Beskid Śląski - Hala Jaworowa

Jak świętować, to w pięknym miejscu! Taki cel nam przyświecał na tegoroczną majówkę. Dlatego pojechaliśmy na jedno z piękniejszych miejsc w Beskidzie Śląskim.
Od kilku lat w wszelkie długie weekendy omijaliśmy miejsca popularne, dlatego w tym roku postanowiliśmy to zmienić. Omijaliśmy terminy te, aby nie wpaść w tłumy na szlakach oraz...korki na trasach dojazdowych w góry. I właśnie to korek w Piasku nam to przypomniał - trzy dni wcześniej wyjeżdżając z lasu podziwialiśmy Babią Górę a dziś hamowaliśmy w pierwszym z wielu korków przed światłami. 
Tradycyjnie spotykamy się ze znajomymi na naszej stacji benzynowej w Katowicach. Uściski, pierwsze śmiechy, kawa i ruszamy ku górom. 
Po pierwszym korku, w Pszczynie szybko odbijamy z jedynki - wolimy jechać okrężnie niż toczyć się o metr do przodu. Zresztą przejeżdżamy przez całkiem ładne tereny Równiny Pszczyńskiej i Doliny Górnej Wisły krętymi i wąskimi drogami, więc nudy nie ma. Zza okien samochodu oglądamy również ładny drewniany kościół zbudowany w latach 1775-82 w Wiśle Małej i przejeżdżamy przez wąski, żelazny most nad Wisłą, zbudowany w 1910-11 pod kolejkę wąskotorową, co dodaje atrakcji podróży. 
Przed Skoczowem nawigacja wskazuje by zjechać z wiślanki dzięki czemu podziwiamy widoki na Beskid Śląski z wzgórza na którym znajduje się zabudowa Wiślicy. 
Ostatecznie dojeżdżamy do celu nieco później niż normalnie, choć na pewno o wiele szybciej jakbyśmy jechali stali w korkach na jedynce. Brenna również zapchana, parkingi pełne, poboczami podążają grupy turystów - nic dziwnego, zapowiada się piękny i upalny dzień. Parkujemy na poboczu i my również ruszamy w góry:

Początkowo tempo, całkiem żwawe nadają nasze żony ciągnąc mocno do przodu nasz peleton.

Pierwszy przystanek robimy przy wodospadzie, koło którego stoją drewniane postacie skrzatów, te dostrzega moja córa. 
Podziwiamy wodospad obok i po chwili ruszamy dalej. Tempo cały czas jest mocne, doganiamy kolejne grupki, jednak gdy na koniec asfaltu szlak zaczyna się mocniej wspinać i nasza grupka się rozciąga. Tu też otoczenie doliny przypomina nam krajobraz tatrzańsko-karkonoski:

Teraz tempo nadaje grupa licealna 😉 a my z Markiem ich gonimy a nasze żony gonią nas. 

Skręt, krótkie podejście i jesteśmy na grani, biegnącej od Grabowej do Horzelicy i dalej do wylotu doliny Leśnicy, w lutym tu podziwialiśmy zachód słońca podczas naszej wycieczki z Markiem. 
Na polance z pięknym widokiem na Trzy Kopce Wiślańskie robimy sobie przerwę:

Odpoczywamy, zajadamy smakołyki. Obok nas odpoczywa kilka innych grup, a szlakiem ciągną kolejne. Z tak pięknej pogody warto korzystać!
Następnie podchodzimy do Chaty Grabowej, tu są już prawdziwe tłumy. Kupujemy lody, oraz inne zimne napoje i znów sobie robimy krótką posiadówkę.

Zapach z grilla pod chatą powoduje, że ruszamy, bo czeka na nas ognisko. Pozostały nam dwa podejścia. Pierwsze, na Grabową jak zwykle nieco potu z nas wyciska, drugie bierzemy z rozpędu i skręcamy ku naszemu celowi:

Wszyscy lecą bo ich głód napędza, ja jeszcze szukam w głazowisku szczeliny, znajduję dwie,


i ciągnę za resztą. 
Naszą trasę dziś specjalnie z samego rana odwróciliśmy, by móc wyjść na halę z lasu, bo tak robi ona najlepsze wrażenie:

Jak zwykle, to miejsce robi niesamowite wrażenie:

Zaraz po wyjściu z lasu robi się prawie jak na plaży, sporo osób leży, siedzi na kocach więc odbijamy i szukamy ustronnego miejsca. Gdy znajdujemy miejsce po ognisku, rozkładamy koc i odpoczywamy...
Zjadamy co nieco i odpoczywamy - jest błogo...ja się dopiero teraz smaruję filtrem, nieco za późno (na dole w kawiarni zostanę nazwany truskawką 😂).

