Na Jagnięcy.
Obecnie od kilku lat nie jeżdżę w Tatry, ale kiedyś trochę ich zdeptałem. Dziś właśnie takie wspomnienie.
Zaczęło się tak, że na forum GS koleżanka wrzuciła zaproszenie, że jadą w Tatry. A może to nie Pati a Zbig wrzucił zaproszenie? Już nie pamiętam, ale o dziwo żona się zgodziła na udział w takiej wycieczce, więc najpierw do nas przyjechała Skadi, by po chwili Zbyszek z Patrycją dotarli i autem przemieszczamy się na parking obok wejścia na szlak. Krótkie pakowanie i ruszamy. Młodzi polecieli przodem, a my dostojnie za nimi. Szlak nocą nudny jak szlag ;) ale gdy w końcu zaczęło robić się jasno, to pierwsze widoki były zachęcające:
Mijamy Czerwony Staw Kieżmarski i powoli zdobywamy wysokość. Przechodzimy po płatach śniegu, mijamy Modry Stawek.
Szlak wiedzie południową stroną doliny, by później zakręcić na północ i niedaleko Kołowego Przechodu zawrócić.
Dochodzimy do wysokości ok 2000 metrów, szlak zawraca na południe, by po skale zabezpieczonej łańcuchem wspiąć się już niedaleko od Kołowej Przełęczy.
No i się zaczyna zabawa. Żona się pyta jak ma ten łańcuch jej pomóc, skoro on leży bezwładnie na skałach, więc pokazuję. Wchodzi i na samym końcu się odwraca. I to jest koniec. Przepaść, nachylenie, wysokość czy też przestrzeń ją przeraża, siada i oznajmia, że ona nie zejdzie. No w trochę gorszej formie. Wiem, że nie ma sensu się w takim razie pchać dalej, no bo dalej będzie jeszcze gorzej, zresztą E. nie chce już wyżej iść. Schodzę, zostawiam plecak i wracam po nią. Asekuruję ją, pomagam postawić stopy. Po kilku minutach jesteśmy pod skałą, można posiedzieć i uspokoić nerwy, teraz też dopiero emocje dopiero dają znać. Dostaję propozycję abym szedł dalej sam, na co ja mocno protestuję, więc po jakiś kilkunastu minutach wracamy. Co ciekawe Pati robi nam zdjęcie w momencie schodzenia po tej skale, z pod ich celu, ze sporej odległości, niestety nie mam tych zdjęć. Po chwili więc rozpoczynamy powrót, do schroniska.
Ale za to znalazłem inne zdjęcie z tamtej wycieczki z bloga Skadi:
http://www.skadinagrani.pl/2013/07/kozia-turnia-2107m-npm-jastrzebia.html
Pod schroniskiem pijemy piwo:
Po jakimś czasie wraca Zbyszek, dziewczyny uderzają na kolejny cel, więc my aby nie siedzieć pod schroniskiem udajemy się Tatrzańską Magistralą w kierunku Tatr Bielskich.
Za nami zostaje otoczenie Zielonego Stawu, by nasze oczy zaczęły oglądać zupełnie inne widoki:
Tu tylko dzięki zmęczeniu chyba, udaje się Zbyszkowi namówić nas na dojście do Przełęcz pod Kopą, choć najpierw trzeba wspiąć się na Wyżnią PpK, na zdjęciu z prawej strony:
By po jakiejś chwili rozpocząć powrót.
Który trwał...i trwał...i trwał. Tak go zapamiętałem. Szlak niebieski się dłużył strasznie. Ale doszliśmy, koło parkingu prawie równocześnie dwie grupy się spotkały, obie równie zadowolone, co zmęczone. A potem powrót do domu...by po wycieczce trwającej dobę, w końcu odpocząć.
Niedługo później wzięliśmy ślub z żoną ;)
Zaczęło się tak, że na forum GS koleżanka wrzuciła zaproszenie, że jadą w Tatry. A może to nie Pati a Zbig wrzucił zaproszenie? Już nie pamiętam, ale o dziwo żona się zgodziła na udział w takiej wycieczce, więc najpierw do nas przyjechała Skadi, by po chwili Zbyszek z Patrycją dotarli i autem przemieszczamy się na parking obok wejścia na szlak. Krótkie pakowanie i ruszamy. Młodzi polecieli przodem, a my dostojnie za nimi. Szlak nocą nudny jak szlag ;) ale gdy w końcu zaczęło robić się jasno, to pierwsze widoki były zachęcające:
Zdjęcie z parkingu, Zbyszka.
Dochodzimy do schroniska, gdzie robimy chwilę przerwy. Pierwsi noclegowicze wstają, myją się w stawie a my się dzielimy. Ja z moją, przyszłą żoną, idziemy na Jagnięcy, w pozostała trójka ma inne plany.
Zbyszek robi mi zdjęcie.
Schronisko nad Zielonym Stawem Kieżmarskim.
Na skalnych szczytach wokół widać, walkę słońca z chmurami, a my musimy pokonać prawie dwustumetrowe podejście na próg dolinki Jagnięcej. Dość krótkie, ale każdy krok, to kolejne metry wzwyż, nie ma zmiłuj się. Częste więc robimy przerwy, oficjalnie na podziwianie widoków, a te są piękne:
Wśród chmur czasem pojawi się i Łomnica:
Gdy w końcu osiągamy próg dolinki jesteśmy i zmęczeni ale i ucieszeni, że męczący odcinek za nami. Podziwiamy Jagnięcą Dolinę, oraz otoczenie...:
Mijamy Czerwony Staw Kieżmarski i powoli zdobywamy wysokość. Przechodzimy po płatach śniegu, mijamy Modry Stawek.
Szlak wiedzie południową stroną doliny, by później zakręcić na północ i niedaleko Kołowego Przechodu zawrócić.
Dochodzimy do wysokości ok 2000 metrów, szlak zawraca na południe, by po skale zabezpieczonej łańcuchem wspiąć się już niedaleko od Kołowej Przełęczy.
No i się zaczyna zabawa. Żona się pyta jak ma ten łańcuch jej pomóc, skoro on leży bezwładnie na skałach, więc pokazuję. Wchodzi i na samym końcu się odwraca. I to jest koniec. Przepaść, nachylenie, wysokość czy też przestrzeń ją przeraża, siada i oznajmia, że ona nie zejdzie. No w trochę gorszej formie. Wiem, że nie ma sensu się w takim razie pchać dalej, no bo dalej będzie jeszcze gorzej, zresztą E. nie chce już wyżej iść. Schodzę, zostawiam plecak i wracam po nią. Asekuruję ją, pomagam postawić stopy. Po kilku minutach jesteśmy pod skałą, można posiedzieć i uspokoić nerwy, teraz też dopiero emocje dopiero dają znać. Dostaję propozycję abym szedł dalej sam, na co ja mocno protestuję, więc po jakiś kilkunastu minutach wracamy. Co ciekawe Pati robi nam zdjęcie w momencie schodzenia po tej skale, z pod ich celu, ze sporej odległości, niestety nie mam tych zdjęć. Po chwili więc rozpoczynamy powrót, do schroniska.
Ale za to znalazłem inne zdjęcie z tamtej wycieczki z bloga Skadi:
http://www.skadinagrani.pl/2013/07/kozia-turnia-2107m-npm-jastrzebia.html
W miejscu, gdzie szlak skręca i wiedzie w górę, my zawróciliśmy.
Pod schroniskiem pijemy piwo:
Po jakimś czasie wraca Zbyszek, dziewczyny uderzają na kolejny cel, więc my aby nie siedzieć pod schroniskiem udajemy się Tatrzańską Magistralą w kierunku Tatr Bielskich.
Za nami zostaje otoczenie Zielonego Stawu, by nasze oczy zaczęły oglądać zupełnie inne widoki:
Za Bielańską Kopą zaczynają się Tatry Bielskie, ale ona swym wyglądem jak najbardziej pasuje do nich. Niżej Staw Stręgacznik.
Mijamy Reksia, skorpiona oraz Sida i dochodzimy po chwili nad Wielki Biały Staw.
Reksio i skorpion.
Sid i Zbig.
Tu tylko dzięki zmęczeniu chyba, udaje się Zbyszkowi namówić nas na dojście do Przełęcz pod Kopą, choć najpierw trzeba wspiąć się na Wyżnią PpK, na zdjęciu z prawej strony:
Wielki Biały Staw.
Ruszamy i niech mi ktoś powie, kto lubi schody w górach? (tak wiem, po deszczu to świetna sprawa). Dobrze, że wokół jest kolorowo, pięknie.
A Jagnięcy się obraził i swego oblicza nie chce nam pokazać.
Z lewej Kozia Turnia.
A oto i szla(k)g.
W końcu osiągamy pierwszą przełęcz, i schodzimy na kolejną. Nigdy tak blisko Bielskich Tatr nie byłem i po prawdzie to dziś chyba najbardziej kuszą mnie...
Robimy małą przerwę. Na drzemkę.
W dole Przełęcz pod Kopą i
Który trwał...i trwał...i trwał. Tak go zapamiętałem. Szlak niebieski się dłużył strasznie. Ale doszliśmy, koło parkingu prawie równocześnie dwie grupy się spotkały, obie równie zadowolone, co zmęczone. A potem powrót do domu...by po wycieczce trwającej dobę, w końcu odpocząć.
Niedługo później wzięliśmy ślub z żoną ;)
Jak dziś patrzę na mapę, na zdjęcie Skadi, to tak blisko byłem...z drugiej strony chmury mogły mi za wiele nie pozwolić popodziwiać, a do tego te zdjęcia...dziś z nich nie jestem zadowolony, więc może w 20tym znowu czas na powrót i wyrównanie rachunków?
Komentarze
Prześlij komentarz