Wędrówka, kolejne atrakcji i do domu...

Rankiem na niebie błękit i cudnie świeci słońce, szkoda, że ławki są w cieniu, bo jakże przyjemnie by się jadło śniadanie ogrzewając się promieniami słonecznymi.
Jedząc śniadanie rozmyślam gdzie dziś pokierować swe nogi. W planach była Andrzejówka, Piotrek polecał mi Ruprechtický Špičák ja zaś mam ochotę obejrzeć Czerwone Skałki. Każdy cel w innym kierunku, więc gdzie iść? 

Stwierdzam, że na Czerwone Skałki ciągnie mnie najbardziej. Więc po śniadaniu pakowanie i ruszam ku Suchawie wypatrując ścieżki, którą podejdę od dołu do celu. Jest, schodzę i po chwili znów zaczynam kroczyć niczym na casting do Ministerstwa Dziwnych Kroków. Po chwili jednak ścieżka zaczyna opadać stromo w dół, jest wąsko i ślisko, więc kroki stawiam teraz uważnie. Panuje tu jeszcze cień, więc robi się bardzo mokro, co w połączeniu ze stromizną grozi glebą - to kwestia czasu - poślizg zaliczam bardzo szybko. W końcu złażę na dół, buty przemoczone - trudno. Jest gorąco więc szybko wyschną. Przyjemną ścieżką wśród płowych traw docieram do miejsca skąd dostrzegam rumowisko. Oglądam również widoki jakie stąd się prezentują:
Po prawej Stożek Wielki a na wprost Lesista Wielka


Niestety nad rumowiskiem zalega cień, przez co rumosz wygląda szaro. Choć i tak wygląda to fajnie! 

Kolejna atrakcja obejrzana, więc teraz czas na dojście do schroniska. Po drodze sprawdzam jeszcze staw przy zielonym szlaku, ale nie nadaje się kąpieli, więc ciągnę do Andrzejówki.

Budynek okazuje zasłonięty przez siatki na rusztowaniu - trwa remont dachu, co nieco psuje odbiór. 
Schronisko oddano do użytku w 1933 roku, leży na Przełęczy Trzech Dolin i można tu dojechać autobusem miejskim z Wałbrzycha. 
W słońcu robi się upalnie, więc po dojściu na miejsce mam serdecznie dość. Myślę nawet by po prostu zejść do auta i wrócić do domu. Kupuje piwo bezalkoholowe, kawę z rogalikiem i biorę prysznic i odżywam.  
Odpuszczam myśli o szybkim powrocie. Więc kupuję wodę i ruszam żółtym szlakiem na wschód. Dokąd dojdę? Zobaczę jakie będą chęci. Póki co żegnam Waligórę, najwyższy szczyt Gór Kamiennych, na który jednak nie wszedłem:
Waligóra na wprost, z prawej Suchawa
i spokojnym marszem docieram do Przełęczy pod Jeleńcem. Trochę w myślach utyskuje, że szlak wytraca wysokość, bo to oznacza, że trzeba będzie potem ją znów osiągnąć ale cóż, tak to jest w górach. Chwilę przed przełęczą oglądam widoki jaki się otwierają między drzewami.

Kolejne są ze zboczy Jeleńca, tu widać Ruprechtický Špičák i wieżę na nim:

Znów czas na zejście w dół i tak sobie myślę, że jak będę wracał, to będę płakał 😂. 
Jednak gdy rok temu wdrapywałem się na Jałowiec w Górach Wałbrzyskich to zauważyłem fajne siodło i dlatego chcę je zobaczyć. Oto ono, przełęcz pod Gomólnikiem:

Piękna! Pięknie tu!
Robię krótką przerwę myśląc, że fajnie by tu było przyjechać z namiotem.
Po krótkim odpoczynku ruszam w las, by po chwili odbić na szczyt:

widzę, że czeka mnie całkiem spore podejście. Na szczęście nie jest długie. Osiągam szczyt i podążam teraz na platformę widokową, jaką tu dość niedawno wybudowano. Mijam skałki 

i podążam dalej. Tu film, gdzie ok 1 minuty widać jak docieram do tejże platformy.
Na platformie jest jeden turysta, witamy się i dołączam do podziwiania widoków jakie się prezentują z tego miejsca. 
Poniżej widać Grzmiącą z drewnianym kościołem:
z lewej opadający grzbiet należy do Gór Kamiennych, za nim w cieniu widać Rybnicki Grzbiet - należący do Gór Wałbrzyskich, a wznoszące się góry za wsią w prawo to Góry Sowie; zaś na horyzoncie widać Ślęże.

Słychać z dołu koguta, ludzkie głosy oraz osła...sielanka.
Rzut oka na leżącą w Obniżeniu Noworudzkim Głuszycę pod Górami Sowimi:
z Wielką Sową

Z lewej widać krzyż na skałach. Za parę chwil będą obok niego:

W przerwie między zdjęciami zaczynamy rozmawiać. Andrzej to diakon, pracujący w Pradze, więc rozmowa schodzi na tematy życia w Czechach, wiary itd. Po chwili żegnamy się życząc sobie dużo dobrego. Ja zbiegam na przełęcz:

skąd podchodzę pod Zamek Rogowiec, koło którego właśnie są te skałki, z widocznym krzyżem. Wpierw jednak przekraczam Skalną Bramę:

z miejscem pamięci:

potem wizyta obok krzyża:

Rzut oka na platformę:

I czas podejść do ruin znajdujących się na szczycie Rogowca.

Stoki są tu bardzo ostre, więc znów w myślach staram się wyobrazić atak na taki zamek. A przecież ruiny świadczą, że go zdobyto. Poniżej zdjęcie wspomnianej stromizny:

Mijam się z rodziną, która schodzi w dół. Krótka rozmowa o ostrościach tutejszych gór i zostaję sam.

Zamek zbudowano pod koniec XII wieku jako drewniana warownia a w XIII wieku przebudowany został na murowany. W 1429 roku zamek stał się własnością rycerskiego rodu Schellendorfów, którzy trudnili się rozbojem. Zdobyty i zniszczony w 1482roku, stał się ruiną...
Zamek jest najwyżej położonym zamkiem w Polsce - 820m.

Są z niego piękne widoki na Wyżynę Unisławską oraz Chełmiec:

oraz inne szczyty Gór Wałbrzyskich, poniżej Borowa:

Teraz czas na zejście do auta i powrót do domu. Do wyboru mam powrót ścieżką rowerową i następnie zejście polami do Rybnicy Leśnej, bądź dotarcie do drogi i powrót asfaltem. Wybieram tą drugą opcję, pomimo tego, że już wiem iż drogą będą musiał podchodzić. Ale jest tam jedno miejsce, które decyduje o takim wyborze trasy.

Więc schodzę z zamku i docieram do stokówki, którą powoli schodzę w dół:

Docieram do drogi, ale jeszcze na nią nie wracam. Bo chciałem zobaczyć jeszcze to:

Wodospad na potoku Rybna. Zobaczyć jak zobaczyć, ale mnie się marzy kąpiel w nim, więc po chwili:


spełniam swe marzenie!
Jeśli jeszcze nie obejrzeliście filmiku, to tam jest na końcu właśnie pokazane wejście do potoku...

Ochłodzony ruszam drogą. Nie spodziewałem się, że będzie mi to tak powoli iść, ale ostatecznie docieram do auta zostawiając za sobą góry i przygodę...

Moja trasa z dnia drugiego tu. Prawie 15km, 450metrów podejść i 680metrów w dół.
Pierwszego dnia było 24,4km 960 metrów do góry i 735m w dół. Czyli przez dwa dni zrobiłem 39km, 1400metrów podjeść i 1400m w dół.
Co prowadzi do nowego plecaka. W starym nie dałbym rady przejść tej trasy (na Lubań mieliśmy 15km i 1000metrów i ja byłem wykończony - bolały plecy, ramiona). Tu po 24km po prostu czułem się zmęczony, ale nic mnie nie bolało. Więc jego zakup to strzał w dziesiątkę i wart każdej złotówki wydanej na niego. Kolejna rzecz dorzucona w wersji ultra light (po kijkach, palniku itd).
Danie liofilizowane - fajna alternatywa, ale nieco droga. Do zastanowienia się czy jest sens kupować to w nasze góry.
Zrealizowane pozostałe cele. Aż nadto, bo wszedłem na Dzikowiec z wieżą, na Lesistą, odwiedziłem Szczeliny wiatrowe, zamek Radosno, na Rogowcu, odwiedziłem Czerwone Skałki, schronisko Andrzejówka, oraz platformę na Gomólniku Małym. I co najważniejsze spałem w świetnej wiacie, oraz w końcu udało się wykąpać pod wodospadem!
Wyjazd zdecydowanie na plus, a Góry Kamienne wpadły do szufladki w mej głowie oznaczonej jako "Świetne Góry".

A i na koniec krótka refleksja. Chciałem pojechać pociągiem, ale bilety w dwie strony prawie 200zł. Paliwo mnie wyszło 170zł, autem szybciej, nie musiałem gnać na jakąś godzinę odjazdu i mogłem jechać jak chciałem. W przypadku kilku osób pociąg w ogóle nie ma sensu...

Komentarze

  1. Kąpiel w takich okolicznościach zawsze smakuje wybornie, nie mówiąc o mocy! Tereny znane i lubiane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kąpiel była cudna! Noc średnia ;) nie potrafię spać kamiennym snem ;)

      Usuń

Prześlij komentarz