Na gorczańskim szlaku.
Noc przebiega średnio. Źle mi się śpi na wysłużonym materacu, każdy ruch to trzeszczenie...nie tylko mojego materaca ;) , więc gdy za oknem robi się jasno i część współtowarzyszy wychodzi na śniadanie, dołączam do nich. Zjadam, robię herbatę do termosu i po szybkim uwinięciu, jak to ktoś powiedział, chwilę po 7mej zbieram się do drogi.
Teraz można żałować zejścia z głównego garbu górskiego...Ścieżka praktycznie zaraz obok chaty staje pionowo. Ja specjalnie się grubo nie ubierałem, ale dość szybko i koszulę zrzucam, bo pot dosłownie kapię mi z twarzy. To efekt nie najlepszych cukrów jakie mam po nocy. No cóż dość szybko osiągam skrótem żółty szlak, przy kapliczce robię zdjęcia i ruszam dalej. Las, który wieczorem wydawał się ponury, dość szybko mijam. Osiągam kolejną polanę, gdzie widać jesień koloruje nie tylko las, ale trawy i borówki. Nade mną lata samolot, w rogu polany stoi waląca się chata bez dachu, z której wydaje mi się, że słyszę jakąś muzykę, oraz jakby leciał jakiś dym. Podchodzę pod Przechybę, przekraczając tysiąc metrów nad poziomem morza (1019). Za małym laskiem wyłania się polana pod Przechybką, na której mijałem nocą bacówkę. Otwierają się też szersze widoki na Gorc, przysiółek Skałka (gdzie też myślałem nad noclegiem w schronisku Skałka). Wschód słońca był niecałą godzinę temu, więc dopiero zaczyna coraz mocniej świecić. Zaś od strony Turbacza, a więc tam gdzie się kieruje...nadchodzi Mordor. Mijam rosnące kanie na polanie, oraz inne grzyby, mijam bacówkę i zostaje mi kolejne podejście, kolejne poty wylane...
Gdy jestem niedaleko polany Przysłop, muszę zrobić przerwę. Zjadam batony i po chwili ruszam. Dochodzę do ławek pod szczytem polany i robię kolejną przerwę, oficjalnie na zrobienie kilku zdjęć ;) . Tu dogania mnie jeden z towarzyszy wieczornych. Po chwili żegnamy się drugi raz, ja rzucam, że pewnie mnie dogoni, bo też idzie na Turbacz i gdy on odpoczywa, ja ruszam zielonym szlakiem.
Teraz można żałować zejścia z głównego garbu górskiego...Ścieżka praktycznie zaraz obok chaty staje pionowo. Ja specjalnie się grubo nie ubierałem, ale dość szybko i koszulę zrzucam, bo pot dosłownie kapię mi z twarzy. To efekt nie najlepszych cukrów jakie mam po nocy. No cóż dość szybko osiągam skrótem żółty szlak, przy kapliczce robię zdjęcia i ruszam dalej. Las, który wieczorem wydawał się ponury, dość szybko mijam. Osiągam kolejną polanę, gdzie widać jesień koloruje nie tylko las, ale trawy i borówki. Nade mną lata samolot, w rogu polany stoi waląca się chata bez dachu, z której wydaje mi się, że słyszę jakąś muzykę, oraz jakby leciał jakiś dym. Podchodzę pod Przechybę, przekraczając tysiąc metrów nad poziomem morza (1019). Za małym laskiem wyłania się polana pod Przechybką, na której mijałem nocą bacówkę. Otwierają się też szersze widoki na Gorc, przysiółek Skałka (gdzie też myślałem nad noclegiem w schronisku Skałka). Wschód słońca był niecałą godzinę temu, więc dopiero zaczyna coraz mocniej świecić. Zaś od strony Turbacza, a więc tam gdzie się kieruje...nadchodzi Mordor. Mijam rosnące kanie na polanie, oraz inne grzyby, mijam bacówkę i zostaje mi kolejne podejście, kolejne poty wylane...
