Zimowy Czyrniec - styczeń 2021.

Nastał nowy rok, spadł śnieg, zrobiło się zimno (w końcu), więc skoro miałem weekend wolny i poniedziałek po nim, to stwierdziłem, że niedziela to idealny dzień na wycieczkę w góry, bo w sobotę odpocznę po pracy, a w poniedziałek po wędrówce. Ale jednak nigdzie nie pojechałem. Zmęczenie, koniec ferii i związane z tym powroty z gór, po ośnieżonych drogach, gdzie większość kierowców nie jedzie a wlecze się...takie myśli mi kołatały w głowie i ostatecznie zostałem w domu. Plan się o tydzień przesunął...i również padł, to znaczy nawet o nim nie pomyślałem, w sumie, to głównie z powodu ocieplenia, bo jechać w styczniu i taplać się w błocie...mało zachęcające.
Ale na ostatnie dni stycznia zapowiedziano znowu oblodzenie, więc podrzucam pomysł na wycieczkę Sokołowi. W między czasie w środku tygodnia zaczyna padać śnieg, więc zacieram ręce. Wyżej na pewno będzie biało. Wysyłam zapytanie do kilku osób i w sobotę ustalamy szczegóły gdzie i o której się spotkać. W ten oto sposób zostaję organizatorem 😀

Po piątej dociera do mnie Sokół. Razem jedziemy do Wadowic zabrać Adriana, dojeżdża akurat na ustalone miejsce dosłownie chwilę po nas. Została niecała godzina drogi by zaparkować pod kościołem w Wielkiej Polanie, jednak tuż przed serpentynami dostajemy informację, od Sebastiana, że nie ma tam miejsca. Sebastian zostawia auto przy drodze, my zjeżdżamy na parking przy szlaku na Krupową, informując Witka, który dojeżdża zaraz po nas na miejsce. 
Wysiadamy, witamy się, ubieramy stuptupy, bierzemy sprzęty i ruszamy, bo rześko jest, szczególnie po wysiadce z ciepłego auta.
Miałem plan, by wejść czarnym szlakiem do schroniska na hali Krupowej (no bo pewnie przetarte, a w drugą stronę, kto wie?), ale większość zdecydowała za mnie i ruszamy w górę, drogą, gdzie czeka Sebastian - i uprzedzę fakty, na całe szczęście poszliśmy w drugą stronę. 
Na początek mała uwaga 😉, warto przed wyjazdem sprawdzać godziny mszy, bo gdy doszliśmy na przełęcz, auta spod kościoła zaczynają się rozjeżdżać. No cóż, kilka minut przyjazd później i moglibyśmy tu zostawić auta... By nie dreptać po asfalcie (choć przybielonym),  ruszamy drogą przy kościele w las, by dojść na przełaj do niebieskiego szlaku na Czyrniec.
Większa część naszej ekipy. 
Przodem rusza Witek, który miał rakiety i miał nam przecierać trasę. Czasem on, czasem Tobi, torowali, a my się zapadaliśmy w śniegu, choć tu jeszcze w miarę niewiele.
Tobi, psi celebryta 😉
Tak powoli zdobywaliśmy wysokość. Śniegu zaczynało być coraz więcej,  więc gdy doszliśmy do skrzyżowania dróg, nastąpiła burza mózgów. Większa część chciała pójść w lewo, by jak najszybciej dojść do, mieliśmy nadzieję, przetartego szlaku, a Witek chciał iść drogą idącą w górę wzdłuż szlaku, bo tak mu pokazywała mapa wgrana w aparacie 😉. W tym miejscu nastąpiło chwilowe rozdzielenie. Witek z żoną, ruszają upatrzoną ścieżką, choć na zdjęciu, jeszcze Gosia rusza z nami, by po chwili zostać przekonaną do lepszej drogi.

Początek bardzo miły, bo wiódł po płaskim, ale po chwili musieliśmy znów wybrać, iść na zachód, teoretycznie najszybciej dochodząc do szlaku, czy w górę po skosie? Droga do szlaku wiodła w dół, więc trochę byśmy i nadłożyli drogi i stracili wysokości, więc wybraliśmy ścieżkę pod górę.
W między czasie zachmurzenie, smog został za nami, zaczęliśmy wychodzić nad niego a przed nami zaczęło świecić słońce, a na niebie coraz więcej błękitu się pojawiało! 

