Małe kółko wokół zapory, Beskid Śląski.

Kolejna porcja wspomnień...
Parę lat temu, koleżanka z pracy pochwaliła się swoją działką, na której się miała budować i podczas oprowadzania, wspomniała, że powyżej jest zapora. Byliśmy u podnóża stoków masywu Klimczoka i ta wzmianka o zaporze, mnie mocno zaintrygowała. A ja o niej nie słyszałem? No cóż, o górach, to ja wtedy myślałem, że sporo wiem...
Siedząc w pracy, kiedy nic nie było do roboty, to przeglądałem mapy. Znalazłem tą zaporę. Poczytałem o niej i bardzo zainteresowała mnie. Natomiast minęły chyba trzy lata nim udało się tam wybrać. Pewnego dnia, mimo namawiania kumpli wybrałem się samemu do Bielska pociągiem, by następnie pod zaporę podjechać miejskim autobusem. 
Teraz przejść potok Wapiennice i można się wspinać. 


Wycieczka z kwietnia, więc wiosny w górach jeszcze nie widziano. Liczyłem, iż dzięki temu będę mógł popodziwiać zbiornik, miałem nadzieje na malownicze widoki. Póki co jak zwykle lubiany przeze mnie las bukowy mijam.

Zaczynam się wspinać i między drzewami powoli zaczyna prześwitywać zapora. Spora jest, niestety ale bez drona, za dużo się nie napatrzę.
To najlepsze, najbardziej odsłonięte miejsce. Nie ma liści, więc coś tam widać...

Ciut rozczarowany, zaczynam wspinaczkę. Świeci słońce, idę w nieznane miejsce, więc humoru nie da się popsuć. Gdy dochodzę do garba, słyszę jakiegoś ptaszora i nawet udaje mi się go złapać w kadrze:


Wychodzę z lasu. Cieszę się, że pierwsze podejście za mną, liczę teraz, że będzie lżej, choć osiągnąłem dopiero niecałe siedemset metrów, a przede mną jeszcze te 400metrów trzeba podejść. Nic to, ruszam, nie ma co siedzieć i myśleć.
Po chwili widać cywilizację, to zapewne Jaworze i dalej Śląsk.

Szlak dość przyjemnie powoli nabiera wysokości. Jak zwykle robię zdjęcia drzewom,

oraz tego, co przede mną. Tam będę:
Stołów widziana od północy.

Za mną widać już Bielsko, gdy wchodzę w bukowy las. To rezerwat Jaworzyna.
Między drzewami widać błękit tafli wody.


Niestety zapomniało mi się o uroczysku ewangelików, myślałem, że może będzie jakaś tabliczka, niestety nic nie było i dopiero dużo wyżej sobie o tym przypomniałem. No cóż, trzeba będzie tam wrócić ;)
Do Przykrej idzie się lasem, więc trochę nuda, do tego pod górę, więc nuda podwójna ;)
Dopiero za nią, otwiera się widok na Siodło pod Przykrą, tu pierwszy śnieg i widoki:

Mijam widoczną chatę, no cóż, mam jakiś sentyment do takich chałup, więc robię jej zdjęcie i po chwili dochodzę do odbicia na szczyt i w drugą stronę do schroniska. Błatnia. Idę na piwo. Robię zdjęcie grupowe (wszak w kilku facetów mieliśmy pojechać ;) ).


Po krótkiej przerwie, po piwku iść się nie chce. Oj pierwsze kroki ciężko stawiać, ale nie przez alkohol, a dlatego, że w cieniu leży śnieg, który w tej dodatniej temperaturze robi się miękką papką...
Na szczęście wierzchołek jest pozbawiony białego dziadostwa ;)
To dalsza trasa, tam się jednak biel przebija między drzewami... 

 Z lewej grzbiet, którym się tu wdrapywałem. Na wprost niewidoczny zbiornik...dalej zabudowa Bielska Białej i nie tylko.

Charakterystyczna kopuła na Błatniej.

Jestem tu pierwszy raz, ale dziś mogę powiedzieć, że rozpościera się stąd piękny widok na południe i zachód.
Z lewej, Skrzyczne, potem Małe Skrzyczne.  

Tu z lewej Horzelica, po środku Orłowa, z tyłu z prawej Czantoria Wielka i za nią ledwo, ledwo widoczna Lysa Hora, a po prawej Równica.

Robię też zdjęcia hali, pozostałości po czasach kiedy tu wypasano owce. Niestety ale są tragiczne (zresztą te stare zdjęcia...no są). No i czas ruszyć w drogę. 
Zaczyna się brodzenie w śniegu. Mijam Stołów, zbliżam się do Trzech Kopców.
Pamiętam, że był to odcinek bardzo wyczerpujący. Raz noga wpadała, raz nie.


Dochodzę do Klimczoka. Po Skrzycznym, to drugi szczyt na który wszedłem sam bez opieki dorosłych, w średniej szkole. Bywałem tu kilka, a może kilkanaście razy. Ten pierwszy raz to był rok 1998. Tym razem byłem tu bodajże 3x.
Widok z Klimczoka na schronisko pod Klimczokem. 


W siodle między Magurą a Klimczokiem. Na schronisko tylko spoglądam. Robi się chłodno, więc decyduje o pójściu do schroniska na Szyndzielni i tam się posilenia.

Widok na dolinę, w której leży Bystra.

W końcu docieram do schroniska, tam zjadam jakiś posiłek ciepły i decyduje się zamknąć pętle schodząc w stronę tamy.

 Jakieś widoki na północ. A dokładnie na jezioro Goczałkowickie.

Podczas schodzenia słońce znikło za chmurami, więc zejście jakoś tak ponuro wygląda. Kojarzę, że mi się trochę to dłużyło. Choć całkiem fajny las porasta tą stronę zbocza.

Dochodzę w końcu do drogi, skąd widzę tafle wody i drewniany budynek zbudowany w latach 30tych XXw. Dziś się w nim mieści kawiarnia. Natomiast na początku był siedzibą kierownika zapory.

Zbiornik ten powstał w celu zapewnienia wody dla rozrastającego się Bielska. Dziś dostęp do wody jest niedostępny, a woda ma klasę czystości I.


Mi pozostało zejść do parkingu, gdzie stoi autobus, który po kilku minutach zawozi mnie pod dworzec PKP, by pociągiem wrócić do domu...

Dziś spisując tą relację, wiem, że będę chciał tam wrócić. Chodzi mi po głowie spacer wokół zbiornika, na mapach są ścieżki, nawet opisane jako szlak biegowy przełajowy. Na pewno rejon Błatniej, w kontekście sesji zachodu słońca mnie też interesuje. No i rodzinnie, do schroniska...

Trasa miała 19km długości i prawie 900metrów przewyższeń.
Zdjęcia są ciemne, ale to wina mojego starego monitora, a te które posiadam są w słabej rozdzielczości, więc stwierdziłem, że nie będę przy nich nic grzebał...I to kolejny powód, by wrócić i zrobić lepsze zdjęcia...jesienią? Zimą? Zobaczymy...

Komentarze