Kac Beskidy czyli moje kawalerskie. 2013r.

Na każdego, no prawie na każdego, przychodzi czas, że kiedyś traci swą wolność...
No i jest taka tradycja aby jakiś czas przed weselem zrobić też kawalerskie. Dla mnie oczywistą sprawą było, by spędzić taki dzień w górach. Do tego w miejscu, które coś dla mnie znaczyło.

Pewnego wrześniowego piątku rozpoczynamy, gdy podjeżdża do mnie Tomek. Wieczorem wchodzi gruszkówka. Rano wsiadamy już w trójkę w autobus, którym jedziemy pod dworzec PKP, by pociągiem dotrzeć w góry. W Bielsku dosiada się Robi, więc zanim wysiądziemy, konsumujemy pierwsze śniadanie, takie z puszki z pianką. Wysiadamy w Węgierskiej Górce, jest dość wcześnie rano, ale znajdujemy knajpę. Zjadamy coś, popijając oczywiście napojem z pianką. Następnie idziemy do sklepu, obok ronda (dziś już nie istnieje, jest skwer), tam kupujemy zapasy posiłków z pianką, w puszkach, ja kupuję jeszcze flaszkę, nemiroffa z papryką, którą długo jeszcze po tym weekendzie będę próbował skończyć. Czas ruszyć w góry. Nasz cel, to Rysianka, gdzie mamy zabukowany nocleg oraz czeka na nas sauna.
Początek szlak wiedzie wzdłuż drogi do Żabnicy. Mijamy fort Wędrowiec, który wcześniej już zwiedziłem. 

  Plecaki z posiłkami w puszkach nam ciążą, więc chwilę po wyjściu za wsią, nad domami, robimy kolejny popas. Po jednej puszce mniej do dźwigania. 
Zdjęcie Robiego - ja z Tomkiem.

No ale mimo, że mamy sporo czasu, w sumie nic nas nie pogania, to jednak może warto kawałek przejść, by zrobić kolejną przerwę, ale już w ładniejszych okolicznościach, te na domy do najładniejszych nie należą. Ruszamy więc powoli do góry, o ile początek nie jest zły, to podejście pod Borucz wypluwa ze mnie sporo sił.
Pojawiają się też widoki na Beskid Śląski:

Potem jednak przestają mnie interesować widoki, patrzę częściej pod nogi:

A to ja, ledwo co wlekący się pod górę:
Zdjęcie Robiego.
Gdy ścieżka odbija ku szczytowi Prusowa, chłopaki nią wyrywają do przodu. Ja prę, powoli ale drogą, którą wiedzie nas szlak:

Omijam z boku Prusów, mijam polanki i tak powoli noga za nogą idę. Wtem widzę jakąś chatkę, a obok...chłopaki na mnie czekają śniadając po raz kolejny. Dołączam do nich i ja.


Po jakimś czasie ruszamy dalej. Już nie daleko nam zostało do pierwszego ze schronisk, które są w okolicy, do schroniska na Hali Boraczej. 
Nigdy w nim nie spałem, choć na hali tak, kilkukrotnie. Wchodziliśmy z Żabnicy Skałki drogą, później docierałem i szlakiem czarnym. Widać, że trwa tam jakiś festyn. Tam kolejna przerwa na piwo 😋.

W końcu ruszamy dalej. Teraz czeka nas podejście na Redykalny Wierch, znowu wlekę się na końcu, choć tempo spada, a zaczynamy powoli mieć coraz lepszy humor, ot na przykład śpiewając pieśń Piersi "będzie, będzie zabawa". 
Wcześniej widok na halę Pawlusią i Romankę:

mijamy charakterystyczną chatkę, a po jakimś czasie mijamy po kolei hale, które słyną z widoków. Dzwonię do schroniska z potwierdzeniem, że za jakiś czas będziemy. 
Jedna z hal, Bacmańska.

Widoki.
 Ale dziś widoki nie są najważniejsze, dziś chodzi by posiedzieć przy piwie, oraz czymś mocniejszym. Więc gdy docieramy na Rysiance to rozkładamy się w pokoju, stawiam po piwie i tak wkraczamy w wieczorny czas... Choć widoki z Rysianki jak wiadomo, to klasa sama w sobie...

Wieczorem oprócz picia, rozmów idziemy też około północy na szczyt Rysianki. Obserwując mapę w telefonie zdobywamy szczyt w świetle czołówek, a potem idziemy na halę Kaziorkę i obserwujemy światła wsi i miast niżej...
Dzisiejszy dystans to 17km i 1220 metrów przewyższenia, oraz kilka piw na łebka 😜
Pierwszy raz śpimy też w głównym budynku, wcześniej spałem w Betlejemce, w pokoju ze świetnym widokiem porannym. Ja akurat się budzę w porze wschodu, więc gdy widzę to co za oknami się dzieje, łapę aparat i robię zdjęcia:

Następnie powoli się budzimy, zjadamy co nieco i czas się zbierać do domu. 
Ruszamy tym razem ku Żabnicy, dziś nie mamy tyle czasu by znów cały dzień się tarabanić do Węgierskiej, liczymy, że zdążymy na jakiś pekaes. Schodzimy wpierw jednak na halę Pawlusią, skąd nasz szlak odbija do Żabnicy, a dalej idą szlak GSB w kierunku Słowianki, omijając Romankę, ale na nią również wiedzie szlak.

Zanim jednak wejdziemy w las, podziwiamy morza chmur, jakie niżej nas się znajdują.

Zdjęcie Robiego.
W cieniu jest chłodno, z początku trawy są zmrożone, niżej zaczyna się błoto. W końcu dość szybko złazimy na dół. Teraz kawałek drogi podejść na przystanek...

...i okazuję się, że żaden autobus nie zamierza jechać. Ruszamy więc w dół i zaczynamy łapać stopa, najbardziej na czasie zależy Tomkowi, który musi spod bloku zabrać auto i pojechać w środek polski, do domu. Udaje nam się złapać faceta z kangurem, który nas wszystkich zabiera. 
W Węgierskiej Górce, okazuje się, że mamy jeszcze trochę czasu, więc idziemy na piwo i pizzę by po jakiejś godzinie wsiąść w pociąg i ruszyć ku domom...

Koniec.

Komentarze