Im wyżej, tym coraz bardziej się zapadaliśmy, a że wokół młodnik, za nami mgły/smog, więc powoli szliśmy do góry nie rozglądając się, a patrząc pod nogi. Wtem Sokół woła, hola panowie ale widoki! Tatry!
Rzeczywiście, nad czubkami młodnika coś się zaczęło z mgieł wyłaniać: 

Póki co...średnio widokowo, pod słońce, więc, zrobiwszy zdjęcie ruszyłem przodem. I kurde, co krok, to noga wpada, a to do kolana, a to do uda, aż nawet do jaj...właśnie doceniłem kijki, dobrze, że je wziąłem, bo przy wyszarpywaniu przynajmniej łatwiej jest utrzymać równowagę. I piszę to ten, który nie lubił kijków, a teraz...czas o nich pomyśleć (moje pożyczyłem od żony).
Na całe szczęście dogonił mnie Adrian, więc ostatnie metry jakoś po jego śladzie doczłapałem do szlaku...który na szczęście był przetarty. Ja zrobiłem małe przebranie, ubrałem drugą parę skarpet, bo miałem wrażenie, że mi palce u nóg odpadną z mrozu, no cóż zbyt szybko uwierzyłem w marketing. Gdy chłopaki ruszyli do góry, ja zamieniłem obiektyw i skierowałem swojego tele w stronę, coraz lepiej widocznych Tatr:

Czas jednak gonić innych. Więc o wiele przyjemniej, bo nie zapadając się, ale ciągle pod górę ruszyłem.
Oczywiście co chwila się oglądałem i robiłem zdjęcia, odpoczywając trochę 😁 przy okazji. No ale mając takie widoki za plecami, trudno nie chłonąć ich oczami:

Doszliśmy do skraju lasu, skąd można było podpatrzeć coś bardziej szczegółowo, o np Krywań, a pod nim Giewont i z prawej białe szczyty Kopy Kondrackiej oraz Małołączniak:

Znowu też spotkaliśmy Gosię i Witka, no i Tobiego. Po krótkiej chwili, ruszamy. A wkraczamy w bajkowy las. Drzewa oblepione śniegiem, wyglądają przepięknie:


Ścieżka przestaje się piąć mocno do góry, to znak, że zbliżamy się do szczytu. Przy szlaku mijamy słupki, niestety nie robię zdjęcia, a to słupki graniczne, postawione w czasie II WŚ, gdy tu biegła granica Niemiecko - Słowacka. W pobliżu szczytu, kolejny krótki popas, tym razem ja muszę coś zjeść. Ze szczytu podobno widać widoki, na pewno na Policę, jednak widoków w inne strony, nie szukamy - śniegu tu sporo.
Czyrniec 1328 m npm, 12 szczyt Beskidu Żywieckiego, szczyt położony na południe od Policy, przedzielony przełęczą. Przebiega tu Wielki Europejski Dział Wodny, stoki północno-wschodnie to zlewisko Bałtyku, a ze stoków południowo-zachodnich woda spływa do morza Czarnego.
Przed przerwą, włożyłem dekielek od obiektywu do kieszeni, a potem założyłem go na aparat i po przerwie, gdy wyjmuję aparat (mając go w torbie, po włożeniu plecaka, torby i zrobieniu kilku kroków, nagle sobie przypominam, że nie mam aparatu...mija kilka sekund, gdy załapuje, że leży on w torbie 😂 normalnie pan Hilary...), zamiast robić zdjęcia, walczę, by obiektyw odparował. Więc zdjęcia na Police...nie będzie. Trudno - będzie trzeba jeszcze tu wrócić, może poszukam widokowych wiatrołomów?
Zejście dość strome (pamiętacie, jak na początku pisałem, że pisałem, iż całe szczęście nie poszliśmy jak planowałem?), w mocno kopnym śniegu. O ile schodząc, to wpadanie w śnieg jest dość przyjemne, to nie chciałbym tu podchodzić. Na dole czeka nas zaśnieżony las świerkowy, równie bajkowo wyglądający jak ten na Czyrńcu. Teraz czeka nas podejście na szósty szczyt Beskidu Żywieckiego co do wysokości. Podejście nie jest na szczęście bardzo strome. Mijamy zjeżdżających narciarzy i wychodzimy z lasu. Przed nami krzaki oblepione śniegiem, a za nami...odsłaniają się widoki. Byłem kilka lat temu na Policy, ale wtedy ledwo Babią widziałem, więc tym bardziej dziś się cieszę:


Tatry, mocno pod słońce. Babia z boku, a między nimi morze...
słowackich gór...

Tu znów przerwa, wpierw oczywiście zdjęcia. Puszczam tu też drona:

widok na Tatry znad Policy:

Oraz kręce dwa filmiki:




Robimy sobie wspólne zdjęcie:
Zdjęcie Sebastiana - cała nasza grupa. Gosia, Witek, Tobi, Sokół, Adrian, ja i Sebastian.
oraz podobne, z drona:



W końcu, w palcach u nóg, znów odzywa się ból zmarzniętych palców, więc czas ruszać. 

Przez las szybko schodzimy do schroniska na Hali Krupowej, które (nic dziwnego), wcale nie leży na tejże hali. Od Policy mijamy sporo turystów, a pod schroniskiem jest ich najwięcej. Schodząc z Policy, widzimy pogarszającą się widoczność, szczególnie nad Tatrami. Więc gdy posilimy się, napijemy się i znów zmarzniemy, (tzn na pewno ja zmarzłem), stwierdzamy, że powoli schodzimy do aut. Na pewno nie zamierzamy już nigdzie się wspinać. 
Schronisko na Hali Krupowej, leżące na Sidzińskich Pasionkach widoczne z Hali Kucałowej.

Jednak, zanim zaczniemy schodzić, Witek namawia nas, na dotarcie do "właściwej" hali Krupowej. Podobno jest tam ładny widok. Tak zachęceni, tym bardziej, że już z niej mamy rozpocząć zejście do samochodów, ruszamy, znów przez fajny las:

W ten sposób docieramy pod Okrąglicę:

Na którą mamy nie wchodzić. Ale widząc, że to tylko trzy minuty...idziemy, wszyscy oprócz Sebastiana. Pod wieżą, przy kapliczce ja muszę dowalić węglowodanów, mam tu jedyny spadek cukru. (zdjęcie na końcu relacji Adriana jak się zajadam). 
Po chwili ruszamy, zobaczyć tą halę. I...

...i nam szczęki opadają, a migawki się rozgrzewają! Niech więc przemówią zdjęcia:


Rozkładam też statyw, bym coś mógł dalszych widoków pooglądać:



By w końcu oderwać się od aparatu i iść w ślady części naszej ekipy, która czeka na nas na dole hali.
Więc ostatni rzut oka, ostatnie zdjęcie...

i rozpoczynamy właściwe schodzenie do aut.
Po drodze rozmawiamy na wiele tematów, obserwując już za drzewami schowane szczyty tatrzańskie. Końcówka szlaku wiedzie ostro w dół, nawet chwilę się zastanawiałem, czy nie założyć raczków, w końcu jednak bezpiecznie docieramy do auta, a za nami zostają oświetlone promieniami zachodzącego słońca górskie szczyty, które dziś odwiedziliśmy:


Na koniec, jeszcze kilka zdjęć z moją osobą.
gdy przez chwilę szedłem z przodu 😂 od Adriana:

- gdy umierałem pod Policą, od Adriana:

- gdy pilotowałem bezzałogowy statek powietrzny, od Sokoła:

- gdy zajadałem się na Okroglicy, od Adriana:

- gdy robiłem przygarb, sukces moich zdjęć, od Witka:

- gdy schodzę do czekających na dole hali Krupowej, od Adriana:

Tak jak na początku wspomniałem, całe szczęście, że poszliśmy w odwrotnym kierunku, niż ja planowałem, bo na koniec to z hali były świetne widoki, a z Czyrńca...też mogły być fajne, ale jednak z choinkami w kadrze. No i podejście na Czyrniec, od strony Policy...nie, całe szczęście, że schodziliśmy tamtędy.
To była świetna wycieczka, w świetnym towarzystwie. Jak zwykle miałem robić mało zdjęć, jak zwykle mi to nie wyszło, ale w takich warunkach...żal nie robić zdjęć...
Trasa link
13km i 810 m przewyższeń, oraz ponad 1300 metrów npm na początek roku...choć w ostatni dzień stycznia. Oby to dobry prognostyk na ten rok!



Dzięki! za czytanie, a ekipie do zobaczyska! 

Komentarze

  1. Piękny waruneczek. Może uda się coś w marcu zorganizować w BŻ. Zacząłeś nieźle :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warunki nas zaskoczyły, bo prognozy były gorsze. Gdy ja zaczynałem rok, koledzy już po 5x byli w górach ;)

      Usuń
  2. Las iglasty bajkowy, wiele kadrów pięknych - baardzo udany dzień! Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak udany. Najbardziej zadowolony jestem z Czyrńca (szkoda, że obiektyw był zaparowany, choć może dorzucę jakieś zdjęcie - póki co je nie ruszałem) i HK. Dziękuje :)

      Usuń

Prześlij komentarz