Tatry - Murowaniec dwa razy jednej zimy - 2009/2010.
Kolejna porcja wspomnień, ale połączę tu dwie relacje.
We wrześniu miałem zaplanowany urlop i zarezerwowany nocleg w schronisku nad Morskim Okiem. Niestety zdrowie się posypało i urlop spędziłem jeżdżąc od lekarza, do lekarza.
W listopadzie pani doktor pozwoliła na pierwszy wyjazd w góry ( relacja ), a kilka dni później z kumplem pojechaliśmy w Tatry, pierwszy raz zimą, choć zima była wysoko.
Jak zwykle idziemy doliną Jaworzynki, szybko osiągamy Karczmisko. Śniegu nie ma. Ale jest chłodno, polar zaczyna pokrywać szadź.
We wrześniu miałem zaplanowany urlop i zarezerwowany nocleg w schronisku nad Morskim Okiem. Niestety zdrowie się posypało i urlop spędziłem jeżdżąc od lekarza, do lekarza.
W listopadzie pani doktor pozwoliła na pierwszy wyjazd w góry ( relacja ), a kilka dni później z kumplem pojechaliśmy w Tatry, pierwszy raz zimą, choć zima była wysoko.
Jak zwykle idziemy doliną Jaworzynki, szybko osiągamy Karczmisko. Śniegu nie ma. Ale jest chłodno, polar zaczyna pokrywać szadź.
Szybko osiągamy schronisko. Zostawiamy rzeczy w pokoju, pijemy piwo i idziemy nad Czarny Staw Gąsienicowy. Obchodzimy go nieco i pod Granatami zjadamy kanapki ze smalcem podziwiając okoliczne szczyty.
Zdjęcia słabe, krzywe, ale to z czasów przed aparatowych, a pamiątka i tak jest.
Marzymy by móc zimą wejść tam wysoko, ale oboje zdajemy sobie sprawę, że nasze umiejętności są zerowe, no i sprzętu brak.
Wracamy do schroniska i idziemy na stołówkę. Kolega ma dżina, ale ten spełnia życzenia tylko na chwilę, zdecydowanie poprawiając humor ;)
Impreza jest świetna. Idę spać. Kolega po mnie przychodzi i idziemy po kolejne piwo. Ostatnie co pamiętam, to jak stoję na mrozie w samej bluzie i jak to w takich chwilach rozmowy są na tematy mityczne ;)
Poranek jest gorszy. :) dobrze nam tak ;) po słabym śniadaniu idziemy na Kasprowy, tam mamy się spotkać z kolegą, z którym wrócimy do domu.
Pojawia się śnieg, podejście dłuży się jak nigdy. W końcu osiągamy szczyt. Kolega do nas podąża. Potem następuje spotkanie. On jeszcze gdzieś idzie się przejść, my po małym wyjściu wracamy i pijemy jedne z najdroższych sikaczy do dziś - za 12 złotych...
Następnie schodzimy po bardzo zmrożonym śniegu zielonym szlaku w stronę Myślenickich Turni. Jak to się stało, że nikt po tym lodowisku nie zjechał na dół, do dziś mnie zastanawia.
Trzy miesiące później Tomek namawia mnie na kolejny wypad na kilka dni do Murowańca. Jedzie kilku osobowa ekipa z forum, Zbig bierze dla mnie raki, które później od niego odkupuje i spotykamy się z resztą na parkingu niedaleko Kuźnic. Szlak od samego początku jest pełen lodu, więc dość szybko doceniam raki. Tym razem idziemy przez Boczań. Tym razem wieje jak cholera, pamiętam, że na końcu Upłazu wręcz na kolanach czasami idziemy, tak nas kładzie wiatr. A ja zapominam czapki...
O ile na Upłazie śnieg wywiany został, to powyżej Karczmiska jest go pełno i jest ubity. Więc do schroniska szybko docieramy, tam znów rozpakowanie, a że w między czasie zaczyna padać śnieg, to zbieramy się i idziemy nad Czarny Staw.
Zdjęcie Zbyszka. W drodze nad staw.
Po drodze mijamy małe lawinisko pod Małym Kościelcem, dokładnie powyżej miejsca, w którym stoi pomnik Karłowicza. Wtedy pamiętam, że ogólnie wyśmiałem sam motyw by uważać aby kolejna lawina nie zeszła, zresztą później w schronisku spotkaliśmy znajomych z forum, którzy byli na kursie zimowym i szli za przewodnikiem na Mały Kościelec, więc aż takiego zagrożenia nie było w danej chwili. Dziś jednak, człowiek mądrzejszy już tak się głupio nie uśmiecha pod nosem, bo jednak miejsce, co sam naocznie widziałem bezpieczne nie jest.
Wieczór spędzamy nad różnymi dobrami, co nie kończy się dla mnie dobrze...choć zanim to się stanie, to idę jeszcze nad staw, tym razem po ciemku:
Rano za oknem mgła. Decydujemy się wejść na Kasprowy. Po drodze widoczność tak spada, że zamiast podejść pod restaurację dochodzimy do obserwatorium meteorologicznego, które jest najwyżej położonym budynkiem w Polsce (1987m npm).
Cała nasza grupa na Kasprowym Wierchu. Zdjęcie Zbyszka.
Po posiłku większa część grupy schodzi do Murowańca, jedynie Zbyszek z jednym jeszcze chłopakiem idą w stronę Świnicy. Ja pamiętam, że nic przed sobą poza bielą nie widziałem. Czy ta biel przede mną, to nawias, zaspa, mgła, chmura?
Gdy jesteśmy w schronisku rozpogadza się, chłopaki z pod Świnicy mieli piękne widoki, my tymczasem decydujemy się podejść nad Czarny Staw, a ja myślę nad Zawratem.
Pakujemy się niepotrzebnie (brak wiedzy w zimowym chodzeniu po Tatrach) w letni szlak na Zawrat, śniegu po pas, więc szybko robimy wycof. Wchodzimy zimową wersją już wszyscy pod Zmarzły Staw. Tam chłopaki na lodospadzie się zabawiają, ja obserwuje okolicę.
Ja pod lodospadem.
Podczas powrotu każdy idzie swoim tempem. Ci co poćwiczyli na lodospadzie, próbują zejść kolejnym, a progu nad Czarnym Stawem, ja obchodzę zejście z boku. Słońce powoli zaczyna zachodzić i możemy podziwiać jak szczyty wokół zaczynają się robić pomarańczowe.
I tak przechodzimy po zamarzniętym stawie...
Wieczorem okazuję się, że dwóch chłopaków jedzie do domu, więc zabieram się z nimi, przez co omija mnie próba wejście na Karb, gdzie chłopaki robią wycof, gdy śnieg pod nimi zaczyna jęczeć.
My za to wracając z Hali Gąsienicowej mamy przyjemność oglądać Tatry w świetle księżyca, który jest w pełni. Niestety, ale telefonem, wtedy nie dało się zrobić zdjęcia...a szkoda, bo widok był świetny...
Komentarze
Prześlij komentarz