Zlot w Beskidzie Małym.

Minął niecały miesiąc, gdy kolejny raz pojawiłem się w Małym Beskidzie. Mały...kiedyś nazwałem to nieduże pasmo (stąd nazwa Mały), Beskidem Ostrym.
Ale zanim wyjaśnię tą nazwę, to zacznę od początku.
W sobotę 8 września odbył się zlot z forum, na którym się udzielam (Góry bez Granic), w chatce pod Potrójną. Niestety tydzień przed zlotem wiedziałem, że nie dam rady ruszyć z główną grupą, ba nie dam ruszyć za dnia, więc start zaczął się po ciemku, samotnie.


Ruszam ku chatce Na Potrójnej czarnym szlakiem z Rzyk. Pierwsza przeszkoda to strumień, który pokonuje po kamieniach. Kolejna przeszkoda, to początkowa stromizna, wraz z błotem. No właśnie, stromizna. Na kilka moich wycieczek w Beskid Mały, chyba tylko jedna nie zaczynała się stromizną. Był Gancarz, były dwa Rogacze jest i Potrójna.
Podobno w okolicy pląta się misiek, to w sobotę musiał się przestraszyć odgłosów mej wędrówki, samo moje bicie serca by nie jednego wystraszyło, a gdy do tego doda się posapywanie, dyszenie...
Sam w pewnym momencie jednak myślałem, że spotkałem wilka ;) , może lisa, jednak dwa świecące punkciki okazują się sarną, która ucieka przed światłem czołówki.
W połowie szlak zawija i się wypłaszcza, co powoduje u mnie wzrost prędkości (no dobra, choćby przez brak przerw na zebranie oddechu :) ).
Kolejny zakręt i znów trzeba pokonywać kolejne kroki w górę. Widzę najpierw czerwone światełko, które należy do pozostawionej terenówki, potem zza drzew widać światło:

Niestety, zła wiadomość jest taka, że to nie wita mnie chatka, choć jest i dobra nowina, to już niedaleko.
Po chwili mijam biesiadujących przy ognisku (nie wiedziałem, że chwilę potem sam będę tam piekł kiełbasę) i w końcu wchodzę do chatki, witając się z biesiadującymi osobami.
Tak mija większość wieczoru. Rano mój budzik nie dzwoni, dzwoni za to uporczywie obok ;) co jednak nie mobilizuje do pobudki na wschód słońca. Budzę się nieco później, zjadam śniadanie i dopiero po nim udaję się na jeden ze szczytów.


Dopiero tam żałuje, że jednak się nie zwlekłem ;) , no cóż jest powód, by jednak tam wrócić :)


Słońce jest już bardzo wysoko, jest też bardzo ciepło. Niestety ale nadchodzi czas by powoli pomyśleć nad powrotną trasą. Po konsultacjach, następuje pożegnanie i ruszam.

Początek to zejście w dół. No dobra, jest fajnie, ale zejście oznacza, że będzie i pod górę. A to dziś po krótkiej nocy wydaję się złym snem...Mijam odbicie do kolejnej chatki, którą mijałem ostatnim razem, by zacząć się wdrapywać do góry.

Ścieżka powoli się pnie do góry, słońce świeci, czego chcieć więcej? :)
Może widoków, jednak taki jest urok Beskidu Małego i przebiegającego tu czerwonego szlaku, czyli Małego Szlaku Beskidzkiego.



Choć moim zdaniem jest tu i tak pięknie:

Mijam kolejne kałuże, kolejne grzyby, pieńki, oraz wychodni i innych skał. Jest też widok:

Tak powoli mijają kolejne metry. Moje tempo jest bardzo, ale to bardzo powolne. W takim razie czas na drugie śniadanie. Zajadając bułkę analizuje moje tempo na mapie. Choć mam ochotę na coś ciepłego w schronisku, to dojścia do schroniska pod Leskowcem jednak rezygnuje. Rano polecano mi Turoń i właśnie postanawiam, że ramieniem opadającym od szczytu Na Beskidzie zejdę do auta.
Tymczasem za Anulą ze skałek dostrzec można kolejne widoki:

Kilka(naście?)dziesiąt metrów za szczytem Na Beskidzie odchodzi ścieżka. Głównie jarem schodzi ona w kierunku północnym.


W tym miejscu na mapie elektronicznej był wskazany szczyt Turoń, jak widać niezbyt wybitny:

Tu też atakują mnie strzyżaki, więc staram się jak najszybciej opuścić to ładne miejsce. Choć w domu jeszcze z pod koszulki jeden wychodzi...

Widok na Czarny Stok.

Mijam też grzybiarza, podobno sporo się już pojawia grzybów, więc kto lubi za nimi ganiać po lasach, może zacząć sezon :)

Ścieżka według mapy odbija na zachód i nawet przychodzi mi na myśl, aby zrobić sobie skrót, jednak na całe szczęście, idąc drogą dostrzegam niezłe urwisko:


Tak jak pierwsze wczorajsze minuty, to ostre podejście, tak teraz ostatnie kroki to walka by nie zjechać do drogi, którą chwilę później dostrzegam:

Mijając domki letniskowe, mniejsze i większe wtapiające się w las i zbocza górskie pokonuje niedługo kawałek asfaltu i kończę kolejne górskie przygody przy aucie.
To kolejna samotna wycieczka, w mocno ograniczonym czasie, jednak różniąca się, że w końcu poznałem wiele osób znanych mi z życia forumowego, w tym miejscu wszystkim jeszcze raz dziękuje za mile spędzony wieczorny czas.

Trasa wycieczki.
Link do zdjęć.

Cyfrowo:
ok 13km,
ok 800metrów przewyższeń


dziękuje :)

Komentarze