Pierwszomajowy pochód nasz, w górach. Beskid Śląski 2016.

To była okazja na poznanie rejonów, dla mnie, w sumie do dziś nie za bardzo znanych. Po zawitaniu w naszej rodzinie córy, również pierwsza wspólna wycieczka z żoną, więc zarazem miało być to coś niewymagającego. Więc na pierwszy dzień maja córę oddajemy dziadkom a my ze znajomymi ruszamy. W pasmo Czantorii.
Po drodze mamy trochę problemów z autem. Gasną zegary, pojawia się komunikat o zbyt dużym napięciu. Więc wiślanką po zjeździe z ekspresówki już jadę "na ślepo". O dziwo powrót do domu odbył się bez jakiś ekscesów, a problemem okazał się alternator. 
Dojeżdżamy do Wisły i mijamy stację przystanek kolejowy Dziechcinka i za wiaduktem łukowym, po którym biegną tory kolejowe, zostawiamy auto. Dokładnie przy wejściu na szlak niebieski.
Wiadukt, został zbudowany w latach 1931-33 pod budowaną linię kolejową, którą można dziś dojechać do Wisły, a która kończy się ok 3km dalej. Co ciekawe miała ona wieść do Zwardonia, min przez tunel pod Kubalonką, ale poprzez wybuch II WŚ nie został ukończony, a po wojnie zarzucono ten projekt.

Wiadukt nad drogą, zdjęcie z drugiej wycieczki w te rejony z 2019roku.

Czas ruszyć. Przechodzimy potok i pod wiaduktem ścieżka wyprowadza nas na pola, by po chwili przejść przez tory kolejowe i zacząć nabieranie wysokości. Mijamy zabudowania, gdzie spotykamy kilka pasących się owiec i wchodzimy w las. Pod lasem podziwiamy idealnie pod słońce widoki jakie się za nami pokazują. 


Las nie jest gęsty, a po chwili dochodzimy do skałkę Krzakoską, pod którą rośnie młodnik, więc można ją podziwiać. Droga tymczasem robi zakos i po chwili mijamy połówkę samochodu i wchodzimy na skałkę.


Skałka ma wysokość do 13 metrów i całkiem fajne widoki się z niej prezentują, choć u nas widać smog od północy, a w powietrzu unosi się lekka mgiełka, wliczając w to porę południa, zdjęcia są słabe...
 Równica wyłaniająca się z zamglenia, bliżej widać ośrodek narciarski Skolnity.
 Czantoria Wielka z wieżą.
Widoczna wieża na Skrzycznym, wyłania się zza Czupla.
Po krótkiej przerwie podczas której pooglądaliśmy okolice, ruszamy dalej. Mijamy domostwa i ruszamy pod mały szczyt, Kobyła. Szlak przechodzi poniżej szczytu w lesie, ale to krótki odcinek, więc po chwili wychodzimy na łąki. Dochodzimy do drogi i gdy widzimy ławkę, to korzystamy z niej i wcinamy drugie śniadanie.
Kobyła z zabudowaniami.
Po krótkiej przerwie ruszamy dalej. Drogą, potem kolejną, spoglądamy na osiedle Stożek Mały, potem zdobywamy szczyt o tej samej nazwie, choć po prawdzie, to wiele trudności nam to nie sprawiło i ruszamy ku głównemu celowi, czyli na Stożek Wielki.
 Przed nami stożek do zdobycia.
Końcówka podejścia jest dość wymagająca, więc z radością zasiadamy na ławkach pod schroniskiem.
Schronisko na Stożku Wielkim.
Co ciekawe, jest to najstarsze Polskie schronisko w Beskidzie Śląskim. Pierwsze wybudowane na Ropiczce spłonęło, no i obecnie to teren Czech. Po zburzeniu schroniska na Markowych Szczawinach, zarazem najdłużej działające. Schronisko to zostało otwarte w 1922 roku.
Pod schroniskiem minęliśmy rowerzystów, którzy zjeżdżali trasą jaka jest poniżej szczytu, potem ich widzieliśmy podczas zasiedzenia. Przed wstąpieniem Polski do strefy Schengen istniało tu przejście graniczne. Dziś też spośród wielu turystów, było naszych sąsiadów. 
Z żoną.
Widoki spod schroniska w kierunku wschodnim.
Siedzi się przyjemnie, ale trochę trasy jeszcze przed nami, więc czas się zbierać. Ruszamy na południe najdłuższym szlakiem beskidów czyli GSB. Wiedzie on lasem, ale po drodze jest kilka atrakcji. To skalne grzyby. Tu robimy kolejną małą przerwę, ale tym razem na złażenie tych skał, oraz zrobienie zdjęć.
 Niby w lesie, ale nudno nie jest.

Grzyb skalny.
Widoczne schronisko Na (dokładnie pod) Stożkiem Wielkim (979m npm).
Zdjęcie z grzybka.
Po chwilowej przerwie ruszamy dalej. Przed nami, najwyższy dziś szczyt, Kiczory. Na nim można podziwiać panoramę, do tego jest tablica z takową, z opisem co widzimy. 

Na Kiczorach (990m npm), granica odbija na południe i co ważne szlaki odbijają od niej na wschód. Odbijają, bo czerwony idzie w kierunku wschodnim ku Kubalonce, ale bardziej na południe (dokładnie na południowy-wschód) odbija zielony, którym dojdziemy do Istebnej. My mamy na celu Kubalonkę, więc schodzimy czerwonym. I nagle szok, Ze ścieżki wchodzimy na idealnie ubitą drogę...
 Widać skrzyżowanie dróg, szlaków...Mraźnica.

Mnie zaczyna coś gnieść w brzuchu, więc z racji iż moja ukochana jest też zmęczona, proponuję skrócić trasę i zejść w kierunku Wisły Głębce. Jakoś nas też nie zachęcała trasą tą drogą, a taką byśmy musieli podążać ku Kubalonce.
Ruszamy więc teraz szlakiem niebieskim, na którym robi się cisza i spokój. Więc gdy wychodzimy na polankę, to natychmiast decydujemy się na poleżenie, w końcu mamę trochę czasu urwanego, poprzez skrócenie planów. 

A dalej, to już powolny marsz ku cywilizacji. Mijając polany, domostwa, stare drewniane płoty chylące się ku ziemi, oraz wędrówka w lesie. Niżej spotykamy ubielone drzewa, w końcu wiosna w pełni. 


Na jednej z przecinek, oglądamy też przysiółek Pod Kobylę, przez który przechodziliśmy.


Gdy w lesie spotykamy jakieś studnie, rury i zarośnięte budowle, wiemy, że już jesteśmy praktycznie na "dole". Mijamy nieczynny ośrodek wypoczynkowy i w końcu jesteśmy przy wiadukcie, drugim na trasie kolejowej w Wiśle.


Podziwiamy wiadukt z góry, a następnie schodzimy na dół i przechodząc pod wysoką na 25 metrów budowlą powoli kierujemy się ku autu. Niestety mamy trochę drogi do przejścia, a ja mam coraz więcej nerwów, czy dojedziemy naszym autem do domu. 
Na szczęście, jak już wspomniałem, powrót przebiega bez problemowo, a w tygodniu auto oddaję do mechanika na regenerację alternatora.

Kolejne odwiedziny w te rejony, nastąpiły dopiero w 2019 roku, gdy na zakończenie wakacji odwiedzamy, już całą naszą rodziną Czantorię i Soszów Wielki.
Gdybym miał powrócić, to zdecydowanie okolice Soszowa bardziej przypadły mi do gustu. W okolicy Stożków domostw, przysiółków jest więcej, natomiast na Soszowie jak dla mnie widok był inny, niż moje wyobrażenie o tej części Beskidu Śląskiego, cywilizację widać, ale jest ona w dolinach, daleko:

Komentarze