Rodzinny, zimowy spacer na Klimczok.

Trzy dni, po samotnej wizycie w Górach Sowich, namawiam moje dziewczyny na wspólną wycieczkę w góry. W niedzielę ma być lampa, od kilku dni temperatura dominuje blisko zera, więc zakładam (po zerknięciu na prognozy), że u góry jest zima, licząc na śnieg. To teraz muszę wymyślić jakąś trasę, coś nie za ciężkiego... Podrzucam pomysł na wjazd kolejką na Szyndzielnie i spacer na Klimczok i...trafiam w gusta idealnie 😀 Ta kolejka przeważa od decyzji, więc pozostaje ustalić tylko, o której godzinie trzeba wstać.
Od razu zaznaczam, to spacer, więc więcej będzie zdjęć niż chodzenia 😉

Będzie to też nasz rodzinny zimowy debiut. Wcześniej z córą, chodziliśmy zimą po dolinach, a w grudniu 2020 roku wycieczka w Beskidzie Małym została storpedowana moimi problemami z żołądkiem, gdzie zaraz po wyjściu na szlak, robiliśmy szybki odwrót do domu...
Wstajemy z rana i ruszamy.
Pod Dębowcem wita nas rozkopana droga wiodąca pod kolejkę, darmowe parkingi zajęte co do jednego miejsca, więc po opłaceniu płatnego, ruszamy piechotą do dolnej stacji, gdzie kupujemy bilety góra-dół i praktycznie od razu wsiadamy do wagonika.


Podróż do góry, sześciominutowa mija nam na oglądaniu widoków, które po chwili wyłaniają się zza drzew. Dla mnie to też nowa atrakcja, bo jeśli kiedyś jechałem tą kolejką, to nic z tego nie pamiętam (bodajże w 4klasie podstawówki), więc wszyscy jesteśmy na równi podekscytowani. 



Po dotarciu na górę, okazuje się, że nie kupiliśmy wejścia na wieżę, która stoi obok budynku górnej stacji, więc odpuszczamy ją na powrót 😉 i ruszamy do schroniska. Pogoda super - świeci dziś słońce, prawie nie ma chmur ale wieje wiatr, zimny. Czyli pod spacer prawie ideał; ech ten wiatr, ale za to są też widoki, wiatr rozwiał smog znad Bielska...  
Za nami zostaje kompleks budynków, wieży i anten, oraz...smog, bo o ile nad BB go nie ma, to na północy (i nie tylko) siedzi i straszy...

Teraz kilka, dosłownie kilka minut wspinaczki i dochodzimy do schroniska, do którego idziemy na coś słodkiego (moje dziewczyny), frytek (to ja), oraz coś ciepłego do picia (wszyscy). Spod schroniska rozciąga się super panorama, więc stwierdzamy, że na wieżę nie ma sensu wchodzić. 
Schronisko ma jadalnie na pierwszym piętrze, oraz drugą, z bufetem na drugim piętrze i my tam zasiadamy, przy oknie, przez które oglądamy widoki. Córce podsuwam myśl, jaki byłby stąd widok nocą na oświecone domostwa w dole, bo z tych okien idealnie widać Bystrą i Wilkowice. Do tego schronisko sprawia przyjemne wrażenie na dziewczynach, więc kto wie, może kiedyś, będzie nam dane pooglądać ten nocny widok? A dziś zostawiam dziewczyny by dokończyły ciacho, a ja schodzę przed wejście, rozstawiam statyw i wyjmuję swoją lunetę i robię zdjęcia widoków. Popatrzcie co widać:
Bystra i Wilkowice.

Stalownik, czyli dawny szpital w Bielsko Białej.
 
Babią Górę i...

...i Tatry.
Ktoś sobie w niezłym miejscu dom stawia:

No dobra, pojedliśmy, popiliśmy, porobiliśmy zdjęć, więc czas się przejść. Ruszamy, zdobywamy miejsce, gdzie wisi tabliczka sugerująca, że to szczyt Szyndzielni i powoli się zaczyna marudzenie. Widoków nie ma, wieje zimny wiatr, wokół spora część dzieciaków i nie tylko, niesie dupoloty, co niektórzy nawet na nich próbowali przy okazji niewielkich wzniesień się ślizgać, a inni, o zgrozo byli przez rodziców ciągnięci. Dla równowagi, co niektóre dzieciaki same niosły swe ślizgi na plecach. No a my nic takiego nie mamy, więc zaczyna się nuda, zaczyna marudzenie. Na nudę za to dobre jest pisanie w śniegu:

Tak powoli idąc, pisząc, oraz rysując w śniegu  osiągamy miejsce, gdzie szlaki się rozchodzą - można odbić w kierunku siodła pod Klimczokiem, lub iść wprost na szczyt. My wybieramy drugą opcję. Zniknął stąd las, więc jest to miejsce z wysokimi walorami widokowymi w kierunku zachodu:

Co tu widać? Z prawej Stołów, za nim (za drzewem) Równice, z opadającym grzbietem Orłowej, zza której wychyla się Czantoria Mała, na lewo od niej Wielka Czantoria, zaś na ostatnim planie widać Beskid Śląsko-Morawski, np za Wielką Czantorią dostrzec można Lysą Horę. Tu zbliżenie:

Marudząc wychodzimy w końcu na szczyt. I tu nagle marudzenie ustaje. No bo:
- już nie trzeba iść do góry,
- bo nagle są widoki,
- dziwne obiekty, jak buda z podcztówkami,
- bo na stoku jest pełno dzieciaków zjeżdżających na dupolotach,
- bo czeka nas zejście z tego stoku.
😁

Już w trakcie naszej przerwy w schronisku, zaczęło się robić tłoczno, po wyjściu na szlakach też maszerowała spora liczba turystów i większość właśnie podążała do tego samego miejsca. Jest gwarno, dzieci się śmieją, krzyczą zjeżdżając. Jest...wesoło. 

Oczywiście następuje sesja. Robimy sobie zdjęcia - przydadzą się do rodzinnego kalendarza! A potem ja zajmuję się sfotografowaniem widoków. Oto one:
Widok na Beskid Żywiecki, między Babią Górą (z lewej), a Pilskiem z prawej, nad Kotliną Żywiecką, z Grojcem, oraz z wystającymi zza Beskidów, Tatrami:

Zbliżenie na Tatry:
Od prawej, ledwo wychyla się Smerczyński Wierch, Krywań, Czerwone Wierchy, Giewont przyciemniony z lewej.
Tu od lewej zaczyna się Jagnięcy, potem Łomnica a z prawej wyglądający na wyższy Lodowy Szczyt, na środku widać garb Wielkiej Koszystej (pod tą chmurką), potem Gerlach się wybija, na prawo mając Rysy, oraz piramidę Wysokiej.
Oczywiście opisując panoramę Tatr posłużyłem się program do generowania panoram, bo poza kilkoma szczytami (jak Lodowy, Krywań i jeszcze jako tako polską stronę), aż tak dobrze tych szczytów nie rozpoznaje.  Gdzieś tam jeszcze błysnęła Mała Fatra, na schronisko Klimczok popatrzeliśmy z Klimczoka 😁, to przecież proste, że schronisko o nazwie szczytu, leży na zboczach innej góry 😂. Myślałem, że może i do niego zajrzymy, ale powoli zaczyna nas gonić czas. Na szlaku biegnącym z siodła w stronę Szyndzielni zrobiło się ciszej, zimniej, ciemniej. Ciszej, bo większość turystów idzie szlakiem wyżej, ciemniej, bo jesteśmy w cieniu, co zaraz powoduje chłód, a do tego rosnące tu choinki są pokryte śniegiem, co nadaje im bardziej zimowej scenerii:

I całe szczęście! Bo można je było ratować (od śniegu), co ratowało nas, przed marudzeniem 😂

Doszliśmy do szlaku, więc teraz pozostało tylko zejść w stronę kolejki. Na całe szczęście podejść już dużo nie było, za to mogliśmy poobserwować jak psiaki się bawią, spotykając innego psiaka, zrobiliśmy sobie zdjęcie przy początkowej bramce trasy rowerowej "Gaciok" 😁 i w końcu jakoś doszliśmy do miejsca, z którego górna stacja kolejki wydawała się na wyciągnięcie ręki:


To teraz zjazd, wraz z obawą, jakież to będzie uczucie spadania (w sensie, gdy kolejka z pierwszego przęsła zacznie zjeżdżać w dół). Było słabe, na szczęście...choć był też lekki zawód z tego powodu 😉. Na dole dość szybko udało się dojść do auta, kupując po drodze tradycyjnie magnes na lodówkę i jakieś tam pamiątki, po czym ruszyliśmy na obiad, a potem do domu.
Liczb dziś nie będzie. Bo zależało nam na spacerze, na świeżym powietrzu (dzięki wiatrowi było świeże - w drodze poczuliśmy smród smogu 😔 ), na spotkaniu zimy. I na spędzeniu fajnego dnia. 
I było super.

Ps. córka w aucie się spytała, czy za tydzień mam wolne, żeby przyjechać z dupolotem 😁 więc...patrzę na prognozy 😜

Komentarze

  1. No to znów się rozminęliśmy, bo wczoraj też zajrzałam na Klimczok. Śniegu mało, ale są miejsca ze śnieżnymi choinami (Twoja córa je ratowała), więc jakaś zima jest.
    Dla mnie to pełnoprawna wycieczka. Co z tego, że kolejka i wysokości oraz przewyższenia spacerowe? Przecież nie trzeba bić kilometrów...
    A do przyszłego weekendu, mam nadzieję, dosypie śniegu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to żeśmy się minęli...a wycieczka była super. Najważniejsze, że z moimi dziewczynami :)

      Usuń

Prześlij komentarz