3 jaskinie i dolina

Po morzu, górach czas na krainę bliżej domu. Na Wyżynę Krakowsko-Częstochowską. Czyli po naszemu, na Jurę 😉.
A dokładnie to jedziemy do dolinki i...
Auto parkujemy na Rynku w Wierzchowie, skąd mamy do przejścia kilkaset metrów. Jest gorąco a my tachamy w plecaku bluzy i kurtki...bo będziemy zwiedzać Jaskinię Wierzchowską.
Po drodze mijamy skałki, które wznoszą się w lesie i po dotarciu do celu, kupujemy bilety i czekamy na przewodnika. Punktualnie o 11 pani Magda, która będzie naszym przewodnikiem otwiera bramkę w ogrodzeniu i wchodzimy pod skałę, gdzie słuchamy kilka uwag wstępnych.

Wchodzimy do jaskini wejściem nr 2 (na zdjęciu wyżej) już ubrani we wszystko co zabraliśmy ze sobą, bo w środku ma być ok ośmiu stopni. I już przekraczając metalowe drzwi, czujemy pierwsze podmuchy chłodu. W pierwszej salce nasza pani przewodnik opowiada nam o jaskini, jak powstała, kiedy ją odkryto, o naszej trasie, oraz o jej mieszkańcach. Tych z dawnych czasów, jak i obecnych. Jeden z dzisiejszych lokatorów lata pod stropem korytarze wejściowego. To nietoperz, zapewne podkowiec mały.
Jaskinia znajduje się w górnej części Doliny Kluczwody i jest najdłuższą jaskinią przystosowaną do zwiedzania w Polsce (oraz drugą pod względem długości na Jurze). Jaskinia ta była jedną z pierwszych jaskiń w Europie przygotowanych do zwiedzania (w XIX wiek). Jej korytarze mają prawie kilometr długości (975m), głębokość to 25 metrów, a trasa zwiedzania liczy 700 metrów. 
Pierwsze wzmianki o niej pochodzą z 1853 roku. Podczas badań prowadzonych pod koniec XIX wieku odkryto ślady człowieka z epoki neolitu, oraz kości różnych zwierząt, min niedźwiedzia jaskiniowego czy hieny.
Pani przewodnik informuje nas, że nie wolno dotykać skał jaskini, gdyż przez długoletnie udostępnienie praktycznie cała szata naciekowa została została zniszczona - jaskinia ma status pomnika przyrody.
z latarką nasza pani przewodnik

Oglądając skały, obserwując pierwsze krople wody słuchamy o procesach, przez które powstała jaskinia: 

Po chwili ruszamy wąskim korytarzem, który jest ciekawie podświetlony, to Długi Przesmyk, nim dochodzimy do kolejnej salki. Wąski korytarz to jedno z kilku miejsc, gdzie można dotknąć ścian, aby na śliskim się nie wywrócić albo nie przywalić głową 😉:

Jest wąsko, do tego ślisko więc grupa się rozciąga i w kolejnej sali (z Kotłami) chwilę czekamy, aż wszyscy tu dotrą. Ależ tu jest pięknie! Słuchamy o wiszących tu kiedyś makaronach, oglądamy kotły wirowe w stropie jaskini:

Kolejna część jaskini to tak zwany Hotelik, na który wchodzimy po schodach. Z tej półki skalnej przeciskamy się w wąski przesmyk i podchodząc nieco do góry w rumowisku mijamy figurę niedźwiedzia jaskiniowego. Na górze docieramy do Sali Tronowej. Całkiem spora ta sala! Ma wysokość 6 metrów i długość 40 metrów. Urządzono tu wystawę artefaktów jakie odkryto w tej jaskini. Leżą one obok nacieków skalnych:


W tej sali pod stropem zobaczyliśmy też makarony, czyli nacieki skalne, o których nam wcześniej pani przewodnik opowiadała. 
Czas ruszyć dalej, do sali człowieka pierwotnego. Po drodze znów mijamy kolejną makietę, tym razem hieny.

Dochodząc do Sali Człowieka Pierwotnego czujemy ciepło, to pewnie od ogniska jakie nasz kolega tu pali 😉 :

Dowiadujemy się, że ognisko nie znajdowało się miejscu ekspozycji, tylko były one palone w korytarzach wejściowych, raz by się nie udusić, dwa w celu ochrony przed dzikimi zwierzętami.
Obok przystojniaka leżą pokazane makiety naczyń, oraz fragmenty ceramiki, które w tej jaskini odnaleziono (to te na kartonie):

W korytarzu, który wiedzie w kierunku trzeciego otworu wejściowego mieszka dziś ktoś inny:

Na stropie jaskini widać czarne małe kulki - to wspomniane wcześniej podkowce małe, najliczniej zamieszkujące jaskinie, choć spotkać tu można jeszcze cztery inne gatunki nietoperzy. 
Na szczęście nie spotkaliśmy kolejnego mieszkańca, czyli pająka - sieciarza jaskiniowego, uff. 
Gdy zerknąłem na zegarek, ze zdziwieniem zobaczyłem, że już czterdzieści minut krążymy po jaskini, co oznacza, że czas powoli ruszyć ku wyjściu. 
Pod jaskinią robimy sobie zdjęcie:

i bardzo zadowoleni, ruszamy z powrotem na parking. 
Choć ja po drodze postanawiam zajrzeć jeszcze w dwa miejsca. 
Pierwsze to jaskinia Dzika, która znajduje się w skałach widocznych z drogi. Z żoną wspinamy się ku dziurze a córa postanawia na nas poczekać:

Wejście jest krótkie, do tego nogi nam ujeżdżają, ale w końcu docieramy pod tunel w skale i wtedy córa postanawiać do nas dotrzeć. Robimy sobie wspólne zdjęcie i lecimy dalej. 
schronisko przy Wierzchowskiej Górnej Pierwsze

Kolejną atrakcją jest jaskinia Mamutowa (zdjęcie tytułowe):
jaskinia Mamutowa

A w niej...spotykamy sporą grupkę wspinaczy, którzy tu działają...więc szybko stąd uciekamy.
Teraz musimy się przemieścić w inne miejsce. 
Dojeżdżamy na parking nad Ojcowem. Tu wpierw muszę odstać pod parkometrem, bo zanim on się połączy z siecią przyjmując płatność, to mija na jedną osobę chyba z  (dobę) pięć minut. 
W końcu jednak możemy ruszyć na spacer. Jest dziś piękna niedziela, więc w Ojcowie zapewne tłumy ludzi się przelewają, zresztą na parkingu mamy tego przedsmak - zajmujemy jedne z ostatnich miejsc.  Na szczęście wszyscy ruszają ścieżką prowadzącą obok drogi w dół ku dolinie Prądnika, a my ruszamy w inną stronę. 
Po zejściu w dolinę wita nas...spokój, cisza, ot mała namiastka dzikości...

Mijamy kilka grup osób, kilku rowerzystów, ale w porównaniu do Ojcowa to praktycznie jest pusto. 
Naszym celem jest mały wodospad. Mijamy źródło, potem bagnisko, przechodzimy przez mostek i przechodzimy pod skałkami:



Wodospad jest malutki, urokliwy. Ja lecę jeszcze zobaczyć zaznaczoną na mapie mogiłę zamordowanych żydów i potem powoli wracamy na parking. Jeszcze tylko obiad i kolejny dzień nam mija na super wycieczce!

Koniec.

Komentarze