Gdy jestem niedaleko polany Przysłop, muszę zrobić przerwę. Zjadam batony i po chwili ruszam. Dochodzę do ławek pod szczytem polany i robię kolejną przerwę, oficjalnie na zrobienie kilku zdjęć ;) . Tu dogania mnie jeden z towarzyszy wieczornych. Po chwili żegnamy się drugi raz, ja rzucam, że pewnie mnie dogoni, bo też idzie na Turbacz i gdy on odpoczywa, ja ruszam zielonym szlakiem.
Kapliczka wybudowana w...1999r.
Jesienne barwy.
Za plecami Przechyba, a nad polaną Przechybka.
Bacówka.
Panorama na Tatry, niestety słońce już wysoko na niebie.
Szlak teraz wiedzie garbem biegnącym od Turbacza ku Gorcowi. Co ciekawe Turbacz to szczyt rozróg, czyli taki szczyt, od którego rozchodzą się grzbiety w różnych kierunkach. Właśnie po jednym z takich grzbietem podążam. Jeśli wczoraj z początku nie widziałem wielkich różnic w stosunku do innych Beskidzkich pasm, to teraz już je widać. Poza oczywiście polanami i bacówkami, które już wieczorem dzień wcześniej mijałem. Jestem na terenie parku narodowego, więc jedyna ingerencja jaką widać w przyrodę, to ścietę te drzewa, które przeszkadzały na szlaku, oraz droga po deskach ułożonych w podmokłych miejscach. Za to obok ścieżki rosną nagie kikuty drzew, straszące bielą, część leży powalona. Jest dziko. I kolorowo, bo na tle bielących się kikutów drzew czerwienią się łany kwiatów, żółcią trawy i brązowieją borowiny, a dzieje się to na tle zielonych iglaków. Kolorowy obłęd!
Szlak na deskach.
Kolorowy obłęd!
Jest też tu spokojnie. Dotychczas nikogo nie spotkałem. Rozmyślając docieram do polany Jaworzyny, gdzie stoi kapliczka Bulandy. Kapliczkę ufundował w 1904 r, baca, który tu ponad 50 lat wypasał owce, a był również znachorem, który leczył ludzi i zwięrzęta, bace zwano Bulandą. Z kapliczką związanych jest kilka legend, zachęcam do odnalezienia i poczytania ich. Obok kapliczki stoją ławki i rozciąga się fajny widok na północ. Z wikipedią się zgadzam, która piszę o jednym z najładniejszych widoków, natomiast na tabliczce na skraju lasu, nie. Oznajmia ona, że polana ta oferuje najładniejszy widok. Niestety, ale to zrozumiała reklama, bo ładniejsze widoki widziałem, ot choćby później, na dalszej trasie, czy w kilku innych miejscach... ;)
Na mapach odbija tu szlak do doliny Kamienickiego Potoku, ale jest podpisany jako zamknięty. Rzeczywiście, oficjalna wersja, to obumieranie lasu, co stanowi zagrożenie dla turystów ( źródło ).
Na mapach odbija tu szlak do doliny Kamienickiego Potoku, ale jest podpisany jako zamknięty. Rzeczywiście, oficjalna wersja, to obumieranie lasu, co stanowi zagrożenie dla turystów ( źródło ).
Do Zbójeckiej Jamy nie idę, czuje się trochę słabo, więc ruszam dalej, mijając chwilę później pierwszych turystów idących w przeciwnym kierunku. Odbijam przed Kiczorą w stronę Turbacza i mijając alkaliczne torfowiska i wychodzę na Długą Halę, a to oznacza, że jestem blisko celu.
Polana Jaworzyna z widokiem na północny-wschód, z prawej Gorc, lekko na lewo Kudłoń.
Kapliczka, pod którą podobno Bulanda ukrył skarb.
Dolina Kamienicy.
Długa Hala składa się z trzech polan. Rośnie tu wiele ciekawych roślin, na środku stoi bacówka, w której można kupić sery owcze, z mleka wypasanych tu owiec. Obok stoi krzyż zamordowanej przez Niemców dziewczyny, która 17go lipca 1943 r. chciała ostrzec partyzantów. Niestety słońce zgodnie z prognozami schowało się chmurami, jest ponuro, nie będę ukrywał, że na mnie ta hala nie zrobiła jakiegoś szczególnego wrażenia. Może przez ponurą aurę, a może ładniej wygląda ona wiosną, gdy rozkwita?
Na samej górze hali Wolnica stoi schronisko na Turbaczu, wydaje się, że jest na wyciągnięcie ręki, ale tabliczka wskazuje 45 minut marszu...podejście pod nie zabiera mi ostatnie siły i do sali gdzie można kupić i zjeść wchodzę ostatkiem sił. Pod schroniskiem ludzi sporo, w sali również. Ale to obłożenie ma zalety. Kolejka do bufetu szybko topnieje, zamawiam jedzenie. I co najfajniejsze, zupy podawane są od ręki, na ciasta czeka się 5min a drugie dania ok 10ciu. Zgodnie z informacją dostaje po kolei zupę z piwem i herbatą, a gdy kończę jeść rosół już wołają na mnie ciepłe pierogi ;) .
Jedzenie przyzwoite, pierogi mają trochę za mało mięsa, a za duże uszy, ale są smaczne.
Odpoczywam chwilę i gdy wychodzę, to na niebie zaczyna się coś dziać. Gdy dochodzę na Halę Turbacz pod Czołem Turbacza to już wesoło świeci, a na niebie więcej błękitu niż chmur :)
Cel blisko - początek Długiej Hali.
Do schroniska niby blisko, a to jeszcze z pół godziny marszu...już rozumiem nazwę tej hali ;)
Wychodzi słońce!
Ogólnie ze zmęczenia ogarnia mnie jakiś amok, bo zapominam kupić parę rzeczy, min czegoś słodkiego. Przypominam sobie dopiero na końcu hali, gdy wchodzę do lasu, a schronisko jest na wprost, ale za doliną... Sam Turbacz omijam, bo jak wspomniałem w pierwszej części byłem już na nim i choć nie mam zdjęcia, to nie ciągnie mnie w to miejsce. Jeszcze wrócę tu pewnie z rodziną! Sama hala jest widokowa, choć tylko na zachód, widać stąd choćby wieżę przekaźnikową na Luboniu Wielkim, obok Szczebel a między nimi Zębalową, czyli już Makowski Beskid.
Mijam kaplicę polową i ruszam przez żółte trawy, by wejść w kolorowy las. Z racji widoków tylko tych w pobliżu ścieżki idę nieśpiesznie i podziwiam jak jesień zabarwia poszycie leśne, krzaki i drzewa. Dwa razy słyszę też, ale z daleka i krótki ryk jelenia... Dochodzę do Przełęczy Borek, gdzie robię przerwę. Strasznie kusi zejście Doliną Kamienicy, ale ja uparcie ruszam na ostatni marsz pod górę.
Mijam kaplicę polową i ruszam przez żółte trawy, by wejść w kolorowy las. Z racji widoków tylko tych w pobliżu ścieżki idę nieśpiesznie i podziwiam jak jesień zabarwia poszycie leśne, krzaki i drzewa. Dwa razy słyszę też, ale z daleka i krótki ryk jelenia... Dochodzę do Przełęczy Borek, gdzie robię przerwę. Strasznie kusi zejście Doliną Kamienicy, ale ja uparcie ruszam na ostatni marsz pod górę.
Hala Turbacz.
Z lewej Luboń Wielki, po środku Zębalowa, a z prawej Szczebel.
Jesień w lesie.
Mijam kolejną polanę, pod Przysłopkiem i powoli zdobywam kolejne metry. O ile do Turbacza doszedłem w czasie szlakowym, to teraz chyba na to nie ma szans, bo nie tylko robienie zdjęć zabiera mi czas, ale zmęczenie znowu się odzywa. Gdy na złączeniu się szlaku żółtego z czarnym widzę ławki, z wielką ulgą korzystam z nich i zjadam kanapki. Tak pokrzepiony ruszam dalej, w końcu mijam szczyt Kudłonia. Na niego prowadzi szlak czarny, więc odwiedzam go, gdzieś za konarami drzew widać Beskid Wyspowy. Gdy ścieżka wychodzi z lasu na polanę, mijam drewniany krzyż, zbity z gałęzi brzozowych. Po jakimś czasie stoi kolejny krzyż, tym razem prawosławny. Jest to mogiła partyzantów sowieckich.
Polana skoszona, drzewa ścięte, a pod lasem u góry, za linią drzew budowa z kamieni fundamentów pod bacówkę zapewne...szybko przechodzę przez tę polane.
Szczyt Kudłonia.
Pierwszy krzyż...
Krzyż sowieckich partyzantów.
W lesie zaczynam zejście. Od teraz praktycznie szlak wiedzie w dół. Las jest mroczny, ale tak pozytywnie, rosną fajnie pokrzywione drzewa. Między nimi cały czas widać sąsiedni Beskid Wyspowy. W pewnym momencie szlak zaczyna gwałtownie opadać. Idąc w dół po schodach przypomina mi się dyskusja na temat takich schodów w Bieszczadach. Wiem jedno. Dobrze, że tędy nie podchodziłem. Wychodzę z lasu na małą polanę. Jak tu pięknie! Z boku ściany niszczejącej bacówki, brązowe borowiny, zakończone kolorowym lasem i widoki na góry. Pięknie!
Poskręcane drzewo.
Widoki za drzewami.
W dół!
Drewniane schody.
Pięknie!
Co ciekawe wydaje się, że trzeba przejść przez mały lasek, by dotrzeć do tej polany widocznej poniżej. Nic bardziej mylnego! Idę sporą chwilę, mocno w dół. Ale gdy wychodzę z lasu...staję wryty. Zobaczcie sami:
Polana Podskały.
Mijam niszczejącą bacówkę, praktycznie na każdej z mijanych polan są jakieś zabudowania. Bardzo ładnie się komponują w otoczeniu, szkoda tylko, że większość z nich niszczeje. Już od Kudłonia spotykam też coraz więcej turystów, którzy często korzystają z promieni słonecznych i wylegują się na łąkach. Sam mam na to ochotę, ale to co mnie gna na dół, to brak batonów, na wypadek spadku cukru. Gdy dochodzę pod linię lasu, chyba straszę dwie dziewczyny, bo na mój widok zrywają się z ławek i ruszają ku przełęczy Przysłop :)) .
Mnie zostaje do przejścia ostatni szczyt na mej drodze, cały zarośnięty, choć na zejściu z Jaworzynki trochę widoków jeszcze jest.
Większość jest nadal własnością prywatną, ale nie używane, niszczeją...
Jedne z ostatnich widoków. Widać już zabudowania, oraz słychać ruch drogowy.
Szlak dochodzi do zabudowań i już drogą szutrową dochodzę do Przełęczy, po drodze doganiając dwie "uciekinierki" ;) . Jest ok 16tej, dokładnie 24 godziny wcześniej ruszałem stąd na spotkanie przygody, teraz zostało mi tylko dotrzeć do domu...
Podsumowanie.
Trasa pierwszego dnia. 13,5km marszu, około 700m przewyższeń i 600m zejść. Całość zajęła mi ok 4godzin.
Trasa z dnia drugiego. Tymrazem ponad 23km marszu, prawie 900m przewyższeń i około 965 m zejść. Zajęło mi to 9 godzin. W sumie około 37km trasy, 13 godzin na szlaku, 1600 metrów przewyższeń i zejść.
W Gorce jechałem sprawdzić, czy te góry mi się spodobają. Spodobały. Najbardziej polany z bacówkami, spodobała się Gorczańska Chata, szybka obsługa w schronisku na Turbaczu. To, że dość dzikie są te góry, choć widać trochę ingerencji ludzi (budowa bacówki, koszenie hal itp).
Poza schroniskiem pod Turbaczem niewiele turystów na szlaku.
Choć cały urok dodaje słońce. No i warto chyba wybrać się jeszcze w te góry, tak by móc obejrzeć w lepszym świetle Tatry, idąc w dzień mamy je pod słońce, więc widoki na nie miałem słabe.
Komentarze
Prześlij komentarz