Szlakiem źródeł - w Dłubniańskim Parku Krajobrazowym

Marzec się kończy a my nigdzie jeszcze nie byliśmy...więc gdy tylko prognozy wskazują nieco słońca i ciepła postanawiamy wybyć z domu. Powoli tradycją stanie się chyba to, że w tym miesiącu wybierać będziemy Wyżynę Krakowsko-Częstochowską jako nasz cel na wycieczki; a dziś będzie to jej wschodnia część.
Dziś jedziemy do Imbramowic.

Imbramowice to wieś w województwie Małopolskim, leżąca w całości w parku krajobrazowym nad rzeką Dłubnia, której źródła są w sąsiedniej wsi - Jangrot i Trzyciążu.
Dłubniański Park Krajobrazowy leży na pograniczy Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej i Wyżyny Miechowskiej. Dolina rzeki z urodzajnymi glebami od dawna była zasiedlona, kiedyś obfitowała w wiele młynów. Naszym celem dziś są źródła, szczególnie źródła pulsacyjne znajdujące się w Imbramowicach, Ściborzycach i Sieciechowicach. Parkujemy niedaleko klasztoru Norbertanek i nasz spacer rozpoczynamy od podejścia pod klasztor:

Klasztor został ufundowany w 1226 roku. Niedługo później zniszczony przez Tatarów, swój obecny wygląd zawdzięcza odbudowie po pożarze w 1710 roku. Zaglądamy na dziedziniec i idziemy dalej, do leżącego tuż obok pierwszego źródła na naszej trasie. Mijamy rzekę i wchodzimy na ogrodzony teren wypoczynkowy, przez który przepływa woda z źródła. Pierwsze źródło nieco nas, a przynajmniej mnie rozczarowuje...

Ruszamy dalej. Mijamy pola by po chwili zejść w stronę drugiego źródła, które znajduje się na terenie prywatnym. Zostaję puszczony przodem, bo na podwórzu widzimy starszego pana i wbijać się tak jest głupio. Pytam, czy możemy podejść do źródła. Dostajemy zgodę, ale mamy za to wrzucić jakiś datek do skrzynki, na jak to pan określił dbanie o ten teren...wrzucamy parę złotych i rozpoczynamy podziwianie źródła Hydrografów. 
Jest to źródło pulsacyjne, podzboczowe, spływowo-podpływowe. Jego misa źródliskowa ma średnicę 25 metrów - to praktycznie mały staw. Średnia wydajność wynosi 50-60 l/s - i jest ono najwydajniejszym źródłem na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, temperatura wody to ok 9,9 stopnia C. 
Obok domu stoi dawny młyn, przez który przepływa woda. 
Źródło od 2002 roku jest pomnikiem przyrody. No to czas by je obejrzeć:


Woda jest krystalicznie czysta i ma niesamowity kolor. Choć ten kolor to zasługa dna, które jest prawie białe. Widać na nim kręgi, to woda tam wypływa. Udaje się nam też ujrzeć bąbelki, to właśnie wypływa woda; choć z racji wiatru, nie jestem w stanie uchwycić tego na zdjęciu, na powierzchni woda się marszczy:

Jeszcze rzut oka na dawny młyn:

i tablicę informacyjną, pod którą jest wspomniana puszka na datki:

Nasyciwszy oczy (podoba nam się) ruszamy dalej. Wracamy się do góry i skręcamy w boczną drogę, która biegnie na tyłach gospodarstw.

Poniżej podziwiamy dolinę, której dnem, meandrując płynie rzeka:

Obszczekani mijamy zarośnięte ruiny chałup i widzimy kolejne źródło - Strusie:

Nazwa pochodzi od fermy strusiej, która kiedyś się znajdowała obok źródła. To źródło nie robi jakiegoś wielkiego wrażenia, więc po chwili ruszamy w dalszą drogę, którą przegradza nam rzeka - jest tu bród i na szczęście obok betonowa kładka, przez którą przedostajemy się na drugi brzeg, bo jej nie przeskoczymy, a przez chłód nie mamy ochoty moczyć nóg. W lesie widzimy całkiem sporą skałkę: 

Podchodzimy pod nią, zresztą tak nas prowadzi nas szlak:

Na mapach zwie się ona Skała z Krzyżem. Całkiem możliwe, że to przez krzyż, który wisi na jej ścianie...

Tabliczka na krzyżu informuje o śmierci wspinacza z 1917 roku.
Obok skałki rosną kępkami przylaszczki - wiosna!, a my maszerujemy dalej. 

Wzdłuż naszej drogi na zboczach doliny widać sporo skałek.

Dzięki temu, że nie ma jeszcze liści na gałęziach można je dostrzec. Nasz spokój w pewnej chwili zakłócają śmierdziele na crossach. Pierwsi gówniarze nieco zwalniają, ale pozostali nie...wchodzimy w las, gdzie na mapie powinno być kolejne źródło. Droga tu robi się błotnista:

Szukamy tu jeszcze jednego źródła. Źródła Aleksandry.
A ono znajduję się po drugiej stronie rzeczki, która niby mała, wąska, ale nie tu. Tu jest za szeroka, może przez bród. Więc robię zdjęcie i ruszam za marudzącymi na błoto/głód/daleko jeszcze, moimi dziewczynami.

Koryto rzeki jest tu niezwykle malownicze. Drzewa mają tu niezwykłe korzenie, zaś inne porasta bluszcz:


Wychodzimy na łąkę i widzimy, oraz słyszymy te g..e crossy. Więc ruszamy do góry na przełaj, na skróty. Jeden z tych g..y musi oczywiście przejechać koło nas. Huk, smród...i głupota. Po zrytej łące widać, że nie pierwszy raz.

Na szczęście po chwili głupota zostaje za nami a my rozpoczynamy powrót. Wtem wśród krzaczorów nagle widzę coś wysypanego. Znowu śmieci? (Których tu w okolicy pełno - znów to Ci turyści przywożą je tu zapewne).

Na szczęście to tylko wysyp przylaszczek:

Między polami wychodzimy na drogę, którą dochodzimy do tej, którą tu dojechaliśmy. W planach miałem iść nieco okrężną drogą, no ale moje marudy wygrały 😀 - nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, bo dzięki temu docieramy do cmentarza, rano mijanego, więc zamiast zatrzymywać się w drodze powrotnej, zwiedzimy go teraz. 

To co zwróciło naszą uwagę, to powiewająca flaga. 
Cmentarz jest otoczony kamiennym murem, w którym znajduje się budynek bramny z 1848 roku. Przechodzimy przez bramę, w której wisi tablica z opisem bitwy.

Najstarszy grób pochodzi z 1851 roku. Cmentarz porastają wysokie drzewa dodając temu miejscu powagi. Niestety, cmentarz został zniszczony przez ruskich, którzy wracając z II Wojny Światowej trzymali wiosną 1945 roku tu bydło. 

Grobowce są różne. Na niektórych stoją same krzyże, inne są ogrodzone, mają kamienne postumenty z ledwo widocznymi napisami:


Mogiły proboszcza parafii Imbramowickiej, oraz inne są w kopcu w centralnej części cmentarza. Poniżej na zdjęciu trzy takie grobowce, z czego na tablicy mogiły po lewej stronie już nie da się nic odczytać, natomiast na środkowej zachowało się zdjęcie pochowanego:

Aleksander Tomasiewicz zmarł w wieku 33 lat w 1905roku:


Jest tu też grób 41 powstańców styczniowych, którzy zginęli w bitwie z Rosyjskimi wojskami zaborczymi 15 VIII 1863 roku - to nad tą mogiłą powiewa Polska flaga:

Niedaleko obok oparta o mur stoi kolejna nieczytelna płyta:

Rzeczywiście jest tu tak jakoś poważnie, smutno. To uczucie pogłębia widok pewnej pani. Mijam ją przed wyjściem i widzę jak pani głaszczę grób...

Na koniec dzisiejszego spaceru mijamy kościół z św. Benedykta z lat 1732-36, do którego zaglądam dzięki temu, że jest on sprzątany:
widok z początku spaceru nad pierwszym źródłem


Nie chcę przeszkadzać, więc robię zdjęcie i ruszam za moimi.

W końcu docieramy do auta i wracamy do domu. Na koniec zdjęcie kapliczki słupowej murowanej z XVIII wieku:

i wracamy do domu, gdzie mi się przypomniało, że mieliśmy podjechać pod jeszcze jedno miejsce...skleroza 🙈

Komentarze

  1. Przyjemna impreza. Ostania foteczka kapliczki słupowej robi robotę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz