Powakacyjny spacer w górach w Beskidzie Małym

Wakacje się skończyły i mimo wielu planów, to od ostatniego pobytu w górach minęło prawie dwa miesiące, więc czas najwyższy w nie ruszyć.  
I choć biorę kuchenkę, to pogoda ma być cudna, jeszcze letnia.
Mimo kilku okazji, w wakacje odpuściłem wycieczki górskie. Rozleniwiłem się 😉 i to lenistwo dalej mnie ogarnia, bo wieczorem w poniedziałek stwierdzam, że nigdzie nie jadę.
Ale córka poszła do szkoły, za oknem błękit kusi, więc mimo niewyspania z samego rana nabieram ochotę na krótką wycieczkę.
Mój plan na dziś, to brak planu. Pójdę tyle, ile mi się będzie chciało. Zabieram czajnik, kartusz i palnik by napić się herbaty na łonie przyrody (swego czasu na forum śmiano się, że gdy zabieram ten zestaw w góry to będzie padać/mgła - po prostu kicha pogodowa - mała dygresja do wstępu; ale to już dawno odczarowałem) i po prostu odetchnąć od betonu. Pytanie tylko gdzie pojechać? 
Wieczorem przed wyjazdem siedzę nad mapami i rysuję co rusz inną trasę, skacząc od Śląskiego, po Niski, co kończy się jednak...jeszcze większym zniechęceniem. Dopiero właśnie rano przy śniadaniu stwierdzam, że jadę i wracam  myślami do pierwszego pomysłu. 
Po półtorej godziny jazdy parkuję pod urzędem Gminy Łodygowice i ruszam w kierunku Czupla. Nad Żywcem widziałem z drogi kołtuny mgieł, ale ja mam nad głową piękny błękit bezchmurnego nieba. Zarzucam plecak i ruszam między domy.
Za ostatnimi domami z łąk otwiera się widok na południe. Widać mgiełkę - to znak, że dziś dalekich widoków nie będzie...

kościół w Pietrzykowicach we mgle

Wyżej, mijam ostatnie domostwa i ruszam ku lasu. Oto widok na najwyższy szczyt Beskidu Małego - Czupel:

W lesie na początku idzie się po płytach z dziurami, na szczęście dość szybko znikają. Docieram do fajnego domu. Mimo ogrodzonego małego ogródka poniżej na łące, wydaje się opuszczony.

Gdyby nie kamieniołom, którego odgłosy słychać, to super miejsce do mieszkania 
(dopóki nie spadnie z pół metra śniegu 😉).

Na drzewach w dolnej część wiszą też tablice z oznaczeniem sygnałów, które ostrzegają o wybuchach, mijam takich tablic kilka.
Gdy tylko wyszedłem na pola zapomniałem o niewyspaniu, o zmęczeniu. Idzie mi się dobrze, więc powoli wspinam się coraz wyżej. Mijam dojście żółtego szlaku, który odbija dołem pięknej łąki:

i po krótkiej chwili docieram do skały, która ma ciekawą nazwę. Oto Diabli Kamień:

Całkiem spory kamyk. Stoi na małym garbie opadającym od zbocza, a teren wokół mocno opada. Głaz obchodzę, obfotografowuje, włażę też na niego, choć nie na samą górę, a potem siadam na kamiennym stole i robię tu pierwszą przerwę.



Gdy dogania mnie tu kilka pań, akurat kończę przerwę i się zamieniamy, one się rozkładają na kamiennym stole, a ja ruszam dalej.
Droga, która z początku wiedzie prawie po płaskim, więc gdy za zakrętem widzę ścieżkę, która wspina się ostro pod górę, to pod nosem zarzekam się, że ja tam nie idę. Na szczęście szlak omija ten stok trawersem. Dopiero gdy mijam skrzyżowanie leśnych dróg zaczyna się wspinaczka.

Idzie się tu lasem, więc skoro widoków brak, zwracam uwagę na inne szczegóły:



Na mapie widzę, że na łączce zaznaczone jest i źródło, i jakiś krzyż, więc skręcam w leśną drogę by sprawdzić te artefakty. Trafiam na spore skupisko kurek, które z żalem zostawiam i wychodzę na polanę. Źródła brak, ale jest krzyż:

A obok, nieco wyżej widzę jakieś resztki murów. Podchodzę, zaglądam, dom? Szałas? 

Niestety nie wiem co to było...niemniej ten kto tu pomieszkiwał, miał tu cudnie. Zresztą po śladach ognisk, widać, że czasem dalej tu bywają ludzie. 
Idąc dalej docieram do kolejnej polanki, nad którą słyszę kruki, które krążą nad lasem. Na górze na drzewie wisi mała kapliczka, a pod nią ławka. Zasiadam na niej chwilę podziwiając widok jaki z niej się prezentuje, przez leśne okno:

Tak sobie myślę, biwak w takim miejscu...
Końcówka podejścia daje lekko w kość, ale kilka minut i dochodzę do Przełęczy pod Czuplem. Hmm las, widoków brak, więc ruszam na Czupel, na którym byłem kilka lat wstecz, w warunkach zimowych, więc myślę, że warto wejść w ciepłym okresie. Dość szybko docieram do kupy kamieni, ławek - jestem na najwyższym szczycie Beskidu Małego, na Czuplu.

Siadam, wyciągam kartusz na którym zakręcam palnik i gotuję wodę. Rozmawiam również z parą turystów, pani zaprasza do pieczątki i poprzez to rozpoczyna się rozmowa o koronie, że ja jej nie zdobywam, o pasmach które ona pomija, oraz na inne tematy. Gdy wrząca woda paruje pan pyta się czy może zrobić zdjęcie, żeby wnukom pokazać jak można chodzić po górach, po czym się żegnamy. Ja zjadam kubek bolonese i wypijam herbatę i patrząc na mapę myślę co robić.

Postanawiam przejść się zobaczyć jeszcze jaskinię, oraz ciekaw jestem, czy z pewnego miejsca będzie widok na Tatry. Nie ma. Jaskinia za to jest.
Smocza Jama czyli Wietrzna Jaskinia

Nie wchodzę, ani ubrania na zmianę, ani czołówki. Jaskinia ma kilkadziesiąt metrów korytarzy (z czego główny ok 20tu, plus boczne).
Do schroniska mam niedaleko, ale nie potrzebuje tam dotrzeć, więc postanawiam wracać.
Ale nie po szlaku, a zamierzam zejść przez las, bo widzę kilka polan i przysiółków. Obok jednego z domostw widzę jakąś sporą kaczkę, która gdy się podrywa do lotu, to okazuje się (zapewne) myszołowem 😁. Mijam zagrodzone wejście na posesje, na drzewie wisi tablica krzycząca, że to teren prywatny, zakaz wejścia itp, na bramie wisi płachta, która zasłania widok...poniżej mijam gospodarstwo, w którym można wynająć pokoje, jest bania itp. Między drzewami widać w oddali jezioro Żywieckie:

Niżej wychodzę na polanę, skąd jest piękny widok na kotlinę oraz otaczające ją góry. Stoi tu kilka domów - na chwilę mnie tu stopuje. Jest pięknie!


Obok stoi dom najpewniej pod wynajem - pod dachem cały bok to okno i widać materace. Okna skierowane na wschód, pobudka gdy budzi słońce z takim widokiem jak wyżej...pyszność 😉
Zakładam teleobiektyw i zaglądam do kamieniołomu:

Widoczność jest słaba, jest ciepło, więc przejrzystości brak. Oto widok na południe, za Beskidami widoczna Mała Fatra. 

Mijam dom schodząc i zazdroszcząc takiego położenia. Jest czego, polana z widokiem, przed domem pod drzewem ławeczka, a na podwórze wchodzi/wjeżdża się przez "tunel" w stodole.
I tuż poniżej jeszcze jest źródło obok kapliczki.

Szybko docieram do szlaku tuż powyżej Diablego Kamienia, na którym robię kolejną przerwę - do kanapek robię sobie herbatę.


Teraz pozostaje tylko zejść do auta i wrócić do domu.


Poznałem kolejny szlak Beskidu Małego. Rozruszałem kości czyli same plusy 😀
a to ja 😉

Komentarze

  1. Beskidu Małego nigdy za wiele. Popasu na Czuplu zazdraszczam, mnie nie było dane. Wleczone było we mgle :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jak i mnie pierwszym razem. Kwiecień, mgła i śnieg. Schronisko na M. dopiero z kilku metrów widziałem ;) Mały jest dobry na rozruch - dają popalić podejścia :)

      Usuń

Prześlij komentarz