Spisko - Pieniński wyjazd z widokiem na Tatry

Październik. Miesiąc chyba najciekawszy, najbardziej kolorowy. W tym roku znów udało się spędzić weekend w górach. Tym razem padło na Pieniny.
W planach mamy ruszyć na szlaki, popodziwiać kolorową jesień i widoki z jednych z najpiękniejszych polskich gór - Pienin. Taki plan, a jak wyszło?

Pierwotny plan był na Szczawnicę, jako bazę wypadową. Kusimy nią znajomych i pod koniec września dostajemy w beret. Miejsc brak. Co do cho...roby? Aaa - Redyk. To może ruszymy w rejony dotknięte powodzią? Chwilę szukaliśmy noclegu w rejonach sudeckich, ale z podobnym efektem, więc finalnie wybraliśmy kierunek Spisko-Pieniński.
W sobotni poranek wita błękitne niebo, więc z rana czas w drogę. Niestety ta idzie powoli, wpierw spokojny przejazd 94ką, za Olkuszem autostrada to nie jest, potem zatłoczona obwodnica Krakowa i na koniec korek na zjeździe na zakopiankę. Dopiero za Pcimiem droga robi się mniej zatłoczona. 
Jak nie lubię zakopianki zza Krakowem, tak uwielbiam ten moment, kiedy dojeżdża się do Myślenic. Jest całkiem fajny widok na Beskid Makowski. Dziś wita nas widok gór, których szczyty giną w chmurach i tworzy to fajny efekt. Tak samo lubię drogę przecinającą góry wzdłuż Raby - dziś stoki po obu stronach fajnie się prezentuje w barwach jesieni.
Będziemy też pierwszy raz przejeżdżać tunelem pod Małym Luboniem. Liczę na piękne widoki zza nim a tu...po wyjeździe z tunelu wita nas szarość i kłęby burych chmur. Widoków zero...
Przerwa na kawę w zimnym Nowym Targu i ruszamy dalej. Im bliżej jesteśmy celu, tym na niebie pojawia się więcej słońca, a we mnie nadziei. W końcu docieramy praktycznie na sam koniec Sromowców Niżnych gdzie udaje się znaleźć bezpłatny parking, skąd rozpoczynamy wycieczkę. Oczywiście...
na Trzy Korony!

Czeka nas dość krótka ale dość stroma wycieczka. Ruszamy i po chwili mijamy schronisko, gdzie odbijamy w stronę Wąwozu Szopczańskim.

Daaawno temu (to było chyba jesienią 2005go) wchodziłem tym szlakiem po raz pierwszy na Trzy Korony, ale praktycznie nic z tego nie pamiętam, więc dziś będzie to dla mnie w sumie debiut. 
Z ciekawością patrzę na to co przed nami. Na wąwóz wśród stromych zboczy. Robi się coraz bardziej wąsko. I ciekawie:

Mijamy część ze skałkami i szlak wchodzi w las. Tu zaczynają się schodki, drabinki. Robi się ciemniej, mroczniej ale mimo to ładnie:

I tłoczno...
Ale...pięknie!:

Kilka minut wysiłku i docieramy do przełęczy Szopka, od której nazwę wziął wąwóz. Ludzi tu dalej jest naprawdę sporo, zajęte wszystkie ławki, znajdujemy kilka miejsc i zasiadamy by coś zjeść i odpocząć. Widoków dalekich brak:

Pozostało nam krótkie, ale równie intensywne podejście. Słońce, które znikło tu robi nam nadzieję, podświetlając pięknie las:

Nagle na szlaku robi się poruszenie. Spowodowane to jest smokiem, który schodzi ze ścieżki:

Mała ale przepiękna salamandra! W końcu po latach udało mi się ją uwiecznić na zdjęciu. Radość mam niesamowitą. W końcu ostatnim razem oglądałem ją w drodze na przywitanie wiosny na Pilsku wiosną 2010 roku...
Wychodzimy na piękną łąkę:

Już wcześniej między drzewami było można dostrzec góry obok - Beskid Sądecki, w który udało mi się odwiedzić nieco miesiąc wcześniej, teraz możemy go obejrzeć w pełnej krasie, a dokładnie to pasmo Radziejowej:

W drugą stronę można pooglądać piramidy Pienińskie:

Pięknie tu! Ale już rzut kamieniem od nas, za grzbietem znajduje się wejście na platformę, więc...kupujemy bilety i stajemy w kolejce. (można zapłacić kartą)

Dzięki kolejce można na spokojnie popodziwiać widoki. Na przykład na Czerwony Klasztor założony w 1319 roku leżący nad Dunajcem:

Kolejka za nami rośnie, powoli się przesuwamy do przodu. Po chwili między gałęziami mamy widoki na Jezioro Czorsztyńskie:

Poniżej widać wstęgę Dunajca:

Jest chłodno, widoków dalekich nie ma, jest kolejka. Czy warto tu stać? 
Moim...tak. 
Z lewej widać Wysoką, najwyższy szczyt Pienin:

W stronę Babiej Góry:

Jednak w tę najbardziej ciekawą stronę, w stronę Tatr widoków nie ma. Są lasery, znów (tak jak w 2011 roku), ale Tatry w chmurach...

Trudno. Będzie trzeba tu wrócić! 😀
Zdjęcia grupowe i schodzimy, udostępnić ja oczekującym za nami. 
Schodzimy do auta i wybieramy do tego szlak zielony z Polany Kosarzyska. Do której dość szybko docieramy:

Szlak wiedzie lasem, jest w nim dość ciemno, więc do schroniska docieramy w mig.

Pod schroniskiem widzimy, że na Trzech Koronach zawitało słońce - rzucam pomysł aby wrócić, który jednak pozostaje zbyty milczeniem 😁

No to szkoda...rzut okiem na ludzi będących na platformie:

i schodzimy do aut. Szybki rekonesans w restauracji - brak stolików, więc na obiad ruszamy do Niedzicy. Wychodząc pojedzeni widzimy, że w końcu na horyzoncie majaczą ostre kły! Teraz...?

Ruszamy na kwaterę. Czekając na klucze podziwiamy taki oto widok:


Tatry.
Pierwszy poranek wita nas różem za oknem. Zbieram się szybko i wybiegam na pole (mowa zgodna z regionem 😋).

Ale jak widać Tatry:


Pięknie. Wracam dospać, potem śniadanie i zbieramy się. Pooooowoli. Więc znów rzut matrycą na Tatry:

Oczywiście na miejscu średnio rozpoznaje szczyty, ale Bielskie Tatry bez trudu nazywam - ..edit okazuje się, że jednak nie - znaczy bez trudu je poznaje, że to Bielskie, ale już poszczególne szczyty.
Od lewej Lodowy Szczyt (T. Wysokie), Płaczliwa Skała, Hawrań i nie Murań a Nowy Wierch:


Od lewej:
Kieżmarski Szczyt, Łomnica, pod nią Zadnie Jatki, dalej za nimi wystają - Poślednia Turnia (znów edytowane), Durny Szczyt, Mały Durny S., pod nimi Szalony Wierch a za nim Baranie Rogi:

W końcu ruszamy. Krętymi drogami docieramy do...Łapszanki. Tu krótkie podziwianie widoków, zdjęcie grupowe i

ruszamy ku naszemu celowi. Po drodze znów krótki przystanek na zdjęcie:

i poprzez Tatrzańską Jaworzyne, Łysą Polanę docieramy do celu. Gdzie okazuje się, że nie ma już miejsc na parkingu, na kolejny też nie i na kolejnych też nie, aż w końcu dojeżdżamy na Polanę Głodówka gdzie zatrzymujemy się na naradę. Stwierdzamy, że nie ma sensu te dwa km drałować, więc wdrażamy plan B. Wracamy na Słowację. Mijamy Zdziar, Tatrzańską Koltinę:

i nagle zaczyna padać. Potem przestaje, zaczyna się przejaśniać, jednak od Starego Smokowca z każdym mijanym zakrętem robi się coraz ciemniej, aż w końcu zaczyna padać i to konkretnie. Gdy dojeżdżamy nad Szczyrbskie Jezioro leje na całego a temperatura to 5 stopni. Zgodnie stwierdzamy, że nic tu po nas. W drodze powrotnej w Wysokich Tatrach zatrzymujemy się na obiad. 

