Nad chmurami.
Spośród wycieczek w Tatry, tą wspominam dość miło. Koniec listopada 2013roku.
Była to wyjazd nieco miesiąc po ślubie, stąd miłe wspomnienia 😏...a może to te morza chmur, których nigdy potem nie ujrzałem?
Po dojściu na przełączkę, pozostaje nam wejść na nasz cel, Ciemniaka. Trasa łatwa, więc idzie się spokojnie...ale za to podziwiając widoki:
Na koniec wchodzimy w tę mgłę, robi się zimno, więc...w pensjonacie będzie się trzeba zagrzać, niestety tego dnia woda w jacuzzi jest zimniejsza...
W piątek dojeżdżamy na kwatery. Wieczorem idziemy na krótki spacer w ciemnościach w głąb Doliny Kościeliskiej, gdzie zaczynamy napitkami wieczór, który kończymy mocząc się w jacuzzi i popijając drinki.
W sobotę z rana plan na wyjście w góry.
Po wyjściu za drzwi pensjonatu, szok, mróz, szyby w autach pomarznięte (nie pamiętam, ale chyba termometr w aucie pokazywał -7 stopni), więc by nie zamarznąć ubieramy się ciepło i ruszamy, znów w głąb Doliny Kościeliskiej.
Jednak, jak i dzień wcześniej, nie idziemy nią daleko, ale szybko odbijamy na szlak czerwony i od razu zaczynamy nabierać wysokości, co powoduje, że po chwili zaczynamy się rozbierać. Ma na to wpływ na pewno wysiłek, wyjście z "cienia w dolinie", oraz...inwersja temperatury. Za sobą zostawiamy mgły, więc gdy wychodzimy z lasu na skraj Polany Upłaz, pojawiają się pierwsze widoki na wyższe szczyty, bo wcześniej mieliśmy możliwość oglądać kopki Tatr reglowych , z polany zaś oglądamy Kominiarski Wierch. Kończysta Turnia i Zawiesiste Turnie, z prawej widać Przysłop Miętusi.
Kominiarski Wierch, poniżej widać bacówki na Polanie Stoły.
Podchodzimy skrajem tej polany, następnie krótki odcinek w lesie i robimy popas pod skałą zwaną Piecem. Trzeba coś zjeść, bo przed nami teraz sporo podchodzenia do góry.A będzie tych metrów podejść całkiem sporo, ponad 500.
Idziemy dziś na Ciemniak, jeden z Czerwonych Wierchów. Już stąd widoki są obiecujące, choć widać, że już niedługo będziemy szli po śniegu. No właśnie widoki. Są stąd na:
Giewont i grzbiet opadający od Małołączniaka, Czerwony Grzbiet.
Oraz na...morze chmur, między Tatrami a Pilskiem i Babią Górą.
Podchodząc coraz wyżej mija się źródła wody. Tam właśnie dziś przebiega granica, powyżej której leży śnieg. Robimy zdjęcia, robią nam zdjęcia. Po czym ubieramy kurtki i ruszamy dalej. Tu gdzieś też zbaczamy ze szlaku, podążając za śladami.
Z żoną.
Niestety zbaczamy też z bezpiecznej drogi. Wejście po szlaku, grzbietem opadającym Ciemniaka jest dość bezpieczne, my natomiast trawersujemy od północy Chudą Turnię. To pierwszy śnieg, zbity, twardy. Sam z siebie nie zjedzie, bo jest mocno związany z podłożem, natomiast nieuważny krok, potknięcie, może spowodować, że zjedziemy na sam dół...nieźle pokiereszowani. Więc idąc po śladach uważnie stawiamy kroki, ja dopiero pod wejściem na Chudą Przełączkę łapę się, że nie idziemy szlakiem. Na szczęście tylko jedno miejsce, jeden żleb trzeba bardzo uważnie przejść, reszta "ścieżki" wiedzie po mniejszym nachyleniu.
Trawers Chudej Turni, wyżej widać kolegę, za którym podążamy, który zbliża się do Chudej Przełączki.
Po dojściu na przełączkę, pozostaje nam wejść na nasz cel, Ciemniaka. Trasa łatwa, więc idzie się spokojnie...ale za to podziwiając widoki:
Od lewej widać Smerczyński Wierch, Kamienistą, Bystrą i z samej prawej strony zdjęcia Starorobociański Wierch.
No to ruszamy, bo jednak przed nami jeszcze trochę podejścia:
Idąc oglądam się za siebie, bo widoki są na prawdę niesamowite:
Widać nie tylko szlak, tą właściwą ścieżkę, ale i kolory jesieni walczące z zimą:
Pozostaje przed ostatnie mocne podejście na Twardy Grzbiet, którym już praktycznie jak po płaskim idzie się pod samą kopułę Ciemnaka, które jest ostatnim wysiłkiem.
Żona i ostatnia prosta, po "płaskim" 😉
Widok z pod szczytu na podszczytową prostą 😉
Odpoczynek, sesja, kanapki i piwo w nagrodę to czynności, które wykonujemy. Oczywiście pierwsze co, to podziwianie widoków, oraz zrobienie zdjęć krajobrazom. A jest jak najbardziej co podziwiać.
Tomanowy Wierch, a zanim morze chmur nad Kotliną Liptowską, którą zagradzają od południa Niżne Tatry.
Panorama Tatr Wysokich. Z prawej charakterystyczna piramida Krywania.
Po dłuższej przerwie, nasyceniu ciała i duszy ruszamy w drogę powrotną. Nie wiem czemu, ale w czasie zejścia, robię dużo mniej zdjęć. Więc nie będę się tu rozwodził, napomnę tylko, że powrót odbył się już po szlaku, więc przebieg bez przygód. Choć będąc jeszcze nad Piecem, pod którym będzie znowu odpoczynek, robię kilka zdjęć morza chmur, więc...już nie piszę, popatrzcie:
Ps. To koniec. W niedzielę następuje ocieplenie. I oberwanie chmury, cały dzień leje. Więc siedzimy do obiadu na sali i się nudzimy.
Zdjęcia pierwotne były strasznie ciemne, więc trochę je edytowałem, co pogorszyło jakość...
Komentarze
Prześlij komentarz