W Alpach na majówce...

 Ale w Andrychowskich Alpach 😉

Chyba to rok temu, na wiosnę próbowaliśmy się w kilka osób umówić na wycieczkę w góry. Z pośród wielu propozycji, jedna padła na niższe szczyty Beskidu Małego, które do tego zostały nazwane Alpami Andrychowskimi. Z wycieczki wtedy nic nie wyszło, ale pomysł zapisałem w pamięci, by rok później po części go zrealizować.
Według planu mieliśmy pojechać w Beskid Makowski, jednak poranne prognozy pokazały, że słońce wbrew wcześniejszym zapowiedzią, jednak się pojawi, więc docieramy w pasmo obok... 

Celem jest spotkanie wiosny. Gdy wysiadamy z auta, wokół jest zielono! Do tego ciepło, kurtki lądują w plecakach, a po chwili do nich dołączają i polary, jest ciepło. Póki co, trafiliśmy idealnie, powyżej widok na opadające zbocza Jaroszowickiej Góry, za Skawą, na wprost wzniesienia Pogórza Wielickiego, gdzie byliśmy na koniec lutego, poniżej droga do starego domostwa:

Dziś będziemy wędrować w Paśmie Bliźniaków. Jest to niskie i długie pasmo górskie, w całości zarośnięte, co w połączeniu z nienajlepszą widocznością, oznacza brak widoków - nie spodziewajcie się ich w tej relacji. Im bliżej Iłowca, pierwszego szczytu, tym głośniejsze są ptaki, a szum dobiegający od krajówki cichnie...

Po wdrapaniu się na Iłowiec, szlak robi się bardziej płaski. Dopiero pod Łysą Górę, trzeba będzie się znów wdrapać. A wokół wiosna. 

Mrówki również nie próżnują, na mrowiskach się mienią ich tysiące, a samych mrowisk w tej okolicy bardzo dużo.


Na zdjęciu widać cztery mrowiska:

Z racji braku widoków, więcej spoglądam po runie leśnym. Tu też widać wiosnę!


Zdobywamy Łysą (zalesioną) Górę i rozpoczynamy krótkie, ale treściwe zejście. Oj nie chciałbym podchodzić od tej strony, jest krótko, ale na prawdę stromo. Na Przełęczy pod Łysą Górą, spotykamy pierwszych turystów. Teraz pozostało nam podejście na szczyt, od którego pasmo to wzięło swą nazwę, na Bliźniaki. Znów podejście jest treściwe, szczyty te, choć niewysokie, mają nieco ponad 500metrów wysokości, to podejścia na nie są, naprawdę ostre.

Jeden z niewielu widoków, na stoki opadające od Łysej Góry:

Po zejściu na przełęcz między wierzchołkami, odbijamy ze szlaku. Chcemy dojść do polan, na grzbiecie Gancarza.
Robi się ponuro, bo nad główną granią Beskidu Małego od kilku chwil się chmurzyło i teraz niebo zrobiło się granatowe. Spotykamy nietypową chatkę:
Czy to chatka na kurzych nóżkach? Czuć jeszcze dym...
Teraz trzeba dotrzeć do tych polan. Wędrując leśną drogą płoszymy ptaki, jeden z nich siada na drzewie przed nami; to dzięcioł, pod Jaworzem mi jeden uciekł, zanim mu zrobiłem zdjęcie, ten oczywiście robi to samo; zanim przełożę obiektyw...to go już dawno nie ma. Są za to, kwiatki, kałuża wyglądająca jakby była bez wody, choć spróbowane - jednak jest w stanie ciekłym, są różne drzewa, z korą, oraz bez, a dokładniej, z korą leżącą pod nim.



Gdy dochodzimy do skraju lasu, zaczyna kropić. Na szczęście na postraszeniu się kończy. Niestety ale słońca dalej nie ma, za to jest mrok. A szkoda, bo słońce dodało by uroku temu miejscu:


Wiosnę widać, ale widać, też, że u góry jest jeszcze buro, im niżej, tym zieleń jest bardziej soczysta:

Wiosna rządzi na łąkach:

Schodzimy do wsi. Mijamy ambonę, oraz drzewa pozbawione kory, to zapewne sprawka jeleni. Droga jest pobielona, przez płatki:

Nawet kolorowe kwiaty mało co rozjaśniają ponurość:


We wsi sporo jest domów drewnianych, ale takich jednoizbowych. Ten jeden nawet się wpasował w klimat ponurości:


Fajne komórki:

Gdzieś niżej, we wsi, domy za to są kolorowe:

Przed nami dolina wydaje się zamknięta. To znak, że zbliżamy się do auta.

Tuż przed nim ostatnie kwiaty i kolory:


Po kilkunastu kilometrach, szczególnie po marszu asfaltem, jest radość, bo stopy odpoczną. Teraz tylko pozostaje nam powrócić do domu...
Koniec.

Komentarze

  1. Ta chatka robi wrażenie! Możesz coś więcej o niej napisać? Byłeś w środku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, wisiała kłódka, więc nawet nie podchodziłem, tylko zrobiłem zdjęcie i poszedłem dalej. Fajna!

      Usuń

Prześlij komentarz