Przedpotopowe czasy :) w Beskidzie Sądeckim. Czyli jak trafiłem na forum górskie. 2009r.
Zastanawiałem się ostatnio nad pierwszą relacją na forum. To była z Beskidu Żywieckiego z listopada 2009r. To zaś wiąże się z odpowiedzią, skąd w ogóle wziąłem się na forum górskim.
No więc pierwsze wycieczki były umawiane w gronie znajomych. Później gdy większość zaczęła pracować/studiować, to coraz rzadziej można było umówić się na wspólny wyjazd.
Przyczyną do zalogowania się na forum górskim, była zmiana pracy. Nie, nikt z nowej pracy mi nie polecił forum. Po prostu musiałem zmienić pracę i polecono mi pewien portal, który służy do rekrutacji, oraz szukania pracy. Są tam też (choć w erze fb to już umiera, ale nadaj są), grupy, gdzie rozmawia się na setki, tysiące tematów. I właśnie na takiej grupie poświęconej górom, postał pomysł na wyjazd w Beskid Sądecki. Jako, że znajomi nie mogli jechać, zapisałem się na listę. Jednak cała grupa jechała w piątek, ja nie dostałem urlopu, mogłem ruszyć w sobotę rano. Okazało się, że jedna osoba, również woli w sobotę jechać i tak razem ruszyliśmy.
Zaparkowaliśmy auto w Rytrze, za mostem i powoli ruszyliśmy ku schronisku Cyrla. Ekipa miała podobno problem, bo z piątku na sobotę nie było miejsc i w końcu gdzieś indziej pojechali. My tymczasem po stromym podejściu dochodzimy do pustego schroniska, zostawiamy plecaki, zjadamy ciepły posiłek i ruszamy dalej.
Mała dygresja, nie miałem aparatu, ale to były początki telefonów z jakimiś aparatami fotograficznymi. Więc zdjęcia są z takiegoż telefonu, no niestety nie najlepszej jakości...ale jaki za to klimat tworzą!
Pamiętam, że ten szlak był przepiękny...dopóki nie doszliśmy do asfaltu. Po nim w słońcu szło się ciężko, więc z dużą ulgą dotarliśmy do miasta. Chwilę siedliśmy w kościele przy Rynku i przechodząc na naszą stronę Popradu ruszyliśmy ku Rytrze.
Ha to wtedy był mój debiut również i chaszczowania poza szlakowego. Bo gdzieś na wysokości osady Głębokie ruszamy ku schronisku leśną ścieżką.
W pewnym momencie ścieżka się kończy, powoli zapada zmrok, jest ok 22, dobrze, że to koniec czerwca, to nie jest ciemno. Jednak gdy przed nami coś się w krzakach zrywa, jakieś stado (saren? dzików?), i nieźle tupocze przed nami parenaście metrów, to lekki strach jest. Choć nie taki jak koleżanki, która omal mi na barana nie wskoczyła :)
W ciemności mijamy szlak, jednak łapę się po kilku metrach, że zaczynamy schodzić w dół, a na mapie szlak idzie garbem. I bodajże ok 23,30 docieramy do schroniska. Gospodarz na nas czekał, ale opierdziela nie dostaliśmy. Kąpiel i wreszcie można się położyć spać. A jesteśmy padnięci. W końcu zrobiliśmy ponad 30km i prawie 2000 m. przewyższeń.
Rano wstajemy, zjadamy śniadanie i mimo, że się nic nie chce, to stwierdzamy, że wracamy do auta, zostawiamy plecaki i na lekko idziemy w stronę Chatki Niemcowa.
Wydaje mi się, że z auta jeszcze podchodzimy na ruiny zamku w Rytrze.
Potem gubimy po drodze szlak, wracamy na niego i w końcu docieramy mijając fajne polanki do rozstaju szlaków.
Mnie po drodze zaczyna szwankować noga, rezygnujemy więc z odwiedzenia chatki i schodzimy jak najbliższą trasą w dół.
To znaczy, że schodzimy do Piwnicznej. I potem przy drodze wracamy do auta.
W rowach obłożonymi płytami żmije zostawiają wylinki, pamiętam bo koleżanka dość nerwowo reaguje na próbę dotknięcia takiej skóry :)
I tak mija moja pierwsza wycieczka, na którą umówiłem się poprzez internet :)
Trasa z pierwszego dnia.
Trasa z drugiego dnia.
W dwa dni przeszliśmy prawie 56km, robiąc ok 3100 m przewyższeń. Nieźle. Pamiętam, że pół tygodnia zdychały mi nogi :)))
No dobra, a jak w końcu trafiłem na forum? Ta wycieczka łączy się sposobem umówienia na drugą, która już będzie mieć bezpośredni wpływ na mą obecność na forum :) .
Zdjęcie z czasów wyjazdów ze znajomymi :) .
No więc pierwsze wycieczki były umawiane w gronie znajomych. Później gdy większość zaczęła pracować/studiować, to coraz rzadziej można było umówić się na wspólny wyjazd.
Przyczyną do zalogowania się na forum górskim, była zmiana pracy. Nie, nikt z nowej pracy mi nie polecił forum. Po prostu musiałem zmienić pracę i polecono mi pewien portal, który służy do rekrutacji, oraz szukania pracy. Są tam też (choć w erze fb to już umiera, ale nadaj są), grupy, gdzie rozmawia się na setki, tysiące tematów. I właśnie na takiej grupie poświęconej górom, postał pomysł na wyjazd w Beskid Sądecki. Jako, że znajomi nie mogli jechać, zapisałem się na listę. Jednak cała grupa jechała w piątek, ja nie dostałem urlopu, mogłem ruszyć w sobotę rano. Okazało się, że jedna osoba, również woli w sobotę jechać i tak razem ruszyliśmy.
Zaparkowaliśmy auto w Rytrze, za mostem i powoli ruszyliśmy ku schronisku Cyrla. Ekipa miała podobno problem, bo z piątku na sobotę nie było miejsc i w końcu gdzieś indziej pojechali. My tymczasem po stromym podejściu dochodzimy do pustego schroniska, zostawiamy plecaki, zjadamy ciepły posiłek i ruszamy dalej.
Mała dygresja, nie miałem aparatu, ale to były początki telefonów z jakimiś aparatami fotograficznymi. Więc zdjęcia są z takiegoż telefonu, no niestety nie najlepszej jakości...ale jaki za to klimat tworzą!
Widok z pod schroniska.
Albo z polany Kretówki ;)
Potem ruszyliśmy ku schronisku na Łabowskiej hali. Zdjęć niestety nie mam, choć jakieś jest, tylko skąd?
Co do samego schroniska to za wiele nie kojarzę, poza lekkim smrodkiem jaki tam panował. Więc szybki wymarsz ku Piwnicznej Zdrój. Tu mam zdjęcie, które chyba każdy ma, z hali Skotarki:
Ha to wtedy był mój debiut również i chaszczowania poza szlakowego. Bo gdzieś na wysokości osady Głębokie ruszamy ku schronisku leśną ścieżką.
W pewnym momencie ścieżka się kończy, powoli zapada zmrok, jest ok 22, dobrze, że to koniec czerwca, to nie jest ciemno. Jednak gdy przed nami coś się w krzakach zrywa, jakieś stado (saren? dzików?), i nieźle tupocze przed nami parenaście metrów, to lekki strach jest. Choć nie taki jak koleżanki, która omal mi na barana nie wskoczyła :)
W ciemności mijamy szlak, jednak łapę się po kilku metrach, że zaczynamy schodzić w dół, a na mapie szlak idzie garbem. I bodajże ok 23,30 docieramy do schroniska. Gospodarz na nas czekał, ale opierdziela nie dostaliśmy. Kąpiel i wreszcie można się położyć spać. A jesteśmy padnięci. W końcu zrobiliśmy ponad 30km i prawie 2000 m. przewyższeń.
Rano wstajemy, zjadamy śniadanie i mimo, że się nic nie chce, to stwierdzamy, że wracamy do auta, zostawiamy plecaki i na lekko idziemy w stronę Chatki Niemcowa.
Wydaje mi się, że z auta jeszcze podchodzimy na ruiny zamku w Rytrze.
Potem gubimy po drodze szlak, wracamy na niego i w końcu docieramy mijając fajne polanki do rozstaju szlaków.
Mnie po drodze zaczyna szwankować noga, rezygnujemy więc z odwiedzenia chatki i schodzimy jak najbliższą trasą w dół.
To znaczy, że schodzimy do Piwnicznej. I potem przy drodze wracamy do auta.
W rowach obłożonymi płytami żmije zostawiają wylinki, pamiętam bo koleżanka dość nerwowo reaguje na próbę dotknięcia takiej skóry :)
I tak mija moja pierwsza wycieczka, na którą umówiłem się poprzez internet :)
Trasa z pierwszego dnia.
Trasa z drugiego dnia.
W dwa dni przeszliśmy prawie 56km, robiąc ok 3100 m przewyższeń. Nieźle. Pamiętam, że pół tygodnia zdychały mi nogi :)))
No dobra, a jak w końcu trafiłem na forum? Ta wycieczka łączy się sposobem umówienia na drugą, która już będzie mieć bezpośredni wpływ na mą obecność na forum :) .
Komentarze
Prześlij komentarz