Kraina pierwsza. Istria.

Część druga-Chorwacja.
Choć tak na prawdę to tylko część miasta, bo poza Rovinj nie wyściubiliśmy nosa, ani się po nim jakoś za wiele nie włóczyliśmy. W końcu to wakacje z dzieckiem, więc była plaża i późno popołudniowe spacery...

Tak właśnie zapamiętam to miasto, przynajmniej dwa razy dziennie obok przechodziliśmy ;)

Rovinj to miasto obecnie leżące w Chorwacji na półwyspie Istria, założone w VII w. p.n.e. Co ciekawe założono je na wyspie, dopiero w 1763 roku połączono je z lądem.
Osada była pod panowaniem Ilirii, Cesarstwa Rzymskiego, Cesarstwa Bizantyjskiego, Państwa Frankońskiego. Prawa miejskie uzyskała podczas czasów kiedy weszło w skład Republiki Wenecji.
Przed I WŚ należało do Cesarstwa Austriackiego, w okresie międzywojennym aż do 1945r., do Włoch, by po wojnie wejść w skład Jugosławii.
Dziś nazywane jest Chorwackim Saint Tropez, a jego wąskie, kręte uliczki, oraz kamienice z powiewającym praniem robią fajne wrażenie.
Miasto piękne. Uliczki z kamienia (dość mocno wyślizganego, no ale ma swoje lata), wąskie, kręte, ze schodami, knajpkami, restauracjami...no i bryzą morską.  Choć nas jedne z pierwszych zapachów jakie zaatakował, to zapach ryb, najprawdopodobniej z skrzynek stojących obok hali stojącej obok portu.

Miasto widziane z okolic parkingu, na wprost półwysep z katedrą i dzwonnicą na szczycie, z lewej klasztor na wzgórzu, a po środku port.

Z miasta można odbyć wycieczkę do Wenecji, która jest za zatoką...może to nawet takim statkiem?
Zdjęcia z...tarasu apartamentu :)

Monument poświęcony poległym w czasie II WŚ. Znajduje się obok targu.

Z tej części nadbrzeża można również wypłynąć na różne rejsy, np łodzią imitującą łódź podwodną, z przeszklonym dnem, wieczorem widziałem, że również z światłami oświetlające dno. Również  któregoś dnia minęliśmy prom, na którego upychano dostawcze auta.

Na dawnej wyspie są najbardziej klimatyczne uliczki, najdroższe restauracje, są galerie artystyczne, klimat jest niesamowity:




Na samym półwyspu krańcu są skały, bunkier i Kościół św. Eufemii:


Kościół, niestety ale przy wejściu jest zakaz robienia zdjęć, więc mam tylko z zewnątrz:


Na skałach wieczorem siedzą ludzie pijąc wino, czytając książki, kąpiąc się w niezwykle przejrzystej wodzie. Lub jak my, oglądają zachód słońca:


Idąc dalej dochodzimy do najbardziej komercyjnej części miasta. Są tu bardzo drogie restauracje, ale nic dziwnego, skoro można zjeść na tarasie oglądając port oraz piękne widoki:




Port:

Część miasta nie leżąca na dawnej wyspie, również posiada piękne uliczki:



Podczas pobytu, trafiliśmy na letni festiwal, w porcie rozstawiona jest scena, któregoś dnia trwa próba, zespół stroi instrumenty, dopasowuje nagłośnienie; po dwóch utworach zapowiadają, że koncert będzie o 21 godzinie. Na koncert idą dziewczyny, a tata siedzi w domu popijając piwo.
Zresztą miasto wieczorem nabiera jeszcze większego uroku:





Dnie mijają nam na chodzeniu na plażę, oraz spacerach po uliczkach.
Woda jest chłodna, ale bardzo przejrzysta, dno szybko opada. Plaża jest kamienista, jak i dno w morzu.

 Pierwszego dnia, przy drugim wejściu, nadeptuję jakiś kamień, co powoduje, że przez następne dni chodzę z wielkim bólem, dwa wieczory odpuszczam spacery. Wtedy degustuje piwo Chorwackie. Na pierwszy ogień idzie Ožujsko, ale jest średnie, więc kolejne jakie próbuje to Karlovačko. 
Korzystamy również z okazji i płyniemy na safari delfiny. Będzie okazja obejrzeć Rovinj z morza:



Przy okazji możemy obejrzeć taras naszego apartamentu :) :

Płyniemy teraz na morze. Mijamy Wyspę św. Katarzyny (na której jest hotel, oraz pałacyk...hrabiego Ignacego Korwin-Milewskiego, zbudowany na przełomie XIX i XX wieku), mijamy Hotel Istra, położony na wyspie, oraz latarnie morską z 1853r.

Jest też motyw górski:
To najpewniej Vojak, który ma 1401 m npm. Odległość to ok 54km.

W końcu dopływamy. Pływa tu sporo większych statków, motorówek jak i trzy skutery wodne. Wszyscy czekają rozglądając się za delfinami...

Aż nagle słychać okrzyki i wszyscy na naszej łódce lecą na jedną stronę:

Aparatem, telefonem, kto co ma, tym robi zdjęcia. Też to samo robię ;) :
Niesamowita frajda zobaczyć na wolności delfiny! Wszyscy-córa, mama i tata są zadowoleni ;)
A one chyba bawią się z nami. Wyskakują po kilka razy i znikają. Po chwili pojawiają się jakiś kawałek dalej, a wszystkie łodzie płyną za nimi. Niektórzy mają szczęście być blisko:

Na morzu też jedyny raz nas trochę zmoczył deszczyk. Wieje wiatr, słońce zaczyna zachodzić, więc zaczynamy powrót. Choć jeszcze kilka zdjęć robię.
Rovinj w świetle zachodzącego słońca:

Lekko nieostre zdjęcie, ale...ta chmura ;)

Na koniec kilka słów o jedzeniu. Spróbowałem Ćevapčići, jemy również pizzę (z racji wpływów włoskich), ja rybę-Orade, czyli doradę, żona kalmary. Jedzenie bardzo smaczne, świeże. Bardzo fajna obsługa. Jakże inaczej niż u nas...
W pizzerii kelner od razu wyłapuje, żeśmy Polacy, gdy siadamy na ubrudzonym stole przez jakieś ptaki, woła "Pociekaj, pociekaj" i za chwilę wyciera ;) .

Na koniec jeszcze zdjęcie apartamentu:


I taras :)
Na którym miewaliśmy odwiedziny:
Gorzej, że codziennie z rana (ok 4-5tej) ich wrzaski, przynajmniej mnie budziły...

I to już koniec krótkiego spisu, opowieści o Rovinj.
Na sam koniec kilka informacji. Parkingi są płatne od 6-23. Są sprawdzane, widziałem kilka aut z założonymi blokadami. W niedzielę gdy przestawiałem auto z rana, to przed godziną 7mą jeździł pan na skuterze i sprawdzał czy wszystkie auta mają uiszczoną opłatę. Ja głównie parkowałem niedaleko plaży (z tarasu widziałem auto, choć drogą to ponad 1,5km), tam można było opłacić na ok 1,5 dnia (maksymalnie 200 kun), co ważne, opłatę można było zrobić kartą. W mieście, w strefach B i C opłaty można dokonać tylko w automatach na bilon, na maksymalnie 4 godziny, a w strefie A na 180 minut. 
Przy porcie jest też targowisko, z owocami, lokalnymi wyrobami i pamiątkami, ale raz, że drogo, to próbują oszukać ;) nam sprzedawca próbował w "gratisie" sprzedać dwie kiście w cenie, gdzie gratis był chyba uśmiech ;) .
Supermarket jest niedaleko portu. Gdy wracałem z torbą z zakupami, to sprzedawcy z targu chcieli mi prawie zajrzeć, co w niej niosę :)))
W mieście jest pełno skuterów. Ale nic dziwnego, w części uliczek nie wjedzie się autem. A jak nawet się wjedzie, to ciężko się minąć, zresztą często szerokość uliczki pozwala na zmieszczenie jednego pojazdu. Po naszej uliczce kilka aut przejechało.
Odnośnie aut, jazdy. Słyszałem klaksony, ot chłopak na głównej drodze wyszedł z auta, po chwili ktoś za nim zatrąbił. U nas by się pewnie zaczęła nerwówa, machanie łapskami itd, a tu chłopak wsiadł w auto i odjechał. Gdy na wąskiej uliczce nadjechała taksówka i kierowca pomagał wnosić bagaże, kierowcy jadący w przeciwną stronę...zgasili silniki i spokojnie czekali...rzecz nie pojęta w Polsce...

I to koniec opowieści. O pierwszej krainie.

Komentarze

  1. To już lekkie przegięcie, że osoby na pobyt też muszą płacić jak normalny turysta kilkugodzinny... Zazwyczaj hotel/hostel/pensjonat ma jakieś swoje miejsca parkingowe, które udostępnia klientom.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko my byliśmy w apartamencie prywatnym. Hotele mają swoje parkingi, pensjonaty w domach również, a my mieszkaliśmy, że tak porównam, jak na rynku w Krakowie. Fakt, że wtedy na to kląłem, szczególnie, gdy wrzucałem bilon po kunie a po ok 40tu mi automat wszystko wyrzucił...ale z drugiej strony przynajmniej ruch w części miasta bardzo mały, poza służbami, taksówkami czy autami z dostawami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hotele i pensjonaty również są prywatne :P

      Podejrzewam, że wszystko zależy od właściciela. Rezerwując np. nocleg na bookingu przeważnie od razu widzę, czy jest parking i czy darmowy...

      Usuń
  3. Kwatera była z polecenia. Więc z parkingiem wiedziałem, że trzeba będzie płacić. Może lekką nadzieję mieliśmy, ze znajdziemy jakiś bezpłatny.
    Nasz apartament nie miał podwórka, więc i nie miał miejsca parkingowego ��

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz