Wędrówka na biwak w Górach Kamiennych

Mogę powoli już zacząć odliczać - jeszcze cztery pozostały. Cztery pasma górskie, w których mnie jeszcze nie było, cztery razem z Ślężą, która mimo sporej wysokości względnej (ponad 500m), przynależy nie do gór, a do Przedgórza Sudeckiego.
To jakie góry właśnie odwiedziłem? Zapraszam do lektury.

Od kilku lat nieśpiesznie staram się odwiedzić co roku przynajmniej jedno pasmo górskie, w którym mnie jeszcze nie było. Dziś spisując tą relację pozostały mi do odwiedzenie jeszcze 4 pasma, 3 Sudeckie (w tym Ślęża) i jedno karpackie, właśnie wróciłem z pierwszej wizyty w Górach Kamiennych, leżących w Sudetach Środkowych 
Góry te są na tyle daleko, że dotychczas nie za bardzo chciało mi się jechać na jednodniówkę. Zresztą reszta gór, w których nie byłem to pasma leżące prawie na krańcach polskich gór. I wtedy pomysł na wycieczkę w te góry podsunęła mi buba swą relacją, z biwaku w tym paśmie. To podobnie tak samo jak było z moimi Izerami, pojechałem w nie zachwycony wiatami i górami, zaprezentowanych przez bubę, które też pokazała w innej relacji. Pomysł by pojechać w nie na biwak. Wcześniej zwyczajnie nie wpadłem na taki pomysł, więc dzięki buba. Więc skoro pomysł jest, to teraz trzeba wymyślić trasę i czekać na dwa-trzy dni wolnego. 
Tej trasy też długo nie mogłem wymyślić. Więc gdy wiosną przeczytałem relacje Menela z jego szlajanki po tych górach, plany zaczęły powoli nabierać kszta. Powoli kluł się plan i wtedy na kilka dni przed wyjazdem, zmieniam wyjazd na Beskid Żywiecki. Tylko, że również kilka dni przed wolnym psuje się pogoda. Czyżby moje tegoroczne szczęście do pogody w górach się ulotniło? Z ciepłych dni, z temp. w okolicach 23-25 stopni prognozy spadają na 15-18. 
Deszcz okazuję się decydujący. W Żywieckim ma padać. Dlatego w poniedziałkowy poranek mknę autobaną na zachód i z lekką obawą patrzę na kłęby białoszarych chmur na niebie. Oraz na check, który znów się pojawił na liczniku...
Mam dwa dni na góry. Mój plan jest następujący:
- po pierwsze biwak w wiacie,
- po drugie wypróbowanie nowego plecaka,
- po trzecie iść gdzieś przed siebie i zaglądać gdzie mi się chcę - po prostu czerpać ile się da, bez żadnej spiny. Oczywiście przeglądając mapę i planując trasę zaznaczyłem sobie miejsca, w które chcę zajrzeć, ale nie mam na nie ciśnienia. Acz niektóre plany same się zrealizują, jak na przykład spróbowanie dania liofilizowanego, a inne są na trasie - np wejście na wieżę na Dzikowcu, wejść na Lesistą, tam odpocząć lub zabiwakować, czy odwiedzić Sokołowski i schronisko Andrzejówka. Jak się uda coś więcej - to super. Jak nie to też będzie ok. Jak wyszło? Odniosę się do tego na końcu relacji.
Na autostradzie nawigacja pokazuje mi szybszą trasę o 20 minut, niby fajnie ale musiałbym jechać tą drogą wariatów jeszcze 50km - co to to nie. Mam dość poganiania, siedzenia mi na bagażniku, kiedy jadąc maksymalną dozwoloną prędkością wyprzedzam sznur ciężarówek, więc zjeżdżam z niej i jadę przez pola i wsie. Mogę zwolnić i oglądać widoki. Podziwiam znów Ślężę, policję z suszarką na pustkowiu, oraz widok na Góry Sowie.

Potem Świdnica i wjeżdżam do Wałbrzycha. Ależ tu jest klimat! Niestety miasto jest dalej strasznie zaniedbane. To znaczy, pojawiają się ścieżki rowerowe, niektóre drogi mają równiutki asfalt ale kamienice, bloki...dalej pełno odrapanych ścian, odpadających tynków i rozpadających się komórek czy płotów. Niemniej sam przejazd przez dzielnice to dodatkowa atrakcja. 
Wjeżdżam serpentynami do najwyżej położonej dzielnicy (Glinik) i za nią odbijam do Rybnicy Leśnej, gdzie zamierzam zostawić auto. I się zatrzymuję, bo widok jest extra!
Oto widok na pola Wyżyny Unisławskiej:

Zajeżdżam na upatrzone miejsce - to parking pod drewnianym kościołem z 1600 roku - kościół bardzo  ładny!
Kościół św. Jadwigi Śląskiej w Rybnicy Leśnej, widoczna z przodu drewniana dzwonnica z wysmukłym ośmiobocznym hełmem z 1608 r
Kościół jest ogrodzony, więc mogę tylko obejść i próbować jeszcze zajrzeć przez okienko do środka. 

Pięknie musi być to wnętrze ale ciężko coś dojrzeć i widzę jego ledwie cząstkę. 
Zostawiam kościół, auto - czas na wędrówkę.
Ruszam i...od razu gubię drogę...na całe szczęście. Bo ominie mnie marsz asfaltem na rzecz drogi przez pola, która przecina wzgórze i w ten sposób docieram do drogi, którą schodzę do Unisławia Śląskiego.

Góry Kamienne leżą w Sudetach Środkowych i składają się z czterech pasm:
- Góry Krucze
- Czarny Las
- Pasmo Lesistej 
- Góry Suche i 
- Wyżyna Unisławska.
Ja ruszam przez pola wyżyny by dotrzeć do Unisławia Śląskiego. 
Patrząc na kłęby chmur na horyzoncie zastanawiam się czy będzie padać czy nie. Ma to dla mnie spore znaczenie, bo nie zabrałem ze sobą kurtki przeciwdeszczowej, trochę zapomniałem, a trochę liczyłem, że jednak padać nie będzie. Prognoza wskazywała, że jedynie w poniedziałek między 9 a 12 może tu popadać - dojechałem dokładnie na dziewiątą... 

Mimo to humor mi dopisuje - czas zacząć nową przygodę. Przechodzę przez pola, oraz łąki pełne płowiejących traw. Trochę mi żal, że jest tak ponuro...ze szczytu wzgórza jest niesamowita panorama na okoliczne góry:

W Unisławiu Śląskim wychodzę obok ruin kościoła ewangelickiego z 1742 roku. 

Kupuje piwo i ruszam przez wieś. Mijam z oddala drugi kościół wzmiankowany w 1360 roku, jednak bardziej przyciąga tu wzrok Stożek Wielki:

Drugi raz gubię się przy linii kolejowej, to znaczy omijam dojście drogą do peronu i zamiast się wrócić to przedzieram się łąkami od drugiej strony. Jeśli ktoś mnie obserwował z daleka, to musiał mieć niezły ubaw - trawy są mokre więc wysoko podnoszę nogi by buty nie zamoczyć. Mój krok został by w Ministerstwie Dziwnych Kroków przyjęty od razu! 😂 
Na peronie czas na przerwę i posilenie się, oraz docukrzenie. 
Zamierzam podejść w stronę tunelu, który został wydrążony w latach 1873-77 pod linię kolejową. Jednak dzięki dłuższej ogniskowej obiektywu mogę podejrzeć go z oddali, co pozwala mi ominąć wspinaczkę czy też powrót.
pierwsza z atrakcji odwiedzona
Czas jednak w końcu ruszyć w góry. Polami, płosząc sarnę docieram do lasu, w którym ścieżką docieram na szlak prowadzący na Dzikowiec - wkraczam w pasmo Lesistej. Przechodząc przez łąki pełne kolorowych kwiatów dostrzegam przed sobą nad horyzontem kawałek błękitu. No to teraz wiem, że już mnie nie zleje! Po dotarciu na szlak podziwiam szybujące myszołowy, które mnie 'witają' swymi okrzykami a jeden z nich przelatuje przede mną na prawdę blisko. 
Im wyżej podchodzę zaczynają się widoki. Na Chełmiec:

 oraz szczyty Gór Kamiennych:
Stożek Wielki z przodu, z lewej Suchawa, Czarnek i Włostowa

Docieram po chwili na pierwszy szczyt - Dzikowiec. Choć po prawdzie to właściwy szczyt jest nieco dalej. Za wysiłek mam nagrodę w postaci pięknych widoków i pięknej pogody. W dodatku jestem tu sam.

Zanim zrzucę plecak i wejdę na wieże, fotografuje widoki z poziomu ziemi. Bogószów-Gorce leżący pod górą Chełm, uważana dawniej za najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich i będący w Koronie Gór Polskich, bo do jej wysokości doliczono wysokość wieży 😅:

Kuźnice Południowe dzielnica B-G, a dalej dzielnice Wałbrzycha

prawdopodobnie to Szczawno-Zdrój

Czas na widoki z wieży.
Ślęża widoczna za Górami Wałbrzyskimi 
Wielka Sowa
Góry Kamienne (Stożek Wielki z lewej) i widoczne dalej Góry Stołowe

Karkonosze i...
Śnieżka!
zabudowa Boguszowa-Gorc
Trójgarb z lewej i Chełmiec z prawej
Po całkiem sporej przerwie, posileniu się oraz wypiciu piwa, stwierdzam, że ruszam dalej. Podchodzę pod właściwy szczyt Dzikowca, tak na prawdę dlatego, że nie zauważyłem ścieżki i szlaku na Lesistą. Na sam szczyt nie wkroczę - trwa budowa wieży (ciekawe kto wymyślił dwie wieże w odległości 500metrów obok siebie...), teren jest ogrodzony i jeździ ciężki sprzęt. Zawracam i dopiero teraz widzę miejsce gdzie ścieżka ginie w gąszczu traw i krzaczorów. Rozpoczyna się zejście. A potem podejście. Zasapany docieram na grzbiet Sokółki i ruszam ku szczytowi, który mieści się kilkanaście metrów obok i oglądam piękne widoki:

Znów zejście i następnie znowu podejście na Stachoń - Wysoką omijam. Ze Stachonia oglądam znów panoramę na zachód - na Góry Krucze, za nimi Karkonosze w środku widać Wysoką Kopę w Górach Izerskich nad Rudnikiem, który należy do Rudaw Janowickich: 

Zastanawiam się jak wejść na Lesistą i decyduję obejść ją niebieskim szlakiem, z którego podchodzę do Szczelin Wiatrowych:

Są to podłużne spękania w zboczach Lesistej Wielkiej, wraz z występującymi niżej na zboczach całej sieci mniejszych otworów. Ciepłe powietrze latem jest zasysane przez szczeliny, ocieplając wnętrze a schłodzone powietrze wydostaje się przez niżej położone otwory. Zimą odwrotnie, poprzez dolne otwory powietrze jest zasysane i ogrzane wypływa tymi szczelinami powodując brak śniegu wokół otworów. Ponoć przy skrajnie dużych i niskich temperaturach jest słyszany świst. Stoję chwilę i nasłuchuje i...wydaje mi się, że je słyszę...choć to albo moja wyobraźnia dodała ten dźwięk, albo po prostu to wiatr hulający w koronach drzew.
W końcu docieram do wiaty na Lesistej Wielkiej:

Spotykam tu chłopaka idące GSS. On rozwiesza sobie hamak w wiacie by chwilę dychnąć, a ja zasiadam przy stole i gotuję wodę na obiad i herbatę. Rozmawiamy na tematy górskie i tak powoli mija nam czas. W między czasie dociera tu kolejna para turystów z psiakiem i znów mijają kolejne miłe chwilę na rozmowach. 
To tu próbuje jak smakuje danie liofilizowane - ryż z kurczakiem po meksykańsku. Całkiem dobre, więc do wypraw, w których schodzimy z wagi można je wziąć pod uwagę, choć za tą cenę, to z sześć szybkich kubków można mieć 😉. 
Po chwili zostaję sam. Nie śpieszy mi się nigdzie choć bardzo młoda godzina powoduje, że biwaku tu nie będę robił. W końcu się zbieram i ruszam w dół. Czas na wytracenie wysokości...i to dość gwałtowne. Przy zejściu zaliczam pierwszą glebę. Na dole uzupełniam wodę w źródle (są dwa, bliżej domu woda wypływa wprost z rury) i ruszam doliną ku Ługowinie, części wsi. Mijam się z dziewczyną, która również wędruje GSS ale w przeciwną stronę - niestety martwię ją - bo podejście pod Lesistą będzie ją boleć...mijam budynek dawnego sanatorium

oraz Gościniec Kowalowa, gdzie kuszą noclegiem, domowymi obiadami i piwem. Nawet przez minutę myślałem by na jedno piwo wstąpić, ale po namyślę ruszam dalej - we wsi kupię pewnie dwa, trzy za te same pieniądze. Mijam skrzyżowanie dróg i ruszam ku Sokołowsku:

Czeka mnie teraz trzy kilometrowy marsz po asfalcie. Za to właśnie wszedłem do kolejnego pasma Gór Kamiennych - w Góry Suche. Podziwiam opustoszałą wieś z piękną zabudową. Tu nawet garaże mają zdobienia:

Wieś ma długą historię, pierwsze wzmianki pochodzą z 1357 roku, choć znane będzie dopiero od połowy XIX wieku, kiedy to stworzono tu sanatorium dla gruźlików, na którym później wzorował się ośrodek w Davos. 
Mijam dawne sanatorium, które ktoś próbuje uratować, od zniknięcia:

oraz kolejne pięknie zdobione domy i kamienice, choć sama wieś sprawia wrażenie wymarłej.


Na początku wsi spotykam parę, z którą odpoczywałem na Lesistej, a w połowie wsi chłopaka, który idzie GSSem, zapomniał kijka w kawiarni. Chwilę idziemy razem, ale ja odbijam do sklepu po piwo, a on rusza do schroniska - powodzenia! Gdybyście czytali mój post - serdecznie pozdrawiam!
klimat wsi - turysta i lokals
Na skwerze podchodzi do mnie podchmielony kolega i prosi o dorzucenie się do piwa. Odmawiam i po krótkim odpoczynku ruszam ku upatrzonemu miejscu docelowemu. Gdy wychodzę ze wsi, robi się słonecznie, znikają chmury i zapowiada się piękny wieczór. Widzę z daleka pewną skałę:

kojarzą ją z relacji buby. Ciekawe czy zdążę dziś ją odwiedzić? Może jutro? 
Mijam staw i wkraczam w ciemny las, gdzie szutrową drogą docieram do wiaty - Chatki Marianka:

To miała być meta na dziś. Coś jednak mi tu od początku nie pasuje. Jest za blisko wsi, za łatwo z niej tu dotrzeć, las jest jakiś mroczny a potoki, na które liczyłem ledwie ciurkają. Sama wiatka ma dwie ławki i stół, więc też do spania (jak dla mnie) się nie nadaje. W dachu powinno być okno - jest zniszczone i dziura straszy. No nie nocy tu nie spędzę. Siedzę i jedząc zastanawiam się co począć. Dojść do Andrzejówki? Jakby co mam dość blisko, tylko że miałem inne założenie. Siedzę nad mapą i przypominam sobie, że nieco dalej widziałem na mapie kolejną wiatę. Mogę iść zielonym łatwiejszym, albo żółtym przez ruiny zamku Radosno. Wybieram opcję żółtą i po chwili wychodzę na fajną łąkę, którą słońce ogrzewa, tu jest o wiele milej i humor mi się poprawia.

Teraz czas na podejście. Znów te słynne podejście Gór Kamiennych. Pod ruinę wieży docieram totalnie zasapany, mokry od potu. Zamek był położony na wysokiej grzędzie - zastanawiam się jak tu się żyło za czasów świetności. Kolejna atrakcja odwiedzona!

Ruszam dalej i widzę nieodebrane połącznie. Dzwonił Piotrek z forum Góry-Szlaki i mi właśnie potwierdza, że wiata ku, której się kieruje to dobry wybór. Po chwili rozmowy, podziwianiu widoków czas na mnie. Jest już 19ta więc niedługo zacznie się ściemniać. 
jeszcze jedno spojrzenie na Czerwoną Skałki
Maszerując ścieżką prowadzącą doliną liczę, że będzie już łagodnie. Początek daje takie nadzieje, jednak im dalej podchodzę szlak zaczyna coraz mocniej się wspinać - czuję się tu jakbym podchodził tatrzańską doliną. 
widok z góry na dolinę, szlak wychodzi na prawo od ław - ta gdzie w krzakach jest przerwa
Pod koniec ścieżka wspina się do góry, całkiem mocno choć nie aż tak stromo jak myślałem. Wychodzę koło ław, na krzyżówkę szlaków koło której stoi wiata - taka jak z Izer! I nikogo nie ma!

Różnica między tymi wiatami jest taka, że w tej nie ma stolików, są same podesty do spania. Z 8 osób się może tu przekimać na spokoju. Rozkładam się, póki jasno szykuję legowisko i idę zjeść kolację. 

Później znajduję miejsce z zasięgiem więc melduję się żonie i potem chwilę siedzę obserwując odchodzący dzień...

Stwierdzam, że jestem na tyle padnięty, że idę spać, trochę żal, iż jestem sam, bo z kimś tu będąc rozpaliłbym ognisko...i w końcu stwierdzam, że a co, rozpalam je. Dzięki temu ogrzewam się, bo zrobiło się bardzo chłodno i czekam aż ono zagaśnie by teraz już wleźć do śpiwora i zasnąć.
Dzisiejszy dzień był bardzo dobry. Doszedłem o wiele dalej niż planowałem; miało być ok 16km a wyszło 24,4km, nie zlało mnie, odwiedziłem praktycznie każde miejsce, które zaplanowałem. Można iść odpocząć zadowolonym co też czynię.
Moja trasa
Dobranoc.

Komentarze

  1. Góry Kamienne są fajne :)). Trasę zapodałeś bardzo przyjemną, ognisko na koniec dnia to cenna rzecz. Zdjęcie z czajnikiem super, to jest to!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dzięki i dzięki za wcześniejsze podpowiedzi - gorąca herbata w terenie to jest genialna rzecz!

      Usuń
  2. Tereny dobrze mi znane, a ta wiatka to chyba najlepsza w okolicy.

    W Masywie Ślęży też da się zaplanować dwudniową wędrówkę z fajnym noclegiem. Możesz pomyśleć ;)

    Liofy fajne są, ale drogie. Ja używam tylko, gdy naprawdę zależy mi na wadze (Tatry, Alpy) lub wygodzie (biwak zimą w trudniejszym terenie). A tak, to wolę ponosić coś normalniejszego, by portfel tak tego nie odczuł ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślęża miała być w kwietniu rodzinnie, jednak choroba zniweczyła plany. Ale wiem, pamiętam i Twoje zdjęcia i menela wiatki i mam to na uwadze.
      Ja kupiłem dwa lio na próbę. A że ta wycieczka miała być na minimalnej wadze, to je wziąłem, drugi wrócił do domu.

      Usuń

Prześlij komentarz