W dziurawym lesie, po śladzie wyschniętego strumienia.

Kwiecień.
Miało być cieplej. Miało...ale o cieple póki co to można pomarzyć, zresztą ostatni ciepły kwiecień, to był cztery lata temu...więc góry w tym miesiącu poszły w odstawkę. 

Na początek jadę połazić w lasach jurajskich na południe od Olkusza (Wyżyna Olkuska). 
Przy drodze z Olkusza do Trzebini, w środku lasu, przy małej serpentynie stoi stary dom...to dawna leśniczówka, która jako jedyna pozostała z przysiółka. Kiedy kilkanaście lat temu pierwszy raz tą drogą przejeżdżałem, wpadło mi to miejsce w oko. Choć tą drogą pojechałem później, niż inną, którą jeszcze dziś pojadę (ale to później będzie opisane). I właśnie, ostatnio, po relacji kolegi, który się szwendał po północnych rubieżach Olkusza, stwierdziłem, że muszę w końcu odwiedzić te rejony. 
Auto pozostawiam na parkingu, pada deszcz jest ponuro...wrzucam plecak i ruszam. I teraz mniej treści, a więcej zdjęć.
Galman.
serpentyny, niczym w górach...choć po prawdzie to jedna 😉
 
leśniczówka

Ruszam w las, oglądając pierwsze ślady wiosny:






Okazuje się, że las jest podziurawiony. Gdyby nie wcześniejsza analiza map, z który wiem, że są tu pozostałości po sztolniach, pomyślałbym, że to ślady po bombardowaniach:

Gdy schodzę na dół jaru, obok mnie na gałęzi przysiada na chwilę, ptak. Tu skadrowane zdjęcie, bo nawet nie próbowałem bawić się w zmianę obiektywów:

Droga okrąża wzniesienie, a porastający las, to buczyna - mój ulubiony las.

Przekraczam drogę:

Deszcz, a raczej mżawka przechodzi już wcześniej, a teraz nawet wychodzi słońce! Świat od razu wygląda piękniej!

Tu na drzewach pojawiają się znaki, najpewniej pokazujące "dziury" w lesie, a więc zapewne to pozostałości po kopalniach galmanu i rudy cynku (odpowiednio - Niwka i Kopalnia Katarzyna). Dobrze to widać na mapach.cz.
Najważniejsze - wiosna!



Teraz wracam leśną drogą, by przejść na drugą stronę drogi i wspiąć się na górę.

Mijam leśniczówkę.


W lewo serpentyna, w prawo...to później.

Trochę się trzeba wspiąć i mijając po bokach kolejne dziury, widzę, że jedna z nich jest ogrodzona. Idę sprawdzić, rzeczywiście dziura w ziemi:


Nie włażę. Nie zabrałem raczków, a o ratowników trzeba dbać 😁.
Kwiotki co rusz:


Na krzyżówce leśnych dróg, skręcam zdobyć szczyt. Choć droga na południe przyciąga wzrok:

Mijam szczyt (Wiucha 483metry, ha całkiem sporo), potem ambonę na skraju polany, choć myślałem, że to pole, tak ziemia zorana przez dziki, mijam kolejne sztolnie i dochodzę po kilku minutach do drogi. Na widok nieba, kieruję się do auta:

Lubię takie leśne drogi:

Mijam Enta:

fajna dolinka:

Kilka szczegółów w lesie:



Podjeżdżam do...Paryża (trzeba przed serpentyną skręcić w prawo) :

Ale po chwili zawracam i kieruję się do Łąkawca.
Na końcu wsi Psary, przed cmentarzem jest siłownia, amfiteatr, plac zabaw, oraz zespół tam, w ilości ośmiu, które miały spowolnić wzbieranie wody w strumieniu po obfitych opadach, a na okolicznych łąkach dawniej prowadzono tu wypas zwierzyny. 

Obecnie przy drugiej tamie woda tryska z źródła, gdyż podziemne wody zostały wciągnięte przez KWK Siersza ( informacja ze strony link). Jest tu mały zbiornik, w którym pływają ryby.

Przy próbie sfotografowania pstrągów, oraz jednego karasia, przychodzi pan z domu obok, który zaczyna dokarmiać, jak to mówi, swoje ryby. Okazuje się, że to one je tu wpuścił. Podobno jest ich ok 30tu sztuk. Woda jest zmącona, a ryby, podobno wystraszone, więc mija chwila, gdy zaczynają zjadać rzucaną bułkę. To wina podobno ludzi, którzy przychodzą tu i kąpią psy.

Po nierównej walce z pstrągami, jadę w kierunku Elektrowni Siersza.

Tą drogę, poznałem kiedyś, gdy szukałem skrótu, by wrócić do domu. Dzięki niej, oszczędzałem sporo czasu, a do tego oszczędzałem sporo kilometrów, wracając z Chrzanowa do domu. I się tą drogą zachwyciłem. Droga dziurawa, kręta, biegnąca w sosnowym lesie...czyli genialna. Kiedyś w Myślachowicach skręciłem w wąską drogę, biegnącą wśród starych, kamiennych domów, murów by potem dojeżdżałem do Czyżówki, wsi, która wyglądała jakby był tu koniec świata. Dziś wybudowano obwodnicę (!), którą omija się wieś, od razu dojeżdżając do elektrowni...
Kiedyś po minięciu starego GSa, za ostatnimi domostwami, mijało się pętle autobusu i wjeżdżało w maleńki lasek, z którego wyjeżdżało się na...zagrodę w parku Jurajskim 😁, czyli Stację elektroenergetyczną. Oto ona:

Ot takie moje głupie skojarzenie 😂.
A oto, ta moja droga:

Uwielbiam takie poboczne drogi. Kręte. Im gorsza nawierzchnia...tym lepiej. Kiedyś ta droga to była łata, na łacie. Ale i dziś, prezentuje się sympatycznie. Jak i las wokół niej:

Mijam Diablą Górę, którą właśnie przez jeżdżenie tą drogą odkryłem, mijam zarośniętą odkrywkę i skręcam ku kolejnemu celu. Sztoła. 
Tak na prawdę, to są źródła wyschniętej rzeki. Rura z rzeką o wdzięcznej nazwie, Baba, którą to kopalnia Olkusz-Pomorzany zasilała rzekę:

Naturalne źródła Sztoły, pierwotnie były w lasach pod Kozłową Górą i właśnie w ich stronę się kieruję. Mijam zbiornik Leśny Staw, obok ośrodka wypoczynkowego o tej samej nazwie, o wyglądzie jak z PRLu. 




Woda ma niesamowitą barwę, zresztą sama Sztoła również nią się wyróżniała. Tymczasem mijam żulów - gejów, bo się sami tym chwalą 😉, tzn zaczepiają kilka osób mijających ich, głośnymi przekleństwami oraz tekstem, że oni niby nie są gejami...😝.
Po chwili zaczynam rozmowę z rowerzystom, który opowiada mi, jak kiedyś tu woda płynęła. Mijamy groble i kolejny zbiornik. Widać tu ślady bobrów, przeniosły się z wyschniętej rzeki:



Za kolejną przeszkodą, gdzie kiedyś strumień płynął rurą, mijamy kolejne suche rozlewisko i tu gubię towarzysza, jednak pchanie roweru po piaskach, to dość uciążliwe jest 😉

Dość intensywne światło, na pewno dodaje uroku, szczególnie, gdy się wejdzie w wąwóz z taką atrakcją:

Po wodzie, ani śladu. Moim celem jest dawna osada Podpolis. Mijam wyschnięte stawy, które oglądam zza drutu kolczastego i dochodzę do starego młyna:



Słońce schowało się za drzewami, powoduje mroczny klimat...ale ktoś tu mieszka, słychać głosy ludzkie. Według mapy, oraz pewnego filmu, wiem, że za młynami powinna się pojawić woda. Niestety koryto jest suche. Idąc dalej mija się źródła, może dalej ta woda się pojawi, ale...jest już późno, coś koło 18tej, ja w końcu czuję zmęczenie, więc odbijam na szlak, by powoli wracać. Wpierw jednak łyk herbaty, zagryziony czekoladą. Wtem słyszę grzmot...no ładnie. 

Po kilkunastu minutach leśna droga zmienia się w piaszczystą, taką typową jurajską. Idzie się ciężko, jak po pustyni...Wychodzę na przecinkę a tu przede mną mrok:

to z niego, grzmoty dochodzą, a z tyłu trochę błękitu:

Maszty:

Na koniec mijam trzech panów, co się dziwili, że ruch jak na Mariackiej, nie gejów, co im zazdroszczę, to siedzą przy ognisku. Nad samym zbiornikiem para robi grilla jednorazowego - czas pomyśleć o ognichu! 
Wracając, w końcu trafiam do słynnych zakoli na Sztole. Oczywiście, szkoda, że nie dotarłem tu, gdy ta woda tu płynęła. Niestety, tak to jest, jak się coś odkłada na później, bo przecież to pod nosem mam, więc w każdej chwili się podjedzie, a dziś to jedźmy gdzieś dalej. No i się w końcu przeliczyłem...

W drodze powrotnej, wjeżdżam w burzę. Leje jak cholewa. Do domu już docieram po zmroku. Zmęczony, ale zadowolony...choć skoro tu jeszcze wiosna dopiero startuje, to w góry jeszcze za wcześnie. Za wcześnie na zieleń w górach...

Komentarze

  1. W rejon Jury Krakowsko-Częstochowskiej planuję się wybrać już od dawna. Jednak przy każdym konkretniejszym planie, okazuje się, że ma padać, więc odpuszczam. Może kiedyś pogoda się zgra z wolnym czasem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja go traktuje po macoszemu, jest pod nosem, to na gorszą pogodę zostawiam, jak nie chcę nikt dalej jechać itp...a na prawdę jest tu sporo do odkrycia!

      Usuń

Prześlij komentarz