Podsumowanie 2025 - GO!

Zbliża się nowy rok - 2026 i powoli w głowie tlą się plany  na kolejne wycieczki. Celem głównym będą odwiedziny w dwóch pasmach, w których mnie jeszcze nie było. Coś jeszcze? To już niech samo wyjdzie. Jaki był ten miniony rok?
No cóż - przełomowy!
Bo pierwszy raz leciałem samolotem i to od razu poza kontynent!
2025 to rok spełnienia marzeń. Ale wpierw trochę suchych cyfr.

Czyli krótkie podsumowanie aktywności:
10 wyjść w góry. 7x Beskidy i 2x Sudety. 2 nowe pasma. 1x Jura. 1x Ocean Atlantycki. 1x Italia i kolejne państwa bałkańskie.
Beskid Żywiecki - 5 
Beskid Mały - 1
Beskid Makowski - 1
Beskid Śląski - 1 
Sudety - Góry Kaczawskie i Rudawy Janowickie po razie.
5 nowych krajów odwiedzonych:
Hiszpania - 3x
Włochy, Serbia, Czarnogóra i Albania - 1x
Oraz...5 miesięcy bez gór.

Ja się cieszę, że był to rok spełnienia moich marzeń. Największe spełnione marzenie? To zimowy urlop na Fuerteventurze, jednej z Wysp Kanaryjskich, oraz wakacyjne odwiedziny w Czarnogórze.
Szczególnie zimowy wylot na Fuerte zapadnie mi w pamięć. Przede wszystkim, bo to był mój pierwszy lot samolotem (ech jak ja się stresowałem w drodze na lotnisko...) - lot był długi, w samolocie siedzenia mało wygodne, po 3 godzinach zaczynały uwierać w dolne części ciała. W Polsce padało, więc pierwsze widoki były  dopiero po jakimś czasie, a że siedzieliśmy po złej stronie samolotu, więc wschodu nie widzieliśmy, jedynie różową poświatę świtu oglądaliśmy nad morzem chmur...ale i tak to było coś niesamowitego i długo będę pamiętał ten pierwszy lot.

Cieszę się z tego, że odwiedziliśmy tą a nie inną wyspę, bo na swoim pierwszym wylocie chciałem zobaczyć krajobraz zupełnie inny od tego, które już znałem - dlatego to pustynna Fuerteventura było moim wyborem. 

Pustynny, pomarańczowy krajobraz mnie nieco zaskoczył i choć wyspę zwiedziliśmy pobieżnie to udało się odwiedzić dwa miejsca, które mieliśmy w planach. 
Plaże Cofette:

i Wydmy Corralejo, 

oraz jedną z plaży, na których zamiast piasku był popcorn:

I chodź finalnie nie udało się odwiedzić kilku punktów to ja jestem z tego pobytu bardzo zadowolony.

Czyli wychodzi, że to był świetny rok? Świetny? Ano nie. Kiepski? Też nie - po prostu był przeciętny. 
Górsko - o tak, raczej słaby był. Tylko dziesięć wycieczek (choć z trzema noclegami w górach, z czego jeden raz w schronisku, jeden biwak pod namiotem i jedno spanie w aucie).
Na pewno Sudety jak zwykle pokazały, że poznawanie nowych miejsc, dla mnie nie znanych może być niezłą przygodą.
Na pewno podróżniczo* to całkiem nieźle; choć planów było więcej. Jesień jednak poszła na straty.
* - to tak z przymrużeniem oka nazywam, te moje wakacyjno-urlopowe wojaże. 

allclusivovanie 
brzeg Afryki!


A teraz po kolei.
W styczniu wróciliśmy z Markiem na Rysiankę. Pierwsza wizyta z kolegą była we mgle. Widoków praktycznie nie było, choć zima wtedy była przepiękna i mroźna. Tym razem widoki były świetne, bo trafiła nam się słoneczna pogoda, śnieg też był, choć strasznie rozdeptany...



W lutym pojechaliśmy z Markiem w odwiedziny Rycerzowych - Małej i Wielkiej. Małą kiedyś mijałem, ale we mgle i nic z niej nie kojarzyłem. Zaczynaliśmy od wyjścia z Soblówki przy kilkunastu stopniach mrozu, by wyżej móc podziwiać widok na piękny Beskid Żywiecki. Widoków na Tatry brak - ale za to Mała Fatra nam pięknie się prezentowała.


