Orawa - czyli Beskid Żywiecki za naszą granicą. 2016.
Gdy pierwszy raz ruszyłem na Małą Fatrę, to moją uwagę zwróciły już zaraz za granicą wzgórza i góry otaczające Nowoć (słow. Novoť), słowacką wieś leżącą po drugiej stronie granicy. Wkrótce pojechałem drugi raz i postanowiłem, że jak będę na bazie, to kiedyś tu podjadę i się przespaceruje.
Dziś, mogę powiedzieć, że byłem tam trzykrotnie i pewnie jeszcze wrócę, bo rejony te są bardzo ładne.
Pierwszy raz zjeżdżam z przełęczy Glinka i zaraz za lasem parkuje, obok pętli autobusowej. Tak jak Czechach do praktycznie każdej mniejszej miejscowości dociera komunikacja, tu też praktycznie na koniec kraju dojeżdżają autobusy. Jakże to inaczej wygląda w naszym kraju...
Ruszam pod górę, dochodzę do skrzyżowania, gdzie kilka dni później dojedziemy z dziewczynami i skręcam ku południu.
Przede mną widać wieżę przekaźnikową na niepozornym szczycie:
Bardzo mi się spodobała ta droga. Tereny te są pofałdowane, dalej można spotkać sporo zwierząt gospodarskich. Wokół na zielonych garbach pasą się owce, wcześniej mijałem też krowy, później spotkam jeszcze kozy. Widzę też w oddali wieżę na Magurce, szczycie leżącym w Magurze Orawskiej, będącej najwyższym szczytem w okolicy jeziora Orawskiego:Owce na jednym z pofałdowanych garbów:
Oraz wspomnianą wieżę przekaźnikową, z budynkiem technicznym. Widać, że miejsce cieszy się lokalną popularnością, smuci, że pozostają po takich pobytach pamiątki, trwałe, jak malunki, czy też butelki po trunkach. A może to pozostałość naszych? Nie sądzę...
A oto co widać z tego niewielkiego szczytu i powiem, nie dziwię się, że jeszcze postawiono tu wieżę. Widoki z niej, trzeba będzie przyjechać, taka mała dygresja; widoki z niej pewno są fajne:
Teraz muszę zejść do wsi i wrócić do auta. Pestka. Schodząc spotykam krowy:
kozę:
Czy czarna koza, oznacza to, co czarny kot? Nie wiem, ale nagle okazuję się, że tak łatwo nie będzie. Przed samą drogą, kilkanaście metrów dosłownie od niej, mam do przekroczenia potok. Bez mostka.
Na przeskoczenie nie ma szans, szybkie przebiegnięcie też nie wchodzi w grę, bo wody jest tak na oko po kolana. No cóż, mostków w okolicy nie widzę, czasu też nie mam żeby ich szukać, do tego nie róbmy paniki, jest zimny, ale jednak sierpień. Wody po opadach jest więcej, więc ściągam buty, podwijam spodnie i przekraczam lodowaty bród.
Robię zdjęcie, drogi, którą schodziłem z góry:
Teraz pozostaje mi tylko wrócić, oczywiście chodnikiem (po naszej stronie ich nie ma, aż do Ujsoł). Jak pisałem, wróciliśmy tu jeszcze z dziewczynami, ale wtedy tylko odbyliśmy spacer do bodajże kapliczki. Na koniec zdjęcie ciekawej chałupy:
Lepiej używać słowackiej, bo polskie to często amatorskie i dziwne tłumaczenia ;) Zimny potok dobrze zrobi dla stóp :)
OdpowiedzUsuńNo niektóre są śmieszne. Tylko wtedy było chłodno, ale fakt, w górach to rarytas moczyć nogi w potoku ;)
UsuńDo tego czasem polskie wersje są inne niż słowackie, przez co mogą wprowadzać zamieszanie. Czasem jeszcze są jakieś dziwne, więc ja polskich wersji używam tylko tych najbardziej znanych.
UsuńPrzyjemnie te łagodne pagórki wyglądają :)
W sumie racja, co do nazw.
UsuńA po tych pagórach może się uda w przyszłym roku przejść.