Przedwakacje w Hiszpanii - Morella
Do obecnego roku nie leciałem samolotem ani razu, tymczasem w połowie roku odbywam trzecią taką podróż. Trzecią do Hiszpanii, tym znów prywatną - to trzecia wizyta w tym kraju, druga w części kontynentalnej i jest to praktycznie powtórzenie wyjazdu służbowego (z kwietnia) - czyli znowu odwiedzę prowincję Castellón.
Pięknie się prezentuje!
Na górnej kondygnacji znajduje się sala z telewizorem, na którym wyświetla się film po hiszpańsku więc szybko podążamy dalej. Do jednego z pomieszczeń trzeba przejść kucając. Z okien są piękne widoki, takie jak z murów, więc ruszamy dalej zwiedzać.
Tak przy okazji, jesteśmy na samym szczycie skały, a ta ma 1070 metrów wysokości. Miało nie być gór, a tu proszę, jeden szczyt zdobyty 😉
Są też widoki na okoliczne góry.
Czas schodzić, zaglądamy jeszcze do budynków, jak zwykle zastanawiam się, jak tu życie za świetności tego miejsca wyglądało. Dziś są one puste, w jednym z nich znajduje się wystawa ze starymi zdjęciami zamku i okolic.
Schodząc zaglądamy jeszcze w te miejsca, w których nie byliśmy, na dach* barbakanu (wyżej):
Oraz plac z pomnikiem generała Cabrery:
Tu też widać ogrom skały, na której stoi zamek:
Więc aby nie dać się im szukamy kawiarni. Bo chcę nam się pić. Piwo najlepiej, oraz kawę. Wąskimi uliczkami powoli spacerujemy, mijając nowsze auta, stare domy, bramy, drzwi...
Generalnie spacer po uliczkach tego miasteczka zachwycił nas!
Docieramy do kościoła, a ten, o rrrrany robi wrażenie!
Ponoć jego bogato zdobiona fasada należy do jednej z najpiękniejszych w Europie - oj robi wrażenie!
Następnie docieramy na plac Studiów, gdzie jest otwarta kawiarnia. Do tego stoliki są porozstawiane pod rozłożystymi drzewami, czyli w cieniu!
Zamawiamy po piwie - ja zero, żona nie chcę z lodówki (klima w samolocie!) i chwilę trwa zanim się dogadamy. Czekam na piwo i pan się pyta skąd jesteśmy?
Niech zdjęcia przemówią - bo jest niesamowicie.I tak spacerem powoli się zbliżamy do auta. Jeszcze kilka uliczek, kilka zdjęć:
I docieramy pod parking, skąd fajnie widać akwedukt - łuki rozciągają się na 120 i 140 metrów o wysokości do 14,5 metra; budowano go w latach 1315 - 1338.
Wylot mamy z Balic, lotniska pełnego ludzi, gwarnego a lądujemy na małym lotnisku Castellón-Costa Azahar. Zupełnie inny świat. Przygody jednak zaczynają się pod lotniskiem - wpierw okazuje się, że parkingi są pozajmowane, więc musimy nieco podjechać, przez co zapas czasu jaki mamy, nam znika. Potem na lotnisku kręcimy się, zapominając, że mamy tylko bagaż podręczny.
Lądowanie jest znowu twarde 😕, tak samo jak w kwietniu, zresztą i start też był jakiś dziwny, nie przyjemny - mocno szarpało samolotem. Sam lot dość szybko nam mija.
W samolocie zmarzliśmy ale za to po wyjściu na płytę uderza w nas upał - jest tu ponad 30 stopni. Gorąco. Widoki wokół nikną w tej mgle. Planujemy się przebrać w spodenki, ale dobijający się do mnie numer hiszpański nam przeszkadza - okazuje się, że to dzwonią z wypożyczalni samochodów - panowie czekają na nas przed wyjściem z tabletem, na którym jest moje imię i nazwisko 😁. Odbieramy auto i czas rozpocząć mini urlop!
