Mój pierwszy raz w Beskidzie Małym.

Beskid Mały mijałem jeżdżąc dalej na południe, a to pociągiem, a to samochodem. O ile za młodu były po prostu Beskidy, bez rozbicia na poszczególne pasma, to później, gdy zacząłem chodzić sam po górach, gdy posmakowałem Tatr, sama nazwa Mały, mnie nie pociągała.
Ale pewnego upalnego majowego dnia schodziłem z Magury i spoglądałem na góry po przeciwnej stronie doliny (Brama Wilkowicka), to pomyślałem, że może warto w nie zajrzeć.

Beskid Mały - grupa Chrobaczej Łąki.


Choć, szukając zdjęcia z wycieczki majowej w Śląskim Beskidzie, znalazłem w galerii opis, że to widok na niedoszłe plany. Dziś już nie pamiętam dokładnie wtedy moich górskich planów. Nieistotne. 
Beskid Mały przedzielony jest przełomem rzeki Soły i dzieli się go na część Zachodnią, oraz Wschodnią. Wówczas jeszcze posiadałem auta, więc część wschodnia dla mnie była mniej dostępna, bo najłatwiejszym środkiem transportu wydawał się pociąg. 
Więc zaplanowałem dojazd pociągiem do Łodygowic, skąd miałem ruszyć czerwonym szlakiem na najwyższy szczyt pasma, Czupel, następnie poprzez schronisko na Magurce Wilkowickiej i przełęcz Przegibek (którą znałem wcześniej, gdy zimą na letnich oponach zdarzyło mi się przejechać...z cudem nie lądując gdzieś w rowie, bądź na dole doliny; ale to inna zupełnie historia...), i dotrzeć do Bielska Straconki, czyli miejsca, w którym startuje Mały Szlak Beskidzki.
Plany, planami, jednak życie swoim trybem się toczy. Wychodzę z domu zapomniawszy aparat. Szybki bieg, biorę zgubę i jadę na dworzec PKP. Kasa powinna być otwarta od 5,30, jest 6ta a ona zamknięta. Dobra bilet kupiony, jednak okazuje się, że pociąg ma spore spóźnienie - 90 minut... Zastanawiam się co robić. Jadę do Katowic, gdzie stwierdzam, że może PKSa jakiegoś złapię? I to dobra decyzja. Jedzie do Wisły, przez Bielsko. Kupuje bilet (na pociąg oddałem) i po półtorej godziny wysiadam na dworcu PKS. Lecę na przystanek i miejskim autobusem podjeżdżam do Wilkowic. I w końcu ruszam w górę.



Wita mnie błoto. Buty prawie zostawiam w nim. Panowie pracujący w lesie próbują mnie przekonać, że lepiej iść na piwo. Dziękuje i walczę z błotem. I potem nagle się kapuje, że coś nie gra. Biorę mapę i się kapuje gdzie popełniłem błąd...

No ale już trochę wysokości nabrałem, a poza tym wracać w to błoto? Nigdy w życiu. Nie pamiętam już czy to autobus wcześniej skończył (2ka), czy ja kąpany w gorącej wodzie, zamiast po wyjściu z autobusu sprawdzić mapę (w końcu planowałem zupełnie inny start, więc tego fragmentu nie kojarzyłem), poleciałem za szlakiem...jadąc do Bielska, zmieniając plany stwierdziłem, że ruszę na Chatkę na Rogaczu, tymczasem ja wszedłem na czarny idący obok potoku Skleniec.
Szlak zaczyna stawać dęba.

Odbicie do chatki, mijam, stwierdzam, że idę do schroniska. Jest wilgotno po wczorajszych opadach, idę we mgle, pod ostrą górkę, więc jestem cały mokry. Mijam szczyt Rogacz:

Między drzewami jakieś widoki się pojawiają...

Z Łysej Przełęczy idę szlakiem żółtym. Mijam łąki, pokryte mokrymi łanami traw. We mgle ładnie się one prezentują.


Zaczyna mi się podobać. Nawet lekko kropiący deszcz mi nie psuje humoru. Mijam tabliczkę z informacją o sklepie spożywczym, jednak do schroniska już niedaleko, więc nie zbaczam.

Spory węzeł szlaków, wieża, schronisko tuż, tuż. W końcu oto i ono:



Póki co nikogo na szlaku nie spotkałem (turystów). W schronisku również jestem sam. Wypijam piwo i po chwili ruszam dalej. Mijając kolejne wskazanie do sklepu, widzę zachętę. "Piwo 3,5". 
Mój cel, od teraz pozostaje taki sam, jak w planach. Do przełęczy Przegibek zaczynam schodzić szlakiem niebieskim. Coś tam powoli zaczyna się przejaśniać, ale bez szaleństw. Niemniej przez chwilę czuje się wysokogórsko, a to poprzez krzaki borówki:

Schodząc mijam turystów. Ścieżka fajnie się wije:

a z niej pojawiają się też widoki na zachód, na Bielsko:

oraz bardziej na południe, tu dzięki mgle wygląda to dość tajemniczo, nie widać domostw:

Powoli schodzę na przełęcz. Tu kawałek trzeba zejść drogą i znowu zaczyna się podejście. Widzę też między drzewami zbiornik na górze Żar. Tu przy lepszej widoczności pewnie można by naoglądać się Bielska, jednak dziś widoków dalekich nie będzie. Jeszcze widok do tyłu:

góra Żar:

droga z Bielska do Międzybrodzia Bialskiego.

Idąc więc skupiam swą uwagę na tym co bliżej mnie. Obserwuje mrówki, robię zdjęcia naparstnicom, pniakom, mokrej trawie. I dzięki temu dość szybko osiągam Gaiki. Tu robię popas. 
Naparstnice. 

Jam to. 

Kapliczka na drzewie.

Jest młoda godzina. Bardzo szybko się chodzi po tej części Beskidu. Trochę mnie kusi przejść się dalej szlakiem czerwonym, w kierunku Chrobaczej, jednak po chwili rozmyślań, ruszam w stronę Bielska. 
Iść dalej w las...?


Schodząc szybko wytracam wysokość. Po następnej wycieczce, tym razem we wschodnią część Beskidu Małego, będę to pasmo nazywał Beskidem Stromym. Tu na długość szlaki nie są dalekie, bo pasmo nie jest szerokie, szczyty niby niskie, ale dość szybko nabiera się wysokości, a startuje się z wysokości ok 400m npm. 
Tymczasem powoli zaczyna być słychać odgłosy cywilizacji. Wtedy objawiły się szczekaniem psów :)
Mijam ostatnie leśne wąwozy: 


I wychodzę z lasu. Widzę Łysą Górę, na wprost mnie: 

Idę ulicą mijając okwiecone drzewa, pamiętam też ich intensywny zapach.

Odsłonił się Beskid Ślaski. Tymczasem mija mnie autobus, za kilkadziesiąt metrów zatrzymuje się na przystanku, na którym jest sporo ludzi, więc daję radę dobiegnąć.

Wycieczkę kończę na dworcu PKP, bo nie mogę znaleźć przystanku, z którego podobno ma odjechać bus. Pociąg zaś jest za 1,5 godziny. I znowu ma spóźnienie, ale tym razem tylko 25 minut...

Trasa krótka, bo niecałe 12km. Przewyższeń nieco ponad 700metrów. I pierwsze koty za płoty...z Beskidem Małym. Który podobno lepiej się prezentuje gdy się na niego patrzy. Ja z czasem jednak go polubiłem :)

Komentarze