Beskid Żywiecki - Hala Kamińskiego i Mędralowa

Po majówce, czas na kolejną wycieczkę rodzinną i ognisko, więc podsyłam znajomym propozycję trasy i teraz pozostaje liczyć na dobrą pogodę - ta według prognoz ma być dobra. 

W sobotę droga w góry nieco się nam dłuży - cóż nie tylko my jedziemy w te góry. Żywiec objeżdżamy przez centrum - na moście zapewne korek, teraz musimy przejechać wioski ciągnące się ku Pilsku. Z głównej drogi zjeżdżamy w Jeleśni obok starej karczmy na Koszarawę i na koniec pozostało nam podjechać wąską i ostro wspinającą się drogą na przełęcz Klekociny. Oj nie spodziewałem się, że tu będzie tak stromo! W obu autach pada pytanie od naszych żon - a co będzie jak z góry ktoś nadjedzie?...na szczęście nie musimy tego sprawdzać - dojeżdżamy na przełęcz, na wysokość prawię 900 metrów npm. Plac jest zryty, więc zastanawiam się gdzie zaparkować i z pomocą przychodzi nam pan, który dojechał tu za nami. Dowiadujemy się, od niego, żeby auta zostawić po śląskiej stronie, gdyż po sąsiedniej stronie strażnicy leśni wlepiają mandaty (biegnie tu granica województw śląskiego i małopolskiego.). Przechodząc tu kilkukrotnie zawsze widziałem auta, więc jestem nieco, ale tylko nieco zdziwiony. Pan nam pokazuję gdzie zaparkować, wraz z pozwoleniem na zostawienie aut pod bramą prowadzącą na łąkę - jego własność. Dziękujemy bardzo!😊
Ruszamy.
przełęcz Klekociny za nami

Zielonym szlakiem rozpoczynamy wędrówkę, wpierw dość strome podejście wąwozem, by później szlak nieco łagodnieje. Idziemy wśród młodych świerków, widoków praktycznie nie ma, a do tego ścieżka jest dość wąska. 
Gdy ścieżka robi się mokra - to znak, że będziemy mijać pierwszy z trzech potoków. Z drugiego nabieram wody do butelek - będzie na herbatę. Po krótkiej chwili las się zmienia, z niskich iglaków przechodzi w wysokie bukowe drzewa, z niesamowicie poskręcanymi starszymi drzewami. To znak, że do naszego pierwszego celu i przerwy mamy już dosłownie kilka minut.

W końcu, po ok trzech kwadransach wychodzimy na skraj łąki:

Jeszcze kilka kroków i otwiera się przestrzeń.
Tu się śmiejemy, bo wcześnie gdy dziewczyny się dopytywały ile jeszcze, powiedziałem, że nasz cel jest tuż tuż i kazałem zrobić głośne wow i teraz Jula robi to wow, nieco anemiczne 😂 ale żarty żartami, a obiecałem znajomym i rodzinie, że po Hali Jaworowej wezmę ich w miejsce równie piękne, że będzie tu podobne drzewo i w takim właśnie miejscu jesteśmy - na Hali Kamieńskiego:

To jedna z wielu hal pasterskich jakie w Beskidzie Żywieckim można spotkać. Ponoć jeszcze w latach 90tych poprzedniego wieku wypasano tu owce. Dziś polana ta, jak i sąsiednia na Mędralowej zaczyna zarastać, ale nadal oferuje piękne widoki. Zabieram naszą grupkę do miejsca, która mijałem rok temu, gdy wracałem z Adrianem z biwaku pod Babim Szałasem. Jest tu ławka ze stolikiem, miejsce na ognisko i jeszcze piękniejszy widok, bo jesteśmy wyżej od ścieżki. Rozkładamy koc i wyciągamy nasze zapasy. Jest małe co nieco do przegryzienia.
Jest błogo... Tak mija nam spora chwila...

Podziwiamy też widoki na Beskid Śląski:

Po dłuższej chwili, godzinie jak nic zaczynamy się zbierać, bo czas na...kiełbaski. Ale to jeszcze musimy nieco podejść. Na widoczną przed nami Mędralową. musimy przejść przez polanę, a potem w lesie ostatnie podejście i będziemy.

Zbieramy się i poprzez wysokie trawy schodzimy pod drzewo z kapliczką, które znajduje się na środku siodła:

Stąd jest niesamowita panorama - widać Jaworzynę i Lachów Groń na pierwszym planie, za nimi Pasmo Pewelsko-Krzeszowskie, a jeszcze dalej z lewej Beskid Śląski, Brama Wilkowicka i Beskid Mały z prawej:

Wkraczamy w las, którym podchodzimy do słupka granicznego, wzdłuż granicy biegnie szlak ku Małej Babiej. Jesteśmy w miejscu historycznym - do 1564 roku zbiegały się tu granice Polski, Węgier i ziem Śląskich. Dziś to najbardziej wysunięty na północ punkt Słowacji. 
Do naszego celu już wygodnie podążamy po praktycznie płaskim. Jeszcze kilka kroków i otwiera przed nami Hala Mędralowa, na której to stoi szałas.