Czeka nas godzina drogi do miasta, w którym mamy zarezerwowany hotel - czyli do Benicàssim. Podziwiamy widoki jakie się rozciągają wzdłuż autostrady, która przecina pasmo górskie Serra del Desert de les Palmes. W końcu dojeżdżamy do miasta i stwierdzamy, że warto by może odwiedzić jakiś sklep. Krążę więc uliczkach, aż w końcu wyjeżdżamy na Lidla - uff coś co znamy. Chwilę później docieramy do hotelu - rano okaże się, że sklep, Consum jest za płotem hotelu... No i w końcu po zostawieniu walizek idziemy coś zjeść. Spacer promenadą, kolacja - pierwsze przekąski (patatas bravas), na główne wskakuje stek z miecznika, popite piwem i idziemy zmęczeni spać.
Rano wstajemy, ja na pewno jakiś niewyraźny...kawa po śniadaniu niewiele pomaga.
Pada pytanie co robimy?
W planach mieliśmy odwiedzić dziś Walencję, ale stwierdzamy, że dziś pojedziemy w zupełnie inne miejsce.
Zakupy czegoś na przekąskę w sklepie za płotem i ruszamy. Do celu mamy 1,5 godziny jazdy. Z ciekawości próbujemy nawigacji w aucie i ta nas pyta o trasę ekonomiczną oraz najszybszą. Wybieramy tę pierwszą. Wyjeżdżając z miasta robię małe kółko (ech ta nawigacja) a następnie rozpoczynamy podjazd. Trasę nawigacja nam wybrała cudną - wspinamy się serpentynami na przełęcz, może z nie imponującą dla nas wysokością 420 metrów, ale tu startujemy z poziomu morza. Droga jest kręta, więc jest narzekanie na nią, ale gdy zjeżdżamy w jeszcze węższą, która mija małe domostwa otoczone plantacjami oliwek, stwierdzamy że jest piękna 😉. W końcu jest nieco pobocza, więc stajemy popodziwiać widoki. Obok gajów oliwnych.
Sucho.
Czerwono, sucho i gorąco.
Jedziemy dalej. Mijamy mniejsze i większe mieściny, wioski. W końcu zbliżamy się do naszego celu. Zza zakrętu wyłania się miasto leżące na stoku góry, z zamkiem położonym na skale nad miastem - zjeżdżamy z głównej drogi i po chwili stajemy na zdjęcia.
Morella
Pięknie się prezentuje!
Mijamy tereny pastwisk i zjeżdżamy do miasta, dojeżdżając do starego miasta podziwiamy jak się ono prezentuje z dołu:
i rozpoczynamy spacer wąskimi uliczkami:
Jest dość ciepło. Na ścianach znajduje spora ilość różnych kapliczek, pranie powiewa na balkonach i tylko ludzi nie ma...
W skale, na której zbudowano zamek są też różne zabudowania, jakby doklejone do ścian. Na przykład Pałac Gubernatora:
Wchodzimy do tego budynku (Palau del Governador), który został zbudowany z wykorzystaniem jaskini. Znajduje się tu makieta miasta, oraz wystawa historyczna:
zdjęcie zrobiłem popołudniu, podczas powrotu
Zjeżdżamy z głównej drogi i rozpoczynamy podjazd do miasta.
Morella - bo tak nazywa się miasto, do którego przyjechaliśmy ma długą historię.
Morella - bo tak nazywa się miasto, do którego przyjechaliśmy ma długą historię.
Pierwsze osady powstały tu za czasów Iberów, a więc jeszcze przed przybyciem rzymian.
Przez wąską bramę wjeżdżamy za mury i rozpoczynamy szukanie parkingu. Mijamy linie żółte (zakaz parkowania), linie zielone (miejsca parkingowe dla mieszkańców) a jak są białe (czyli gdzie wolno parkować), to te są zajęte.
