Krótki spacer na koniec lata.

 Znów poranki są chłodne...to znak, że po lecie, tuż tuż jesień. To dobrze, bo to moja ulubiona pora roku. Choć jeszcze za upałami nie raz zatęsknię. O takich, jak w ostatnie dni wakacji towarzyszyły nam podczas krótkiej wycieczki.

W środę wracamy z urlopu, a już w piątek rano, chwilę po 9 zajeżdżamy na bazę. Tu jak zwykle chwila odpoczynku, kawa, potem obiad i czas ruszyć. 
Dziadek zawozi nas na przełęcz, skąd zamierzamy spacerem wrócić.
Startujemy dziś wyjątkowo wysoko, bo przełęcz Glinka leży na wysokości 845m npm. Jak już wspomniałem jest dość ciepło, choć południe już za nami. Ostatni raz tym szlakiem schodziłem z bacówki i kojarzyło mi się to zejście jako mega szybkie i łatwe. Początek potwierdza moje wspomnienia...bo dość szybko dochodzimy do szutrowej drogi. Szutrowej drogi??? Tego nie pamiętam! Po chwili jednak szlak odbija od tej drogi i wiedzie lasem. Las, który pachnie żywicą, oraz wygląda jak lasy Beskidu Żywieckiego za dawnych lat. 
Różne wersje ścieżki...szutrowa droga i...
...leśna ścieżka.

Przy ścieżce stoi konar tak wygięty, że akurat córa w nim może usiąść. Mijamy pierwszych turystów schodzących z góry. I nagle następuję u mnie konsternacja. Mówiłem dziewczynom, że szlak to będzie spacer, bez wielkich podejść. A tu nagle przed nami pojawia się ściana. No ok, to pewnie mały odcinek. No cóż, może to krótki, ale dał nam, szczególnie mnie popalić konkretnie. Do tego okazuję, że spadł mi cukier. Więc zarządzamy krótką przerwę. Córa wspina się na słupek graniczny. 
No właśnie, granica. Tłumaczymy córze, że litery na słupkach, P i S oznaczają państwa. I teraz największą zabawą będzie odpoczynek na słupkach, oraz chodzenie jedną nogą na Słowacji, a drugą w Polsce 😏

Jedną nogą w Polsce, drugą na Słowacji 😄

W końcu, po ciężkiej wspinaczce, szczególnie dla mnie osiągamy szczyt Jaworzyny (1045m npm). Teraz powinno być już na lekko. Krótkie zejście i poprzez las, wśród którego widać pierwsze oznaki jesieni dochodzimy do odbicia ku bacówce. No cóż, szlaku zupełnie nie pamiętałem, więc powrót 11 latach był udany 😏. Wychodzimy z cienia leśnego na polanę, na której widać trójkątną bryłę schroniska. A w nim...nagroda. Kupujemy sok dla córy, oraz po piwie dla siebie, w końcu nie będę już siadał za kierownicę. Odpalam też drona powyżej bacówki i tak mija nam kilka całkiem przyjemnych chwil. Piwo jest schłodzone w bali 😋
 
Jesień, jesień już blisko!

Hala Krawcula. I bacówka.

Teraz dwa zdjęcia widoków znad hali:

Po przerwie, wypiciu napojów, polataniu, oraz posiedzeniu na płocie (to nie ja na nim siadałem 😉), czas ruszyć do domu. Jeszcze ostatni widok na Boraczy Wierch i słynne widokowe hale i wchodzimy do lasu. Który bardzo szybko się kończy. Szlakiem z Glinki wchodziłem 6lat temu i wtedy była to wędrówka wśród ścinanego, ale jeszcze lasu. Tymczasem dziś, to ogołocone stoki grzbietu, po którym biegnie szlak. Już zarastający trawami, więc nie widać kikutów i pozostałości po lesie. Mamy cały czas w dół, jednak zaczyna się zmęczenie, a co za tym idzie, marudzenie. 

Bacówka na Krawcowym Wierchu. Tradycyjnie jednak stoi pod szczytem, wbrew nazwie.

Widoki na zachód.

I na wschód oraz południe.

Wielkie korzenie, kałuże błota, to teraz największe ciekawostki. Mimo wszystko nie zagłuszają zmęczenia. Nagle krzyk! Jedna z kałuż, wsysa prawie jednego buta. Uff, udało się, słuszny wycof nigdy ujmy nie przyniesie. Ale, znowu tragedia! Cały but jest w błocie. Na szczęście akcja chusteczka daje radę - ruszamy dalej. 
Dochodzimy do dróg służących do zwożenia ściętych drzew. I stąd wyłaniają się one - najbardziej popularne ostatnio góry. Tatry.

Miejsce tragicznych wydarzeń.

Uwielbiam takie ścieżki!

Są i one. Tatry.

Cóż, czas ruszyć dalej. Coraz więcej osób nas wyprzedza. Nasze tempo dramatycznie spada. Każda chwila dobra jest do kucania i odpoczynku. Na szczęście jesteśmy już blisko, moje słowa "już blisko" zaczynają w końcu nabierać sensu. Jest i kapliczka, oraz droga, którą opuszczamy szlak i na skróty rozpoczynamy ostatnie zejście.

Jedna z kilku fajnych polan.

Kolejna, ta już z gospodarstwem.

Teraz leśną drogą, bardzo szybko wytracając wysokość schodzimy do cywilizacji. 
I na koniec dnia, wypuszczam ponownie drona, obserwując okolice. W ten sposób żegnamy wakacje...


Komentarze