Oszus dziad jeden. 2014.

Oszus, góra w południowej części Beskidu Żywieckiego. Biegnie przez nią szlak mało uczęszczany, więc teoretycznie powinienem być zadowolony. To czemu go dziadem nazwałem? (tylko bez skojarzeń politycznych...)
No cóż, szczyt ten ma pewien szczegół, który potrafi dać popalić. 
Pierwszy raz, trafiłem na niego pod koniec listopada. Dał choroba popalić, doszło do tego błoto, oraz klimat. Tu relacja z tej wycieczki. Wtedy niestety nie miałem żadnych widoków ze szczytu, więc gdy usłyszałem, że są z niego widoki, to wiedziałem, że spróbuje go zdobyć po raz drugi. I kilka lat później...ruszamy z bazy. 
Niestety pogoda nie napawała optymizmem, na widoki nie ma co liczyć. Trudno. Startujemy. Ale nie idziemy na przełęcz Glinkę, a zamierzamy dojść skrótem. Początek, to normalna szutrówka. Idziemy z telefonem, na mapie ma być jakaś ścieżka. Mijamy miejsce, gdzie powinna odbić, po chwili wracamy i na azymut ruszamy do góry.
Piękna pogoda, nie ma co :)

Przez mokrą trawę, pniemy się do góry. Ścieżki brak. Mamy w linii prostej mamy ok kilometra i dwie setki metrów wyżej. Więc gdy znajdujemy ścieżkę, stwierdzamy, że co z tego iż ona nie wiedzie w naszym kierunku, idziemy nią. Potem leśne ścieżki się krzyżują i jedna z nich znowu nabiera wysokości.

Słupek graniczny, więc doszliśmy do szlaku.
Solisko, pierwszy szczyt. Teraz przed nami szlak, który pamiętam, że dał mi popalić. Ścieżka nie jest zbyt zdeptana, choć po chwili mija nas rowerzysta, a następnie mijamy miejscowych zbierających grzyby. Szlak póki co wiedzie po płaskim, jest zielono, ścieżka zarośnięta. Jest przyjemnie i pięknie.
Szlak na odcinku Solisko-Smerków Mały.
Następnie szlak, który w tym rejonie wiedzie po granicy, odbija na południe, również obniżając się. Wchodzimy w las bukowy, znika zielone poszycie a ścieżka poszerza się. Po chwili zaczyna się...to za co się oberwało tytułowej górze.
Gdzieś za Kaniówką...
Zaczyna się...
Zaczyna się podejście. Oj konkretne, pierwszym razem połączone z konkretnym błotem, dziś też trochę  go jest. Choć od wschodniej strony plusem jest, że podejścia są rozłożone. Pierwsze wiedzie nas do źródła. Woda jakoś jednak nie zachęca do wypicia, pływają tłuste plamy po powierzchni.

Teraz zaczyna się kolejna część zabawy. Pierwszym razem idąc ze sporym plecakiem, kląłem w tym błocie...plecak ciągnął do tyłu, nogi ujeżdżały. Myślicie, że przesadzam? No to proszę:

Po chwili sapania osiągamy wschodnią część góry. Tu następuje wypłaszczenie. Można odsapnąć. 
Moje plany podziwiania widoków...no trzeba przełożyć na inny raz. Północne stoki opadają tu ostro do doliny potoku Urwisko. Są porośnięte buczyną karpacką, pierwotną, przez co właśnie został stworzony rezerwat Oszast. Niestety buczyny tej, też kolejny raz nie popodziwiamy.

Zamglone widoki...
W końcu docieramy. Dziś nie jestem sam, nie ma aż takiej mgły, ale dalej dziwnie się czuję w tym miejscu. Tak było w 2009 roku:

a tak w 2014 roku:

Sam szczyt leży po stronie słowackiej kilkadziesiąt metrów od szlaku. Tym razem również dość szybko się stąd oddalamy. Jakoś to miejsce robi na mnie dziwne wrażenie...
Czyli teraz to luz, blues, lajcik? O nie. Jak się wcześniej weszło, to teraz trzeba zejść. A od strony zachodniej jest podobnie ostro, jak od wschodu. Pierwszym razem się z niego prawie, że ześlizgnąłem. Dziś zaliczam upadek na tyłek...
Zejście, z Oszasa.
Dobrze, że drzewa są po obu stronach, bo...można się ich trzymać :D
Zejście jest dość szybkie. Na dole znajdujemy radość, że teraz będzie już lżej. Odbija stąd szlak na Słowację. O ile ten graniczny, jest dość pusty, to ten...chyba bardzo rzadko uczęszczany. Za drzew mały mamy widok na zbocza Oszusa. Oraz na góry po stronie naszych południowych sąsiadów.
Oszus.
Dzikość...
Pojawiają się też jakieś widoki na południe.
Z polanami to Kohútik, a dalej Orawska Magura.
Szlakiem tym można dojść do drogi, którą można dojechać do stacji Orawskiej Kolei Leśnej, stacji Tanečník, gdzie mieści się niewielkie muzeum. Droga ta odbija od drogi łączącej Zákamenné z Nová Bystrica. Stoi tam dość ciekawa ciuchcia, niestety zdjęcie robione było telefonem, więc...trzeba będzie się tam kiedyś wybrać.
Teraz do przejścia mamy dość ponury fragment szlaku, za to płaski ponad kilometrowy grzbiet zwany Równym Beskidem. Odcinek biegnący lasem, dość nudny. Robimy popas przy Pańskim Kamieniu. Wtedy był chyba remontowany, bo zasłonięty. Zrobiło się zimno, więc ubieramy kurtki i ruszamy co by się rozgrzać.

Nasz szlak, którym podążamy, tu znowu zaczyna się odcinek w lesie, początkowo iglastym, następnie przechodzącym w bukowy. Powoli zaczynamy się wspinać na ostatni dziś na trasie szczyt. Tu mamy wycinkę od strony południowej i znowu możemy popatrzeć na Orawską Magurę, a więc pasmo górskie między Beskidem Żywiecki, a Małą Fatrą. Na jednym ze zdjęć nawet chyba złapałem Wielkiego Rozcutca.
Wielki Rozsutec między kikutami drzew.
Tu rzut oka na Paráč, trzeci co do wysokości szczyt Orawskiej Magury.
Orawska Magura, to pasmo górskie ciągnące się na długość 36km i szerokości do 10km, z najwyższym szczytem Minčolem, mijanym przeze mnie w drodze czy na Małą, jak i Wielką Fatrę.
Ruszamy dalej. Kolejny cel, to przełęcz Przysłop, skąd można podejść do bacówki pod Wielką Rycerzową, do Soblówki, oraz na Słowację. W przesmyku między drzewami widać stoki Wielkiej Rycerzowej i się zaczyna...


Zejście...o ile z Oszusa było ostre...to jest mega ostre. Jedno z najostrzejszych w polskich Beskidach?
Dochodzimy do przełęczy. Stoi tu chata. Cała zasyfiona. Śmieci, butelek i papierzaków całe stosy. Witamy w Polsce!

Nie idziemy dalej, jak ja kilka lat wcześniej. Wtedy zmęczony po całym dniu, krótkim listopadowym dniu ominąłem szlak graniczy, i poszedłem skrótem, szlakiem żółtym. Dziś schodzimy na dół, do Soblówki, skąd nas ma zabrać transport na przepyszny obiad na bazie. Niby zostaje zejść, ale ja tej części wycieczek nie lubię najbardziej. Dobrze, że początek wiedzie widokowymi polanami.
Typowa droga górska w Beskidzie Żywieckim.
Widok na północ, Smerków Wielki.
Beskid Bednarów, czyli stamtąd przyszliśmy. Na lewo widać dolinę potoku Urwisko.
Chwilę później dochodzimy do drogi, która jest wyasfaltowana. Do tego wiedzie w lesie, więc podwójna to trudność na koniec trasy przejść. A goni nas czas, bo umówiliśmy się na konkretną godzinę. Więc ostatni rzut oka na to co za nami...

oraz fajną chatę...

i zasuwamy. A potem się zajadamy w bazie.

Jednak brak widoków z Oszasa ciągle mi tkwi w głowie...jednak te podejścia...

Ps. Oto widok z Smerkowa Wielkiego:
Na Wielkiego Rozsutca,
Tatry Zachodnie,
Niżne Tatry,

A to Oszus widziany od północy:

Ps. To z innej wycieczki, ale to jeszcze nie spisałem...

Komentarze