Pod koniec ferii był wspomniany wylot rodzinny na Wyspy Kanaryjskie i wymarzoną Fuertaventurę:
Playa de Cofete 

kąpiel w oceanie


Marzec to wizyta  w Dłubniańskim Parku Krajobrazowym i zarazem pierwszy miesiąc bez gór. Pogoda była kiepska. Źródła fajne, ale przy takim mrocznym początku. Dobrze, że później słońce wyszło...

Ostatniego dnia marca poleciałem służbowo w okolice Walencji, czyli była to druga moja wizyta w Hiszpanii, tym razem kontynentalnej. Tam zastał mnie kwiecień. W ostatni dzień udało się zajrzeć na chwilę do Walencji i przejść się po jej uliczkach:

To był też miesiąc poszukiwania wiosny. Tej szukałem:
w parku Sieleckim

w Łośniu

na osiedlu

w Ujejscu

Dopiero na koniec miesiąca udało się pojechać w góry i tam spotkaliśmy wiosnę w pełni.
Cieszyliśmy się nią w Beskidzie Makowskim, na obiad piekąc kiełbasy z ogniska:



Maj i następny czerwiec to były najbardziej intensywne miesiące. Na początek majówka i odwiedziny na bazie oraz krótki spacer po okolicy:

a kolejnego dnia krótka wycieczka na Słowację:

W maju udało się też 'odhaczyć' ostatnie dwa pasma sudeckie. 
W Górach Kaczawskich mnie zlało, co tak mi obniżyło morale, że wróciłem do auta z zamiarem powrotu do domu:

ale że szykowałem się do spania w namiocie, to plecak miałem ciężki i dodatkowe kilka kilometrów mnie wykończyło. Ze zmęczenia już chwilę po ruszeniu w powrotną drogę zacząłem ziewać i wiedziałem, że nie mam szans aby bezpiecznie dotrzeć do domu, więc przespałem się w aucie. Rano widząc piękną pogodę, stwierdziłem, że trzeba wróciłem i zajrzeć w Rudawy Janowickie. Odwiedziłem jeszcze uśpione schronisko Szwajcarka, oraz Krzyżną Górę i Sokoliki.



W czerwcu odbyliśmy z żoną przedwakacje w Hiszpanii. Pobyt miał być w Walencji, ale udało się zamienić miejsce pobytu na dużo spokojniejszy kurort Benicassim, skąd udostępnionym autem odwiedziliśmy niedalekie miasta. Udało się też poplażować i wykąpać w morzu Śródziemnym, no dokładniej to w Morzu Balearskim:

A co zwiedziliśmy? 
Miasto i zamek Morella:


Pojechaliśmy do miasta Peníscola:

gdzie odbyliśmy spacer starówką pod zamkiem, po uliczkach między białymi domami z niebieskimi oknami i drzwiami:

Było pluskanie w basenie hotelowym:

To był świetny wypad, kiedy to mogliśmy z żoną wypocząć i powygłupiać się czy wypić wino nad morzem:

Tylko przygody z policją i na lotnisku z pogranicznikami nieco zniechęcają do kolejnej wizyty w tym kraju. Policja -  bo zrobiłem zdjęcie a tam mają przepis zwany "Prawem Kagańca" - nie wolno publikować zdjęć policji no i ten policjant do mnie wrócił i mi to przekazał - no publicato. A na lotnisku nas przetrzepali...

Pod koniec miesiąca wyskoczyliśmy na rodzinny obiad, z kiełbasą z ogniska na Potrójną w Beskidzie Małym:

by miesiąc zakończyć kolejnym pieczeniem kiełbas, podczas kolejnej wycieczki tym razem z naszymi znajomymi - na Rachowiec:

Lipiec to kolejna podróż służbowa, kolejny lot samolotem (czwarty) - tym razem do Włoch. 

Tym razem udało się zwiedzić Muzeum Pavarottiego, oraz kawałek Modeny:

Już w Hiszpanii popróbowałem nowych potraw (oczywiste patatas bravas, paelle, ośmiornicę) ale kuchnia Walencji nie trafiła w moje gusta, więc nieco z obawą podchodziłem do kuchni włoskiej. Nie słusznie. Tu też zjadłem sporo nowych potraw. I jako wielki wybrzydzacz, jestem z tego powodu dumny - to też było przełomowe dla mnie.

Lipiec będzie drugim miesiącem bez gór. Głowę zaprzątały inne sprawy, a na koniec miesiąca zaczęliśmy się szykować na wyczekiwany letni urlop. Na niego pojechaliśmy już o wiele spokojniejsi, choć zmęczeni.
Ten rozpoczęliśmy na początku sierpnia, ruszając w podróż na Bałkany. 
Spaliśmy w Nowym Sadzie - w Serbii. To była moja pierwsza wizyta w tym kraju, ale przez burzę, która zaczęła się zaraz po wjeździe do Nowego Sadu, nigdzie się nie ruszyliśmy i poszliśmy spać, więc była to w sumie wizyta tylko tranzytowa.
nasza turbowiśnia na parkingu przy serbskiej autostradzie

Kolejnego dnia, po wielu godzinach spędzonych w korkach dotarliśmy do naszej kwatery w Czarnogórze, do wsi Donji Stoj. To czwarty, nowo odwiedzony kraj.

Korki oraz temperatury ok 40 stopni storpedowały nasze chęci zwiedzania tego pięknego kraju. Dlatego większość czas spędzaliśmy na wypoczynku na plaży:

Ale udało się zwiedzić zamek i część starówki w Ulcnij:


Jezioro Szkoderskie:

gdzie zajrzeliśmy do niesamowitej konoby, skąd popijając lemoniadę z granatów obserwowaliśmy drugi brzeg jeziora - to już Albania! 

Do Albanii też pojechaliśmy- znowu wpadając w mega korek przed Szkodrą... Do tego w okolicach Szkodry pierwszy raz trafiliśmy na temperaturę z 4ką z przodu - było ok 42 stopni, więc zwiedzanie ograniczyliśmy tylko do przejazdu przez Szkodrę, nad most z XVIII wieku. Jego przeszliśmy i poszliśmy na obiad, gdzie próbowano nas oszukać:

Podczas powrotu odwiedziliśmy Kotor. Przepiękne miasto, ale, o dziwo (😂😂😂) zakorkowane okropnie.
Jednak droga wybrzeżem, pokazała, że część północna wybrzeża Czarnogóry jest przepiękna i bardzo żałowaliśmy, że to nie tu się urlopowaliśmy. 

Kolejne korki spotkaliśmy w Herceg Novi - Czarnogóra będzie mi się z nimi kojarzyć! 
Do kraju wracaliśmy przez Chorwację z noclegiem w Karlovacu a następnego dnia przez Węgry i Słowacje.

Mając jeszcze kilka dni urlopu, po powrocie na szybko zdecydowałem się skoczyć na szybki biwak z jajeczną na śniadanie:


Znów Beskid Żywiecki! To był drugi nocleg w górach.

Na sam koniec wakacji pojechaliśmy jeszcze do Ogrodów Kapias:



A potem nadszedł wrzesień i październik... Bez wizyt w górach. Wrzesień to kumulacja zniechęcenia, kiepskiej pogody.
Były za to wyjścia na koncert Wołosów (bardzo ważne dla nas), oraz kabaret Neonówka. I spacery po buczynie.


Oraz spacer po rynku Bytomskim:


W listopadzie udało się wrócić w góry. Hala Jaworowa jest niezawodna:


Na sam koniec miesiąca udało się trzecie nocowanie w górach. W schronisku na Hali Krupowej (i 5x BŻ) - to był świetny wypad, podczas pierwszych opadów śniegu i w pustym schrosniku.



Grudzień, jak to grudzień - czasem się uda wyjść w góry (rok temu rodzinnie nocowanie w schronisku na Szyndzielni) - tym razem bez gór.  
Czyli w minionym roku w pięciu miesiącach nie wyszedłem w góry... 

Mimo dość słabego roku górsko, był to ciekawy rok, momentami trudny ale najważniejsze, że udało się spełnić marzenia i co najważniejsze kończymy go w zdrowiu.

Komentarze

  1. Bardzo ciekawy rok pod względem podróżniczym, dużo nowych wrażeń, nowych państw i smaków. Jak jeden taki obszar w roku wypali, to wiadomo, że często kosztem innego, czyli może gór. Ważne, że jesteś zadowolony i że zdrowie dopisuje!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz