Percią Akademików na szczyt Babiej Góry.

Babia Góra, góra symbol dla sporej części turystów, dla innych...nudna. Jaka jest dla mnie?
Na pewno jest najwyższym szczytem Beskidów i to na nią dziś idę 😉
Na Babiej, byłem dotychczas trzykrotnie, ostatni raz ponad dziewięć lat temu. Więc gdy ruszył temat Babiej, nabrałem sporej ochoty, by na nią wrócić. Przy okazji, byłem ciekaw ile zapamiętałem z pierwszego wejścia (z 2008 roku).
A temat ruszył na zeszłorocznej wycieczce, którą zaczęliśmy na Skrzycznem, gdy na platformie widokowej opisywałem znajomym, co za góry widzimy na horyzoncie. Tak jak i mnie kilkanaście lat temu fascynowało to, że jest to najwyższy szczyt beskidzki, również i kolegę zaczęło, więc...zaczęliśmy snuć delikatne plany. Wstępny plan był na wiosnę - kontuzja nogi - przesuwamy na wrzesień - pogoda...o pogodzie we wrześniu, to nie ma co pisać!
W między czasie stwierdzamy z kolegą, że może warto pojechać bez rodzin. No to jedziemy! 
Wschód słońca zastaje nas w okolicy Zatoru, gdzie na tle różowego nieba fajnie się prezentują różne kolejki górskie i inne atrakcje tamtejszego "wesołego miasteczka". 
Za Wadowicami, po skręceniu z głównej drogi, zjeżdżając w dolinę podziwiamy mgły, z których wystają pobliskie góry. Więc gdy wjeżdżamy na wzniesienie, będąc nad nimi, zatrzymujemy się, by zrobić krótką przerwę na zdjęcia:

Kolejny raz gdy trzaskają zamykane drzwi auta, to już na parkingu, przy wejściu do Babiogórskiego Parku Narodowego. Uiszczamy opłatę za auto (15zł), za wejście na teren parku (7zł) i ruszamy do góry. Szybko się rozgrzewamy, bo ścieżka zaczyna się mocno piąć. Będąc już blisko schroniska jestem cały mokry... Za nami, między drzewami, zaczynają się pojawiać pierwsze widoki, ale ja jeszcze zdjęć nie robię, bo wiem, że wyżej będą one jeszcze lepsze.
Przed nami schody, które tak dadzą mi popalić:

Wchodząc do parku, mijaliśmy tablice ostrzegające o ścince drzew. Ścinka drzew w Parku Narodowym! Wyżej widać, że i tu miała ona miejsce. Plusem tego są widoki...a tych, lata temu na pewno nie było. Pierwsze skojarzenie...jakbym był w Zachodnich Tatrach!

Dopiero po chwili, zza przetrzebionych drzew wygląda Diablak:

Diablak, czyli najwyższy szczyt masywu Babiogórskiego, bo to właśnie całe pasmo zwie się Babią Górą, choć często i najwyższy szczyt, Diablak, jest też tak nazywany. W paśmie wyróżniaja się dwa wybitne wierzchołki, Diablak i Mała Babia, oraz dziesięć mniejszych szczytów. Masyw ciągnie się od Przełęczy Jałowieckiej Północnej, do Przełęczy Krowiarki, która oddziela go od pasma Policy.
My w między czasie doszliśmy do schroniska, w którym robimy pierwszą przerwę na krótkie śniadanie. Pod schroniskiem jest już kilka osób, również na sali jadalnej każdy stół praktycznie jest zajęty przez mniejsze czy większe grupki, część widać, że była na wschodzie (przysypiają na ławkach). Znajdujemy więc w kącie wolne miejsce i chwilę odpoczywamy. 
Po wyjściu, widzimy, że osób tylko przybyło.

Kierujemy się ku Perci Akademików, idąc Górnym Płajem, czyli dawną myśliwską drogą. 
(to dobra droga na mało męczące dojście do schroniska z Krowiarek. Leży przy nim piękny Mokry Stawek)
Dochodzimy do Skrętu Ratowników i skręcamy na Perć Akademików. 
(jestem ciekaw, ile będę pamiętał z mojego pierwszego wejścia)
O szlaku można przeczytać, że jest najtrudniejszym szlakiem w Beskidach, na którym są i łańcuchy (około metrowy łańcuch jest jeszcze pod Romanką), oraz klamry (sześć). Szlak jest jednokierunkowy - podchodzi się nim na górę. 
Północne stoki są strome, przez co Perć Akademików jest zimą zamykana z powodu zagrożenia lawinowego.
Z perspektywy mojej pamięci wydawał mi się on...łatwy. Początek zachwycił mnie zielenią paproci (dziś są one już uschnięte), jest tu pięknie! Koledze się również bardzo podoba 😀


Znów zasuwamy do góry, przez co na czole robi się mokro ale dzięki temu szybko nabieramy wysokości. Wychodząc z świerkowego lasu, poprzeplatanego uschniętymi konarami, które dodają uroku, mniej więcej na wysokości 1400 metrów, wkraczamy w krajobraz nieco przypominający (mnie) góry z wysp Brytyjskich. To gołe bezlistne, powyginane jarzębiny, na których pozostały niewielkie kiści ciemnoczerwonych korali.

Pojawiają się też widoki za plecami, dzięki czemu można się zatrzymać, by zrobić zdjęcie (i odsapnąć 😁 ). 
Poniżej widać Jałowiec (to ta najwyższa góra prawie w środku kadru), a za nią mgły, z których wystaję Beskid Mały: 

Gdy na kolejnym krótkim postoju próbuję uspokoić oddech, mija nas dziewczyna. Idzie szybko, lekko, nie to co my... Po chwili wraca się. A my dochodzimy do półki skalnej, na której są pierwsze łańcuchy:

to miejsce pamiętam, mam też na nim zdjęcie:

Wiszący tu łańcuch ubezpiecza przejście po wąskiej półce, choć wydaję się, że tak trochę na wyrost:

Mamy stąd coraz szersze widoki. Na zdjęciu niżej, widać Zawoję, wieś leżącą między Pasmem Jałowieckim a Pasmem Policy; z prawej strony widać stok narciarski na Mosornym Groniu:

Dochodzimy teraz do kolejnego miejsca z łańcuchami. Kominek, którym trzeba się wspiąć i... nie pamiętam tego odcinka. Znaczy coś mi w głowie świtało, że po jakiś skałkach się wspinaliśmy, ale wydawało mi się to krótsze, a to taki dość spory kawałek, do tego z całkiem niezłą ekspozycją.

Jest trochę mokro, ale wchodzi się łatwo, w jednym tylko miejscu musiałem się podciągnąć za łańcuch. Za tym kominem czeka nas dalsza wspinaczka, ale po ścieżce, którą dochodzimy do ośmiometrowej skały zwanej Czarnym Dziobem (na zdjęciu poniżej, górny lewy róg kadru), na którą trzeba wejść.

Jesteśmy pod nią, to tu są klamry:

Jedna osoba próbuje ugryźć jak wejść na pierwszą klamrę, ona dość wysoko jest zamocowana, a pan niewysoki. Chwilę tu żartujemy, mówię że jak trzeba będzie, to podsadzę go za jego dolną część ciała 😉, na co koleżanka, z góry woła, że szkoda, że nie jest na dole 😂, więc mówię, że nie ma problemu, też pomogę, ale pani z propozycji zejścia i otrzymania pomocy rezygnuje, żal jej już schodzić 😉. 
Więc kolega rusza pierwszy i pokazuje technikę na kolano, by wejść na tę pierwsza klamrę; na zdjęciu już z tej klamry schodzi:

pan postanawia powtórzyć tę technikę - udanie, a że wyżej już jest łatwo, więc po chwili meldujemy się wszyscy nad przeszkodą.  
Tu zdjęcie widoku spod tej ściany:

Widok z góry na to miejsce:
(Przyznaję się, że tego odcinka nie pamiętam) 

Trochę emocji jest, klamra ciut śliska, do tego ekspozycja. Zastanawiamy się, czy nasze dzieci by dały radę...i stwierdzamy żeby jeszcze ich tu nie brać.
Wyżej muszę odsapnąć. I wtedy mija nas po raz kolejny wspominana dziewczyna. Znów zero zadyszki, zero potu, gdy my cali spoceni i zdyszani. Śmiejemy się, że chce nam wbić szpilę, bo wygląda jakby do sklepu po bułki skoczyła 😂. 
Odpoczywamy a ja przy okazji uwieczniam to co widzę.
Zachodnie stoki, z wyłaniającą się za garbu Małą Babią oraz:

za nią Beskidem Śląskim, poniżej Skrzyczne (38 km):

a w dole można oglądam na zbliżeniu wieże na Mosornym:

jeszcze bliżej:

Przed nami do pokonania mamy ostatni odcinek, który prowadzi po rumoszu skalnym:


Teraz zaczynamy mieć widoki nad granią, na przykład na Pilsko:

Gdy dochodzimy pod samą kupę kamieni, zaczyna mocno wiać, więc zaczynamy się ubierać bo jest zimno. 
Jesteśmy!
Siodło Bończy, czyli płytka przełęcz pod szczytem Diablaka

Na szczycie!

Wiatr co chwila przygania i przegania chmury, które nam widoki zasłaniają i odsłaniają. Tatry widać, by po pół minuty znikły. 
Na szczycie oczywiście ludzi sporo, niczym na Krupówkach.
Zanim zjemy coś i odpoczniemy wpierw podziwiamy widoki i robimy zdjęcia:
Widok na Tatry

Jezioro Orawskie się mocno skrzy, a za Orawską Magurą morze chmur wisi

Magurka 

Tatrom robię zdjęcia pod mocne słońce, do tego trzeba szybko robić zdjęcia, zanim przyjdą chmury i zasłonią widoki:


Po krótkim odpoczynku, nasyceniu widokami, oraz zmarznięciu, czas na nas. Ruszamy w dół, dalej oglądając niezłe przedstawienie, jakie nam fundują przewalające się przez grań chmury:

Krótki film. Temat wiatr 😉

Ta kupa kamieni, to Diablak:

Im niżej jesteśmy, tym nad Babią robi się spokojniej. Jeszcze chwila i...się rozpogodzi całkowicie.

Podczas zejścia, oczywiście zaczynają mnie łapać skurcze, na szczęście po chwili mijają. Znów trochę coś porządniejszego, szlak gdzie trzeba nogi wyżej popodnościć i wychodzi chodzenie po płaskim 😉 , choć kilka "spacerów" i wycieczka na Błatnią jednak te zastane po wakacjach nogi, rozruszały. 
Mijamy Przełęcz Brona, część ludzi schodzi do schroniska, ale całkiem sporo rusza ku Małej Babiej. My również. Po chwili jesteśmy u celu. Widok stąd na Babią robi wrażenie!

Tu ja w 2008 roku na tle Babiej, dzień później na nią wejdziemy:

A tu ja w 2022tym, już po:

Szukamy zacisznego miejsca i gdzieś wśród kosodrzewiny robimy ostatnią przerwę, zjadając zapasy, oraz wygrzewając twarz w słońcu i podziwiając widoki. Robię kilka zdjęć i ruszamy na obiad, tym bardziej, że wiatr wcale tu nie jest jakiś cieplejszy 😁

Mała Fatra:

Chocz:

Diablak:

oraz Perć Akademików, niżej widać Czarny Dziub, czyli miejsce z klamrami:

Rzut oka na zachód:

i ruszamy z powrotem. Na Przełęcz Brona, z niej do schroniska.

Głodni, stwierdzamy, że jak będzie duża kolejka to zlatujemy do auta i na dole poszukamy jakiś lokal z jedzeniem. Do bufetu w kolejce na szczęście stoi kilka osób, a obsługa w dwie osoby szybko ją obsługuje, więc zamawiamy po schabowym (35zł), sporym, do tego zestaw surówek (7zł), piwo zero (15zł). Ja kupuję jeszcze magnes dla córki (też coś ok 7-8 zł). Ja dostaję prawie od razu jedzenie, porcja spora, ledwo ją zjadamy. 
Posileni ruszamy w dół. 

Na początku zastanawiałem się jak ja podchodzę do Babiej. 
No cóż, wchodzić na nią kilka, kilkanaście czy więcej razy w roku nie będę. Jednak na pewno na niej się jeszcze zjawię, bo to góra oferująca fajne widoki. Na pewno chciałbym zaliczyć zachód słońca. A kiedy? Oby to nie trwało kolejnej dekady...
A kolega? Bardzo zadowolony, spodobało mu się, więc wycieczka na plus.
Dla mnie, to będzie, wszystkie znaki na niebie na to wskazują, najwyższa góra na jaką się wdrapię w tym roku. Też największa ilość przewyższeń.
Liczbowo. Prawie 8h na nogach. Prawie 15km w nogach. I około 1100metrów przewyższeń. Zakwasów brak. 
Dziękuje. Na koniec, poranny widok zza szyb auta:

Komentarze

  1. Babia Góra zamiata. Warun trafiłeś znakomity.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warunki się udały, a bałem się, że będzie kicha.

      Usuń
  2. A ja lubię Babią Górę, choć faktycznie jest oklepana, ale nie nudna. Najbardziej mi się podoba tam zimą, a w planie mam jeszcze wejście od Slanej Vody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zimą byłem raz w dzień, w nocy tylko pod kopułą szczytową, w okolicy ruin schroniska. W dzień mgły nad Orawą, piękne! W nocy wschód. Trzeba to powtórzyć!

      Usuń
  3. Warunki bardzo fajne. Ja na Babiej byłem kilka razy, ale przez fakt, że jest najwyższa w Żywieckim i zapewnia widoki, to pewnie jeszcze nie raz się pojawię. Perć Akademików cały czas jeszcze przede mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widoki z Babiej są, wtedy były bardzo dobre, niemniej mnie się jednak podobają widoki z niższych gór, choćby na Babią. Mają w sobie nutkę tajemniczości, coś co wchodząc na tą większą górę znika...
      A Perć A. okazała się bardzo fajnym szlakiem!

      Usuń
    2. I jeszcze od strony słowackiej są fajne wiaty, w których można spędzić fajnie nockę ;)

      Usuń
    3. Stronę południową znam, pozostała mi jeszcze tylko właśnie Perć Akademików do pełnego obejścia szlaków na Babiej.

      Usuń
    4. Mnie jeszcze Perć Przyrodników, oraz właśnie od strony słowackiej.

      Usuń

Prześlij komentarz