijamy kolejne wsie i miasta w Chorwacji. 
Już za granicą nawierzchnia robi się gładsza, droga szersza. Robi się czyściej, a tereny wzdłuż drogi są zadbane. 
Mijamy Dubrownik - o kurde! Robi wrażenie! Kolejne miejsce dopisane do kategorii - tu trzeba wrócić.
Przejeżdżamy przez nową drogę przez półwysep Peljesac, następnie przez most Peljesacki i wjeżdżamy za Klekiem (ech na samą myśl o tej miejscowości, a dokładnie o korku do granicy to zębami aż zgrzytam ze złości) i lecimy dalej. Znów podziwiam wieś Komin nad rzeką Neretwą i przerwę robimy chwilę później pod pekarą we wsi Šarić Struga. Z widokiem na zabudowania portowe Ploce:


Za Ploce wjeżdżamy na autostradę A1, którą jedziemy na północ. 
Kolejną przerwę robimy po kolejnych dwóch godzinach z kawałkiem na parkingu z widokiem na miasto Skradin; tu już odpoczywaliśmy w 2022 roku, w trakcie powrotu z urlopu za Orebiczem.

Pięknie tu jest. 

Oglądamy jak słońce powoli kieruje się ku ziemi. I ruszamy dalej. Mijamy kolejne kilometry, aż docieramy do Velebitu, który przecinamy tunelem Sveti Rok.

W końcu docieramy do Karlovaca i już tylko pozostało odnaleźć kwaterę. I tu zaczynają się problemy. Adres się nie zgadza, facet przez telefon nas kieruje na niby właściwy, w końcu zaczepiony chłopak dogaduje się przez telefon i nam wskazuje lokalizację. I następuje uderzenie jak obuchem. Brud, śmierdzi, brak pościeli i najgorsze co może być - brak klimatyzacji. Facet przestaje odbierać. 
Idziemy do pobliskiego hotelu - zamknięty. Podjeżdżamy pod hotel, który mijaliśmy przy zjeździe z autostrady - Hotel Europa. Mają miejsca. Więc po chwili się wprowadzamy i tylko pozostało nam coś zjeść (jedziemy do maka) i wracamy na pokoje. Rodziny się ogarniają, a my z Markiem popijając karlovacko zastanawiamy się jak takie gówniane pokoje wynajęliśmy. 
Noc jest ciężka. Klimatyzator wyje, bez niego nie da się spać. Za oknami wyją auta ruszające ze świateł. Tragedia. Wstaje poranek...
Zjadamy śniadanie i czas się zbierać.
klimat hotelowy

Mijamy Zagrzeb, niewielkie pasmo górskie i za nim zatrzymujemy się na stacji Ina - mnie się świeci rezerwa, czas zatankować, kupić kawę i czas na nas. 
Węgry mijamy spokojnie. Przerwa na obiad w odwiedzonym rok temu KFC w Szombathely. 
A potem M86 na Gyor, następnie ku Bratysławie - tu okazuję się, że połączono zjazd z autostrady D4 na D1, więc nie trzeba jechać przez środek Bratysławy.
Gdzieś na D1 tradycyjnie mijamy u wylotów dróg, czy wyjazdów z parkingów policyjne auta z radarami. Podczas powrotu w końcu możemy obejrzeć widoki wzdłuż autostrady, szczególnie te za Czadcą robią wrażenie, tym razem tym większe, że ta soczysta zieleń na stokach gór nas zachwyca po jałowych bałkańskich górach. Jesteśmy w Polsce!

Urlop kończymy tradycyjnie jadąc na bazę kolejnego dnia, po naszego zwierzaka. W sobotę grilujemy popijając piwem przywiezionym z Czarnogóry  - Nikšićko, wraz z winem z granatu - przepyszne, choć nie mocne a słodkie.
Innym piwem, które przywiozłem to piwo Zajeciarsko - Зајечарско, które myśleliśmy, że pochodzi z Czarnogóry, a jest produkowane w Serbii. Ono czeka na specjalną okazję, wspomnień po wakacjach.

W niedzielę powrót spędzamy znów w korkach - Bielsko, Pszczyna, Katowice. I to koniec urlopu...

Urlop będzie mi się kojarzył z korkami drogowymi. I z upałem.

Czarnogóra zrobiła na nas wrażenie kraju pięknego ale jeszcze nie gotowego na tak dużą ilość turystów. Opinie, że jest ich mniej niż w Chorwacji można włożyć między bajki. 
Ja chciałbym wrócić - ale na pewno wyżej na północ nad morzem, oraz ogólnie na północ kraju, w góry.

Ceny. W sklepach były podobne do tych z Polski. W tych mniejszych marketach-kioskach jakie były we wsi, ceny były nieco droższe. Masło bardzo drogie - 100g prawie 2 euro. Piwo 2l - ok 2,6-2,9 zależy od sklepu.
Ceny w knajpach, piwo 0,33 w barze na plaży 4euro, w restauracjach w tej cenie było piwo 0,5l.
Dania tańsze nieco od cen w Chorwacji. Pizza 8-12 euro, cevapcici, mięso dobre ale brakowało ajwaru i słodkiej cebuli, też w podobnej cenie. Generalnie płaciliśmy nieco mniej niż rok temu w Chorwacji.
Paliwo 1,42 euro za litr 95tki.

Ludzie byli w porządku. Obsługa, no poza Albanią i próbą oszustwa, w porządku. W jednej z knajp, gdy na koniec urlopu biesiadowaliśmy obsługiwał nas młody Albańczyk. Gdy kolegi córka dostała piwo, był zdziwiony i pytał się ile ma lat, uspokojony, że jest pełnoletnia, opowiedział, że on dopiero w wieku 17 lat pił pierwszy raz procenty. Usłyszał od niej, że my jesteśmy Polakami i u nas to normalne. Na to pokiwał i powiedział, że Polacy i Rosjanie dużo piją. Następnie chwilę z nami porozmawiał wyciągając od nas jak jest - smacznego i kilka innych zwrotów.
 
Podsumowanie. Zrobiłem ok 3300 km. Odwiedziłem trzy nowe kraje - Serbię, Czarnogórę i Albanię, jadąc przez Słowacje, Węgry i Chorwację. 
Pierwszy raz byłem w miejscu, gdzie temperatura przekroczyła 40 stopni. Doświadczyłem nieco egzotyki, słuchałem śpiewu muzzeina i choć do żadnego meczetu nie zajrzałem (może następnym razem?) to sporo ich widzieliśmy. 
Brakło trochę więcej Albanii, Szkodry, odwiedzin w Budvie, Sveti Stefanie i dłuższej chwili w Kotorze. Na pewno też zwiedzenia Nowego Sadu.
Czy wrócimy? Nie wiem. Chciałbym ale odległość, plus temperatury latem trochę to może nie wystarczyć na moje chęci...
Mimo to było bardzo fajnie! W świetnym towarzystwie!

Komentarze