Szlakiem Szwajcarii...

Słońce, pociąg, las, ognisko...tak miało być. Ale plany mają to do siebie, że lubią brać w łeb. Bo gdy przychodzi urlop, jest zimno i leje, ja ledwie tydzień wcześniej chodziłem z bólem gardła, więc stwierdzam, że mam to gdzieś. W niedzielę po obiedzie, podczas którego nawet wychodzi słońce, jedziemy pochodzić po Pogoni. Patrząc na prognozy, stwierdzam, że może w poniedziałek się gdzieś przejdę. Rano...leje. Jest pięć stopni brrr, chciałoby się zakląć...


Leje do obiadu. Za to popołudniu robi się całkiem fajnie...jak na zimny kwiecień, więc wieczorem wyciągam plecak. Rano zaprowadzam dziecko do przedszkola, zabieram plecak i...podjeżdżam po kiełbasę i bułki. Następny przystanek, to rynek w Sławkowie, gdzie planowo miałem kończyć według planów. Kurtkę zostawiam w aucie, jest chwile po 9, a temperatura to jakieś 15stopni, no i jest lampa, jakże inaczej niż wczoraj, aż się chcę wędrować 😀.
Ruszam więc przed siebie! Odwiedzić Szwajcarię...Zagłębiowską. A gdzie to to, i co to to? 😉
To przełom Białej Przemszy przez Garb Ząbkowicki, który jest jednym z członów mezoregionu Garbu Tarnogórskiego. Rzeka płynąca na zachód z okolic Wolbromia, gdzie są jej źródła, przecina Pustynię Błędowską, by przed Okradzionowem, zakręcić o 80stopni i przebić się przez wzgórza zbudowane z wapieni i dolomitów. Rzeka płynie kanionem o stromych stokach mających do 20metrów wysokości, stoki te pokryte są lasem, ze skał wybijają źródła, a całość tworzy górski wygląd, stąd na początku XX wieku zaczęto rejon ten zwać Szwajcarią Zagłębiowską. Jako, że w Okradzionowie moi dziadkowie mieszkali, spędzałem tu sporo wakacji, sam potem kilka lat mieszkając, to moi znajomi odwiedzający mnie, porównywali tą wieś do Bieszczadów.
Sam Okradzionów, to wieś, o której pierwsze wzmianki pochodzą z XIII w., a który stał się miejscem letniskowym dla mieszkańców Dąbrowy Górniczej, która z początkiem XX w zaczęła się zaludniać. Organizowano tu kolonie letnie, planowano budowę ośrodka wczasowego i sanatorium, jednak po II wojnie światowej, zarzucono te plany, a od lat 70tych zeszłego stulecia miejsce wypoczynku przejęły
zbiorniki Pogoria.
Ja jednak muszę wpierw wyjść z rynku sławkowskiego, mijając dziwne spojrzenia. A no tak, maseczka, jadąc autem o niej zapomniałem. Wkładam ją, mijam karczmę Austerię, pochodzącą z XVIII w., zdejmując maseczkę na opłotkach miasta.


W mieście nowe domostwa, sąsiadują z chałupami ledwo jeszcze stojącymi, więc jest to moim ciekawe miejsce do odwiedzin. Idąc od rynku obserwuje oznakowanie szlaku. No widać, że ktoś, kiedyś...coś tam malował. Mijam krajówkę i ostatnie domostwa, mijając na końcu już przy rzece, jakąś paskudę, do tego ogrodzoną wysokim płotem i pod monitoringiem... Czas przejść przez Białą Przemszę i zrobić pierwszą przerwę nad stawem zwanym Basenem.





W wodzie pływają żaby, w końcu widać wiosnę! Jest tak ciepło, że muszę zdjąć czapkę, postanawiam też złapać w kadr jakiegoś krokodyla 😉:Żaba moczarowa.

Mijam wiatę, oczywiście zasyfioną śmieciami...ruszam teraz ku zabudowaniom Chwaliboskie, przysiółka Sławkowa. Mijam budowę rurociągu, przez który przebieg szlaku jest zmieniony, nie odbija za stawem ku rzece, a właśnie idzie drogą, zresztą odkąd most nad Przemszą został zastąpiony nowym, to nie miałoby sensu iść, więc mijam pierwsze domy i skręcam w stronę Okradzionowa, kierując się ku wschodnim stronom rzeki. Droga wiedzie wąskim gardłem.



Mijam ostatnie domostwa i przede mną ok czterokilometrowa ścieżka, która biegnie obok rzeki. Co mnie cieszy, to nie ma już takiej szarości, widać sporo kwiatów, na gałęziach zielone pąki, a trawa w końcu robi się zielona, no i to jest to, czego mi trzeba!




Po lewej zakole rzeki tworzy polanę, na którą schodzę, zjadam bułki i kiełbasę, a potem odpalam drona. Polana jeszcze ma więcej kolorów wyblakłej słomy, jednak błękit nieba, z pędzącymi chmurami i tak powodują chęć posiedzenia na niej:

Tak się prezentuje przełom Przemszy Białej, zwanej Zagłębiowską Szwajcarą. Widać wklęsłe wgłębienie, którym płynie rzeka, z prawej widać wzniesienia, które bardziej stromo opadają w dolinę, z lewej widać zabudowania Okradzionowa:

Z góry jednak widać, że wiosna się dopiero budzi. Co ciekawe, wyżej jest bardziej ponuro, to wpływ wody, której w rzece jest dość sporo powoduje, szybszy wzrost roślin. Zagadka, gdzie jestem 😉 :

Ruszam dalej, ale wpierw idę zobaczyć rzekę. Już wcześniej widać było ślady bobrów, tu jest ich więcej, poobgryzane drzewa, okorowane, te które już leżą, sporo jam, dziur nad brzegiem. Znajduję też odchody, które zostawiły tu dziki.



Ścieżka prowadzi w miarę prosto, w przeciwieństwie do rzeki, która raz płynie zaraz obok, by za chwilę oddalić się.




Wśród drzew, widać małe wąwozy, oraz skały, które gdzieniegdzie widać, mimo małej ilości liści i tak ciężko coś dostrzec.


Idę ścieżką sam. W lesie słychać śpiew ptactwa i nagle widzę w krzakach ruch. Wycofuje się, zmieniać obiektyw i powoli podchodzę.


W chaszczach żerują młode warchlaki. Robię kilka zdjęć, jednak, widoczna spora locha (za daleko jest, więc jej nawet nie próbuję złapać w obiektywie), powoduje, że nie zbliżam się. Ale ścieżka wiedzie zaraz obok tych krzaków. Locha jest spora, zastanawiam się co robić. W końcu głośno klaszczę w dłonie. Młode nagle się prostują i zastygają. Po chwili klaszczę więc jeszcze dwa razy, matka widzę, odwraca się i biegnie w las a warchlaki za nią. Mogę iść, już nie muszę się za drzewem rozglądać 😁 .
Po chwili mijam bijące krystaliczną wodą źródła, wśród takich bulw trawiastych znajdują się tarliska pstrąga. Teraz szlak wiedzie pod górę i zaczyna narastać szum. Zbliżam się do młyna, jednego z trzech dawniej działających w Okradzionowie. Po drugiej stronie rzeki, również się znajdują źródła, a żeby zejść nad rzekę, też dość mocno zejść w dół. Właśnie w tej okolicy najwięcej biegałem, a nawet rzekę po powalonych drzewach przechodziłem.
Tak się rzeka latem prezentuje:


A tak wyglądała okolica i młyn w roku...1949. Zdjęcie, które pozostało mi po dziadkach:


No cóż, dziś tu nie ma łąk, na których letnicy spędzali czas, jest za to las, o podmokłym podłożu. Wspinam się, następnie schodzę w stronę hałasu, niestety przez progi nie przejdę w stronę mostu, więc robię kilka zdjęć i ruszam dalej. Las, podłoże się zmieniają, z rudego, w brzozowy:




Dochodzę do drogi, biegnącej do Kuźniczki, szlak skręca w prawo pod górkę i ja również. Zbyt dobrze znam to miejsce, że tym razem nie podchodzę na przystanek, skąd można popatrzeć na odrestaurowany młyn Freya:



Ruszam teraz żwawiej, bo sporo się dotychczas zatrzymywałem. A czas goni. Zdobywam górę Grodzisko, całe 339 metrów wysokości, wracam następnie na asfalt i na chwilę obecną ruszam swoją trasą, bo Szlak Szw. Z. odbija od niej w las, kierując się ku dawnym posiadłościom Dobieckich i dalej przez Błędów, Chechło odbija na północ do Zawiercia. Ja tymczasem mijam mrowisko, pełne ruchomych pracowitych mrówek, próbuję złapać, kolejny raz (pierwszy raz próbowałem na polanie za Chwaliboskim) jastrzębia (nie udaje zrobić dobrego ujęcia), oraz uciekającą sójkę, mijam zalany las, pełen pływających śmieci i zbliżam się do Kuźniczki.

Góra Grodzisko, pierwszy raz zdobyta zimą 😉





Tu odbijam w stronę Krzykawki, by zaraz znowu zmienić kierunek marszu i ruszyć ku...Krzykawce. Celem jest przejście Pańskich Dołów, czyli wąwozu podobnego do tego słynnego z Kazimierza.




Mijam rozlany staw i wchodzę do Krzykawki. Gdybym tu skręcił w prawo, to po kilkudziesięciu metrach doszedłbym do miejsca, gdzie rano odbijałem ku przysiółkowi Chwaliboskie. Ja skręcam jednak w drugą stronę i idąc pod górę mijam domostwa, by w końcu skręcić w pola. Tu dołączam do kolejnego szlaku, Szlaku Powstańców 1863roku. Polami zmierzam ku kapliczce, oraz leżącemu niżej kirkutowi. Wpierw robię jednak tradycyjne zdjęcie:






Spod niej, widać Sławków. Z tej perspektywy, nie widać aż tak starej zabudowy, a kominy, i bloki.Przed samym kirkutem w polu udaje mi się złapać bażanta. Wrzeszczały gdzieś wokół, gdy szedłem dróżką między polami, w końcu go mam:


Kirkut leży wśród starych drzew, obok stoi stary dom, oparty rower, wskazuje, że jest zamieszkały... Brama jest otwarta, więc na chwile wchodzę na jego teren.







Pierwsze groby pochodzą z początku XX wieku, z lat 1905, choć teren pod kirkut wykupiono w 1907 roku. Na jego terenie jest ok 300 grobów. Kirkut w dość dobrym stanie przetrwał okres II WŚ, oraz lata powojenne, ostatni pochówek dokonano w 1971 roku. Kirkut otacza walący się mur z kamienia.


Moje główne cele na dziś, odwiedziłem, więc teraz pora wrócić do auta. Mijam staw Źródliska, gdzie robię ostatnią przerwę i poprzez uliczki ze starymi chatami wracam na rynek.

Dosadnie i krótko!



O 14 z lekkim hakiem jestem pod autem, końcówka podejścia pod rynek mnie mocno wymęczyła, jest dość stromo, do tego upalnie. Za mną ok 12,5 km, oraz co ciekawe...prawie 400 metrów podejść. Całkiem nieźle, co? Link do mojej trasy mapa .
Najważniejszy cel, wyrwać się z czterech ścian, się udał, nie było to jednak wyjście jak planowane, ale najważniejsze, że nie w górach. Jako, że chciałem pobyć sam na szlaku, to takie tereny nadają się idealnie na takie wędrówki. Więc do domu wróciłem zadowolony 😀
Koniec.


Ps. Co warto poczytać? Stąd doinformowywałem się:

Komentarze