Zimno, mży więc ruszamy na kwatery. Dopiero pod nimi, deszcz zanika. Góry parują, więc postanawiamy się przejść na spacer.




Naszym celem jest wodospad. Piękny!

Robimy sobie zdjęcia rodzinne:

Postanawiamy jeszcze podejść wyżej, pod drugi wodospad.

Tu zejście jest całkiem ciekawe. Śliskie błoto, liście, ścieżka ledwo widoczna ale jakoś złazimy i oto on:

Wejście z powrotem na drogę jest jeszcze bardziej ekscytujące, ale koniec końców udaje się wrócić na asfalt i podchodzimy jeszcze do jakiegoś gospodarstwa typu PGR:


i wracamy, bo zaczyna kropić. 

Homole.
Trzeci dzień wstaje nieco zachmurzony. Zza oknami pasą się krowy.

Po śniadaniu wyskakuje na chwilę by nasycić oczy widokami - zaczyna się przecierać:




Puszczam w górę drona. Widok w kierunku Tatr:

oraz w kierunku Gorców:

Czas na wyprowadzkę. Ale jeszcze nie jedziemy do domu. Podjeżdżamy nad wodospad w Kacwinie, niestety dojście od strony mostu nie ma, więc szybkie zdjęcie (link do zdjęć z dołu) :

i ruszamy do Szczawnicy, a dokładnie do Jaworek. Po drodze oczywiście przerwa w widokowym miejscu na zdjęcie:

a potem już spokojny przejazd do celu. Ale...na wjeździe do Szczawnicy zatrzymuje nas stado...łowiec:

w aucie następuje niesamowita radocha. Co niektórzy aż piszczą ze szczęścia!
W końcu możemy ruszyć i jedziemy, mijamy wypadek - ktoś musiał nieźle zapi..ć skoro wpierw rozbity van stoi, a po kilkunastu metrach osobówka wbita w dostawczaka...a już dosłownie za kilkanaście metrów dwóch kierowców omijając busa wymusza na mnie pierwszeństwo, z czego drugi prawie na czołówkę we mnie uderzył...w Szczawnicy tłumy. Masakra...w końcu parkujemy i ruszamy do Wąwozu Homole:




Błotnisty szlak zostawiamy za sobą i docieramy na kawę do Szałasu Bukowinki. Po kawie podziwiając widoki rozpoczynamy zejście:



Podziwiamy Beskid Sądecki, podziwiamy dolinę Grajcarka i jesień wokół. Za nami zostaje Wysoka:







Na sam koniec spotykamy jeszcze stado owiec, więc chwilę je obserwujemy:




I nie pozostało nic innego jak wrócić do domu...
Koniec.

Ps. Z planów na pewno nie udały się Tatry. Szkoda braku słońca na Trzech Koronach ale za to była salamandra, owce, piękne widoki i cudne towarzystwo.
Centralnie nasze domki, w których gościliśmy, zdj. Marka:

Komentarze

  1. Widoki na Tatry wygrywają. Bardzo fajnie było je widać.
    Za późno się zebraliście na wolne parkingi przy takiej pogodzie ;)

    Kolejka na Trzy Korony chyba warta stania, o ile jest w akceptowanej długości. Bo widziałem na zdjęciach wręcz absurdalną długość. Wtedy by mi się nie chciało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie za późno się zebraliśmy, ale w niedzielę była kiepska pogoda, więc myślałem, że może się uda...
      No my stanęliśmy tak w sam raz, choć jednak trochę czekaliśmy - ok 40 minut. Natomiast raz na jakiś czas...ja ogólnie byłem za opcją dojechać na wieczór i z rana już być na "miejscu" i może następnym razem tak to zrobimy.

      Usuń
  2. Warunek trafiony w dyszkie. Pieniny to temat godny, uwielbiam to! pasmo. Złota polska jesień aż miło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słońca nieco brakło ;) ale deszczu za dużo też nie było, więc jest ok ;)

      Usuń

Prześlij komentarz