Wiosenny Beskid Wyspowy. Maj 2019.

Maj to miesiąc, który kojarzy mi się z zielenią. Na nizinach, czy też wyżynach (moje miasto), jest ona soczysta, a w górach zaczyna się taka właśnie robić. Przeważnie na jakąś część majówki zawsze jedziemy do naszej bazy w Beskidzie Żywieckim, natomiast od kilku lat mam problem pojechać w zaplanowane góry. W tym roku jednak majówka, to czas spędzony w domu, czas rekonwalescencji po zabiegu, zresztą majówka jest wyjątkowo zimna. Liczę na jedną z wolnych niedziel. Plan mam na wschodnie Sudety. Wybieram zastępczo Beskidy, jednak pogoda krzyżuje ten plan. A raczej prognozy, bo jak się później okazuje, wcale aż tak źle nie było. Cały weekend ma lać, tam gdzie chcę jechać nawet dość konkretnie. Szukam alternatywy i na mapie i w prognozach. Pakuję plecak. Nastawiam budzik i...w końcu zostaję w domu... Ech...potem nastaje mokrzejszy okres, praca, inne plany i znowu szykuję się, że to kolejny miesiąc bez wyjazdy w góry. Jednak pod koniec trafia się okres, że ma być znośnie. Oczywiście wszystkie trzy dni wcześniejsze są ładne, świeci słońce, a we wtorek mają być opady, zacząć się chmurzyć. Nic to. Decyzja podjęta. Jadę!
Tylko gdzie? No cóż tym razem jest to wyjazd ciut inny od moich dotychczasowych, bo start jest po zaprowadzeniu dziecka do przedszkola, wyjeżdżam ok 9tej rano z miasta... Od dwóch dni oglądam prognozy, patrzę na mapy. W Sudetach znów leje. W Beskidach Żywieckich, Małym i Śląskim też ma padać, bądź całe niebo zachmurzone. Więc mam po dwa miejsca w dwóch Beskidach, gdzie myślę by pojechać. Beskid Makowski, oraz Wyspowy. 
Ruszam w słońcu, w kierunku Krakowa, myślę by zjeżdżając z obwodnicy, stanąć i spojrzeć na prognozy. Kolegę proszę o przesłanie prognoz - odpisuje ok 11 ma lać, potem przejaśnienia, z opadami konwekcyjnymi. 
Na obwodnicy zaczyna kropić, jadę Zakopianką w porządnej ulewie. Dojeżdżając do Myślenic ochotę mam na bliższą miejscówkę, ale rzut oka na widok chmur, które opatulają widoczne szczyty Beskidów Wyspowego i Makowskiego (leje, ciemno), oraz na wschód (chmury, ale jaśniejsze) i w ostatnim momencie zjeżdżam z krajówki.
Leje. 

Mijam pierwsze szczyty, mimo deszczu pojawiają się widoki. Staję i biorę aparat. Cholera, bateria w połowie naładowana, ech trzeba będzie się oszczędzać (taaaa). Robię zdjęcie Kamiennikom (to zdjęcie wyżej), szczyty pasma Lubomira. Przede mną zaś widoki na Beskid Wyspowy:

To Ciecień (z lewej), oraz Śnieżnica (ta dalej). 
Wjeżdżam na kolejną przełęcz (Wierzbanowską 596 m n.p.m.) i odbijam ku mojemu miejscu startu.
Auto zostawiam na rynku miejscowości Skrzydlna, który leży między dwoma kościołami:

między drewnianym Kościołem św. Mikołaja Biskupa z XVI wieku, oraz nowym molochem (będzie na zdjęciu na koniec dnia). Ruszam czarnym szlakiem. Jest ok południa. Hmm, o tej porze to często już podążam do auta, a tym razem dopiero staruje. Pierwsze kroki stawiam jeszcze w lekkiej mżawce, która jednak po chwili ustaje.

