Pieniny i Gorce - biwak wśród burz - dojście

W tym roku oglądałem już wschód i zachód słońca w górach, wycieczki były krótsze, dłuższe, z rodziną, była wycieczka na ognisko to w końcu nastał czas na wycieczkę z namiotem, szumnie zwaną biwakiem.
Gdy już byłem pewien terminu, rzucam kilku osobom temat. Ostatecznie jadę z Adrianem.

Na początku maja dowiaduję się, że moje dziewczyny jadą w tę sobotę na wycieczkę, więc mam dwa dni wolnego!...o to warto w sobotę też z rana ruszyć, zamiast siedzieć w mieszkaniu.
Pytanie tylko gdzie jechać? I czy będą burze?
Przypomina mi się miejsce, gdzie mnie jeszcze nie było, a trasa w to miejsce już dawno jest zaplanowana. Tylko to był plan na jednodniówkę, więc pytanie czy niosąc kilkunastokilogramowy plecak damy radę przejść 20km? Adrian ma wątpliwości, wspominając nasz zeszłoroczny biwak, a raczej ciężką wędrówkę na niego, kiedy do przejścia mieliśmy połowę trasy...trasę będziemy przez dwa tygodnie wałkować - włącznie z szukaniem alternatyw, gdy pogody wskazują, że mają być te cholerne burze...
Bo pierwsze dwa tygodnie maja to świetna pogoda, jest nie za ciepło, nie za zimno, pogodnie, sporo dni jest z błękitnym niebem. Ale przychodzą te burze, które co dziennie mają nawiedzać kraj. W górach prognozy pokazują je od wschodnich Sudetów, bo Beskid Niski (dalej nie ma sensu jechać na jedną noc). Na weekend prognozy są złe/fatalne i bardzo złe 😂. Nastroje i morale w ekipie pikują w dół, poza mną - ja mam determinację znaleźć takie miejsce, w którym nie zmoknę. 
W środę prognozy dają nadzieję, która w czwartek znika - prognoza jest jeszcze gorsza, jednak w piątek znów wraca nadzieja - znajdujemy taką prognozę, która nie pokazuje w ogóle opadów. Jest radość, wyjazd zatwierdzony! 
W miedzy czasie Adrian przyznaję, że jechać 3 godziny by tylko wyjść do góry jest bezsensu, choć sensu też nie ma iść całą zaplanowaną trasę, proponuję pewien skrót. Ja w między czasie, tzn gdy im bliżej jest do pakowania plecaka, zaczynam przypominać sobie jego ciężar, więc ochoczo się zgadzam na jego propozycję. 
Wieczorem jeszcze tylko uzgodnienie miejsca spotkania, zabiorę go z miejsca, skąd go zabierałem jadąc na Policę, oraz godziny i idę spać. Znaczy wpierw się pakując...

O ósmej podjeżdżam na parking pod Wadowickim dworcem PKP, witamy się z Adrianem, wrzuca swój plecak do bagażnika i ruszamy.
Spotkanie jest po latach (jednym) 😉, więc gadamy o rodzinie, o przesłonach, samochodach i tak nam mija podróż.  
Przy kościele w Chabówce, robimy krótki przystanek. 

Szybkie spojrzenie na Tatry, których szczyty ledwie za łąk widać, na Luboń Wielki i czas jechać dalej. Korek u wlotu do Nowego Targu, szybkie zakupy i w końcu po chwili parkujemy. 
Przełęcz Snozka, która w teorii rozdziela Gorce od Pienin (według Kondrackiego granica ta jest za Wdżarem, a według najnowszej regionalizacji granica ta biegnie nieco na południe, po linii potoku Osice, przez miejscowość Czorsztyn aż do drogi we wsi Stronie) to miejsce gdzie zostawiamy auto a my ruszamy w pienińskie łąki:
Adrian jeszcze się cieszy - w końcu ruszamy! Zresztą trudno się nie cieszyć na takie widoki:

Pierwszy cel to dotrzeć do Krościenka nad Dunajcem przecinając Pieniny. Zaczynamy od dojścia do Czorsztyna, choć najpierw czas na przerwę - szukamy cienia, bo słońce zaczyna prażyć.
Pod drzewkami zdejmujemy plecaki i otwieramy piwo; z takimi widokami smakuje ono wybornie! My cały czas mamy wielką radochę z rozpoczęcia nowej przygody!
Po krótkiej przerwie schodzimy do miejsca ze słynnym kadrem Zamku w Czorsztynie na tle Tatr. Skoro już tu jestem...mimo zdecydowanego ostrego światła wykonuję i ja ten słynny kadr:

Przy okazji widzimy, że chmur nad Tatrami niepokojąco zaczyna przybywać. No to w drogę.
Teraz czeka nas pierwsze podejście. W ukropie nawet jakoś nam to idzie sprawnie, ale gdy przy skrzyżowaniu widzimy knajpę to wkraczamy do niej na kolejne piwo. Sporo rowerzystów się kręci, widzimy też turystów z plecakami, a niebo od strony Tatr zaczyna niepokojąco ciemnieć.
Nawodnieni ruszamy, mijamy Pawilon Wejściowy w Czorsztynie, do którego mimo zachęt ładnej pani nie zaglądamy (wejście jest za darmo, wystawa obejmuje "Ekosystemy łąkowe i pastwiskowe Pienin"), mijamy bacówkę i wkraczamy na szerokie łąki Majerza, które witają nas widokiem morza kwiatów:

Ta przestrzeń robi wrażenie! Im wyżej podchodzimy tym ta przestrzeń się coraz bardziej otwiera. Jest widok na Tatry, na Gorce, na Pieniny i na jezioro Czorsztyńskie, za którym widzimy jak leje.
Prognoza zaczyna się sprawdzać - meteogram pokazywał, że w tym rejonie burze w połowie dnia mogą być.

Póki co burza idzie na północ, więc ruszamy przed siebie. Obok łany traw z kwiatami łagodnie falują na wietrze, ptaki śpiewają, tak to można wędrować i cały dzień... 
Z daleka widzimy pierwsze stado owiec. 
Jest przestrzeń! Pięknie! Tatry schowane są zalesionymi szczytami pienińskimi, przykryte wałem chmur:

Z drugiej strony nasz cel - widać wieżę na Lubaniu:

A my zachwyceni łąkami wpadamy w amok fotografowania tego piękna:

Ten odcinek jest genialny! Przestrzeń, otoczenie pięknych widoków no po prostu rewelacja! Fajnie to oddaje postać Adriana na ścieżce:

Dochodzimy do przełęczy Osice, gdzie liczymy na złapanie jakiegoś autobusu, więc kierujemy się na przystanek. Pierwotnie mój plan zakładał dalszą wędrówkę przez Pieniny, ale teraz w tym upale wychwalam Adriana za pomysł ominięcia tego kawałka - wrócę tu kiedyś jesienią, bo piękne wiosenne łąki, muszą też świetnie wyglądać jesienią.
Majerz 689 m
Gdy dochodzimy do przystanku, z Sromowców nadjżeżdża autobus "Spływ Dunajcem". Kierowca spogląda na mnie, ja podnoszę ręce i autobus hamuje. Podbiegamy, wsiadamy i na pytanie ile? kierowca mówi "dajcie na piwo". Po kilku minutach szczęśliwi naszym fartem, dziękujemy panu, życząc szybkiej pracy i zimnego piwa wieczorem, wysiadamy na Rynku w Krościenku i ruszamy do restauracji na obiad. Szczęśliwi, bo zaoszczędziliśmy czas i siły, kilka kilometrów marszu, oraz zostawiliśmy za nami burzę. 
Za nami pierwsze 5km wędrówki, oraz 130m podejść- mapa trasy.

Na stół wjeżdża schabowy i pszeniczne. I chwila odpoczynku.

Po obiedzie czas na zakupy i ruszamy w górę. Teraz uświadamiam Adriana, że z Krościenka mamy nieco dalej niż z Grywałdu, bo nie 6 a 9 kilometrów wędrówki i ponad godzinę więcej, oraz ponad 150 metrów więcej podejścia. Chciał to ma 😉, a na serio to przynajmniej ominęło nas dojście do zielonego szlaku - to 5km, które by nas pewnie w tym upale umordowało, do tego nie wiadomo czy byśmy coś zjedli, czy byłby tam jakiś sklep, więc po prostu trzeba iść przed siebie zostawiając za sobą Krościenko. I Pieniny, w ten sposób na jednej wycieczce wchodzę w drugie pasmo - Gorce, co mi się chyba jeszcze nie zdarzyło.
Przy ostatnich zabudowaniach (domki na wynajem) jest piękny widok na leżące w dole Krościenko, oraz Beskid Sądecki, który mnie bardzo kusi kolejny raz w ciągu pół roku jestem u jego stóp.
Beskid Sądecki to jedyne pasmo beskidzkie, które odwiedziłem tylko jednokrotnie (poza Górami Sanocko-Turczyńskimi, w których jeszcze nie wędrowałem).
 
