Coroczna (swego czasu) wycieczka na Rysiance. 2011r (zdjęcia edycja 2020).
Wcześniej spisałem spacer, wycieczkę jednodniową, którą przeszliśmy przez widokowe hale, od Pawlusiej przez Rysiankę, aż do Boraczej. Te kilka razy, które wędrowałem, przeważnie zaczynałem w tej kolejności. I tylko dwa razy zrobiłem to na odwrót ;) .Oczywiście mówię tu o trasie z Żabnicy, nie licząc wejść od innych stron.
Zaczynamy naszą wycieczkę z pod przystanku Żabnica Skałka i tym razem ruszamy czarnym szlakiem ku hali Boraczej. Szlak wiedzie do połowy asfaltem, wzdłuż strumienia.
Aż chciałoby się siąść i podziwiać...tylko w tym tempie to byśmy chyba na późny wieczór doszli do schroniska, więc mijamy Boraczy Wierch i wchodzimy w kolejny kawałek lasu, by wyjść po chwili na kolejną halę:
na halę Gawłowską. Tu poddajemy się i robimy kolejną krótką posiadówkę :)
Schronisko to zbudowane w 1932roku, przez niemiecką organizację Beskidenverein.
Tym razem mijamy je bez zatrzymywania, gdyż nocleg mamy zarezerwowany w kolejnym schronisku na hali Rysianka, do którego pozostało nam ok 15 minut.
Jeśli się zastanawialiście (jak ja swego czasu), czemu obok siebie stoją dwa schroniska oddalone na około kilkunastominutowy spacer, to trzeba sięgnąć do okresu przedwojennego. To budowa schroniska na hali Lipowskiej, była niejako odpowiedzią polską, choć z początku budynek był budowany nielegalnie, ale przez wsparcie Tatrzańskiego Towarzystwa Narciarzy pozwoliła dokończyć budowę i otwarcie nastąpiło w 1936roku.
Śpimy, jak prawie zawsze w betlejemce. Ale najpierw piwo i posiadówka...
Pamiętam, że do pokojów przegonił nas chłód, w końcu schronisko leży na prawie 1300metrów wysokości (dokładnie 1290m).
Rano późno wstajemy. No cóż, w weekendy to schronisko nie należy do strefy ciszy, a i my grzecznie po dobranocce nie poszliśmy spać. Gdy nas obsługa wygania, idziemy zjeść śniadanie na ławkach pod schroniskiem. Śniadanie w takiej scenerii...ech bajka.
Następnie zabieramy plecaki i...a nie, nigdzie nie idziemy. Zrzucamy je na trawie, wyciągamy śpiwory i zalegamy w nich jeszcze dosypiając ciężką noc ;)
Dopiero, chyba po porze obiadowej, zbieramy się powoli. Nigdzie się nam dalej nie śpieszy.
Teraz pora, by zejść kawałkiem, którym nie lubię i to bardzo podchodzić. Zejście zlatuje błyskawicznie i docieramy do hali Pawlusiej, na której odbijamy ku Żabnicy szlakiem zielonym.
Droga zaczyna być coraz bardziej zryta. Dobrze, że nie ma deszczu, bo tu byłoby niezłe błocko:
Zaczynamy naszą wycieczkę z pod przystanku Żabnica Skałka i tym razem ruszamy czarnym szlakiem ku hali Boraczej. Szlak wiedzie do połowy asfaltem, wzdłuż strumienia.
W czasach podróży transportem publicznym, czekając na przystanku na PKS, często schodziłem pod most i obserwowałem płynącą kamiennym korytem...
Z lewej strumień i jego kaskady...
...a z prawej asfaltowa droga.
Droga odbija do przysiółka Milówki w prawo, a szlak wiedzie na wprost szutrową drogą. Jeżdżąc te kilka razy na halę, zawsze szliśmy skrótami, pierońsko się męcząc, bo ścieżka przecina serpentyny mocno w górę prowadząc. Nam też został zrobić cięższy kawałek, by w końcu dotrzeć pod schronisko na hali Boraczej:
Końcówka podejścia na halę.
Schronisko za drzewami.
Schronisko było pierwszym żydowskim schroniskiem górskim na świecie, gdyż zostało zbudowane w 1926 roku zbudowane, przez Bielskie Żydowskie Towarzystwo Sportowe "Makkabi". Oczywiście pierwsze schronisko wyglądało inaczej niż dzisiejsze, to zbudowano w 1932 roku, a w 2008 roku wymieniono elewację z płyt azbestowych na drewniane. Ja jeszcze pamiętam to stare obicie, które sprawiało strasznie brzydkie wrażenie. Dziś to schronisko budzi mieszane uczucia, jak dla mnie średnie, choć ja kilka razy tam się najadłem posiłkami, które mi mega smakowały. Pierogi z mięsem, jeszcze nie spotkałem lepszych od tych właśnie z tego schroniska.