Początek szlaku biegnie obok drogi, mijam stację benzynową, sklep, ostatnie domostwa. W tę łąkę za chwilę zejdę, by zacząć pierwsze podejście:

Powoli zaczyna się szlak wspinać, słońce, które wyszło zaczyna grzać, a opady zaczynają parować, jest duszno, więc dość szybko zaczynam się pocić. Wysyłam zdjęcie żonie, to się pyta czy zobaczyłem ducha, poprawiam, że prawię wyzionąłem go ;)
W lesie śpiewają ptaki, pachnie wiosną, jest bardzo zielono, no porostu tak jak sobie zamarzyłem :)

Widać, że szlak jest mało uczęszczany, znaki nie znajdują się przy skrętach, więc trzeba się dobrze rozglądać:
W pewnej chwili nie widzę ścieżki, więc skoro zboczyłem z niej, to postanawiam zdobyć pierwszy szczyt, gdyż ścieżka go omija. Czy go zdobyłem, nie wiem, bo po wyjściu na polanę, mijam słupek z nazwą. Co ciekawe na mapie to przełęcz.


Tu podziwiam i widoki, choć niedalekie, ale i pięknie ukwiecone łąki:

Ostrą górę szlak omija, a że szlak wiedzie po drodze leśnej, to się nie gubię ;) i wychodzę na łąkach przysiółka, który na mapie ma nazwę Na Roli.
Od zachodu nadciągają ciemne chmury... :

wiszą one nad pasmem Lubomira (na wprost), oraz nad Lubogoszczem (z lewej z tyłu).
Fajną drogą między polami, polanami zdobywam siodło między szczytami:

Droga robi się błotnista, ale na siodle trzeba skręcić w prawo pod Dolna Górę. Na mojej mapie tego szlaku nie ma, posiłkuje się mapą w telefonie, bo jak wspominałem, szlak w terenie, w tej części jest oznakowany słabo, oto przykład:

Tu widok na niższe wzniesienia:

Ruszam w górę, a za mną zaczyna robić się nieciekawie:


Ależ pięknie wyglądają te polany pokryte kwieciem:

Widok na siodło i Ostrą Górę:
Z lewej widać drogę, którą przyszedłem - za dachem domu.

Przechodzę przez las, potem przez polanę, by minąć domostwa schowane za gąszczem drzew przysiółka Kozy. Tu czuję się trochę jak w Niskim Beskidzie...


Z lewej słychać wystrzał z kamieniołomu, stoi tablica ostrzegająca o wybuchach w dniach roboczych.
Jednego z trzech w okolicy, drugiego będę mijał na sam koniec dnia.
Mijając domostwa witam się ze starszym panem, który mi mówi, że "zaraz pewnie klupnie", odpowiadam ze uśmiechem, że najwyżej zmoknę. Po kilku minutach zaczyna klupać. Pod drzewem wkładam kurtkę, chwilę stoję, wysyłając do kolegi reklamację odnośnie pogody ;) i ruszam dalej. Dochodzę do główniejszej drogi (od tej przysiółkowej) i na przystanku robię popas, zjadając obiad, czyli bułkę ;). Zastanawiam się co robić, na szczęście deszcz ustaje.
Patrzę na mapę i się zastanawiam, którym szlakiem ruszyć. Wstępnie myślałem o ominięciu góry, która wyrasta przede mną. Ale miałem nadzieję, że wieczorem się wypogodzi, prognozy raczej wspominają o zachmurzeniu, więc decyduję się wejść na szczyt, rezygnując wstępnie z ostatniego celu na tej wycieczce.
Mijam nieczynną linię kolejową:

i zaczynam podejście. W lesie dogania mnie terenówka:

Facet sprawdza coś w potoku i jedzie dalej. Ja odbijam w prawo. I się zaczyna... Najpierw przyjemnie, bo mijam kwitnący czosnek niedźwiedzi, zapach niesamowity!


Tu widać miejsce, w którym zaczyna się rzeźnia. Szlak staję dęba. Zbocze wygląda tak:

a szlak wiedzie prosto...w górę. Nie pamiętam ile przerw zrobiłem po drodze. Do samego końca jakoś idę, zaciskam zęby i po kilka metrów się przemieszczam. Tylko, że tu na odcinku 500m, trzeba podejść 260m. Do tego pod koniec zaczyna się błoto, kilka razy ruszam nogami, choć stoję w miejscu, w końcu mam dość, pada kilka niecenzuralnych słów...
Kto wchodził na Oszasa, niech sobie to miejsce wyobrazi. (dla porównania podejście od wschodu na Oszas, wschodnią część to 1km i 330 metrów podejść, tu od przystanka jest 1,8km i 430 metrów podejścia).
Ale ufffff, jestem na górze...
Jeden z trzech szczytów Śnieżnicy zdobyty, idę na ten oznaczony na mapie, mijając bukowy las:

Jest krzyż, są ławki, mapa, ale i pełno muszek, robię parę kroków w stronę stoku północnego, gdzie powinna być jaskinia, ale widok ostrego spadu zniechęca mnie do szukania, jaskini. Ruszam ku górnej stacji narciarskiej:

Oczywiście cała droga wiedzie w lesie i oczywiście teraz świeci słońce. Pewnie jak wyjdę z lasu, to wyjdą chmury :)
Dzięki trasie narciarskiej otwierają się widoki na północy zachód:
Pasmo Lubomira, czyli Beskid Makowski, a dokładnie widać na wprost Wierzbanowską Górę, na prawo od niej drogę Dobczyce-Kasina Wielka, za Wierzbanowską Górą Kamienniki, a z lewej Lubomir.

Co ciekawe, szlak niebieski, biegnący z prawej strony stoku narciarskiego (w lesie), został zamknięty a stok i część szlaku przemianowano na trasę dowhillową...więc schodzę po stoku, robiąc co chwile zdjęcia:

Lubogoszcz a pod nim Kasina Wielka.

Mijam dolną stację i dochodzę do dawnej stacji kolejowej Kasina Wielka. Za mną nadciągają ciemne chmury, więc podążam do budynku stacyjnego.

Tu mała dygresja, patrząc na mapy, zawsze dziwiłem się, czemu Lubomir nie był zaliczany do Beskidu Wyspowego. Teraz się dziwię, że Ciecień nie jest zaliczany do Beskidu Makowskiego, gdyż on ma podobny kształt do szczytów Beskidu Makowskiego, a do tego zbudowany jest z innych płaszczowiny śląskiej, a nie jak szczyty Wyspowego Beskidu, płaszczowiny magurskiej.
Tu porównanie wyglądu gór:
Z lewej Lubomir, z prawej Lubogoszcz. 

Zanim jednak usiądę sobie na stacji, zwiedzam mały cmentarz wojenny nr 364. Jest to cmentarz austriacki z okresu I Wojny Światowej:

Jest tu pochowanych 21 żołnierzy. 



W końcu na ławce pod budynkiem stacyjnym zjadam kolejną bułkę. Ciemne chmury odchodzą na północ, na przeciw na łące pod lasem, gdzie paręnaście minut temu przechodziłem pasie się sarna. Jest sielsko. Niby jest rozkład, ale po krótkiej lekturze, okazuję się, że dotyczy wakacyjnego okresu.

Ruszam dalej. Początek znowu drogą asfaltową, by wkrótce odbić w las. Co ciekawe kawałek szlaku wiedzie najpewniej po działce, na której ktoś się zaczął budować, więc trzeba się przeciskać obok siatki by wyjść na kwieciste łąki kolejnego przysiółka.

Widok na przysiółek Góry, oraz Śnieżnicę.

Teraz zostało mi do pokonania dwa mniejsze szczyty, Dzielec oraz Szklarnia. Pomiędzy nimi biegnie droga:
Ciecień.

I znów, ale już zza Szklarni.

Tu odbijam w stronę przełęczy. Plan był aby wejść na zalesiony szczyt, ale stwierdzam, że robi się coraz ciemniej, na niebie jednak jest sporo chmur, więc odkładam go na inny raz. Jedno jest pewne, nie ucieknie ;).

Szlak niebieski wytyczono tu koło drogi. Mijam zamkniętą karczmę, kilka domostw, na mój widok krowa się zrywa, i gdyby nie łańcuch, to pewnie by zwiała, a tak stoi jak najdalej ode mnie i się na mnie patrzy. Czyżby jakieś złe skojarzenia z człowiekiem?
Odbijam w skrót. Mijam kapliczkę, stare domy, ładnie tu, fajne widoki ludzie mają na Śnieżnice:


Studiując mapę, odbijam w boczną drogę. Jest szutrowa, więc tym chętniej schodzę z asfaltu. Mijam mały kopczyk, pod lasem w zbożu widzę coś płowego. Zakładam teleobiektyw, to sarna, siedzi i mnie obserwuje z daleka:

Fajna jest ta dróżka, wije się leniwie, mijam starsze domy, drewniane, murowane, przyczepy kempingowe na pastwisku, gdzie się dwa konie pasą, pani sobie plewi poletko pod domem...oj chciałby się tu zamieszkać:


Schodzę do drogi, atakuje mnie po drodze kundel, na szczęście udaje mi zostać tylko obszczekanym. 
Robię sobie portreta:

Mijam kolejne domy i ładne:

i już niestety chylące się ku upadkowi:

 Za drzew wyłania się czubek kamieniołomu, najpierw jednak mijam pomnik poświęcony ofiarom zamordowanych mieszkańców, przez Niemców, w czasie II WŚ.

Mijam kamieniołom:

Tu ostatnie widoki oglądam. Na Ciecień, Lubomir i Wierzbanowską Górę:

Na Skrzydlną (widać nowy kościół):

Mijam cmentarz, na którym spoczywają ofiary z czasów II WŚ:

Ten cmentarz jest zadbany, ale z tabliczki wyczytuję, że opiekują się nim uczniowie szkoły podstawowej, która jest tuż obok.
Na koniec zostawiam plecak w aucie i idę zrobić ostatnie kilka zdjęć drewnianego kościoła. Widać, że coś wokoło niego się dzieje, ładny jest, choć zaniedbany. Do tego poddasze kościoła jest miejscem gdzie mają schronienie nietoperze, będące zagrożone wymarciem:


Trasę wymyśliłem, dzięki koledze, Tomkowi, który mi podrzucił linka do mapy. Oczywiście sama trasa ominęła wspomniane miejsc, ale jakby nie było, to dzięki niemu tu się zjawiłem. Dzięki!

Jeśli ktoś chce obejrzeć większą relację zdjęciową, to tu link do galerii podaje.
Trasę podaję w dwóch linkach, bo niestety obie mapy z całą sobie nie radzą. Pierwsza część, szlakowa. Zejście do auta. 
W sumie 19km, ponad tysiąc metrów podejść i kolejny tysięcznik do kolekcji zaliczony.

Dziękuje :)

Komentarze

  1. "Tu mała dygresja, patrząc na mapy, zawsze dziwiłem się, czemu Lubomir nie był zaliczany do Beskidu Wyspowego. "
    no przecież Kondracki właśnie Lubomir zalicza do Wyspowego :) Tylko wydawcy map i przewodników mieli inne zdanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie na mapach to Makowski, a że dawno nie czytałem podziału, sprawdziłem i masz rację. Według podziału Kondrackiego to Wyspowy.
      Choć według "nowego podziału" to też Makowski ;)

      Usuń
    2. Nowy podział mam zamiar sobie wydrukować aby testować napotkanych turystów, czy wiedzą gdzie są :D

      PS>Coś masz dziwnie godzinę ustawioną, dopiero 7 rano? :>

      Usuń
    3. A nie mam pojęcia, czemu taka godzina się wyświetla.

      Usuń
  2. Świetna wycieczka! Ja, choć myślę o nich, ominąłem Pieninki Skrzydlańskie a przecież to mój ulubiony Beskid Wyspowy! PS. Jakoś mi nie pasuje zdjęcie z opisem "dawna stacja kolejowa" bo budynek stacji PKP w Kasinie Wielkiej jest okazały i piętrowy, zagrał nawet w filmie "Katyń". Podpisał się - Błędny Rybak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, masz w takim razie, gdzie wrócić, ja zresztą też jeszcze w nie wrócę. Co do budynku PKP w Kasinie, to dlatego napisałem - "dawny", bo dziś to apartament, a nie miejsce, gdzie można kupić bilet, bądź poczekać w razie niepogody na pociąg.

      Usuń
  3. Ależ fajnie przeczytać relację z miejsca, w którym było się kilka dni wczesniej :) Koccham maj w górach, te łąki pełne zapachów i świeżości. Pozdrawiam. Lidka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz, maj w górach to najpiękniejszy okres - właśnie dzięki kwiatom, łąką, oraz dzięki coraz dłuższemu dniowi :)
      Ale i listopad ostatnio daje nam coraz więcej, co widać u Ciebie w relacji - też miałaś tam cudnie!

      Usuń

Prześlij komentarz