Pieniny i Gorce - biwak wśród burz - zejście w dół

Zachód słońca był bez szału, a wieczorne dyskusje skończyły się szybko z powodu zmęczenia. Krótka noc się zaś nieco dłużyła. Do budzika o...czwartej.
Bo w planach mamy jeszcze wschód słońca. 
zdjęcie Adriana jak dosypiam nad ranem pod namiotem...
O czwartej zadzwonił budzik. Wyłączyłem go i stwierdziłem, że na żaden wschód nie idę, mam to w d...ę! 
Wieczorem usypialiśmy przy śpiewach z gitarą dobiegających od ogniska. Usypialiśmy, dopóki jakiś Pavarotti nie zaczął drzeć...potem wybudził mnie trzepot tropiku na wietrze...aż w końcu gdy usnąłem, budzik się wydarł. 
Nigdzie nie wstaje. Chcę spać. Słyszę dudniące kroki na wieży. Adrian z drugiego namiotu mówi, że już ktoś idzie na wschód. Pytam, czy w ogóle coś widać? Bo mi się nic nie chcę. Odpowiada, że niebo jest pomarańczowe.
Nosz k...urka wodna. A pierdzielę, idę. Powoli się ubieramy. Wychodzimy z namiotów ledwo żywi - spaliśmy podobnie. Pamiętając o wieczornym zimnie zakładamy puchówki i po raz trzeci ruszamy na wieżę. 
Pierwszy widok idąc po schodach mamy na Tatry pod księżycem, od tej strony noc jeszcze walczy:

Bardzo fajnie się odbijało światło księżyca w jeziorze - szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia na większej ogniskowej, do tego z połowy wieży, ale otumanienie spowodowane niewyspaniem, zrobiło swoje...
Na wieży całkiem sporo osób, oczywiście są i śpiewacy 😁, ale również nowe twarze.
Nadszedł czas aby się przyszykować na wschód i w tę stronę kierujemy nasze oczy i obiektywy.
Póki co widać poranną zorzę:

Jest bezwietrznie, dużo cieplej niż na zachodzie, więc oczekiwanie na wschód jest znośniejsze niż wieczorne na zachód. Okazuję się, że niepotrzebnie braliśmy statyw. Balustrada jest na tyle wysoka, że aby w kadr nie wchodził jej szeroki parapet, trzeba albo wysoko wyciągnąć staty, co zaś powoduje, że na wietrze aparat się chwieje, albo używać dłuższych ogniskowych. Więc odstawiam go na bok i wykorzystuje ten drewniany, jak go zwę parapet.
Do wschodu jest jeszcze z pół godziny. Bardzo lubię tę porę, zwaną niebieską godziną - zanim słońce wyjdzie zza horyzontu, kiedy na niebie się dzieje dużo więcej niż już po wschodzi, więc szykuję się na fajny spektakl. Niestety dziś ta pora mnie nieco rozczarowuje - jest za dużo chmur, słońce nie przebiło się i nic nie podświetliło. 
Dopiero chwilę przed wschodem słońca, zaczyna się na niebie coś dziać. Chmury zostają podświetlone światłem słońca, które jeszcze jest za horyzontem:

A potem pojawia się na nich promień światła:

i w końcu wyłania się Ono, słońce:

 

I...po wszystkim. Robi się coraz jaśniej, dlatego stwierdzam, że trzeba wrócić do namiotu.
Jeszcze rzut oka na Tatry, które też są jakieś niewyraźne:

Schodzimy.
Ale pod wieżą okazuję się, że słońce prześwitujące między drzewami daje fajne światło. Do tego chmury są bardziej miękko oświetlone - ładnie! Pięknie!
Baza namiotowa:
Słońce się wyłania zza drzew:

W końcu jednak wracamy pod namioty, bo słońce szybko się wzbija. 
Herbata, kawa. Ja stwierdzam, że jeszcze się położę i znów jak na ostatnim biwaku wyciągam matę i śpiwór z namiotu i kładę się pod niebem (pierwsze zdjęcie w poście) a Adrian idzie raz jeszcze na wieżę. Śpiew ptaków mnie usypia...
Pospałem dwie godziny...ależ mi to było potrzebne - teraz wstaje z nowymi chęciami do życia. Czas na śniadanie - zdjęcie Adriana:

po czym stwierdzam, że wrócę na wieżę po raz czwarty zobaczyć z niej okolicę za dnia.

Poniżej kilka widoków z wieży.
 
Babia Góra ledwo widoczna w oddali, Turbacz i schronisko Turbacz:

Zbliżenie na schronisko, widać też wieżę na Magurkach.

Panorama długiego Pasma Gorców (jednego z głównych odgałęzień biegnących od Turbacza) z samym Gorcem (prawie na środku zdjęcia, nieco z lewej), zza którego to wystaje Gorc Troszacki. Na prawo od Gorca widać Beskid Wyspowy z ich najwyższym szczytem Mogielnicą, pod którym widać wschodni grzbiet Gorca opadający ku Dunajowi. Pod nim widać zabudowę Ochotnicy Dolnej.
 
Gorc, na którym byłem jesienią 2019 roku:
 
Mogielnica i Hala Stumorgowa tam była moja pierwsza wizyta w Beskidzie Wyspowym:
 
Oczywiście Tatry świetnie widoczne nad jeziorem Czorsztyńskim:

Oraz Zamek w Niedzicy:
 
Widok na oba Zamki:
 
Widać stoki w Białce Tatrzańskiej nad Frydmanem, a w oddali Gubałówkę pod pobielonymi szczytami Tatr Zachodnich:
 
Szukając Żaru z wieżą, złapałem prawdopodobnie wieżę na Grandeusie:
 
Są oczywiście Trzy Korony:
 
Jest Wysoka, najwyższy szczyt Pienin (na którym jeszcze nie byłem):

Czas zejść na dół, bo z góry widzę, że Adrian już się zdążył spakować. 
Dziś po czasie żałuję, że nie poszedłem z Adrianem chwilę po wschodzie, ma dużo lepsze zdjęcia z wieży. 
Po spakowaniu mamy dziwne wrażenie, że nasze plecaki ważą niewiele mniej niż wczoraj o ile nie ważą więcej 😂. Na szczęście dziś czeka nas tylko schodzenie i to dystans o jedną trzecią krótszy niż wczoraj - to tylko 5,5 kilometra. Ruszamy.
Szlak niebieski na przełęcz Snozka (początkowo razem z zielonym do Grywałdu) z bazy mocno opada w dół i na prawdę nie chciałbym tu wczoraj podchodzić. 
 
Po kilkudziesięciu metrach jest odbicie do źródła zwanym Lubań Zdrój, do którego na chwilę odbijamy by nabrać wody:

Ja mam jedną pełną, więc Adrian też napełnia jedną butelkę:
 
Poniżej źródła rozpościera się piękna, kolorowa od kwiatów łąka. Nie jest może tak piękna jak łąki Majerza, ale ma swój urok.


Teraz ruszamy w dół. Jest okrutnie ostro w dół, kolana będą boleć myślę sobie. I tak schodząc powoli, mówię, że dobrze iż poszliśmy z Krościenka, bo właśnie pierwotnie to tędy planowaliśmy dotrzeć na biwak. Uff.
Szalki ze Snozki i Grywałdu na końcu się łączą i tu na ostatnich metrach (480m odległości) trzeba podejść aż 120 metrów do góry, gdy od dołu całe podejście to 540 metrów - czyli to jedna czwarta podejścia, którą trzeba zrobić na sam koniec. 
W końcu jednak kolana mogą odpocząć - doszliśmy do ruin bacówki na polanie Wyrobki (choć to już nie jest polana) co oznacza, że teraz będzie bardziej płasko.
Sama bacówka stała tu niedługo - bo tylko cztery lata (zbudowana w latach 1973-74, spłonęła w 1978roku). 
Tu szlaki się rozchodzą:
my ruszamy w prawo niebieskim 
Szlak lasem mija nam szybko, robi się upał, więc gdy dochodzimy do pierwszej polanki, z wielką chęcią robimy przerwę by się napić i co tu dużo mówić, dać odpocząć ramionom. Droga w lesie była rozkopana, widać wkopane rury - chyba będzie ruszać budowa schroniska...
Mijamy polankę, z której fajnie widoczna jest wieża na szczycie:

po czym szybko docieramy nad przełęcz Drzyślawa, za którą wznosi się Wdżar, góra-stok narciarski:
 
Ponoć to nią przebiega granica, między Gorcami a Pieninami. Znaczy taką granicę wytyczył prof. Kondracki, co moim zdaniem jest totalnie bezsensu, więc według niego Wdżar leży już w Pieninach... ale gdzie mnie do naukowców, niemniej dla mnie naturalną granicą wydaję się przełęcz Snozka.

Do której by dojść, musimy okrążyć Wdżar i w końcu wyłaniają się nam widoki na łąki, którymi dzień wcześniej zaczynaliśmy wycieczkę.
 
Jest upalnie, mimo dopiero 10tej na zegarku, widać, że burze nie popuszczają - te chmury świadczą, że będzie lać i grzmieć:

Więc ostatni rzut oka na Lubań:

i człapię ku autu, mijamy Organy, niedokończony pomnik, na który mieliśmy plan aby podejść na lekko z parkingu, a finalnie odpuściliśmy:

i wśród łąk, traw z pięknymi widokami:

docieramy do auta.
Z wieeeelką ulgą zrzucamy nasze plecory. Przebranie butów, kupno serków w bacówce (paragon grozy bym wrzucił, gdyby nie to, że ceny widziałem 😂) i ruszamy w drogę powrotną. 
Choć wpierw kawa na stacji, a potem szukanie miejsca gdzie można by wskoczyć do Dunajca by się nieco schłodzić, i lecimy w drogę powrotną. 
A nie, zrzucając spodnie nie zauważyłem , że tam jest mrowisko czerwonych mrówek i teraz po ubraniu gaci jakieś dwie mnie gryzą po łydkach, więc muszę szybko ściągać porty i łapać małe ostre zębiska. 

Nowy Targ i zakopianka aż za Kikuszową jedziemy w korku. Wyjeżdżając z Nowego Targu widzimy jak leje w Tatrach. Reszta drogi już przebiega bez przeszkód. W domu obiad i po tym ponoć oboje odpływamy...

Podsumowanie.
Plan trasy - bardzo dobrze wyszedł mój opór by od razu nie wchodzić na Lubań, oraz opór Adriana by odpuścić "właściwe" Pieniny. Doszedł nasz fart - złapanie busa. Również wybór szlaku, z zielonego na czerwony, oraz zamiana Grywałdu na Krościenko wyszło nam świetnie. Idealnie siadły nam prognozy pogody. Nie zlała nas ani jedna kropla, choć nieco za upalnie znów było.
Widokowo Lubań to rzeczywiście top. Nic dziwnego, że byliśmy 4x na wieży. Baza namiotowa, polana na której ona leży to super miejscówka, z źródłem, oraz kibelkami.

Z innych rzeczy. 
Adrian rano miał kleszcza, mnie kolejny raz omijają - widać żony sposób daje radę - preparat z olejków eterycznych.
Jak najszybciej muszę zmienić plecak - ten dziad ma tak niewygodne szelki, system nośny, że po niedługim czasie klamry od pasa piersiowego wbijają mi się w klatę, w pachy powodując spory ból. 

Niemniej, to była kolejna świetna wycieczka, przygoda, biwak.

Adrianie dzięki za ten wyjazd!
Dzięki za zdjęcia! Poniżej kilka od Adriana właśnie:






Komentarze

  1. Fajnie, że udało nam się kolejny raz zrobić wspólny biwak, pogoda się udała wbrew prognozom, widoki dopisały, było super !
    Dzięki i do następnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, było super - a kolejne już trzeba jednak gdzieś bliżej, krócej. Dzięki i do następnego! :)

      Usuń
  2. Wschód słońca taki sobie (wschody to zawsze trochę loteria), mimo to dobrze, że Adrian cię dobudził, bo wyjść na górę i nocować a nie wstać na wschód słońca to trochę siara. Dla mnie najlepsza część wycieczki to początek. Życzę kolejnych udanych wypadów, porannych mgiełek ścielących się pod nogami i chęci do porannego wstawania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, jestem Adrianowi wdzięczny, że mnie zmobilizował, być pod wieżą i nie wstać na wschód to byłaby wielka szkoda.
      Dzięki za życzenia! Póki co chęci są! ;)

      Usuń
  3. Fajne widoki na Tatry. Lubię tamte okolice właśnie na widoki :)

    Z plecaków, ja polecam Osprey, bardzo wygodne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brakło mgieł o ranku ;)
      Mam obok fajny sklep górski - byłem, oglądałem i mam 3 plecaki upatrzone (Deuter i Millet). Po urlopie pojadę, ponoszę dopakowany i zdecyduje, ale tam nie mają tej marki - przy mojej obecnej wiedzy nie kupię nic bez przymierzenia. Buty w tym sklepie wybierałem 2h (2 pary) i wybrane do dziś baaardzo chwalę, są mega wygodne.
      Byłem też w Dechatlonie - plecaki fajne ale cięższe, z delikatnie wyglądającymi spinkami, klamrami. Ogólne wrażenie słabe.
      Ale dzięki za polecenie, szkoda, że tej marki nie ma.

      Usuń

Prześlij komentarz