Co ciekawe, w latach 30tych, było to najnowocześniejsze schronisko...zapewne chodzi o obszar dzisiejszych Polskich Beskidów.
My tym razem nie wspinamy się do niego, tylko coś tam zjadamy i ruszamy ku hali Redykalnej. Wszyscy robią zdjęcia chaty stojącej przy szlaku, więc ja...jej nie robię ;)
Rzut oka na halę Boraczą, to za nami...
Teraz musimy się trochę pomęczyć. Chyba nawet ciut więcej, niż trochę, bo kolejne zdjęcia dopiero robię na Redykalnej, gdzie się kładziemy na trawie odpoczywając, podziwiając widoki...
Oj dawno już nie pamiętam, takiego luzu na wycieczkach górskich...
Po dłuższej chwili jednak ruszamy dalej. Początkowo kawałek stromo w górę, by po chwili idąc przez las wyjść na kolejną widokową halę. Gdy ktoś miałby mi się spytać jak sobie wyobrażam Beskid Żywiecki, to przed oczami mam właśnie ten widok...ścieżką wiodąca halą z piękną panoramą...
Na początek mocno do góry...
Następnie przez las...
By wyjść na halę Bacmańską. Przepiękną halę!
Jest to polana, która dawniej była użytkowana do wypasu, stąd nazwa Hala, jednak nie ma ona związku z piętrem roślinnym w górach.
Mimo, że szlak powoli się wspina, to dzięki widokom idzie się przyjemnie, gdyż można podziwiać panoramę jaka nam się otwiera...
na halę Gawłowską. Tu poddajemy się i robimy kolejną krótką posiadówkę :)
Na plecaku przysiada nam motyl...jest błogo...ale czas ruszyć dalej.
Przejść kolejną hale, tym razem to Bieguńska. Kolejne malownicze miejsce...
I znowu krótki odcinek w lesie i znowu kolejna hala :) , tym razem nazwa bardzo znana to hala Lipowska, na której skraju stoi schronisko o tej samej nazwie.
Hala Lipowska.
I schronisko na hali Lipowskiej.
Tym razem mijamy je bez zatrzymywania, gdyż nocleg mamy zarezerwowany w kolejnym schronisku na hali Rysianka, do którego pozostało nam ok 15 minut.
Jeśli się zastanawialiście (jak ja swego czasu), czemu obok siebie stoją dwa schroniska oddalone na około kilkunastominutowy spacer, to trzeba sięgnąć do okresu przedwojennego. To budowa schroniska na hali Lipowskiej, była niejako odpowiedzią polską, choć z początku budynek był budowany nielegalnie, ale przez wsparcie Tatrzańskiego Towarzystwa Narciarzy pozwoliła dokończyć budowę i otwarcie nastąpiło w 1936roku.
Śpimy, jak prawie zawsze w betlejemce. Ale najpierw piwo i posiadówka...
Pamiętam, że do pokojów przegonił nas chłód, w końcu schronisko leży na prawie 1300metrów wysokości (dokładnie 1290m).
Rano późno wstajemy. No cóż, w weekendy to schronisko nie należy do strefy ciszy, a i my grzecznie po dobranocce nie poszliśmy spać. Gdy nas obsługa wygania, idziemy zjeść śniadanie na ławkach pod schroniskiem. Śniadanie w takiej scenerii...ech bajka.
I widoki spod schroniska. No już słońce wysoko, więc i zdjęcia słabe. Tu Pilsko na wprost, Babia z lewej.
Tu widok bardziej na południe.
I to co widać na północ od Pilska, Babia, Polica, Mędralowa oraz pasmo Jałowca
Następnie zabieramy plecaki i...a nie, nigdzie nie idziemy. Zrzucamy je na trawie, wyciągamy śpiwory i zalegamy w nich jeszcze dosypiając ciężką noc ;)
Dopiero, chyba po porze obiadowej, zbieramy się powoli. Nigdzie się nam dalej nie śpieszy.
Teraz pora, by zejść kawałkiem, którym nie lubię i to bardzo podchodzić. Zejście zlatuje błyskawicznie i docieramy do hali Pawlusiej, na której odbijamy ku Żabnicy szlakiem zielonym.
Hala Pawlusia.
I ścieżka wchodząca do lasu.
Teraz pozostało zejście do Żabnicy. Podobno nudne. A tam, mnie się ten fragment podoba!
O ile górna część szlaku wiedzie lasem, to niestety im niżej, tym więcej widać śladów, ścinki leśnej...
Droga zaczyna być coraz bardziej zryta. Dobrze, że nie ma deszczu, bo tu byłoby niezłe błocko:
Ścinka...
Gdy dochodzimy do drogi, to wiemy, że nasza wycieczka dobiega końca. Jeszcze kawałek tylko trzeba dojść do auta...
Polana w przysiółku Kamienna.
Komentarze
Prześlij komentarz