Oświęcim, miasto z osiemset letnią historią, to kolejne miejsce, które głównie znam z przejazdów przez nie, podczas moich wycieczek w góry. To jadąc przez Oświęcim najszybciej dojadę w Beskid Mały, dawniej to właśnie drogą przez to miasto podążałem w Tatry.
Miasto, również kojarzone, z czasami II WŚ, z niemieckimi obozami, ale dziś nie będzie (prawie) żadnych wzmianek o tym okropnym okresie. Miasto, ma przecież również starszą, kilkuset letnią historię.
Kilka lat, temu, jakiś krótki czas miasto odwiedzałem kilku krotnie w pracy, wtedy też, wracając do domu, by ominąć korki na moście Jagiellońskim, pojechałem przez centrum i odkryłem, że miasto posiada zamek.
I właśnie tak w ciepłą niedzielę, postanawiamy pojechać na spacer, zwiedzić starszą cześć miasta, wejść na zamek. Taki plan mieliśmy rok temu, ale wtedy miały być jakieś obchody, miał prezydent kraju zjechać na nie, co pewnie się równało i korkom, blokadom...więc wtedy pojechaliśmy do Żor.
Oświęcim leży w zachodniej Małopolsce, w Kotlinie Oświęcimskiej nad rzeką Sołą, która wpada do Wisły na północnych krańcach miasta. Tyle rysem historii i geografii. W nieco ponad półgodziny dojeżdżamy do miasta i na rondzie zamiast skręcić jak zwykle w prawo, jedziemy na wprost, przejeżdżamy po moście i zjeżdżamy na parking. Pierwsza dobra informacja - parking w soboty, niedziele i święta jest darmowy. Skoro zaparkowaliśmy pod zamkiem, to idziemy go zwiedzić.
Zamek składa się z XIII wiecznej baszty i łącznika dobudowanego w latach 1929-1931, oraz starego skrzydła z XVI w, które co ciekawe, jeszcze na początku XX wieku zostało rozbudowane (w 1904 roku obecny właściciel dobudował jedną kondygnację i przeprowadził remont; po więcej informacji zapraszam na stronę
muzeum ). W latach 1805 i 1813 powodzie podmyły brzeg, co spowodowało, zawalenie się murów i budynków gospodarczych.
Muzeum jest otwarte. Okazuję się, że za 20 minut będzie wchodzić grupa do podziemi, które od trzech lat można zwiedzać. Więc kupujemy bilety na basztę, muzeum i do tuneli i żeby nie czekać, wchodzimy wpierw na basztę, następnie po zejściu oglądamy gabloty w dwóch salach. Generalnie sama baszta, najstarsza część zamku, trochę rozczarowuje. Jest jeszcze mocne słońce, więc widoki są średnie, a w samej baszcie nie ma nic poza dwoma tablicami informacyjnymi.
Gdyby tak można wieczorem wejść, pewnie widok na góry (Beskid Mały) byłby dużo ciekawszy, nam góry ledwo go majaczą. Sołą płyną kajaki, widać dachy starówki. Schodzimy. Gdy okazuję się, że wszyscy już czekają na wejście do tuneli, przewodnik zabiera nas do sali, ucharakteryzowanej na okopów z czasów I WŚ, gdzie w bunkrze z drewna 😉 oglądamy krótki film wprowadzający w zabawę, w którą się będziemy bawić w tunelach. Film wspomina, krótko o tym jak Polacy w czasie zaborów walczyli przeciwko sobie, pod różnymi armiami zaborców.
Schodzimy do tuneli, tu jeszcze tylko wspomnę, że tunele pod wzgórzem mają kierunek wschód-zachód - tunele wykopane podczas zaborów austriackich pod koniec XVIII wieku, oraz północ-południe, zbudowane przez Niemców podczas okupacji, w latach 1940-44.
W chłodnym korytarzu, opiekunowie z muzeum, wyjaśniają nam zasady gry-zabawy. Dostajemy mapniki i czas start! Jako, że pierwsi się zgłosiliśmy do podania nazwy grupy (moim imieniem), to i pierwsi ruszamy. O ile idąc tu, miałem głupkowaty uśmiech i podchodziłem do tej gry sceptycznie, to po wystartowaniu razem z żoną się całkiem w nią angażujemy, co to za gra, na czym polega nie powiem, ale mogę od siebie ją polecić. Na końcu siedzimy na ławkach i obserwujemy jak kolejnym grupom po nas idzie zdobywanie punktów. Ha, wygrywamy!
😁
Po wyjściu, grupy się rozchodzą, my wracamy do zamku, zwiedzić pozostałą wystawę.
Oto przekrój, opisany w podanym przeze mnie wcześniej linku do muzeum:
Zielniki z 1613 roku.
Jeśli lubicie obejrzeć stare rzeczy, to moim zdaniem warto się do tego muzeum wybrać. Muzeum prezentuje życie przed wojenne, oraz odnalezione zabytki odkopane podczas prac archeologicznych prowadzonych w mieście i zamku. Dodatkowo honorują zniżki, więc ja znów wszedłem o parę złotych taniej 😉 . Mnie się podobało!
No a teraz czeka nas jeszcze spacer po starówce. W planach zwiedzenie rynku miasta, odszukanie synagogi. Oraz zjedzenie lodów, bo jest ciepło, nawet bardzo, choć do upału jeszcze ciut brak.
Rynek główny został wytyczony podczas lokacji miasta. Był to centralny punkt handlowy miasta, otoczony wpierw drewnianą zabudową, dziś otaczają go w większości murowane kamienice z XIX wieku.
W 2014 roku została zakończona rewitalizacja rynku, w wyniku której został odtworzony jego przedwojenny wygląd. Brak jedynie zburzonego przez Niemców pomnika św Jana Nepomucena. Dziś za parkuje tu zielony duży fiat:
Wpierw obchodzimy rynek, oraz spacerujemy uliczkami wokół. O ile wokół rynku kamienice są zadbane, bardziej lub mniej, to już kilka uliczek dalej, stan niektórych jest dużo gorszy, jedna na rogu placu Kościuszki i ulicy Solskiego jest nawet zasłonięta i ogrodzona. Oby to był remont.
Plac Kościuszki. Na skwerze rośnie duży klomb pełen róż, które niesamowicie pachną!
Następnie wracamy by zjeść lody i ruszyć w poszukiwaniu synagogi. Na rynku są też fontanny, gdzie dzieciaki dokazują, aż chciałoby się do nich dołączyć! 😉
Jedyna ocałała synagoga z pożogi wojennej, znajduję się na placu Jana Skarbka, dawniej zwanym Szpitalnym.
Z tego placu, żydzi oświęcimscy byli wywożeni do gett w Sosnowcu, Będzinie i Chrzanowa, skąd dopiero później trafili do obozu Auschwitz.
Obok synagogi, wyremontowanej w lipcu 2020 roku znajduje się muzeum, oraz Cafe Bergson. Idziemy ugasić pragnienie. Żona zamawia frappe, ja wybieram bezalkoholowe piwo i okazuje się, że mój wybór to strzał w 10tkę. Piwo ma smak mango i marakuji, jest wbrew mniemaniu gorzkawe i gdybym nie wiedział, że nie ma procentów, to po smaku by nie odgadł. Do domu bierzemy po puszce.
Budynek, w którym znajduje się kawiarnia, to dom ostatniego żydowskiego mieszkańca, Szymona Klugera zmarzłego w 2000 roku, jednym z trójki rodzeństwa ocalałego w holokauście. Na jednej ze ścian wiszą pozostałe rzeczy po poprzednim właścicielu:
Można też, wykupić bilet wstępu do muzeum, z którego można wejść do synagogi. Co też czynimy.
W salach są wystawione dokumenty, eksponaty, zdjęcia przedstawiające życie lokalnej społeczności żydowskiej. Są również multimedia, a gdy wchodzimy słyszymy głos kobiety, która akurat opowiada o wojnie i jej słowa, będę dłużej słyszał; "uciekaj, uciekaj". W mieście od połowy XVI wieku zaczęli się osadzać, w 1921 roku było ich ok 40% z liczby mieszkańców (prawie 5000 osób). Będąc w muzeum nie da się pominąć, tej mroczniejszej historii związanej z miastem.
Jednak nas najbardziej zaciekawiła sama synagoga. Jak wspomniałem, Synagoga Chewra Lomdej Misznajot, jako jedyna nie została zniszczona, w czasie II WŚ pełniła funkcję magazynu broni, po wojnie, przed wyjazdem z kraju służyła pierwotnym funkcjom, następnie stała pusta, by w latach 70tych została przejęta przez państwo, pełniła rolę hurtowni dywanów. Dopiero w 1998 roku budynek został zwrócony gminie żydowskiej w Bielsku-Białej.
Mezuza. Czyli zwitek pergaminu z naniesionymi dwoma fragmentami Tory.
Synagoga, to nie jest tylko miejsce modlitw i nabożeństw. To miejsce, w którym studiowano Torę i Talmud, miejsce zebrań a także mogła być siedzibą gminy żydowskiej.
Synagoga Chewra Lomdej Misznajot została odtworzona w stylu pierwotnym w oparciu o wspomnienia ocalałych z Zagłady.
Stoję przed bimą, a więc podwyższeniem, które służy jako miejsce przemówień. Na niej stoi stół do wykładania i czytania Tory. Między oknami stoi Aron ha-kodesz, czyli szafa ołtarzowa, w której przechowuje się zwoje Tory, zasłonięta parochetem, czyli kotarą rozdzielającą strefę sacrum od profanum. Po prawej stoi amud (pulpit kantora), a między nimi na ścianie umieszczono tablicę sziwiti (plakieta ze słowami psalmu 16 i wersu 8go).
Aron ha-kodesz.
Sziwti.
Amud.
Synagoga obecnie nie posiada rabina, a służy głównie do modlitw dla odwiedzających miasto żydów.
Idziemy jeszcze zobaczyć zdjęcia z życia miejscowych żydów, oraz odwiedzamy salę, w której jest świadectwo Zagłady, to w niej słychać puszczone nagranie z relacjami świadków:
Na koniec odwiedzin idziemy jeszcze nad rzekę, na krótki spacer. Brakło już nam czasu i sił, niby nie jest upalnie, jednak sił trochę ubywa, do tego głodni się robimy, co oznacza, że czas wrócić do domu na kolację. W planach było zwiedzenie jeszcze kirkutu, ale pewnie jeszcze do Oświęcimia wrócimy.
Soła widziana w kierunku północnym (za niecałe 3km wpadnie do Wisły), z kładki pieszej.
Zamek i most Piastowski.
Kościół Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w Oświęcimiu, zbudowany w połowie XIV w.
Wracając, przejeżdżamy tylko obok niemieckich obozów KL Auschwitz, następnie KL Birkenau.
Raczej wątpię bym kiedykolwiek zrobił tam jakieś zdjęcie...
Na koniec, przejeżdżając przez Imielin, zatrzymujemy się przy kościele, który jest dość...dziwny.
I takim minimalistycznym akcentem 😉 kończymy wycieczkę.
Komentarze
Prześlij komentarz