Spotykamy pierwszych turystów schodzących z góry. Chłopak pyta nas czy idziemy GSB, na co potem się śmiejemy, że jak już to GSP (główny szlak piwny, z Krościenka na Lubań). Cóż wielkie plecaki robiły już wrażenie na paniach w sklepie 😂, a my właśnie zaczynamy narzekać na ich wagę...
Las przynosi nieco ulgi od upału, jednak gdy wychodzimy na skraj polany, widzimy, skąd taki zaduch - przed nami się dzieje:

I najwyraźniej idzie to w naszą stronę. Wyżej pod lasem stoi grzybek, więc staramy się przyśpieszyć, by ewentualnie schować się przed deszczem. Oczywiście przyśpieszenie w moim przypadku to całkiem dobry żart, ale w końcu docieram do niego i ja. Takiego widoku to ja jeszcze nie widziałem:

Z ciekawości zaglądamy na kamerę, na wieży - no pada. Zastanawiamy się czy burza dotrze do nas, bo ciemne niebo zza lasu wychyla, zastanawiamy się, czy metalowy grzybek jest rozsądnym miejscem schronienia 😂...
Deszcz nie nadciąga, czasu ubywa, sił tylko nieco odzyskaliśmy, ale ruszamy dalej. 

Docieramy po chwili do drugiego grzybka - oczywiście czas na kolejną przerwę...przecież nie godzi się przejść obok obojętnie, ktoś wydał grubą kasę, by pod nim było można spocząć, więc nie będziemy marnować publicznych pieniędzy 😉 

Po krótkim złapaniu oddechu, wrzucamy te wstrętne plecory na grzbiety i mozolnie się wspinamy dalej. Znów w lesie mamy nieco wytchnienia od skwaru. Naszą nadzieją jest wiata pod Kotelnicą, gdzie zamierzamy nieco odsapnąć. Po wyjściu na siodło widzimy stojące dwie nowoczesne terenówki, a kierowcy zasiadają w wiatce, więc my siadamy na trawie. 
Tu oglądamy jak burza przesuwa się na północ - czyli nie zleje nas.

Po chwili dociera za nami chłopak, przy wyprzedzaniu nas zamieniamy słowo. 
Krótka posiadówka, kolejne pół kilo mniej do noszenia i znów do góry marsz. Las powoli zaczyna nabierać ciepłych barw - w końcu już jest osiemnasta...
Dochodzimy do miejsca, gdzie można odbić do jakiś skałek, ale nie zamierzam dokładać ani metra zanim nie będę mógł zrzucić na noc plecaka, więc pomijamy tą atrakcję. Po chwili chłopak nas dogania, bo on skręcił na te skałki. 

W końcu idzie się nam też o dziwo dość dobrym tempem. Poza miejscami, gdzie trzeba mocniej podchodzić 😂 więc nagle okazuje się, że pozostało nam ostatnie podejście. 
Adrian
Tu strategicznie obejmuję tylne straże i powoli się wdrapuje i nagle widzę między kikutami drzew wieżę:

szybko jakoś końcówka poszła. Widoki są na dwie strony i to bardzo zacne widoki. 
Na północ, widok z Średniego Gronia w stronę Beskidu Wyspowego z Mogielicą najwyższym szczytem:

Na południe na Tatry:

Adriana doganiam obok bazy namiotowej. Widać kilka rozłożonych namiotów, kręci się kilkanaście osób. Stwierdzamy, że rozbijamy się nieco obok.
Lubań ma dwa wierzchołki, przez wschodni Średni Groń 1211m npm, właśnie przeszliśmy, na drugim od 2015 stoi 22 metrowa wieża, a pomiędzy nimi znajduje się polana Wierch Lubania, na której od lat sześćdziesiątych działa baza namiotowa, czynna w sezonie letnim (w tym roku rozbijanie bazy jest 15-16 czerwca). Powyżej bazy są ruiny dawnego schroniska zbudowanego w latach 1936-39, spalonego przez hitlerowskich żołnierzy w 1944 roku, ponieważ w czasie II WŚ schronisko było miejscem schronienia okolicznym mieszkańcom i partyzantom. Obok znajdują się Samorody - skałki, o których zapomniałem, więc ich nie odwiedziliśmy...
Na południowych stokach 40 metrów poniżej polany znajduje się źródło wody, a w lesie po przeciwnej stronie stoją dwa wychodki.
Czas więc na zrzucenie ciężarów, oraz rozłożenie namiotów. Te ostatecznie rozbijamy pod lasem, pod sosną.
Namioty stoją, to idziemy po wodę. Napełniamy butelki i wracamy, teraz czas na wejście na wieżę. Ledwo włażę na nią, coś nogi nie chcą nieść...ale teraz mamy czas na podziwianie widoków z niej.
A te są cudne!

Wpierw polana między dwoma wierzchołkami z bazą namiotową, oraz z naszymi dwoma namiotami:

Teraz czas na widoczne doskonale Tatry:

grzbiet Gorców ciągnący się ku Turbaczowi:

Babia Góra:

Mamy jeszcze trochę czasu do zachodu słońca, więc schodzimy i idziemy do ogniska palącego się pod szałasem aby upiec kiełbasy.
W bazie jest kilka ekip. Najliczniejsza, to członkowie klubu, który opiekuje się bazą. 
Okazuje się, że będzie dziś wesoło, bo jedna z grup będzie świętować urodziny kolegi. Więc całe szczęście, że rozbiliśmy się nieco z boku...
Najedzeni idziemy jeszcze raz na wieżę, tym razem licząc na piękny zachód słońca.  Ten jednak dziś jest...taki sobie. Słońce schowało się za chmurą. Całkiem fajnie podświetliło chmury nad Pieninami ale potem zgasło...

Wieje mocny wiatr przez co jest zimno, Adrian rezygnuje, ja próbuje wytrwać do końca, ale gdy cały spektakl okazuję się małym rozbłyskiem czerwieni nad granią i ja rezygnuje zmarznięty. 

Robimy herbatę, zakładamy puchówki i toczymy dalsze rozmowy. W końcu czujemy, że ten dość ciężki dzień działa na nas
Czas na sen...

Podejście z Krościenka czyli 9,9km i 799m podejścia (plus jeszcze wieża x2x22 i podejście z źródła - 42 metry -czyli 885 plus z pierwszej części 133m i 5km daje nam wynik 15km i ponad 1018 metrów podejścia - całkiem porządny wynik.
Dobranoc.

Komentarze

  1. Pieniny to jest to! Warunek trafiliście bardzo fotogeniczny. Innymi słowy, "lanie" was ominęło :)), a baza namiotowa na Lubaniu to dla mnie pozycja obowiązkowa o ile jestem w pobliżu. Mam z nią pozytywne wspomnienia a szczególnie nocleg w bazie podczas przejścia GSB w 2017 roku. Dzięki za garść wspomnień!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubań - świetne miejsce. Jest co trza na biwak, kibelek, źródło, widoki.
      Tak, lanie nas ominęło, mimo, że przeciwdeszczówki siedziały w plecaku na wyciągnięcie rąk ;)

      Usuń
  2. To był męczący dzień, ale bardzo fajny, szczególnie że udało nam się dojść bez kropli deszczu 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, to że nas nie zlało to niezły fart!
      Męczący, ale jakże bogaty we wrażenia i przygody!

      Usuń
  3. Piękne, rasowe chmurki na pierwszym etapie wycieczki (łącznie z podejściem na Lubań). Dobrze, że was burza nie złapała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początek rzeczywiście był najlepszy - wtedy i plecaki jakieś najlżejsze były :D
      Z burzą wypracowany fart ;)

      Usuń
  4. Wieża na Lubaniu daje ładne widoki, a jeszcze jest gdzie biwakować poniżej. Wy byliście jeszcze przed oficjalnym otwarciem bazy?

    Ten burzowy "grzybek" wygląda świetnie. Musiało tam nieźle lać pod nim.

    Jak plecaki ciężkie, to trzeba zacząć myśleć nad ich odciążeniem, na pewno się da :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, byliśmy pod koniec maja, a otwarcie było w połowie czerwca - oj tam jest miejsca na biwak sporo ;) my dwa miejsca mieliśmy upatrzone, wybrane miało miękkie trawy, które mimo nachylenia trzymały w miejscu.
      Na pewno pod grzybkiem lało. Nie chciałbym tam się znaleźć.
      Co do odciążenia - na pewno koszulkę, skarpety, majty na zapas o jeden zestaw za dużo, ale to nie waży dużo. Niestety plecak jest kiepski i ciężki, sprzączki uciskają, do tego nie da się go podnieść wyżej, z bioder mi zjeżdża a zmieniałem w trakcie marszu i na początku to dało poprawę. Na szczęście ten plecak został kupiony na wyprzedaży dawno temu w markecie za 35 złotych, więc nie będzie go szkoda wyrzucić (kupiony w zastępstwie za świetny, który mi ukradziono z piwnicy).

      Usuń

Prześlij komentarz