Pod szałasem spotykamy parę osób. Rozbijamy się tu, oglądamy szałas, oraz okolicę, ja oczywiście oglądam pod kątem biwakowania. Snuje marzenia, że można by tu rodzinnie kiedyś przyjść...ale dziewczyny mnie wyśmiewają, więc pozbywam się złudzeń 😉. Byłem tu już zimą, wtedy źródło było pod śniegiem, więc idę je zobaczyć. Całkiem porządne to źródło, jest korytko, do którego woda spływa, dość wartko. Czas na ognisko. Z Markiem rozpoczynamy znoszenie drzew na opał, oczywiście okolica jest przetrzebiona, więc musimy się nieco nachodzić. W między czasie pod chatką zostajemy sami. 
Gdy drewna mamy już wystarczająco, jedzenie już czeka na stole, a kiełbasy tylko na ogień, nagle okazuję się, że w zapalniczce nie ma gazu, a kilka zapałek jakie znalazłem w plecaku jest rozmoczona. Jedna się zapaliła, ale wiatr szybko zdusił ogień i nagle zostaliśmy bez rozpałki. Zaczęło się rozpaczliwe szukanie ognia. Przetrząsamy nasze plecaki, oraz szałas. Marek idzie do pana, który się rozłożył powyżej w trawach, gdy przypominam sobie, że powinienem mieć awaryjną zapalniczkę w czajniczku...i jest!!! Ufff będzie ognicho! Po chwili nabijamy kiełbasy i rozpoczyna się smażenie:
zdjęcie Marka

Po chwili podjeżdża czwórka rowerzystów, przy rozmowie okazuje się, że jeden z panów ma w okolicy dom i często dogląda okoliczne górskie szałasy. Odnajduje kijki metalowe, które komuś się nie chciało zanieść z powrotem do szałasu. Rozmawiamy na temat ludzi nocujących, okolicy. 
Szałas robi dobre wrażenie, ale chyba ostatnio nie ma szczęścia do nocujących... Na szałasie wisi apteczka (oddolna akcja w polskich górach) - jest tylko w niej koc termiczny, a okolica jest nieco...obsrana. Szczyt chamstwa jest...na środku ścieżki. 
Więc jak już Was przyciśnie, nie róbcie dwójki na środku ścieżki...

Ja rozkładam sobie palnik i stawiam wodę na herbatę. Muszę przenieść się do wnętrza chatki, bo wiatr gasi płomień. Zresztą jest z nim, z ogniem problem. Nie chcę lecieć i woda się strasznie długo gotuje. W domu robię test porównawczy - może to palnik jest zapchany, ale nie stary kartusz daje duży płomień. Cóż kolejny minus dla pewnej sieci marketów na D...

Pojedzone, więc czas na wylegiwanie na kocu. Ja biorę aparat i idę się przejść. Ot szukam kwiatków, widoków. 
Apropos widoków,, to one są tu o wiele gorsze niż z Hali Kamieńskiego. Są ograniczone lasem od zachodu, właściwie tylko na północ coś widać, no i sąsiedni Kulisty Groń. Z resztek lasu na szczycie widać w drugą stronę Babią Górę, oraz Tatry.
Kulisty Groń 

Babia Góra z Małą Babią

Tatry - dokładnie to Siwy Wierch a z prawej Ostra

Wracam do swoich - mijam łąkę pełna kwiatów:

Przez środek biegną też pozostałości okopów jakie Niemcy kazali kopać tu szykując się przed atakiem ruskich. Walk tu jednak nie było, bo ofensywa armii Czerwonej poszła w innym rejonie.
Czas na nas. Stwierdzamy, że wracamy po swoich śladach - po drodze mamy tylko Halę Kamińskiego otwartą, reszta trasy biegnie lasem, więc nieco odpoczniemy od słońca, które nas pieczę od jakiegoś czasu. Po drodze widok na Babią

polanę przecinamy:

ostatni raz spoglądając za siebie:


i wchodzimy w las rozpoczynając zejście do aut. 
Już wejście nam szybko poszło, ale zejście idzie piorunem. Przy wejściu to córki prowadziły, a teraz najmłodsi - tak ich napędziły obiecane lody, że nawet ból z powodu obtarcia na stopach zniknął 😂. Zejście poszło piorunem, to teraz czas na zjazd. Oj jest ostro czasem, choć droga do góry jednak zrobiła większe wrażenie, od przystanku autobusowego droga rozszerza się i doliną zjeżdżamy do Jeleśni, gdzie parkujemy pod karczmą i idziemy na obiecane lody.
Tu nagle myślę, że chyba mnie przegrzało - nie jednak nie to kolega mi kiwa głową. Spotykam Krzyśka - pozdrawiam Cię mocno! Zamieniamy parę słów i lecę za swoimi.
Wcinając włoskie lody obserwujemy jak często zajeżdżają do pana ludzie, a jedna pani to nawet zatrzymała auto na drodze na przeciw budki z lodami kit, że nieco zablokowała ruch...

Dawno nie zrobiliśmy tak krótkiej trasy (ok 7-8km), która tak by nam dała w kość. Znaczy nie trasa co słońce, które nas całkiem nieźle wymordowało...

Przy okazji, to był nasz rodzinnoznajomy debiut w Beskidzie Żywieckim. Tak w Żywieckim - bo Mędralową traktuję jako Beskid Żywiecki a nie Makowski. Debiut całkiem udany.
No to do...następnego!

Komentarze