Zamek w Będzinie i kirkut, oraz odwiedziny w Żorach - długo weekendowe ale krótkie wycieczki.

W czerwcowe święto, korzystając z wolnego podjechaliśmy na krótki spacer, blisko domu, bo na wzgórze w Będzinie, by zwiedzić zamek oraz pospacerować po okolicy.

Oczywiście za dnia, choć były przymiarki by i wieczorem wrócić. Powyższe zdjęcie zostało zrobione zimą 2018 roku i widać na nim pewną różnicę w stosunku do stanu obecnego.
W planach mieliśmy zwiedzenie go, ale...zapomnieliśmy maseczek. Więc ruszamy na spacer wokół.

Widać, tu różnicę. Zwaliła się część murów.
Zamek pochodzi z 1349 roku, jednak obecny stan to wynik odbudowy z lat 50tych XXwieku.
Choć pierwsze wzmianki o grodzie w tym miejscu pochodzą z IX wieku. Jednak to Kazimierz Wielki zbudował murowany zamek i wiąże się to ściśle z utratą ziem śląskich na rzecz Czech.
Dziś można zwiedzić zamek górny, po zamku dolnym pozostały resztki murów.
Przypuszczalny wygląd zamku.

Całkiem fajne zdjęcia, są na stronach wikipedii, poświęconej zamkowi, tam też jest rys historyczny, więc ja nie będę jej na bloga przepisywał.
Na jednym ze zdjęć, widać zamek zza synagogi. Spalonej na początku II WŚ, wraz z modlącymi się żydami. Nie została już odbudowana, a sam charakter miasta również mocno się zmienił, już w Polsce powojennej.  Przed wojną ok 44% mieszkańców stanowili Żydzi. Jedną z pozostałością po tej społeczności jest stary kirkut na wzgórzu Zamkowym, leżącym po północnej stronie. Powoli w jego kierunku podążamy, wpierw oglądając jednak reprodukcje półziemianek, oraz wałów drewnianych, które znajdują się nie opodal.

Następnie schodzimy alejkami, czytając uważnie tablice informacyjne jakież to drzewa porastają park. Słońce się fajnie przebija przez drzewa, jest przyjemnie. 
Schodzimy następnie w dół do terenu kirkutu, w Będzinie były trzy cmentarze żydowskie, po wojnie zachował się jedynie tak zwany nowy kirkut, który właśnie idziemy zwiedzić. Został on zdewastowany przez Niemców, podczas okupacji.



Niektóre macewy leżą, inne opierają się o drzewa, jeszcze inne stoją. Są też w różnym stanie, niektóre jakby odnowione, pomalowane litery, każda jest inna.


Nieśpiesznie obchodzimy to miejsce.



Następnie przechodzimy przez bramę, której brakuje furty metalowej zdobionej i przechodzimy się ulicą Podzamcze. Stoją tu w różnym stanie domy, które łączy dziś jedno, sielskość...jest spokojnie.

Wracając mijamy dom z 1906roku, w którym w czasie II WŚ był szpital ogólny dla żydów, to ten z lewej, widać na nim tablicę:


Następnie zbliżamy się do auta i wracamy na obiad :)



W niedzielę zaś po obiedzie jedziemy zwiedzić rynek Żor, więc tym razem ciut dalej ;) .


Żory (niem. Sohrau), to miasto pochodzenia polskiego, z XIII wieku. W 1272 roku książę Władysław Opolski podpisał umowę na przejście wsi pod jego władzę. Pół wieku później książę Przemysław zostaje lennikiem króla czeskiego i tak (w między czasie nadano prawa miejskie) miasto przechodzi w śląskie ręce. 
Nigdy nie byłem w samym mieście, choć dawniej, gdy jeszcze nie było ekspresówki między Bielskiem a Cieszynem, jadąc do Wisły, nieraz przejeżdżałem wiślanką przez nie.
Auto zostawiamy niedaleko rynku i ruszamy na zwiedzanie. 

Na rynku stoi karuzela wiktoriańska i...jest spokojnie. Tak kameralnie. Szybko ruszamy jednak na poszukiwania jakiejś kawiarenki, w której można zjeść coś słodkiego, napić się kawy i skorzystać z jeszcze jednego miejsca ;) . Jeśli lubicie dobre ciasta, całkiem aromatyczną kawę i jesteście cierpliwi, to polecamy kawiarnie Delicie. Prawie 3 kwadranse na podanie kawałka ciasta i dwie kawy...rekord Guinnessa?
Po drodze minęliśmy figurę św Jana Nepomucena, która nieodłącznie kojarzy mi się z Sudetami, wrócimy do niej potem, póki co czekamy na kawę słuchając śpiewów z pobliskiego kościoła. Kościoła, który odbudowany został w latach powojennych, nie w wyniku pożarów, z jakich "słynne" jest miasto, a przez wycofujących się Niemców, którzy go wysadzili. Kościół w tym miejscu stał jednak już w XIII wieku.
Pomnik na rynku.

Kościół św. Apostołów Filipa i Jakuba. Tuż obok ekspresowa kawiarenka ;)

Gdy już w końcu dostajemy zamówione specjały i je skonsumujemy, to czas ruszyć na spacer. Idziemy uliczką podglądając w bramach małe okienka i balkoniki w kamieniczkach. Naszym celem jest znalezienie bramy miasta (po przestudiowaniu mapy na rynku) i figurki płomyka. Mijamy studnie na ulicy, kolorową bramę i docieramy do skweru rzemieślników, na której jest...nowoczesna interpretacja bramy miejskiej...ech...

 Trochę rozczarowani wracamy na rynek, bo gdzieś obok pomnika Nepomucena ma on być. Po drodze robimy sobie zdjęcie rodzinne:

Na jednej z ulic dochodzących do rynku.

by w końcu po chwili znaleźć płomyka:

Obchodzimy część wschodnią rynku i ruszamy na południe od rynku. Mijamy kino i w oddali widać kolejny kościół. Podchodzimy do ronda i robię zdjęcie dwóch świątyń obecnego świata, po czym wracamy powoli do auta.
Pod drzwiami kina spotykamy kolejnego płomyczka.  

Dwie świątynie, z lewej duchowa, z prawej... ;P

Ale o co chodzi z tymi płomykami? Otóż Żory kilka razy płonęły. A to połowa miasta, a to kościół, a to zabudowa drewniana wokół rynku. Dziś jest obchodzone co roku Święto Ognia (11go maja), otwarto Muzeum Ognia, a płomyk (Żorek) to symbol  miasta., którego 5 małych figurek jest rozmieszczone wokół rynku. Dwie odnaleźliśmy ;)
Wsiadamy do auta i przejeżdżamy obok wspomnianego muzeum, przy którym się zatrzymujemy. Niestety jest za 3 minuty 17sta, więc muzeum zamykają. No cóż, może kiedyś je jeszcze odwiedzimy...




I w taki sposób połączyłem ziemie małopolskie ze śląskimi. Cóż oba miasta w podobnych latach powstawały, więc i relacja z nich wspólna...

A na końcu osiedlowe bańkowanie jeszcze nam zostało ;)

Komentarze

  1. Żory to średni pomysł na ciekawe zwiedzanie ;) Lubię to miasto, bo kiedyś mieszkał tam kumpel ze studiów i często go odwiedzałem oraz się tam nawadniałem, ale po przejściu frontu w 1945 roku zabytków zostało niewiele... Obok kościoła jest ciekawy i dość zaniedbany cmentarz. A rynek to praktycznie same powojenne budynki jak widziałeś. Muzeum Ogniowe budzi mieszane uczucia, raczej szału też nie ma...

    Zastanawiam się co znaczy "miasto pochodzenia polskiego"? :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo teoretycznie powstało pod panowaniem Piastów, choć prawa miejskie nadano po przejściu pod władanie czeskie.
    Co do miasta, to dość starówka sympatyczna, a kierunek zwiedzania nie oczywisty. Niestety ale prezydent przeszkodził nam w zwiedzaniu głównego celu. Które mam nadzieję, że jeszcze zwiedzimy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz