Biskupia Kopa w jesienną zimę

Była już pierwsza wycieczka, na Jurze, czas na pierwszą wycieczkę górską w nowym, 2023cim roku. 

W mieście ani mrozu, ani śniegu, w Beskidach śnieg jest (choć na wyższych szczytach), a na wtorek prognozy pokazywały zachmurzenie, dlatego zaproponowałem wycieczkę na Biskupią Kopę, w Górach Opawskich. Tu słońce miało się pojawić. 
I rzeczywiście za Gliwicami widzimy jak bure chmury na niebie się kończą, dosłownie jak ucięte nożem a dalej na zachodzie jest już błękit. Zjeżdżając z Góry Świętej Anny widać pierwsze góry, Ślężę słabo, ale czeskie Jeseniki, z Górami Opawskimi to i owszem, choć to szybki rzut oka zza kierownicy. Mijamy po drodze kilka pałaców w różnym stanie, większość poza pałacem w Mosznej w stanie trwałej ruiny (może kiedyś się uda zrobić wycieczkę szlakiem pałaców?).
Przed Prudnikiem już dobrze widać nasz cel, nawet w słońcu się świeci dach schroniska...w końcu dojeżdżamy na parking w Pokrzywnej i możemy rozprostować nogi. Ruszamy!
widok na masyw Olszaka

Góry Opawskie są najdalej na wschód wysuniętym pasmem sudeckim; są to góry dość niewielkie (obejmują obszar ok 60km2) i niewysokie (tylko Biskupia Kopa przekracza 800m wysokości). Wspomniana Biskupia Kopa jest naszym dzisiejszym celem. Na jej szczycie byłem już pięć lat temu, również w styczniu, ale wtedy było zdecydowanie bardziej zimowo, było sporo śniegu, a mróz mocno szczypał w twarz. 
Dziś ruszamy w odwrotnym kierunku do tamtej wycieczki, na początku wędrując wzdłuż Bystrego Potoku. Znów w dolinie jest bardzo chłodno. Mijamy dawną skocznie narciarską, o której jeszcze wspomnę na końcu i szybko dochodzimy do mostka, którym przejdziemy przez potok do Gwarkowej Perci:
to zima, czy jesień?

Przed wycieczką pokazałem córce kilka miejsc, ciekawostek, czas na pierwszą z nich, więc...szybko ruszamy ścieżką, która prowadzi w głąb dawnego kamieniołomu:

Wygląda niepozornie? Może na zdjęciu, bo ściany osiągają tu kilkadziesiąt metrów wysokości.
Na poniższym zdjęciu widać dziewczyny na tle skał i wąwozu:

W kamieniołomie wydobywano łupek ilasty, szukano tu też złota i uranu. 
Nawet dla mnie, osoby nie lubiącej geologii skały wyglądają pięknie:

Ścieżką wspinamy się na skałę, którą trzeba przekroczyć by dostać się do drugiego wąwozu. To w nim, tym drugim dawnym urobisku znajduje się główna atrakcja, czyli 11metrowa drabina:

Jest atrakcja, jest radość 😀 i córa nie czekając na nas, szybko rusza do góry, więc i ja gnam za nią ledwo mając czas na zrobienie jednego zdjęcia:

Za nami wchodzi żona i gdy jesteśmy razem, możemy ruszać dalej. Atrakcja się córce bardzo podobała i choć wejście nie robiło żadnych trudności, przy zejściu mogłyby być problemy, ale drabinkę da się też obejść, zejść obok jednak trzeba uważać bo stoki są tu strome.
Po wyjściu z lasu zostawiamy za sobą cień i chłód, by wędrować w promieniach słońca, przez co zaczyna nam być ciepło.
Spoglądamy na Zamkową Górę leżącą po drugiej stronie doliny:

Nasz spacer wiedzie teraz drogą, która prowadzi ku dawnej leśniczówce, po której została tylko nazwa na mapie i tuż przed tym miejscem, ścieżka skręca i doprowadza nas do drogi Amalii, skąd według szlakowskazu mamy godzinę i kwadrans do schroniska.
Droga wiedzie lasem i zaczyna się dłużyć, szczególnie córce. Mniej mnie, gdyż gra słońca i cieni, oraz widoki tworzy piękne widoki: 
Droga Amalii i gra słońca z cieniami

Zaczynamy lekkie wygłupy i tak powoli osiągamy małą wiatkę. Tuż za nią w lesie pojawiają się wyrwy, oferujące widoki;
na Srebrną Kopę, która wygląda stąd całkiem potężnie:

na resztki lasu porastającego drugi co do wysokości szczyt Gór Opawskich, a dokładnie drugi co do wysokości szczyt polskiej części Gór Opawskich:


ale i również widok na Płaskowyż Głubczycki i zabudowę Prudnika:

Dochodzimy w końcu...no nie, jeszcze nie do schroniska a na plac Langego, gdzie robimy krótką przerwę po chwili ruszając ścieżką w górę, do schroniska. Droga się już mocno dłuży, szczególnie najmłodszemu uczestnikowi, więc zachęcamy córkę na wszelkie sposoby by w ogóle iść, ale tempo i tak mamy drastycznie słabe. Wtem pojawia się śnieg. No dobra, ciężko to coś białego nazwać śniegiem, ale dziecku wystarcza. Ożywa, choć tempa to wcale nie poprawia, bo śnieg trzeba dotknąć, spróbować złapać itd... 
Pojawia się też lekkie zalodzenie na ścieżce, całe szczęście, że mamy raczki (w plecaku 😛 ). 

Czekając na dziewczyny w krzaczorach obserwuje buszują ptaki. Coś żółtego śmiga, więc szybka próba i...drugi raz fotografuje trznadla zwyczajnego: 

Gdy już nie działa nawet widok schroniska prześwitujący między drzewami i córka mówi, że nie dojdzie...pojawia się taka tabliczka:

i tradycyjnie dziecko nagle odzyskuje siły, by się wręcz rwać do biegu 😂, więc po chwili w końcu ostatnie podejście...i jesteśmy, o dziwo nawet jakiś kwadrans urwaliśmy z czasu jaki był na szlakowskazie:

Schronisko Pod Biskupią Kopą leży na wysokości 850 m npm. Zostało otwarte w 1924 roku i nazwano je Schroniskiem Górnoślązaków. To za rok mija stulecie działalności...
Zjadamy obiad, całkiem dobry (schabowy, kluski śląskie z gulaszem i pierogi ruskie).

Jedzenie smaczne, ale w schronisku jest...zimno. Mimo dnia w tygodniu jednak schodzi się kilka grup turystów, w 2018tym też było zimno, ale wtedy po moim przyjściu rozpalono w kominku... Dziś mimo chłodu udaje mi się przeschnąć, ale po obiedzie jestem zmarznięty więc czas się rozruszać.
Widok z tarasu pod drzwiami:

Do szlaku biegnącego granicą polsko - czeską jest stąd dosłownie rzut kamieniem. Z niej są pierwsze widoki na Głuchołazy, oraz widoczne Jezioro Nyskie i masyw Ślęży:

Nad poniższym zdjęciem się sporo namęczyłem, aż w końcu zadałem pytanie do specjalisty, czyli Dawida prowadzącego stronę o Górach Opawskich, dzięki czemu wiem, że widać kościółek w Podlasiu, za nimi to Borówkowa w Górach Złotych, z lewej Rychlebskie, a ten całkiem z lewej to Kŕemenač:

Widoki nie powalają, więc ruszamy na ostatnie podejście, w końcu spotykamy tu trochę zimy:

Po krótkiej chwili meldujemy się pod wieżą, która okazuje się, że...jest zamknięta.

18sto metrowa wieża, zbudowana w 1898 roku nazwana na cześć cesarza Franciszka Józefa, otwierana jest w weekendy...wielka szkoda, ale jest powód by jeszcze tu wrócić.
Ostatnio czytałem, że na szczycie jest bałagan. Rzeczywiście na Kopie syf jest straszny. Tuż obok wieży stoi od lat budowane schronisko i z tego co doczytałem, to chyba nieszybko, o ile w ogóle powstanie.

Szybki rzut okiem na Jesioniki:

Na Sudecką wersję masakry, która bardzo przypomina tę znaną z grzbietu biegnącego od Skrzycznego do Baraniej Góry, czyli widok Srebrnej Kopy:

Wieje zimny wiatr, jest chłodno, więc po małym słodkim co nie co, ruszamy w dół. Srebrna Kopa wręcz zachęca do wejścia na nią, więc mam taki plan namówić dziewczyny by na nią wejść. Przy bardzo wysokim słupku granicznym robimy zdjęcia, a następnie oglądamy wojskowe przyczepy stojące koło ruin pierwszego schroniska jakie powstało pod szczytem, czyli schroniska Rudolfsheim. 
Robię sobie zdjęcie z córką na tle widoku jakim raczyło to schronisko, podobno stąd widać Beskidy - pięknie!

i rozpoczynam zejście. Jest ślisko, trzy razy ujeżdża mi noga, ale udaje się bez wywrotki. Schodząc mamy cały czas piękny widok na drugi szczyt Gór Opawskich:

Widać na nim ruiny kamiennego szałasu:

Słonce schodzi coraz niżej nad horyzont, oferując coraz ciekawsze światło, więc...robię kilka zdjęć na widoki:




Na Mokrej Przełęczy podziwiamy szeroką, suchą drogę, która tu prezentuje się niczym górska autostrada:

Tu też podejmujemy decyzję o zejściu Złodziejską Ścieżką, z której oglądamy trasę, którą przed południem podchodziliśmy pod schronisko, które już jest w cieniu Biskupiej Kopy. Ścieżka to dziś szeroka droga, którą się idzie bardzo dobrze. Świeci słońce, wiatru nie ma, no tak to można wędrować! Robimy sobie selfie:

Oraz stoki Biskupiej Kopy. Widzi ktoś schronisko:

ledwo je widać, schowane na drzewami w cieniu, z lewej strony zdjęcia, pod granią.
Oglądamy kilka widoków po drugiej stronie doliny:


i ruszamy już w kierunku Przełęczy pod Górą Zamkową. Wkraczamy w las, jest pięknie!

a słońce nam pięknie zaświeca czasem:

na przełęczy robimy kolejną z kolei przerwę, by ruszyć drogą saperską w kierunku auta. 
Na tym odcinku domyślam się skąd ta nazwa. Droga wiedzie nad głęboką Cichą Doliną, wyciosaną w stokach Zamkowej Góry. Drogą krętą:


I znów skały te budzą zachwyt:

Doszliśmy do skoczni narciarskiej. Teraz pytanie schodzimy nią w dół, czy dokładamy trochę drogi i niebieskim szlakiem zejdziemy na parking?

Wiadomo, skocznią. I pierwsza potyka się córa, na samej górze. Mnie idącemu za nią się robi gorąco więc szybko ją łapę za rękę i teraz to ja prowadzę. Ale "dojazd" to pikuś, ostro to się robi na zeskoku. Spojrzenie w dół...oj ostro w dół. No ale ruszamy i... teraz to noga mi ujeżdża, siadam na stoku, córkę też ściągając za rękę i wywracając. No to żeśmy se usiedli, na szczęście tylko na tyłkach. 
Dobrze poczuć to co czują skoczkowie 😉.
Na tej skoczni skakano do 40metrów, więc w miarę szybko schodzimy, końcówkę dziewczyny już razem.
No to teraz kilka minut marszu i oglądając "płonące" lasy nad doliną docieramy do auta kończąc wycieczkę.
płonący las na Olszaku

Czas na powrót, znów jak rok temu w lusterku oglądam zachód słońca, jednak nie tak spektakularny jak z powrotu z Gór Sowich...

Podsumowanie. Zrobiliśmy 10,5 km robiąc ok 520 metrów przewyższeń. Niby małe te góry, ale dalej niewielką część ich poznałem, więc sądzę, że jeszcze tu wrócimy...

Komentarze

  1. "na resztki lasu porastającego drugi co do wysokości szczyt Gór Opawskich"
    drugim co do wielkości szczytem Opawskich są niejakie Bílé skály, Srebrna Kopa to się nie mieści nawet w pierwszej dwudziestce :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, nie dopisałem, że chodzi o szczyt w polskiej części GO.

      Usuń

Prześlij komentarz