W końcu dojeżdżamy na parking, gdzie zostawiamy auto - teraz jeszcze trzeba zapłacić w parkometrze. Bilonem...a my mamy tylko banknoty. Spotkane małżeństwo nie mówi po angielsku, więc z początku wychodzi, że mamy problem ale po chwili wołają nas i rozmieniają nam na drobne. Teraz parkometr, z którym mam trochę problemy, ale w końcu płacę 4e - za całą dobę 😁 bo podczas klikania przeskoczyła pozycja na kilka godzin, a że za mną robi się kolejka to nie chcę przedłużać. Uff możemy rozpocząć zwiedzanie...od kawy.
W końcu dojeżdżamy na parking, gdzie zostawiamy auto - teraz jeszcze trzeba zapłacić w parkometrze. Bilonem...a my mamy tylko banknoty. Spotkane małżeństwo nie mówi po angielsku, więc z początku wychodzi, że mamy problem ale po chwili wołają nas i rozmieniają nam na drobne. Teraz parkometr, z którym mam trochę problemy, ale w końcu płacę 4e - za całą dobę 😁 bo podczas klikania przeskoczyła pozycja na kilka godzin, a że za mną robi się kolejka to nie chcę przedłużać. Uff możemy rozpocząć zwiedzanie...od kawy.
Tę zamawiamy - oczywiście sporo taniej niż w Polsce (1,5e?), w barze La Neverra, znajdującym się pod zamkiem, obok jednej z bram.
Ale to na co zwróciłem uwagę, to że w podłodze jest okno a pod nim spora komora:
ciekawe co tam się znajdowało...?
Siadamy pod parasolami i wsłuchujemy się w rozmowy dwóch grup mieszkańców. Bliższa nam grupa młodych dziewczyn głośno rozmawia, ale grupa starszych panów, wcale nie jest cichsza. Jak ktoś narzeka na naszych rodaków, zapraszam do Hiszpanii 😁
Zamek stąd prezentuję się...nie aż tak spektakularnie jak z oddali.
i rozpoczynamy spacer wąskimi uliczkami:
W ten sposób docieramy pod wejście na zamek. Za wejście pobierają od osoby 5e, więc szybka decyzja - idziemy zwiedzać. Mijamy arenę do walk byków i wdrapujemy się na mury. Im wyżej tym ciekawsze widoki za nami. Na przykład na mury, tą arenę, dachy domostw oraz wzgórza, które okalają miasto wokół:
Przechodzimy przez bramę w Barbacanie, następnie przez kolejną - główną: Wchodzimy do tego budynku (Palau del Governador), który został zbudowany z wykorzystaniem jaskini. Znajduje się tu makieta miasta, oraz wystawa historyczna:
Na górnej kondygnacji znajduje się sala z telewizorem, na którym wyświetla się film po hiszpańsku więc szybko podążamy dalej. Do jednego z pomieszczeń trzeba przejść kucając. Z okien są piękne widoki, takie jak z murów, więc ruszamy dalej zwiedzać.
Podążamy dalej wzdłuż murów. Z nich mamy widok na:
Convent de Sant Francesc - Klasztor św. Franciszka, zbudowany między XIII a XIV wiekiem:
Na murach stoi armata, jest baszta. Na zamek jeszcze trochę drogi nas czeka:
W końcu docieramy do schodów, które prowadzą na zamek górny* (jak go nazwałem), na końcu których czeka nas kolejna brama:
z wyślizganymi kamieniami:
i w końcu dotarliśmy na górny dziedziniec*. Widok z wejścia - po środku to studnia, a raczej dostęp wody, która tu jest zbierana podczas deszczu - woda w nim była.
Na murach stoi armata, jest baszta. Na zamek jeszcze trochę drogi nas czeka:
W końcu docieramy do schodów, które prowadzą na zamek górny* (jak go nazwałem), na końcu których czeka nas kolejna brama:
z wyślizganymi kamieniami:
i w końcu dotarliśmy na górny dziedziniec*. Widok z wejścia - po środku to studnia, a raczej dostęp wody, która tu jest zbierana podczas deszczu - woda w nim była.
