Rachowiec - jedna z ostatnich plam w Beskidzie Żywieckim
Minęła wiosna, rozpoczęło się lato i wakacje, więc stwierdziliśmy z Markiem, że czas wziąć rodziny na ognisko w górach.
Teraz czas zaspokoić głód - jest już pora obiadowa. Zbieramy suche patyki, tych w najbliższym otoczeniu nie ma, więc trochę się nachodzimy ale w końcu następuje pieczenie kiełbas, cebuli i chleba -które potem zjadamy ze smakiem.
Gdy wracam okazuje się, że żona ma w nodze wbitego kleszcza. Jak na złość nie mamy sprzętu do wyciągania dziadów...Wszyscy się oglądają - na szczęście nikt więcej go nie ma, ale nastrój robi się nieciekawy. Pytam siedzące przy sąsiednim stoliku panie czy może nie mają pęsety, nie, ale po chwili rozmowy pani prosi żonę do siebie i wyciąga dziada dwoma kalendarzykami! Okazuje się, że to już wprawa, bo też panią lubię te...
Bardzo dziękujemy pani!
Widać też Lysą Horę:
Nawet Veľký Rozsutec (i Stoh) kukają między szczytami:
Wracamy. Jeszcze tylko panorama spod szczytu w kierunku południowo-wschodnim:
I ruszamy w drogę powrotną. Tą samą drogą. Po chwili na niebie pojawia się błękit i robi się piękniej:
By zrobić wspólne zdjęcie - choć bez dorosłych dzieci 😉 :
Docieramy do auta zmęczeni upałem, jaki zaczął nam dokuczać - termometry pokazały w samochodach ponad 32 stopnie - pomyśleć, że z rana jak tu dojechaliśmy, żona myślała by się ubrać cieplej...
Rachowiec okazał się świetnym, widokowym szczytem. Szkoda, że nie ma tam gdzieś blisko wiaty źródła bo byłby idealny na biwak. Ale może kiedyś...?
Najlepiej gdzieś, gdzie nie będzie się długo szło, z fajnymi widokami. Prognozy przez tydzień były super więc czekamy na niedzielę.
Pierwszy raz w pojedziemy w nasze dwie rodziny w Beskid Żywiecki. Dotychczas jeździliśmy w Beskid Mały i Śląski, więc czas na kolejne góry. Pomijam w planach znane miejsca, poza sporą ilością turystów, trzeba tu jednak się nieco nadreptać. Ale w głowie mam jedno miejsce, gdzie mnie jeszcze nie było, nie jest daleko i za wysoko - Rachowiec.
Pierwszy raz w pojedziemy w nasze dwie rodziny w Beskid Żywiecki. Dotychczas jeździliśmy w Beskid Mały i Śląski, więc czas na kolejne góry. Pomijam w planach znane miejsca, poza sporą ilością turystów, trzeba tu jednak się nieco nadreptać. Ale w głowie mam jedno miejsce, gdzie mnie jeszcze nie było, nie jest daleko i za wysoko - Rachowiec.
Więc niedzielnego poranka jak zwykle spotykamy się w Katowicach na stacji benzynowej, tej naszej, a po chwili już mkniemy ku Soli.
Rachowiec to szczyt leżący w bocznym grzbiecie Wielkiej Raczy, w Beskidzie Żywieckim. Można by powiedzieć, że to od niego zaczyna się Beskid Żywiecki. Od grzbietu, granicą ciągnie się na południe ku Wielkiej Raczy i dalej zawija na wschód ciągnąc się aż na koniec Pasma Policy.
Prognozy wskazywały, że z rana będzie więcej chmur niż słońca, natomiast koło południa miało się poprawiać. Tymczasem widok jaki mamy zza okien aut z obwodnicy Bielska na Skrzyczne oraz Lipowską z Rysianką, wprowadza lekką obawę, czy te prognozy dziś się sprawdzą. Bo szczyty przykrywają ciemne chmury, wygląda jakby tam lało. Jednak gdy mijamy Milówkę to nad nami i przed nami jest już o wiele jaśniej.
Na szczyt Rachowca można dotrzeć ze Zwardonia, lub ze stacji PKP Sól, oraz od strony wsi i my właśnie to tę opcję wybieramy. Auta parkujemy obok źródła we wsi, po czym zapominamy do niego zajrzeć...
Pierwsze metry idziemy po asfalcie, w pewnym momencie mijają nas kolarze - odbywa się tu jakiś wyścig, już rozumiemy czemu widzieliśmy strażaków, którzy stali czekając na sterowanie ruchem. Po chwili schodzimy w boczną ulicę, która prowadzi do przysiółka Podrachowiec. Rozpoczynają się widoki i dobrze, bo jest parno, duszno i idzie się nam średnio. Można zrobić przerwy na podziwianie tych widoków 😊.
A te są, im wyżej, tym lepsze. I tak- widok na to co nas czeka:
oraz na południe, na Ożną, gdzie ma się otworzyć (lub już jest otwarte) nowe schronisko:
Jednak najrozleglejsze widoki są w kierunku Muńcuła:
Teraz czas na podejście lasem. Widoków mało, szlak się wspina, więc przejście go mija nam dość szybko/lub wolno w zależności od ilości rozmów jakie się toczą - wszak się jakiś czas nie widzieliśmy, więc trzeba nadrobić. Jednak dzieciaki te młodsze i te starsze podpytują ile jeszcze.
oraz na południe, na Ożną, gdzie ma się otworzyć (lub już jest otwarte) nowe schronisko:
Jednak najrozleglejsze widoki są w kierunku Muńcuła:
Po chwili mówię, już dwadzieścia minut - akurat tu zaczynają się polany:
i widoki, więc tempo nieco spada.
Na szczęście, to już końcówka naszego podejścia, robi się płasko a zza drzew wyłania się wiato-platforma widokowa:
Więc jesteśmy uratowani 😂
Ale zanim zajmiemy się organizowaniem drzewa na ognicho, wchodzimy na piętro wieży i podziwiamy widoki jakie nam ona przedstawia. Nieco lepsze niż z poziomu ziemi.
i widoki, więc tempo nieco spada.
Na szczęście, to już końcówka naszego podejścia, robi się płasko a zza drzew wyłania się wiato-platforma widokowa:
Ale zanim zajmiemy się organizowaniem drzewa na ognicho, wchodzimy na piętro wieży i podziwiamy widoki jakie nam ona przedstawia. Nieco lepsze niż z poziomu ziemi.
Poniżej widok w kierunku południowo-wschodnim, na środku kadru Muńcuł a na prawo od niego Mała i Wielka Rycerzowa:
Kolejny widok to lekko z lewej Ożna, za nią na lewo Mała i Wielka Racza, za Ożną Magura z Kykulą, na środku kadru po stronie słowackiej Dedova i inne szczyty.
W między czasie od północy nadchodzą ciemne chmury. Mam wrażenie, że nawet słyszałem grzmot, ale na strachu się kończy.
Gdy po chwili ja idę na szczyt, widać, że ciemne chmury znikają a pojawia się coraz więcej błękitu:
Ze szczytu jest całkiem fajny widok na Beskid Śląski:
I kilka widoków na większym zoomie - na Skalankę:(czy według nowego podziału na Międzygórze Jabłonkowsko-Koniakowskie, a BŚ widać go za nim)
Ochodzitą:
Na Baranią:
Wracam i obserwuje jak ciemne chmurzyska zalegają nad grupą Lipowskiego Wierchu i Pilska:
Wracam i obserwuje jak ciemne chmurzyska zalegają nad grupą Lipowskiego Wierchu i Pilska:
Gdy wracam okazuje się, że żona ma w nodze wbitego kleszcza. Jak na złość nie mamy sprzętu do wyciągania dziadów...Wszyscy się oglądają - na szczęście nikt więcej go nie ma, ale nastrój robi się nieciekawy. Pytam siedzące przy sąsiednim stoliku panie czy może nie mają pęsety, nie, ale po chwili rozmowy pani prosi żonę do siebie i wyciąga dziada dwoma kalendarzykami! Okazuje się, że to już wprawa, bo też panią lubię te...
Bardzo dziękujemy pani!
Nastrój nieco się poprawia. Puszczam więc swoje bzyka na krótki lot - oj dawno nie latałem (na Potrójnej okazało się, że zapomniałem naładować baterię) :
I powoli się zbieramy, ciemne chmury znikają więc z Markiem jeszcze raz idziemy na szczyt. Robię panoramę:
Z lewej widzę poszarpane szczyty. Kieruje ku nim swój obiektyw:
Z lewej widzę poszarpane szczyty. Kieruje ku nim swój obiektyw:
Nawet Veľký Rozsutec (i Stoh) kukają między szczytami:
Wracamy. Jeszcze tylko panorama spod szczytu w kierunku południowo-wschodnim:
I ruszamy w drogę powrotną. Tą samą drogą. Po chwili na niebie pojawia się błękit i robi się piękniej:
Docieramy do auta zmęczeni upałem, jaki zaczął nam dokuczać - termometry pokazały w samochodach ponad 32 stopnie - pomyśleć, że z rana jak tu dojechaliśmy, żona myślała by się ubrać cieplej...
Po drodze stajemy jeszcze na lody w Milówce i lecimy do domu.
A w domu okazuje się, że najpierw ja odkrywam wbitego kleszcza, a na drugi dzień żona...
Rachowiec okazał się świetnym, widokowym szczytem. Szkoda, że nie ma tam gdzieś blisko wiaty źródła bo byłby idealny na biwak. Ale może kiedyś...?
Komentarze
Prześlij komentarz