Zielono mi w Beskidzie Żywieckim - szlakiem polan na Jastrzębicę.
Po urlopie wracam do pracy i dostaje pytanie od kolegi - gdzie się kręcisz. Odpowiadam - w pracy 😁, a zdjęcia są z soboty...właśnie skończyłem krótki urlop. Kolega odpowiada, a bo myślałem, że dziś gdzieś łazisz, bo ja zaczynam tydzień urlopu. No to w mojej głowie się kluje pomysł. Pytam się, a co robisz w czwartek? Bo mam wolne...i może pojadę w góry...
Odpowiedź - jechałbym. I tak dzięki temu w czwartkowy, parny i gorący, późny poranek parkujemy auto pod zespołem urzędowym w Świnnej.
Oczywiście te kilka dni, między zgadaniem a wyjazdem miotam się z wyborem trasy. Do tego ostatnia doba, to oglądanie prognoz pogody, a już rano jadąc, słyszymy w radiu strasznie burzami w całym kraju, zagrożenie ma być od województwa podlaskiego, aż do południowych krańców naszego województwa.
W ten sposób po kilku minutach możemy usiąść i zacząć myśleć o obiedzie. Dzwonię do kolegi, podpytuje, gdzie tu można w Żywcu coś dobrego zjeść. Gdy siedzimy i czekamy na obiad, Łukasz przechodzi i mam w końcu okazję, po kilku latach, uściskać mu łapę 😀.
Z obwodnicy Bielska widzę zza oknami, że zielona wiosna w końcu dociera do górnych części okolicznych gór, a nad nimi panuje błękit:
Pięknie by tak było sobie wychodzić co rano, z kawą na taras i podziwiać widoki... Czas zejść na ziemie. (Niemniej proszę, to panorama spod lasu). Kolejny krótki odcinek i wychodzimy gdzie? Znów na kolejną polanę. Szykuję się szlak polan... Ha, okazuje się, że i te mniej znane rejony mogą być piękne, a do tego lasy są tu nie wyrżnięte jak okolice worka Raczańskiego, czy Lipowskiego Wierchu. Jest pięknie!
No to czas na wdrapanie się na Kiczorę. Na mapach zaznaczony jest punkt widokowy, a z relacji kolegi z forum, wiem że warto tam zajrzeć. Na polanę pod szczytem, na którym widać krzyż, docieram wykończony, cały mokry. Z ulgą zrzucam plecak, wyciągam termos, kanapki i odpoczywam.
Ruszamy. Początkowo po asfalcie, następnie skręcamy w boczną drogę, która przechodzi w błotnistą polną drogę. Wiosna wokoło w pełni, niesamowicie się ten błękit łączy z zielonymi łąkami pokrytymi mleczami, czy okwieconymi drzewkami owocowymi, aż się chcę skakać z radości, my jednak fotografujemy te widoki:
Z pewnych informacji, które śledzę, czytam, że burze poszły na Białoruś. Dobrze tak Baćcie, niech mu jakiś piorun może strzeli w ten stary i głupi łeb. Nastroje mamy bojowe, w końcu po paru latach udaje się nam z Michałem wspólnie pojechać w góry!
ej, miało to nadciągnąć z przeciwnego kierunku, ze wschodu! No ale ostatnio te prognozy pogodowe lubią totalnie nie trafiać...
Tymczasem jest tak parno, że oczy zalewa mi pot. A jeszcze nie zaczęliśmy się wspinać...
Po chwili opuszczamy zabudowania, oczywiście droga wiedzie mocno do góry, więc przy pierwszym widokowym miejscu robimy taktyczną przerwę, na piwo. Oglądamy lekko zamglone widoki.
Ruszamy dalej, znów mocno pod górę. Idziemy teraz lasem i robi się coraz bardziej ponuro, po słońcu pozostaje wspomnienie. Ja się cieszę, bo pocę się okropnie, stwierdzam do tego, że przynajmniej się nie spieczemy. Hmm wydaje mi się, że słyszę grzmot. E nie, to może jakaś ciężarówka.
Ruszamy dalej, znów mocno pod górę. Idziemy teraz lasem i robi się coraz bardziej ponuro, po słońcu pozostaje wspomnienie. Ja się cieszę, bo pocę się okropnie, stwierdzam do tego, że przynajmniej się nie spieczemy. Hmm wydaje mi się, że słyszę grzmot. E nie, to może jakaś ciężarówka.
Docieramy do polanki, pierwszej, z widokiem na Beskid Śląski i kurcze, no nie napawa to optymizmem, dodatkowo właśnie usłyszeliśmy kolejny grzmot, który już nie pozostawia złudzeń - to burza gdzieś w pobliżu krąży...
Kurtki mamy, więc deszcz nam nie straszny, ale żeby wokół nas się błyskało...na to nie mamy ochoty, niemniej ruszamy dalej. Na kolejnej polance, płoszymy koziołka sarny. Wychodzimy z lasu rozmawiając i gdy go widzę po przeciwnej stronie, mówię do kolegi patrz, próbując odłożyć kijek i złapać za aparat, ale on wtedy robi szybki odwrót i znika w lesie...nawet nie zdążyłem w sumie chwycić aparatu...
Po chwili znów wychodzimy na kolejną polanę:
Niebo jest całe zasnute chmurami, ale kierują się one w stronę Pilska, zresztą bardziej na północ jest sporo błękitu. Oto granica, walka nad Wolentarskim Groniem:
Ale dziś, tym, co zwraca uwagę, jest nie tylko to, co się dzieje na niebie, ale również niesamowite odcienie zieleni lasów. Jakże pięknie się one zielenią!
Znów wchodzimy w mały odcinek wiodący lasem i wychodzimy nad przysiółek Janikówka. Z lekką zazdrością oglądamy mijane domki. Fajnie, że to drewniane budowle, a nie jakieś betonowe klocki.
Pięknie by tak było sobie wychodzić co rano, z kawą na taras i podziwiać widoki... Czas zejść na ziemie. (Niemniej proszę, to panorama spod lasu). Kolejny krótki odcinek i wychodzimy gdzie? Znów na kolejną polanę. Szykuję się szlak polan... Ha, okazuje się, że i te mniej znane rejony mogą być piękne, a do tego lasy są tu nie wyrżnięte jak okolice worka Raczańskiego, czy Lipowskiego Wierchu. Jest pięknie!
Ktoś tu ma piękną ostoje...nieco wyżej, za drzewem przy drodze mijamy krzyż, z informacją o zamordowanych osobach przez hitlerowców (na mapy.cz jest zaznaczone, że to grób AK - nie udało mi się nic na ten temat odnaleźć, więc jak ktoś coś wiem, to poproszę o komentarz).
Widok do tyłu, choćbym chciał, nie da się, nie robić zdjęć...
Po burzy nie ma już nawet wspomnienia. Właśnie wyszło słońce i teraz wędrujemy w lesie, który podświetlony, pięknie się prezentuje. Tu mijamy jedyną osobę na dzisiejszej trasie, to rowerzysta, którego, jak się potem okaże, spotkamy ponownie. Lekko się piekąc dochodzimy do kościoła w Przyłękowie. Dość wysoko położony, bo na ponad 600set metrach. Tu zagadani, mało co abyśmy źle skręcili..
Po burzy nie ma już nawet wspomnienia. Właśnie wyszło słońce i teraz wędrujemy w lesie, który podświetlony, pięknie się prezentuje. Tu mijamy jedyną osobę na dzisiejszej trasie, to rowerzysta, którego, jak się potem okaże, spotkamy ponownie. Lekko się piekąc dochodzimy do kościoła w Przyłękowie. Dość wysoko położony, bo na ponad 600set metrach. Tu zagadani, mało co abyśmy źle skręcili..
Po posileniu się, humor powraca. Może z pod krzyża jest lepszy widok, ale mam dość, robimy kilka zdjęć stąd i ruszamy dalej.
Słońce znów znika, a nad nami wiszą znów ponure chmury, ale powtarzamy to, co jest najważniejsze; nie pada, nie błyska się - jest dobrze! Odcinek ku Jastrzębicy to rozjeżdżona droga, gdzie w dołach stoją wielkie kałuże, zapewne terenówki i quady mają tu używane. Oczywiście co chwila mijamy kolejne polany, z których coraz lepszy widok jest na północ.
Widok na Bramę Wilkowicką:
Czyli chyba jesteśmy blisko celu, wspomnianej Jastrzębicy. No tak, wychodzimy z lasu i widzimy elementy wyciągu narciarskiego. Jastrzębica to szczyt mający wysokość 758 m n.p.m., wysunięty na północ, na jego północnych stokach położona jest stacja narciarska, pod którą jest hotel.
Tu taka ciekawostka, jak się sprawdzi na Wikipedii, to w opisie o wyciągu, są zupełnie inne dane przepustowości, długości stoku, większe niźli w informacji o wsi Przyłęków 😂
Tu zrzucamy plecaki i wpierw odbywamy taniec szaleńczego robienia zdjęć wkoło 😝, następnie zjadamy, oraz popijamy.
Słońce uciekło, schowało się gdzieś, a wiatr wieje dość chłodny, więc po chwili uwieczniania okolic, na zbliżeniu, stwierdzamy, że czas ruszyć. Tym czasem kilka kadrów.
Zmarznięty, zakładam polar. Schodząc, widzę Przybór, tam zawędrowałem pod koniec kwietnia 2020go roku, po tym, jak po początku pandemii, jak zniesiono zakaz wchodzenia do lasów.
Romanka, którą miałem uwiecznić to sporą góra, tu wystaje nad Kiczorą:
Pilsko, oraz Babia Góra są widoczne, ale zasłania je las. Więc je nie pokażę.
Mijamy kolejne polany...Mówię, teraz to mamy tylko z górki...i dosłownie po kilku krokach szlak zaczyna wieść znów pod górę 😁, gdy mijamy Pawlacki Wierch, to stwierdzam, że teraz to już nie będzie żadnych podejść i tak dość długi odcinek rzeczywiście jest, choć jeszcze, niewiele, ale jednak musimy podejść na Tokarkę. Od dłuższej chwili polanek jest coraz mniej, idziemy leśnymi tunelami. Za Tokarką schodzimy na ścieżki w kierunku wsi, z której wystartowaliśmy.
na skraj polany, by na przełaj wyjść na łąki pod bezimienną kopką:
Gdy na pytanie, czy dużo było ludzi, odpowiadamy, że tylko jednego rowerzystę spotkaliśmy, to od stolika obok, wstaje do nas...właśnie wspomniany (również wcześniej) rowerzysta i wita się z nami, mówiąc, że tak myślał patrząc na nas jak wchodziliśmy do ogródka, że to my się mijaliśmy 😁.
Wycieczka z cyklu poznawania miejsc mało znanych, okazało się kolejny raz strzałem w 10tkę!
Dzięki wielkie za towarzystwo i do następnego! Oby szybciej 😜
Wiosenna zieleń, wiosenna zmienna pogoda, beskidzkie pejzaże górsko-wioskowe. Nie byłem tam nigdy. Dopisuję do listy na przyszłość.
OdpowiedzUsuńWarto dopisać, warto. Ja mam co do tego miejsca jeszcze plany ;)
UsuńWidzę, że do trasy nawet ta knajpka jest wpisana, że wszyscy wędrujący tymi zakątkami wpadają na obiad właśnie tam ;)
OdpowiedzUsuńSoczysta wiosenna zieleń na trasie. Pięknie :)
Burze postraszyły, ale ominęły jak rozumiem? Byłem teraz w Rudawach Janowickich. Jest tam tak sucho, że nie pamiętam czy kiedyś nawet w lipcu czy sierpniu widziałem taką suchą ściółkę...
Tak, burza z rana (o ile po 10tej można, szczególnie w górach nazwać ranem) postraszyła, a według prognoz miało lać na całym wschodnim pasie Polski, od północy aż po południowe części Beskidu Żywieckiego. Tu aż tak sucho jeszcze nie jest, jednak każdy deszcz się przyda przyrodzie i zasobom wodnym.
UsuńA knajpa widać przyciąga, choć nie ukrywam, że była bliżej od drugiej z poleconych i już zostaliśmy, choć tu była włoszczyzna, miałem smaka na schabowego, skończyłem na pizzie ;) a znajomi w niedzielę, w tej drugiej kończyli wyprawę na Grojce (na lewo od napisu Żywiec, w przedostatnim zdjęciu).