Oraz widok na zabudowania i mury wokół dziedzińca:
Tak przy okazji, jesteśmy na samym szczycie skały, a ta ma 1070 metrów wysokości. Miało nie być gór, a tu proszę, jeden szczyt zdobyty 😉
To pora na widoki jakie się z samej góry rozpościerają wokół. Oto kilka z nich:
Schodząc zaglądamy jeszcze w te miejsca, w których nie byliśmy, na dach* barbakanu (wyżej):
Oraz plac z pomnikiem generała Cabrery:
Tu też widać ogrom skały, na której stoi zamek:
a same mury porasta mur kwiatów:
Zza nich wystają wieża i kopuła kościoła Santia Maria (La Basílica Arciprestal Santa María la Mayor):
Ufff, zmęczeni, gorącem, dreptaniem, wspinaniem wychodzimy na miasto. Nad nami latają sępy:Więc aby nie dać się im szukamy kawiarni. Bo chcę nam się pić. Piwo najlepiej, oraz kawę. Wąskimi uliczkami powoli spacerujemy, mijając nowsze auta, stare domy, bramy, drzwi...
W jednej stoi piękne autko:
Generalnie spacer po uliczkach tego miasteczka zachwycił nas!
Docieramy do kościoła, a ten, o rrrrany robi wrażenie!
I te główki gwoździ na drzwiach:
Zbudowany w miejscu meczetu. Budowę rozpoczęto w 1265 roku!
Następnie docieramy na plac Studiów, gdzie jest otwarta kawiarnia. Do tego stoliki są porozstawiane pod rozłożystymi drzewami, czyli w cieniu!
Zamawiamy po piwie - ja zero, żona nie chcę z lodówki (klima w samolocie!) i chwilę trwa zanim się dogadamy. Czekam na piwo i pan się pyta skąd jesteśmy?
Odpowiadam: z Polski, Polonia.
Pan - Lewandowski! 😀
Ja - Lewandowski 😀
Chwilę później dokupuję kawę i zaczynamy dalszy spacer, tym razem kierując się ku parkingowi. Spacer w takich okolicznościach jest prawdziwą przyjemnością, nawet mimo zmęczenia upałem.Niech zdjęcia przemówią - bo jest niesamowicie.I tak spacerem powoli się zbliżamy do auta. Jeszcze kilka uliczek, kilka zdjęć:
I docieramy pod parking, skąd fajnie widać akwedukt - łuki rozciągają się na 120 i 140 metrów o wysokości do 14,5 metra; budowano go w latach 1315 - 1338.
W końcu czas na powrót do hotelu.
O mieście Morella przeczytałem, że to jedno z 15tu najpiękniejszych miast w Hiszpanii. Nie wiem, bo dopiero zaczynam poznawać Hiszpanię, ale zdecydowanie zasługuje na miano pięknego miasta. Piękne położenie, zamek spory, stare kamieniczki, domy i śliczne uliczki nas po prostu zauroczyły!
Do tego niewielka liczba turystów i taki spokój panujący tu, spowodowało, że bardzo nam się spodobało to miasto.
Wracamy tą samą drogą (w pewnym momencie na drodze widzę węża - niestety jadę za szybko i go przejeżdżamy...), więc się zatrzymuję poniżej przełęczy porobić zdjęcia, ale przy tym upale widoczność jest strasznie słaba. Widać fajnie czerwone skały, ledwo ruiny klasztoru, oraz jakieś zabudowania, ale niestety nic więcej.
Więc czas na kąpiel, odpoczynek a później kolację.
Więc czas na kąpiel, odpoczynek a później kolację.
* - nazwa moja, nie wiem czy dobra.
Komentarze
Prześlij komentarz