Piękne chwile szybko mijają i czas na nas. 
Wpierw jednak krótka sesja:

Potem córka robi mi zdjęcie:

i czas na nas.

Zamiast jednak zejść szlakiem, postanawiamy przejść się halą. Bo jeszcze pooglądamy trochę widoków, no jest po prostu pięknie! Wiosną jeszcze nią nie wędrowałem, więc podziwiam jak zieleni się i hala, i las wokół.



Na koniec jeszcze zdjęcie naszej ekipy:

Wkraczamy w las i teraz rozpoczynamy zejście. Mijamy jedną polanę już praktycznie zarośniętą, oraz drugą, na której pojawiają się pierwsze domostwa. Ten dom w dole zawsze budził we mnie zachwyt:

Potem już pojawia się więcej domostw, część ledwo widać za płotu z drzew, inne ciekawie rozbudowane z domków kempingowych: 

Są też piękne stare chaty, na szczęście widać, że ktoś o nie dba, dwie są remontowane, a jedna kradnie moje serce - piękna jest!

Pozostaje zejść pięknym lasem - pięknym czyli bukowym:

umyć twarz w strumyku, który leci z korytka rurką, by dojść do auta. 
Choć na koniec wspólne zdjęcie:

Zjeżdżamy jeszcze do Brennej i w Manufakturze Smaku zjeść ciacho/loda oraz napić się kawy.
Na koniec pozostaje jeszcze przejazd, tym razem lecimy główną trasą, jedynie odcinek Goczałkowice - Pszczyna tradycyjnie się kibluje, więc znów kręcimy się po bocznych drogach i nasze świętowanie kończymy w domu.
Było świetnie! Pyszne kiełbasy - nie ma to jednak jak z kija kiełbaska pieczona na ognichu!

Nasza trasa - znów 14km i 500metrów przewyższeń.

Komentarze

  1. Jaworowa zawsze jest fajna, warto się przejść przez całą halę i zejść wzdłuż starego wyciągu do Brennej ...
    Ale wariantów jest sporo i każdy daje radę 🙂 No i kiełbasa z kija, to na pewno poprawiło jakość wycieczki 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam to zejście z Twojej relacji. Bardzo bym chciał nim się przejść ale odkładam go na jesień/późne lato.
      Kiełbasa była pychota - tak jak na biwaku :)

      Usuń
  2. Przez długi czas podchodziłem do Śląskiego trochę jak pies do jeża, zrażało mnie właśnie mocne "ucywilizowanie" tego pasma, tłumy turystów i schroniska na każdym kroku. Na Jaworowej byłem zimą z Sokołem, szliśmy bezszlakowo przez Kotarz i ta wersja Śląskiego mi odpowiada ;) Była to moja pierwsza wizyta w Śląskim chyba od czasów szkoły średniej, czyli daaawno, bo nie licze wyjazdów na skoki narciarskie do Wisły. Kwestia właściwego doboru szlaku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też długo tak podchodziłem do Śląskiego. Ale właśnie Jaworowa, dzięki Sokołowi pokazała, by się do jakiegoś pasma nie zrażać, bez poznania go. Właśnie sobie uświadomiłem, że zawsze od strony Kotarza wychodzę na nią, ale z tej strony wyjście robi na mnie największe wrażenie.
      Tuł, Radziechowska, Cieńków i Jaworowa to najfajniejsze miejsca w BŚ!
      Ciekawe gdzie jeszcze dotrzesz? :)

      Usuń
    2. Zeszłej jesieni byłem na Błatniej w apogeum "kolorków", Radziechowska zaliczona z morzem mgieł w dole, na Cieńkowie jeszcze nie byłem. Na Tule tak, ale to już nie Beskid Śląski.

      Usuń
    3. O zapomniałem o Błatniej. Choć w sumie i teraz grzbiet między Skrzycznem a Baranią też jest ekstra widokowy. Tuł niby jest na Pogórzu, ale według nowej regionalizacji już jest w Beskidzie Śląskim ;)
      Ciekawostka - w Koronie Beskidu Śląskiego Tuł jest ostatnim szczytem do zdobycie, lub Trójstyk - no ale te Korony to już mają do siebie, że one sobie same ustawiają swoje granice/najwyższe szczyty.
      Ja traktowałem Tuł jako BŚ, nie zwróciłem uwagi, że on jest do Pogórza Śląskiego zaliczany.

      Usuń

Prześlij komentarz