Beskid Wyspowy - na Szczebel i Luboń. 2017.
Kolejna wycieczka, o której sobie przypomniałem, że pozostała do spisania.
W wycieczce tej brali udział koledzy z pracy. W planach zdobycie góry, którą dobrze widać z trasy, którą kiedyś często pokonywałem jadąc z Krakowa do Zakopanego, Szczebel, oraz Luboń Wielki.
Do Lubienia docieramy z rana, zostawiamy pod cmentarzem auto i ruszamy; wpierw przekraczamy zakopiankę i rozpoczynamy wędrówkę czarnym szlakiem pod górę. Z rana wita nas piękna pogoda, będzie dobry dzień.
Już od początku widoki przyjemne, takie szczęście jak się idzie polami, a my to szczęście z początku mamy. Tu widok na Kiczorę:
Potem szlak wchodzi do lasu, by po chwili znów wyprowadzić nas na obrzeża, więc kolejna sesja. Tym razem to nasz cel, Szczebel Mały:
Tu znów widok na stoki Kiczory, oraz z prawej stoki Lubogoszcza, a oczy trzeba nasycić, bo za chwilę wejdziemy w las i tylko drzewa będziemy oglądać nabierając (szybko) wysokości. A więc i widok:
Chłopaki podejrzewają mnie, że chcę im dać na początek wycisk. Ano tak...szlak prowadzi 😁 . Docieramy do jaskini, Wietrznej Dziury. Wkładamy nasz nowy nabytek, zakupiony specjalnie na tę wycieczkę, a więc raczki i wchodzimy do niej:W środku znajdujemy truchło lisa, musiał wpaść i niestety nie dał rady wyjść, oraz pozostałość po zimie, a więc lód ze śniegiem. Oglądamy dziurę po kolei i ruszamy dalej. Tak wygląda ten niewinny 😉 szlak:
Mocne podejścia mają to do siebie, że szybko się zdobywa wysokość, więc mimo zmęczenia w końcu szybko osiągamy Mały Szczebel, za którym ścieżka już tak bardzo się nie wznosi, prowadzi bardziej po płaskim, ufff...
Jeszcze krótka chwila i docieramy do pierwszego poważnego punktu. Szczebel, z którego w końcu można zobaczyć jakieś widoki, bo wcześniej krzewy i drzewa zasłaniały wszystko.
Kiczora to ta górka z lewej zalesiona, za nią widać Łysinę z Lubomirem, od którego opada grzbiet z przełęczą Jaworzyce, Wierzbanowską Górą, za którą wyłania się Cięcień, a z prawej strony widać opadający zalesiony grzbiet Lubogoszcza.
Na szczycie znajdują się ławki, mapa oraz pomnik poświęcony papieżowi.
Nazwa właściwa to prawdopodobnie Strzebel, w gwarze sądeckiej "strz" wymawia się "scz", stąd zapewne zmiana nazwy w współczesnych przewodnikach.
No dobra, czas na nas, ruszamy. Powoli idziemy, bo droga pokryta jest jeszcze kawałkami zlodowaciałego śniegu, a raczków nam się tu nie chce zakładać. Wtem między gałęziami dostrzegamy wieżę przekaźnikową, oraz bielące się w oddali Tatry:
Szlak w kierunku przełęczy Glisne, opada łagodniej w porównaniu do tego, którym przyszliśmy (prawie 640m przewyższenia zrobiliśmy by dotrzeć na szczyt, przy pokonaniu 5km marszu).
Spod szczytu spoglądamy jeszcze na okoliczne pola i rozpoczynamy zejście:
Przysiółek wita nas groźnie:
Tak samo widok na nasz następny cel, a dokładnie domyślenie się, że to tam trzeba będzie się wspiąć, wygląda również groźnie:
Docieramy do drogi i przekraczamy ją. Na powyższym zdjęciu tego nie widać, ale ta łagodna ścieżka wijąca się wśród pół już nam daje w kość, a jeszcze nie weszliśmy do lasu (właśnie tam to się zacznie).
Widać z dołu i wieżę telewizyjną i schronisko:
Widok w stronę Zębalowej i Stołowej Góry.
Śnieżnica i Ćwilin.
Chłopaki czekają na mnie i gdy ich doganiam, rozpoczynamy wspinaczkę. Zakładamy raczki, co i tak nie uchroniło mnie przed upadkiem, bo spora część ścieżki to lodowisko. Nie dość, że jest ślisko, to jeszcze ostro. To jedna ze ścian płaczu, a te w Wyspowym Beskidzie lubią bywać (jak np podejście na Śnieżnicę od północy, z którą się miałem okazję zmierzyć - link do relacji ). Jednak mimo wywinięcia orła, docieramy pod szczyt, gdzie szlak w końcu się poziomuje. Od wejścia do lasu (poziomice na mapie wskazują 700m npm) do połączenia się z żółtym szlakiem idącym od Zarytego, w ciągu 1300 metrów przejście, trzeba było pokonać 300metrów w pionie. Nieźle.
A na górze, całkiem sporo śniegu. Na szczęście widać już wieże i schronisko za nią:
Kilka ciekawostek. To tu, spod schroniska startuje, bądź kończy się Mały Szlak Beskidzki. A samo schronisko, to jedyne w Polsce schronisko leżące na szczycie, a nie jak większość pod szczytem, czy też na stokach góry leżącej obok tej, od którego schronisko bierze nazwę - przykład schroniska Klimczok, które leży na zboczach Magury (a przynajmniej tak mi się wydaje, jeśli jednak ktoś wie o innych takich, proszę o sprostowanie).
Robimy kilka zdjęć panoramy i idziemy na posiłek i odpoczynek do schroniska:
Na szczycie! Luboń Wielki 1022 m npm.
Lubogoszcz, na wprost Śnieżnica (widać naśnieżony stok narciarski).
Mogielica, najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego, odwiedzony przeze mnie rok wcześniej.
Schronisko zostało zbudowane w 1931 roku, natomiast wieża przekaźnikowa została zbudowana w 1961 roku w celu umożliwienia transmisji mistrzostw świata FIS w Zakopanem. Dzięki tym budowlom, góra ta jest bardzo łatwa do rozpoznania z daleka, co nieraz i mnie pomagało
Po posiłku (wodniste pierogi z mięsem, kiepskie), ruszamy dalej, w kierunku Lubonia Małego. Droga z początku oblodzona, powoduje u kolegi kila poślizgnięć, a jedno z nich kończy się naderwaniem jakiegoś ścięgna na udzie. W tym momencie, kółka wiadomo, że nie zrobimy, ale musimy dojść do zakopianki, by zjechać do auta jakimś busem. Między drzewami i gałęziami znów widać Tatry:
Docieramy do polany Surówki, u góry której stoi krzyż upamiętniający rozbicie się helikoptera czechosłowackiego, który rozbił się w 1958roku.
Rozległa polana leży na długim zachodnim, opadającym grzbiecie, w stronę Małego Lubonia. Zza nami nad lasem widać wieżę na szczycie, a na południe od nas rozpościera się panorama na Gorce i Tatry za nimi:
Teraz pozostało nam dojść do trasy. A trochę się jeszcze nadrepta nam pozostało, ale ani zdjęć nie mam, ani nie pamiętam z tego odcinka. Sam szczyt Małego Lubonia mijamy, czyli szlak wiedzie mało ciekawym lasem. Dopiero przed samymi zabudowaniami przysiółka o tej samej nazwie dostrzegamy zabielonego Diablaka. Widać go też bardzo dobrze znad zakopianki, gdzie robię ostatnie zdjęcie, a my idziemy na przystanek, gdzie czekamy kilkanaście minut i busem zjeżdżamy do Lubienia, gdzie wsiadamy w auto i ruszamy do domu...
Przeszliśmy ok 17km trasy, robiąc ponad 1130 metrów przewyższeń.
Była to moja druga wycieczka w Beskid Wyspowy.
Beskid Wyspowy to pasmo bardzo zacne. "Wysepki" potrafią dać w kość. Co do schroniska na Luboniu Wielkim, byłem tam dwa razy. Z najemcą schroniska miałem zawsze jakiś kwas, a pasza tamże utkwiła mnie w pamięci jako podła. Zamówiłem kiedyś bigos, był po prostu wstrętny.
OdpowiedzUsuńKiedyś bardzo mi się spodobał, dziś jakoś go pomijam, choć ma swój urok. A co do schroniskowego jedzenia, to rzeczywiście pierogi miały więcej wody niż mięsa 🙂
Usuń